Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2011, 20:39   #40
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Danpa spokojnie udał się po rozmowie do biura Vanko, lekko zirytowany łaskawym i pohamowanym podejściem Wookiego, możliwe że włochacz zbyt obawiał się stereotypowych opinii na temat swojej rasy i przesadził z ostrożnością.
Od razu w biurze skierował się do recepcji z głośnym zdaniem
- Mam istotne informacje na temat czarnego rynku w terenie miasta. Muszą one trafić prosto do szanownego Vanko!
Piłująca paznokcie sekretarka prawie upuściła pilnik i wytrzeszczyła oczy zza okularów. Bardzo ostrożnie sięgnęła dłonią w stronę intercomu i przełknęła ślinę.

-Panie Cour...

-Słyszałem, cholera...

Zza sąsiednich drzwi dobiegł jakby rumora, a po chwili wybiegł przez nie niski veknoid. Najwyraźniej relaksował się po wizycie wookiego, bo uniform miał poluzowany przy grubej szyi a wokół siebie roznosił zapach drogiego tytoniu.

-Jestem Paganto Cour...- zamarł, zwalniając. Widok Theelina mocno go zaskoczył.- ...zastępca Marszałka Vanko... ? Panno Reid, co to za jeden?

Zapytał, patrząc na sekretarkę.
- Nie zdążyłem się przedstawić - stwierdził Theelin - jestem Apand, Apand Orange. - zmyślił szybko nie chcąc robić sobie kłopotów gdyby coś poszło nie po jego myśli. - jestem kierowcą ścigaczy. Przyleciałem tutaj w poszukiwaniu czegoś innego i słysząc o okazji na zarobek...odkryłem niestety bardzo istotne informacje które chcę przekazać panu Vanko...i obawiam się że dla własnego bezpieczeństwa nie będę mógł udzielić ich nikomu innemu.
Venkoid zmarszczył brwi, dłonią wzywając theelina za sobą. Jego biuro było ładnie urządzone i czyste, a na ścianie wisiał holo-obraz przedstawiający Coura ściskającego dłoń marszałkowi.

-Mój przełożony jest obecnie niedostępny.- powiedział, mierząc chłopaka podejrzliwym spojrzeniem.- Ale jestem jego bezpośrednim zastępcą i prawą ręką. Wszelkie informacje można przekazać mnie. Z resztą na jaki temat dokładnie? Drażetek?

Zapytał, wyraźnie sceptycznie nastawiony do przybysza.

-I ile chcesz za te informacje?
- Bezpieczeństwa - odparł. - bezpiecznego i anonimowego odlotu z planety. - odparł spokojnie, po czym zaczął się zastanawiać. - oraz innych informacji. - dodał w końcu. - Demony to ostatnio popularny temat, trochę wiedzy o piratach na pewno uprościłoby moje życie.
-Bezpieczny odlot z Układu Bothan to dowolny myśliwiec z napędem dość mocnym by w nadprzestrzeni przelecieć do Światów Jądra terenów republiki. Wszystko co powinieneś wiedzieć jeśli idzie o ucieczkę stąd bez napotkania Demonów.- odburknął.- Więc co to za informacje? Bo nawet nie wiem czy opłaca mi się odpalać kanał kodowany do szefa.

Paganto zaczął się wyraźnie irytować.
Danpa pomasował się po szyi. Nie tak zwykł załatwiać sprawy, też by wolał wysadzić wszystko w diabły i mieć spokój, ale gdy dochodziło już do dyskusji wszyscy zwykle lubili na wzajem wyprowadzać się w pole...trzeci raz z kimś rozmawia, i znowu jest to osoba w gorącej wodzie kąpana.
- Resztki tutejszej szmuglerki od handlu lekami i prochami chce się pozbyć ostatnich ładunków, co tej dojrzał kantor. Teoretycznie stłumieni próbują wykorzystać fakt że uznaliście ich za niegroźnych. - odparł z uśmiechem. - takie demo. To jak, handel? - zapytał, dając do zrozumienia że o demonach chce wiedzieć więcej niż to, że oblegują głównie układ Bothan.
Danpa stał cicho w miejscu, wreszcie spoglądając obojętność osoby z którą dyskutuje zaczął rozglądać się po pokoju. Podszedł aby pod kątem obejrzeć biurko z strony rozmówcy - patrząc czy nie ma na nim nic ciekawego. - przyjrzał się też dokładniej temu co jest na półkach, choć wciąż starał się robić tak mało kroków jak potrzeba. Nie skradał się czy też nie kradł, zwyczajnie był ciekawski. Niestety, cygar nie palił a wina nie pijał...mimo że słyszał dobre zdanie o Koreliijskim wytworze od znajomego nie na długo przed odjazdem. Westchnął odwracając się do karzełka.

W końcu Paganto zamknął komunikator, głośno trzaskając klapką ochronną o obudowę klawiatury.

-Cholera jasna!- warknął, bardziej do siebie.- Tak jak mówiłem, szef jest po za zasięgiem.

Widać było że do tej pory powtarzał to wszystkim i nawet nie sprawdzał, myśląc że Vanko zwyczajnie każe spławiać mu namolnych interesantów. Szokiem było chyba dla niego że on sam też nie ma kontaktu z przełożonym.

