Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2011, 23:03   #65
Vantro
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Vicky wychodząc z restauracji czułą jak krew jej buzuje ze złości na młodego szlachcica, który tam został, a może na wszystkich osobników płci męskiej. Tak więc widok wydzierającego się, czarno ubranego osobnika na Katie zadziałał na nią jak lont, który się podpala by spowodować wybuch dynamitu. To, że do nich podszedł to nic, to że zaczął się wydzierać, to jeszcze by zrozumiała, wszak mężczyźni tylko w ten sposób potrafili się komunikować co już nie raz zauważyła. Wsunęła dłoń do swojej “podręcznej torby” i wyciągnęła pistolet w który zaopatrzył ją Douglas. Odbezpieczyła, by szybko z niego skorzystać jeżeli zajdzie taka potrzeba.


Jednak to że opryszek ośmielił się podnieść rękę na Katie to, było o wiele za dużo... o bardzo wiele. Stojąc z tyłu za nim wzięła zamach i z całej siły przywaliła mu torbą ze srebrnymi okuciami w ten durny łeb. Z uśmiechem na twarzy słuchając łupnięcia, kiedy jeden z twardych okutych srebrem rogów zderzył się z jego czaszką, dziewczyna bowiem wycelowała w tył jego głowy nieosłonięty kapeluszem, a potem pospiesznie strzeliła mu w tyłek z pistoletu.


Po czym znów wzięła zamach torbą wydzierając się przy tym na całe gardło:
- Taaaaaaki z ciebie damski bokser!!! Kobiety się nie bije!!! Nie dotyka nawet kwiatkiem jeżeli ona na to nie pozwala!!! - przy każdym kolejnym jej słowie torba stykała się z ciałem mężczyzny.
Zaskoczony mężczyzna, nie zdołał się otrząsnąć, po pierwszym uderzeniu. A gdy prąd popłynął po jego ciele osunął się jak kłoda. Nie mogąc się ruszyć, będąc na granicy przytomności, biernie przyjmował kolejne razy od rozjuszonej kobietki. Aż z głowy mężczyzny popłynęła krew... przy którymś z razów.
Na koniec dziewczyna wzięła zamach nogą i z całej siły przykopała czubkiem buta w klejnoty rodzinne rozciągniętego na ziemi opryszka. Nie zwracając już na niego uwagi zdeptała go jeszcze swymi szpilkami przechodząc po nim by pomóc podnieść się z ziemi Katie.
- Idziemy stąd, nikt mnie nie uprzedził, że w Londynie mieszkają sami nieuprzejmi mężczyźni. - prychnęła przy tym pod nosem i ponownie depcząc po leżącym pociągnęła Katie w stronę ulicy by złapać dorożkę.
-Co panienka zrobiła...- wyszeptała przerażonym tonem głosu Katie. -Oni tego pani nie darują.
Dawała się jednak prowadzić, będąc zszokowana działaniami panny von Strom.
- Lepiej niech uważają bym ja im to darowała. A może go jeszcze raz zdzielę aby zapamiętał lepiej? - przystanęła w pół kroku odwracając się w stronę rozciągniętego na ziemi opryszka.
Dziewczęta nie zareagowały na to pytanie. Katie była zbyt przerażona, a Bella niespecjalnie chciała się mieszać w tą całą awanturę. Ani też stawać na drodze rozsierdzonej Victorii.
- Eeeeeee tam, chyba już nie warto. -mruknęła pod nosem Vicky i machnęła ręką na przejeżdżającą właśnie dorożkę.
Dorożka ta natychmiast stanęła i otworzyły się drzwi pozwalając trójce kobiet wsiąść do środka.
-Dokąd panienko?- spytał dorożkarz.
- Do Izby Gmin proszę nas zawieść. - zakomenderowała Vicky wygodnie się rozsiadając na siedzeniu dorożki.
-Sie robi panienko.- odparł dorożkarz i dorożka ruszyła wioząc trzy kobiety do parlamentu.


