Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-10-2011, 14:53   #29
ivox13
 
ivox13's Avatar
 
Reputacja: 1 ivox13 nie jest za bardzo znany
Kapłan wydał z siebie głuchy wrzask na widok wielkich, czarnych kruków. Ich czerwone ślipia zdawały się przeszywać go na wskroś. Szybko wskoczył w głąb wozu, co jakiś czas uchylając rąbek płachty żeby obejrzeć sytuacje. Zobaczył jakichś ludzi, dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Widać było, że wszyscy oprócz jednej z kobiet dobrze, jeżeli nie zawodowo, posługują się orężem.

Oglądając jatkę odbywającą się przed bramą, Michael spostrzegł jednego z kruków lecącego w stronę wozu. schował się za plandekę, do śpiącej królowej, po czym Usłyszał krzyk Bizona.
- Ulmenetha! Na lewo! – Medyk spojrzał na kapłankę unikającą ciosu wielkiego ptaszyska. Sytuacja zaczynała… nie, już od wczoraj go przerastała! Odwrócił wzrok, po czym zaczął modlić się do źródła o wybawienie. Gdy skończył, zobaczył zakrwawioną kapłankę i leżące pod nią czarne pióra. Widząc, że kruk odleciał, kapłan ponownie wyjrzał za płachtę. Zobaczył dwoje ludzi wywalczających sobie drogę w stronę wozu i trójkę dzieciaków kryjącą się za nimi. Był to ruda kobieta wywijająca mieczem szybciej niż był w stanie nadążyć oczyma, oraz myśliwy szyjący z łuku nie przerywając przy tym przedzierania się w stronę Michaela. Kiedy byli już blisko, nawiązali jakiś dialog z żołnierzem. Medyk w tym czasie pomagał dzieciom wdrapać się na wóz. Dorośli nie potrzebowali do tego jego pomocy. Chwilę potem, Kapłanka podpaliła dwie pochodnie, co widocznie odstraszyło ptaki. Jednak nie byli jeszcze bezpieczni.

Wkrótce po wejściu reszty na wóz, ruszyli przez bramę, byle jak najdalej od tego przeklętego miasta. Kruki jeszcze parę razy podlatywały, ale były łatwe do odparcia dla jego współtowarzyszy. Kapłan był ogłuszony zaistniałą sytuacją. Nie wiedział co robić, jak się zachować, co ma myśleć… Inne osoby trochę między sobą rozmawiały, ale on tylko siedział wpatrzony w dal.

Po chwili karawana zatrzymała się, ponieważ ktoś musiał załatwić swoje potrzeby. Kiedy reszta czekała na sikającego, Medyk zaczął oporządzać konie. Przypomniała mu się jego stara szkapa, czekająca w jakiejś stajni. Koń znalazł się w centrum destrukcji, ale można było być pewnym, że nie przeżył tylu lat by zostać zabitym przez hordę ludzi-zombie. Gdy karawana zaczęła odjeżdżać, wskoczył na czarnego jak noc rumaka i pogonił za karetą. Miał zamiar trochę się od stresować, więc pojechał do myśliwego, ot tak żeby się trochę zapoznać. Rozmowa nie była zbyt przyjemna, ale przynajmniej wie, jak ten łowca się nazywa. Co do reszty, to nie wiedział prawie nic o nikim. Bizon to twardy żołnierz o wysokim poczuciu moralności lub ewentualnie patriotyzmie. Wojownik z tarczom siedział razem z nim w areszcie, ale co dziwne, Michael nadal nie wie jak on się nazywa. A może zapomniał? Kolejna jest rudowłosa dziewczyna wymachująca żelastwem niczym baletnica. Ulmenetha, czyli cicha kapłanka. Podstarzała, ale urodziwa. Trójka małych dzieci, które Przyszły z wojowniczką i myśliwym. Urodziwa brunetka, to chyba kobieta jego współwięźnia. Ostatnim jest łowca o imieniu Arivald. Dobry, uprzedzony do niego łucznik.

Na rozmyślaniach, głównie na temat towarzyszy, aż w końcu nastał ranek. Drenaje rozbili obóz w lesie, niedaleko strumienia. Większość zajmowała się przygotowywaniem obozu, ale Kapłan obwinął się kocem i zasnął w cholerę. Chyba nie miał snu, a przynajmniej nic takiego nie pamiętał. Być morze już miał zatapiać się w otchłań swojego umysłu, lub spadała na niego kolejna Boska wizja, ale w tej chwili ze snu wyrwał go łowca.