-Gdy szef wyjeżdżał, mówiąc że jest niedostępny, nigdy nie miałem konieczności powiadomienia go o czymś. Z resztą to nie twoja sprawa, do cholery.- nerwowo zapalił cygaro, odgryzając końcówkę szerokimi i płaskimi zębami.- Demony są wszędzie, a mój szef ma willę. I szczerze, to nie wiem po co ci to mówię. I tak gówno zdziałasz. Ja nie mam informacji, tylko marszałek.

Nerwowo zaciągnął się dymem.

- Hahaha - zaśmiał się mu prosto w twarz, choć zdawał sobie sprawę że go to zdenerwuje - facet wyjeżdża do prywatnej willi po stworzenia sobie opinii osoby która nie zgodzi się na wzięcie niczyjej pomocy w bitwie jaka spada na jego barki, a ostatecznie odcina się od świata? Jedyny moment w którym można się łatwo go pozbyć. Postaw się na miejscu kogokolwiek kto ma przeskrobane u Vanko, albo dowolnego innego republikańskiego stróża wyższego szczebla. To chyba jasne że czekałbyś na pewną okazję aby przez źródło wyeliminować cały problem? - westchnął. - gdybym w jakiś sposób dowiedział się co się dzieje, mogę zabezpieczyć sprawę i zdziałać więcej niż ci się wydaje. - zamyślił się - moje gwiazdy nie świecą za jasno...choć nie jestem ani sithem ani bandziorem, też chcę tutaj porządku, aby ci, których znam i którzy pobudzili we mnie respekt, mogli egzystować spokojnie - chłopakowi chyba nigdy w życiu nie udało się na poczekaniu stworzyć tylu kłamstw. - jednak oczywiście republika często nie może nic zrobić, i problemy ciągną się latami doprowadzając do coraz większej ilości problemów. - Podrapał się w kark. - załatw mi informacje o demonach, powiem ci co się dzieje w mieście, załatwię ich od wewnątrz i dam sygnał kiedy będą przyparci do muru na tyle, abyście mogli ich załatwić. Nie jestem tutaj bohaterem, ale kimś, kogo nie krępuje mały wybór ilości narzędzi do sprzątania.
Dłoń veknoida zaczęła drżeć do tego stopnia że z trudem włożył cygaro do ust. Wyraźnie jego myśli zaczęły się ze sobą gonić, i coś z nich powstawało. Problemem był jednak fakt zauważony przez wookiego. Facet był tchórzem i to najwyraźniej ciężkim.

Po skroni spłynęła mu gruba kropla potu a on sam zaczął wiercić się na swoim fotelu. W końcu jednak przełknął ślinę i spojrzał na theelina. Wcześniej jednak spojrzał na holo-obraz.

-Wyjdź stąd.- polecił niewyraźnie.- Wyjdź i się więcej tutaj nie pokazuj...

Wygrało tchórzostwo. Strach przed robotą z plecami szefa.
- pomarańcze zjada się ze skórką - odparł danpa nie ustępując - zakrywają ich dobre wnętrze i dla wielu smakują wstrętnie, ale są bardzo pożywne. - ściszył lekko ton głosu. - podam ci swoje prawdziwe dane, dam się nagrać... - zacisnął zęby kontynuując wypowiedź - tak czy inaczej dorwę tą demoniczną piracką bandę, nawet, gdyby w razie niepowodzenia cała republika miałaby mnie ścigać. Nie znasz mnie i nic cię nie obchodzę, cokolwiek mi się stanie możesz po prostu powiedzieć że wykradłem dane i kazać mnie ścigać, ba, mogę nawet zeznać na twoją korzyść. - wypowiadając ostatnie zdanie wyjął prawą rękę z kieszeni i położył ją na sercu, zaciskając w niej kurtkę. - jeśli ty mi nie pomożesz będę musiał sam znaleźć Vanko i opowiedzieć mu całą twoją historię. Jesteś pewien że ten charyzmatyczny przywódca ucieszy się z niedoceniającego poświęcenia, pozbawionego pewności siebie zastępcy? - starając się wyglądać gniewnie i napięcie, powoli odwróci się w kierunku drzwi, licząc że uzyska tym gestem nową odpowiedź.
Veknodi jakby zakrztusił się, a zdenerwowanie w końcu dało o sobie fizycznie znać. Gruba szyja, a raczej pęcherz którym faktycznie była, nadął się jak u żaby czy też ropuchy.

-Spieprzaj stąd, prowokatorze!- Paganto chciał być pewnie groźny, ale piskliwy głos którego nagle dostał znacznie mu to utrudnił. Ręką wskazał na drzwi, z trudem łapiąc równowagę z powodu balonu pod szyją.- Wynoś się stąd, bo każę cię stąd wyrzucić!

Co jak co, ale to już był istny kabaret.
Danpa westchnął wychodząc z pomieszczenia. Jednak zatrzymał się w progu
- Danpa Seventh, łowca głów. Gdybyś zmienił zdanie albo zaczął się przejmować własną bezsilnością wobec zagrożenia życia pana Vanko, spróbuj mnie znaleźć.
Po tych słowach opuścił budynek zawiedziony brakiem rezultatów.

***
Gdy spotkał się z resztą grupy zawiedziony pomachał tylko głową w geście przeczenia.
- Nie dowiedziałem się nic specjalnie nowego, choć w pewien sposób jestem wstanie wyciągnąć wnioski że stwierdzenie iż Vanko nie ma jest błędem. On mógł zaginąć.
 
Fiath jest offline