W tym celu przejeżdżali przez most oświetlony latarniami gazowymi najnowszej generacji. Wszak stolica cywilizowanego świata, była wyposażona we wszystkie nowinki techniczne.
Vicky z ciekawością wyglądała przez okno dorożki i podziwiała atrakcje jakie jej migały przed oczami.
- Uroczo wygląda to miasto w świetle tych latarni. Kto by pomyślał, że zamieszkujący tu mężczyźni to same gbury. - rzekła do jadących z nią kobiet.
-To zależy czego chcą.- zachichotała Katie.-Mężczyźni potrafią być czarujący... jeśli im zależy.
- Tak, tak... aż mnie oślepili swym czarem. - odpowiedziała jej na to ironicznie Vicky.
-Może masz złe podejście do mężczyzn.- zaryzykowała teorię Katie.
- Ty masz za to idealne... dowodem na to jest ten siniec co ci właśnie pod okiem rozkwita. - rzekła Vicky grzebiąc w torbie, by po chwili wyciągnąć z niej maczetę, którą już wcześniej machała przed nosem Belli. - Przyłóż sobie pod oko ostrze, jest chłodne może choć trochę pomoże. Boli? - zakończyła pytaniem i w jej głosie można było wychwycić zaniepokojenie a może raczej bardziej zatroskanie.
-Troszkę.-odparła markotnie Katie, po czym dodała.-Londyn to niebezpieczne miejsce, dla kobiet z nizin społecznych, panienko Vicky.
- Tym bardziej nie mogę tego zrozumieć... - zaczęła Vicky, ale widząc pobitą twarz dziewczyny przerwała w pół zdania. - Jak wrócimy do automobilu to coś poradzimy i na tego sińca i na ból. - rzekła pocieszająco głaszcząc Katie po ramieniu.
Ta nic nie odpowiedziała, zresztą dorożka już dojeżdżała i nie było czasu na rozmowy.

Vicky wysiadła z dorożki, zabierając najpierw z dłoni Katie swoją maczetę i chowając ją do torby. Tym razem nie zapomniała wręczyć dorożkarzowi zapłaty, nie tylko opiewającej na sumę jakiej zażądał za dowiezienie ich tu, ale i nadwyżki iż zrobił to tak sprawnie i szybko.
- Dziękujemy. Poczekaj tu na nas, niedługo wracamy. - rzekła kładąc mu zapłatę na wyciągniętą dłoń.
-Tak jest panienko.- rzekł dorożkarz. A z powozu wyszła tylko Bella. Katie wolała się nie zbliżać do budynku parlamentu.
Vicky jednak przechyliła się w stronę gdzie siedziała Katie i chwytając dziewczynę za ramię wyciągnęła ją ze środka mówiąc:
- Będziesz mi niezbędna, więc potrzebuję byś z nami poszła.
- Po co?- spanikowana dziewczyna wyraźnie się opierała nie dając się wyciągnąć.
- Ech... potrzebna mi twa poobijana buzia. - niechętnie przyznała się Vicky - Proooooooooszę... choooodź. Obiecuję ci dodatkowy zarobek oraz to, że nic ci się już nie stanie.
-Nie chcę...- rzekła Katie potulnie jednak dając się wyprowadzić z powozu.
Vicky nie zatrzymując się podeszła do drzwi budynku, zamkniętych drzwi. I rzekła z pewnością siebie w głosie, taką jak może mieć tylko dziewczyna, która od urodzenia jest otaczana służbą... córka szlachcica.
- Mam do przekazania pilną wiadomość dla jego lordowskiej mości Sebastiana Stanforda. Przez ciebie to mogę zrobić czy poprosisz kogoś kto mu ją przekaże?
Zgodnie z przewidywaniem Victorii, budynek parlamentu miał deus ex machinę. Z framugi drzwi wysunęły się manipulatory, oraz głośniczek z którego rozległ się dostojny głos.- Wiadomość zostanie przekazana. Jak brzmi, lub jaką ma formę?
- Proszę mu powiedzieć, że jego syn miał wypadek... razem z Katie. - wypchnęła do przodu dziewczynę by można było zobaczyć jej poranioną twarz, po czy, ponownie się przed nią wysunęła i dodała - I że czekam tu by powiedzieć mu co się z nim stało i gdzie teraz jest.
-Wiadomość zostanie przekazana jak najszybciej.-odparł głośniczek i manipulatory schowały się w framugę drzwi.I... Vicky zaczęła czekać. Bo jakoś najszybciej nie chciało równać określeniu “szybko”.
Vicky po paru minutach ponownie zwróciła na siebie uwagę. I kiedy była pewna, że jest ponownie słuchana rzekła:
-Przekazano wiadomość? Każda chwila jest tu cenna na wagę życia, chyba nie chcecie by lord nie zastał syna przy życiu?
-Wiadomość zostanie przekazana jak najszybciej.-odparły drzwi. Jak widać parlamentarna deus ex machina, w niewielkim stopniu przypominała domowe. Jej osobowość została poważnie zredukowana.
- Nie mam czasu na czekanie. Jedziemy aby opatrzono Katie. Nie chcesz przekazać wiadomości to nie, to nie mój syn miał wypadek. Jak widać lordowie nic sobie nie robią z tego co dzieje się z ich dziećmi. - rzekła dziewczyna robiąc w tył zwrot i oddalając się na kilka kroków od drzwi.
Niestety drzwi pozostały niewzruszone. W końcu kontrolował je mechanizm pozbawiony uczuć wyższych. Bella szepnęła na ucho Victorii.-To co teraz robimy, panienko?
- Małe zamieszanie. - stwierdziła Vicky ponownie grzebiąc w swej torbie.
-Panienko, to zdecydowanie nie jest dobry pomysł.- rzekła przerażonym głosem Bella, po czym stanowczym ruchem wyrwała torbę z dłoni Vicky i zatrzasnęła ją.
Niestety w palcach Vicky znajdowało się już to czego poszukiwała.


