Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2011, 14:50   #12
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany

Heinrich idealnie wpasowywał się w atmosferę tej rudery buńczucznie nazwanej karczmą. Był szary… jakby wszechobecna mgła przesiąkła go już na wskroś. Wyglądał na takiego co to niejedną zimę już przeżył, jednak jakby kto próbował oszacować ile dokładnie to trudno to było jednoznacznie określić. Może dwadzieścia z hakiem, ale równie dobrze czterdzieści i trochę. Bruzdy na twarzy wyraźnie to utrudniały. Twarz zdawała się zmęczona i blada… nieco nawet poszarzała – z pewnością nie był jednym z tych co to słońce i wiatry odbijały piętno na gębie. Widać za to było, że od wielu dni jest w podróży. Ubrania nosiły ślady zabrudzeń, a ciało wydzielało zapach jakby o kilku kąpielach zapomniał. Do tego zarost, może i regularnie skracany to jednak widać było, iż z rzemiosłem wykonywanym przez golibrodów nie miał to wiele wspólnego. Ciało miał zdrowe, jak to mężczyzna w sile wieku a krok pewny. Sylwetka zdradzała aktywny sposób zarabiania na życie. Strój noszący ślady różnych przetarć i plam, iż nie przynależy do zbyt możnej klasy. W skórzane spodnie wpuszczoną miał lnianą koszulę, której bliżej było do brunatnego koloru niż białego… poluźnione u góry sznurki ukazywały bladą pierś i wpuszczony pod nią jakiś wisior. Za pas miał wetknięty sztylet, a normalnie przewieszany przez plecy miecz teraz spoczywał przy stoliku. Kiedy mówił od razy poznać było averlandzki akcent, a i odnieść można było wrażenie iż jest to człek bardziej nawykły do miasta niż dzikich ostępów.

Siedząc przy jednym ze stolików nad pustą miską po serwowanej tu polewce i talerzem plastrów solonej słoniny, po którą sięgał za każdym razem kiedy łykał z kubka tutejszej siwuchy. Po każdym takim zestawie pogrążał się coraz bardziej w sobie, oddalając się od tego miejsca. Nagle już chyba po raz trzydziesty wyciągnął jakiś zwinięty w rulon pergamin. Rozwinął go i wodząc palcem po jego powierzchni tworzył jakieś niezwykłe zawijasy. Powtarzany już wielokrotnie rytuał miał ten sam finał. Pergamin trafił z powrotem za pazuchę. Oszukali go… głupcy. Bez tej części mapy nie wyjdą żywi z grobowca… a on tam nigdy nie trafi. Przeklęci bogowie nadali mu takich reiklandzkich kompanów. No nic jeszcze miał inny powód na swoją obecność tutaj...

Z odrętwienia wyrwało go pojawienie się niewiasty... Istotnie prezentowała się co najmniej dobrze, na tyle dobrze, że i Heinrichowi gdzieniegdzie szybciej zaczęła pulsować krew. Dość szybko jednak odpowiednie partie zaczęły pracować jak należy. Sama... przybyła tu sama? Słyszał tylko jednego wierzchowca, może już słuch nie ten... na wszelki wypadek wyszedł na zewnątrz. Nie omylił się. Ta wystrojona jak na bal karnawałowy dzierlatka przybyła tutaj samiutka jak palec. Śmierdziało to równie mocno jak czas kiedy się pojawiła... już po zmroku. Zasiadł za wskazanym stołem. W czasie kiedy była wykładana sprawa miał czas przyglądnąć się i jej i innym siedzącym. Później miał też czas przysłuchać się ich pytaniom i deklaracjom... Może był w wisielczym nastroju, a może był zbyt wyczulony na pewne takie ściemy. W głowie mu się to nie mieściło – mało tego, że sama tutaj przylazła to jeszcze tak niedorzeczne zadanie. Jakiś szlachcic miałby wpuścić takie zakazane gęby do kopalni srebra... jak się okazuje niechroniona. W końcu Imperium to kraj spokojny i bezpieczny gdzie nikt by się czymś tak bezwartościowym jak srebro nie zainteresował. Ktoś do ciężkiej cholery robił z nich osła... potwór? Sranie w banie... wyglądało na to, że chyba ktoś miałby chęć z nich zrobić krwisty befsztyk.

Wysłuchał i odczekał, aż wszystko zostało powiedziane... z drugiej strony z tymi ludziskami można by i zrobić porządek z tym sreberkiem...

- Jam człek nieuczony i być może niezbyt rozgarnięty. Zatem popraw mnie jeślim coś źle zrozumiał. Twierdzisz... Pani, że na taką bandę jak my czyha wiele niebezpieczeństw... a na taki smakowity kąsek jak ty okolica jest dostatecznie bezpieczna na nocną przejażdżkę. Mówił spokojnie jednak ton był kpiący i oskarżający. Cmoknął przez zęby i kontynuował.

- Twierdzisz, że kopalnia cennego kruszcu dla twojego pana na tyle nieznacząca jest, iż ochrony tam porządnej nie zapewnił. Ni to przed zbójami, ni to przed czartami jakowymiś. Mimo że jak powiadasz ochrona to na tych ziemiach podstawa... I znowu strzykną śliną przez zęby. - Coś mi się to wszystko nie widzi... Powiedz mi Panno Lukrecjo Śliczna, czy my tam aby jako wilcy do owczarni jest wysyłani czy wręcz odwrotnie... jako te baranki co to na rzeź są przeznaczone.

- Zdradź mi czemuż to skoro dwór pan twój ma w okolicy tak nam nieżyczliwy że w tej karczmie nas przyjął... powiedź czemuż to skoro przydatność swą już udowodnimy bestyję ubijając dalej nie życzysz sobie byśmy do ciebie przybyli jeno karczmarz sekretnie cię jakoś powiadomi i tu przybędziesz...

Może nie był tak napalony jak ten piękniś ładnie gadający, może nie był tak przekonany do honorowej śmierci w boju, może nie był tak mężny jak brzydal co to nie czekając poranka wyruszył na szlak, a może nie był tak zalany jak nieprzebierająca ten woj o płowej czuprynie. O swoją dupę dbał i nie miał ochoty wleźć w jeszcze większe gówno niż był aktualnie. Nim nie usłyszał odpowiedzi na swoje oskarżające pytania nie wypowiedział magicznych słów „zróbcie i dla mnie miejsce na wozie”.
 
baltazar jest offline