Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2011, 15:45   #4
Ulli
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Samotne obozowanie przy rozpalonym ognisku pod niebem Sylvani, mogło się wydawać działaniem wariata, ale znudziło mu się jedzenie surowego mięsa. Chciał też pozbyć się ziąbu w kościach, który nękał go od kilku dni. Inna sprawa, że miał się za kogoś więcej niż zwykłego włóczęgę. Naście lat doświadczeń z podróży po Imperialnych bezdrożach wyrobiło w nim nieuzasadnioną, jak kolejny raz przyszło mu się przekonać, pewność siebie.
Miejsce wydawało się być w porządku. Zagłębienie terenu w lesie, dobre pięćdziesiąt kroków od traktu. Ognia nie powinno być widać. Zresztą ognisko było niewielkie, tyle by upiec królika. Pochylił się i pozwolił by powieki powoli opadły. Sam nie wiedział kiedy pogrążył się we śnie. Obudził go trzask gałęzi. Poderwał się jak oparzony, wzbudzając rubaszny śmiech mężczyzny, który mu się przyglądał.
-Hahaha! Pospał się jak suseł. Masz szczęście chudzino, że jestem uczciwym wyznawcą Sigmara. Ktoś inny mógłby poderżnąć gardło, brachu. Ależ ten królik pachnie- wskazał trzymanym w ręku rapierem, ruszt z pieczystym.
„Ciekawe co uczciwy wyznawca Sigmara robi w Sylvańskiej głuszy?” - przeszło mu przez myśl, ale wstrzymał się z wypowiedzeniem tego pytania.
Rudolf nie wyglądał zbyt okazale. Ogorzała, niezbyt piękna twarz podróżnika, kogoś śpiącego regularnie pod gołych niebem. Wychudzona, lekko przygarbiona sylwetka, lekko ugięte nogi. Sięgał swojemu rozmówcy zaledwie do piersi i wyglądał jak jego przeciwieństwo.
Noszący się jak zrujnowany estalijski szlachic, rosły żartowniś, mając naprzeciw siebie obszarpańca uzbrojonego w kij, schował rapier i przysiadł się do ogniska
-Mogę się poczęstować, brachu?- powiedział po czym nie czekając na odpowiedź urwał udko królika i zaczął ogryzać, aż sok począł spływać mu po eleganckiej szpicbródce.
Obszarpańcowi oczy błysnęły niedobrym blaskiem, ale po chwili się opanował.
-Zgrzeszyłbym ciężko przeciw Sigmarowi gdybym odmówił człowiekowi w potrzebie. Pan wybaczy, skoro mam gości pójdę nazbierać więcej drew- ukłonił się przesadnie elegancko po czym odszedł powoli w las.
- A słusznie brachu, słusznie!- odpowiedział natręt, dławiąc się przeżuwanym królikiem.
Gdy Rudolf wrócił, gość kończył ogryzać kości a będąc zajęty, odwrócił tylko głowę, akurat w porę by zobaczyć rozpędzoną gałąź zbliżająca się z dużą szybkością do jego twarzy.

Ocknął się rozebrany od pasa w górę i przywiązany plecami do drzewa przy pomocy własnego paska od spodni i innych elementów swojego ubrania.
- Co... co jest, zwariowałeś...
Nie dokończył, zakapturzona postać uderzyła go w twarz z siłą nie pasującą do drobnej sylwetki.
Chwila zamroczenia była na tyle długa, by oprawca zdążył zawiązać zrobiony ze szmaty knebel. Następnie wyciągnął nóż, i powiódł nim w te i wewte niczym iluzjonista, przed oczami przerażonej ofiary. Gdy uznał, że zrozumiał co go czeka, powolnym ruchem wbił ostrze w brzuch. Rębajło wierzgnął i zawył przez szmaty. Więzy zatrzeszczały, ale trzymały dobrze. W końcu Rudolf robił to nie pierwszy raz.
Teraz wystarczyło pociągnąć w górę i rozdzielone powłoki brzuszne oswobodziły długie zwoje jelit, które wysypały się u stóp osłupiałej ofiary. Zdjął knebel. Więzień zabełkotał i zaczął płakać.
Rudolf uwielbiał to. Teraz szpicbródka był znowu sobą, niczym dziecko bezbronny i niewinny. Takie chwile mówią więcej o człowieku niż całe lata życia.
- Ale... ale ja nie chcę. Przecież miałem... robota... zlecenie. Dużo pieniędzy... Podzielę się...
- Gdzie, brachu? - padło krótkie pytanie oprawcy.
- Ghabshert... karczma, pojutrze... - więzień pogrążył się w majaczeniach, po chwili dostał drgawek.

Rudolf widząc, że ofiara dostaje erekcji skrzywił się z niesmakiem. Agonia, wszyscy ci ludzie są tacy sami, nic niewarte zwierzęta. Przeciągnął nożem po gardle pozbawiając go ostatniej przyjemności. Już miał odejść, ale przypomniał sobie o braku kolacji. Wypchany żołądek trupa na nic mu się nie przyda, ale wątroba i serce... coś trzeba zjeść. Wbił nóż w klatkę piersiową próbując się dostać do osierdzia...
***
W karczmie znalazł sobie nieoświetlony kąt. Buty i brązowy płaszcz zdarte z trupa sprawiały, że wyglądał nieco normalniej, nie na tyle jednak by stać przy szynkwasie. Resztę rzeczy zostawił, oprócz sakiewki oczywiście. Tej nikt nie rozpozna.
Gdy w drzwiach karczmy stanęła piękna, szykownie ubrana kobieta pierwszym słowem jakie przemknęło mu przez myśl było „dziwka, dla kogo się tak wystroiłaś?” drugim „zleceniodawca”.
Przybyła, potwierdziła to, wołając ich do swojego stołu. Gdy rzuciła sakiewkę i wyłuszczyła sprawę gwałtownie przepchał się do stołu pomiędzy rosłymi drabami.
- Wybaczcie panowie. Ja tylko po swoje pieniądze.
Rozwiązał aksamitny mieszek, dłonią brudną od żywicy i wszelkich innych rzeczy z którymi stykała się przez ostatni miesiąc, po czym wysypał zawartość na stół.
- Po koronie i trochę ponad dwa szylingi na łebka? Mi wystarczy korona, za resztę wypijcie za moje zdrowie- wziął ze stołu złoty krążek i schował pod płaszczem.
- Ostrovo- mlasnął jakby smakował nazwę- cóż, powietrze jest tam zapewne tak samo stęchłe jak wszędzie w Sylvani. Jeśli się tam pojawię, to znaczy, że przyjąłem.
Uśmiechnął się do kobiety ukazując rząd zgniłych pieńków.
- A teraz żegnam, zanim piękno mnie oślepi- roześmiał się skrzekliwie.
Będąc już przy wyjściu odwrócił się do reszty.
-Jak już zdecydujecie się kiedy ruszyć to znajdziecie mnie na szlaku do Ostravo. Z podwiezienia chętnie skorzystam, ale nie będę na was czekał.
Odwrócił się i wyszedł.
 
Ulli jest offline