- Poruczniku, możecie odejść- odpowiedziałem tylko, nim jeszcze przeczytałem wiadomość-
jak przyjdzie co do czego, powiadomię was. - Wedle rozkazu- odpowiedział, salutując i odchodząc.
Dopiero gdy mój podkomendny wyszedł z pomieszczenia, otworzyłem wiadomość, patrząc czego ode mnie chce rada.
I informacja nie specjalnie mi się spodobała. Wybrany do misji, co? Mam dziwne wrażenie, że to nie jest misja, z której oczekują, że wrócę żywy, tym bardziej, że nie będę mógł ze sobą wziąć żadnego z podkomendnych, gdyż została naznaczona klauzulą tajności pierwszej klasy. Niech wszyscy bogowie wezmą w końcu ten durną radą i niech stworzą nową, na której czele stanę ja. I to może właśnie jest powód, dlaczego to mnie do tego wybrano. Nie mniej, otworzyłem tę kopertę z własnej woli, to musze się podporządkować. Zważywszy na to, że jak nie wykonam tego wedle ich woli, będę zdrajcą. Mógłbym niby wciąż dowodzić moimi ludźmi, ale jestem pewny, że część z nich przeszła by na stronę „sprawiedliwości”.
Dość jednak gdybania. Wstałem z miejsca, ubierając się w swój strój paradny, narzucając pelerynę, a w dłoń biorąc laskę, napełniając ją wcześniej nieco energią, by błyszczała się od nienaturalnego światła. Chodzi o efekt, nie na jakieś konkretne użycie, to też przesłana dawka energii była naprawdę niewielka. Dopiero potem skierowałem się do baraku, gdzie byli moi żołnierze.
Każdy z nich był wysokim elfem z krwi i kości. Żaden człowiek, jaszczuroludź, a nawet leśny elf nie mógł wejść w jego struktury. Eleganccy, dostojni, a jednocześnie śmiertelni. Tak ich mam nadzieję zapamiętać. Kiedy przechodziłem między nimi, właśnie śniadali, lecz przerwali je, salutując. Powitałem to kiwnięciem głowy wobec każdego z nich. Szukałem jednego z moich najstarszych oficerów, porucznik Reli’thar Ashalorth, będąca dowódcą osobistej straży rodu Tele’virr. Wysoka, dostojna, wręcz niemal olśniewająca jak kiedyś, a w łóżku niczym zawodowa kurtyzana.
- Porucznik Ashalorth- zacząłem rozmowę-
na jakiś czas będę musiał opuścić struktury oddziału na rzecz pewnej misji zleconej przez radę. - Ale… kapitanie- odezwała się po chwili, spoglądając na moją twarz-
może dać Wam jakąś ochronę? Nie wypada… - Pani Porucznik, nie wydaje mi się, by była ona potrzeba, choć jeśli rada pozwoli, to z pewnością wezmę kilka osób. Na ten czas, przejmujecie dowodzenie. Zrozumieliście? - Ta… Tak jest!- zakrzyknęła, salutując
- Procedurę znacie, więc nie muszę nic więcej mówić. Prowadźcie dalej rekrutację wysokich elfów i szkolcie ich na zawodowych żołnierzy. To wszystko. Panowie, panie, życzę wam smacznego - DZIĘKUJEMY, PANIE KAPITANIE!- odezwał się chórem oddział, co wyraźnie mnie zadowoliło.
Wiedząc, że moja porucznik nie zawiedzie, mogłem się oddać dalszym przygotowaniom, w tym również polerowaniem swojej maski. Wypadało by się przecież pokazać radzie jak najlepiej. Spoglądałem również na swoje oszpeconą twarz, coś co mnie uświadamia jak niebezpieczny wróg, z którym walczę oraz jaką mocą dysponuje. To mi również przypomina o tym, kim jestem i jaki jest mój cel w tej organizacji. Doprowadzając maskę do ładu, zakładam ją na twarz, rozpuszczam włosy i kieruję się na umówione miejsce spotkania.