Kapłan otworzył szeroko oczy, obrzucił wzrokiem okolice i zauważył Arivalda stojącego nad jego bezwładnym ciałem.
- Ale łoco chodzi? - wysapał zaspany Mężczyzna.
- Wstawaj, musisz mi pomóc - rzekł niechętnie myśliwy.
- W czym? - rzekł zrzucając z siebie koc.
- Łowiłeś kiedyś ryby?
- Parę razy, gdy byłem malutki. - Michael przypomniał sobie ojczyma uczącego go jak zarzucać prawidłowo wędke i zakładać robaki. Sam się dziwi, że nigdy do tego nie wrócił. - Mam łowić?
- Tak, pomożesz mi. W końcu będziesz miał szansę się wykazać. No, już, zbieraj się. Zaraz ruszamy.
Michael wstał niechętnie i skierował swe kroki za łowcą. Podczas przechadzki, przelotnie rzucił okiem na obóz. Wszystko było gotowe. Dzik się piekł, dzieci ogrzewały się przy ogniu, pochłaniając jagody, a reszta była zajęta swoimi sprawami. Szli razem chwilę, aż doszli do niewielkiej zatoki. Wybrzeże było usiane kamieniami różnej wielkości.
- Dobre miejsce.- zwrócił uwagę Michael - znalazłeś je podczas polowania?
- Tak - odparł Arivald z uznaniem. Może jednak ten kapłan umie coś złowić, pomyślał przelotnie.
- Widziałem skaczące nad wodę pstrągi. O, dokładnie tam, nad tym zagłębieniem w dnie.
- Masz już robaki? - Niby nic ale lepiej zapytać - Czy trochę się ubrudzimy?
Myśliwy ledwo powstrzymał się od parsknięcia śmiechem ignorując kompletnie pytania Michaela.
- Masz jakiś nóż? - mówiąc to wygrzebał zza pasa swój krótki kościany nożyk.
- Coś tam mam. - wyciągnął zgrabnym ruchem leciutki sztylet znajdujący się w zagłębieniu rękawa.
- Dobra, to rób to co ja.
Myśliwy podszedł do najbliżej rosnącej leszczyny. Wybrał długie i proste gałęzie, dla siebie i kapłana, po czym zaczęli je wycinać. Gdy kij Arivalda był już okorowany i zaostrzony na końcu niczym prowizoryczna dzida, zwrócił się do swego towarzysza.
- Myślę, że zdążyłeś się domyślić jak będziemy łowić te rybki.
- Znam inną metodę, ale cóż, codziennie uczymy się czegoś nowego - Kapłan uśmiechnął się lekko, po czym zaczął obskrobywać gałąź.
- Też tak myślę. Dobra czas się trochę zmoczyć - sapnął Wiewiór ściągając buty i podciągając spodnie za kolana a rękawy za łokcie.
Medyk ściągnął swoją szatę i podciągnął kalesony, po czym pochwycił oszczep i ruszył w stronę wody. Bez szaty, wyglądał jak sama skóra i kości. Wydawało by się, że brakuje mu siły by utrzymać się przy ziemi, gdy zawieje lżejszy zefirek
- Czyli teraz obrzucamy pstrągi patykami? - zerknął przelotnie na Arivalda.
- Tak, zupełnie jak ludzie pierwotni. Prosto acz skutecznie.
- Ty zacznij.
Myśliwy zrobił krok i wszedł do zimnej wody, która przyjemnie łagodziła zmęczone mięśnie. Zbliżył się do wcześniej upatrzonego głęboczka, nachylił lekko nad powierzchnią falującej wody i zaczął łowy.
Michael przyglądał się dokładnie towarzyszowi. Mniej więcej zrozumiał co musi zrobić. Gdy tylko Quinnell skończył wbijać dzidę w wodę, uzdrowiciel spojrzał na jego przedramię. Zauważył tatuaż, który można wydziergać tylko w Skathi. Tatuaż niewolników. Nie chciał zwracać na to jego uwagi, ale dowiedział się o nim czegoś więcej. Zamachnął się i spróbował coś nabić.

Upolowali siedem pstrągów, z których dwa były zdobyczą Michaela. Po powrocie do obozu, Arivald zaczął opiekać ryby. Medyk, zatrzymał sobie jedną, dla swojego kota. Po jakichś dwudziestu minutach obudził się człowiek z tarczą. Wojownicy zaczęli się przekomarzać. Kapłan próbował przekonać ich do pozostania, ale nic to nie dało. Nie przekonywały ich zapewnienia o bogactwie, przywilejach i stanowiskach. Na szczęście zostali. W kupie raźniej i co ważniejsze o wiele bezpieczniej. Lekarz uzdrowił jeszcze ranę najemnika i byłego współwięźnia. Miał wrażenie, że w jakiś sposób upokarzała go konieczność przyjęcia jego pomocy. Następnie położył się we wcześniej upatrzonym przez siebie miejscu i zapadł w sen. Nie odespał jeszcze wszystkich wrażeń, a potrzebował energii, na kolejne dni.
 
ivox13 jest offline