- Takie maleństwo a pomoże nam zwrócić uwagę nie tylko tej gadającej machiny. - rzekła dyskretnie pokazując co ma zarówno Belli jak i Katie.
-Ale to jest budynek parlamentu, mogą nas aresztować i zamknąć i wyrzucić klucz przez okno... I to kim panienka jest niewiele da.- jęknęła przerażona Bella. A Katie dodała.-Niech panienka da spokój. Co to znaczy jeden dzień czekania.
- Toć syn mu może ducha wyzionąć, a on ma to gdzieś? A nie mówiłam, że w tym mieście mieszkają sami bezduszni ludzie? - oburzenie Vicky sięgnęło zenitu.
-Pewnie ta maszyna mu jeszcze nie przekazała informacji. Sesje parlamentu mają pierwszeństwo. Nie można ich ot tak przerywać.- odparła Katie cicho.
- Sesje są ważniejsze niż życie najbliższych? - tego też za bardzo nie mogła pojąć młoda szlachcianka.
-Dla tej deus ex machiny są ważniejsze... raczej.- stwierdziła londynianka.-Sesje są ważniejsze... na pewno.
- To może jakowyś kamerdyner się znajdzie, jeszcze zanim skorzystam z mojego małego wynalazku. - rzekła dziewczyna ponownie podchodząc do drzwi i pytając - Czy mogę poprosić by kamerdyner wyszedł z nami porozmawiać?
-Proszę podać numer upoważnienia.- odparł głośnik wysuwając się z drzwi.
- Trzynaście. - rzekła Vicky i dyskretnie upuściła maleńką kuleczkę pod drzwiami.
-Numer nie zgadza się z rejestrem... Proszę podać numer upoważnienia.- odparła deus ex machina.
- Zapomniałam. Czy jest kamerdyner? I co odpowiedział lord na przekazaną mu wieść o synu? - spytała Vicky.
-Wiadomość zostanie przekazana jak najszybciej. Proszę podać numer upoważnienia.-deus ex machina odparła znanymi już Vicky frazami.
- To poczekamy. - odrzekła Vicky odwracając się i z całej siły depcząc kuleczkę obcasem, odeszła pospiesznie ciągnąc za sobą i Bellę i Katie. Po paru chwilach rozległ się huk..
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline