Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2011, 22:39   #40
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Coś ją obudziło i nie pozwalało z powrotem zapaść się w ciepłe objęcia snu. Wierciła się i kręciła, aż w końcu dała za wygraną i otworzyła oczy. W zasadzie w pokoju nic się nie zmieniło. Tylko morze szumiało dziś inaczej. Jakoś tak dużo bardziej przyjaźnie. Zamknięte okiennice sprawiały, że w środku wciąż panował półmrok, choć Justynka widziała wyraźnie, sączące się przez niewielkie szparki między deskami promienie światła. Rozchylały się niczym wachlarzyki w mrocznym wnętrzu tajemniczego domku, który stał się dla nich bezpiecznym schronieniem na tę pierwszą noc w dziwnym świecie Albina.

Przez chwilę obserwowała unoszące się w świetle drobinki kurzu. Dziwne, ale wcale nie wyglądały, jak zwykły szary kurz. Mogła by się założyć, że to złoty, albo srebrzysty gwiezdny pył. Taki, jaki wróżki zwykle noszą w swoich sakiewkach i używają do czarowania. Albo taki, jak na skrzydełkach motyli. Czytała, że nie wolno dotykać motylich skrzydełek, bo bardzo łatwo zetrzeć ten pyłek, a wtedy już nigdy nie uniosą się w powietrze. Może to wróżki dały motylom gwiezdny pył na skrzydełka, żeby mogły unosić się wysoko, wysoko, aż do samego nieba? Ciekawe czy ludzie też by mogli dostać troszkę takiego pyłku i polecieć... Jak w filmie “Piotruś Pan”. Przymknęła jeszcze na chwilkę powieki, starając się wyobrazić sobie, jak cudnie byłoby unieść się bez skrzydeł w górę, może nawet aż do chmur i przekonać się na własne oczy, że Ziemia jest okrągła. Chciałaby kiedyś tak polecieć i przekonać się, jak to jest. Nigdy jeszcze nie latała. Nawet samolotem. Trochę zazdrościła Ali i jej kumpelom. Po wakacjach w zeszłym roku opowiadały, jak leciały takim wielkim pasażerskim samolotem. Ala i Julka do Egiptu, a Wiktoria do Tunezji. Mówiły, że leciały nad chmurami i że te chmury były różowe, i że wyglądały jak truskawkowe lody. Ciekawe czy to prawda, czy tylko wymyśliły to sobie, żeby mieć się czym przechwalać. Pewnie coś się im przyśniło.

Justynce też coś się śniło tej nocy. Zaraz... co to było? Mówią, że pierwszy sen w nowym miejscu trzeba koniecznie zapamiętać. A ona zapomniała przyglądając się tańczącym w promieniach słońca drobinkom. Wszystko przez ten gwiezdny pył.

Pewnie przez te rozmyślania o pyłku wróżek i o swoim zapomnianym śnie dopiero teraz zobaczyła, że na stole znów pojawiły się pełne talerze i dzbanki. Kto je tu postawił i w jaki sposób? Natychmiast podeszła do drzwi, żeby sprawdzić, czy ktoś ich w nocy nie otworzył. Ale nie - były zamknięte. Dokładnie tak, jak je wczoraj zamykał Tomek. Jakim więc sposobem? Czary jakieś? Otworzyła okiennicę, żeby wpuścić więcej światła. Potem także drugą, ale mimo tego, że światło wlało się do pokoiku połyskującą i odbijającą się w morzu falą, nie zauważyła żadnych śladów. Niczego, żadnych zmian, które chociażby sugerowałyby, że w nocy ktoś tu był. Dziwne...

Może Albin by im potrafił wyjaśnić, czyja to sprawka - stołu, czy może obrusa, bo taka bajka też była. O zaczarowanym obrusie.
Spojrzała w stronę lustra, jakby czekając na pojawienie się chłopca i w tym momencie sobie przypomniała... Ale tamto lustro, to ze snu, było większe. Siedziała przed nim piękna pani o długich, złotych włosach. Biała szata, jaką na sobie miała, nie pozwoliła Justynce się zorientować, czy czesała się przed pójściem spać, czy też akurat wstała. Nie to zresztą było najważniejsze. Najważniejszy był cień, jaki padł na panią w pewnym momencie. Pani odwróciła się. Widoczne na jej ślicznej buzi przerażenie mogło świadczyć tylko o tym, że gość nie jest ani zapowiedziany, ani tym bardziej, mile widziany. Że za chwilę stanie się coś bardzo, bardzo złego. W uszach Justynki zadźwięczał jej krzyk. Wolała na to nie patrzeć. A potem w lustrze odbijało się już tylko puste i ciche wnętrze pokoju - bogato zdobione meble, adamaszkowe zasłony, wielkie obrazy w złoconych ramach i ogromny, wzorzysty dywan. Całkiem jak w zamku, albo jakimś muzeum.

Justynka przez moment stała, w zadumie przygryzając końcówkę warkocza, który zaplotła przed snem, żeby, jak mawiała, włosy jej się nie “skundliły”. Czyżby we śnie oglądała scenę porwania mamy Albina? Może królowa wcale nie została wygnana, tylko zamknięto ją w jakimś lochu, albo w wysokiej wieży, jak królewnę Fionę ze Shreka? Ojej! A jeśli jej też pilnował jakiś smok? Pamiętała jak bała się, kiedy Shrek i Osioł obudzili Smoczycę i jak ona ich później goniła. Oczywiście bała się tylko kiedy pierwszy raz oglądała ten film. Bo później to już wcale, a wcale.
Tyle, że chyba nie mieli innego wyjścia. Musieli znaleźć mamę Albina, jeśli chcieli jeszcze kiedykolwiek wrócić do domu. Tylko ona potrafiła ich odesłać z powrotem do Warszawy. Jejku! Jak tam w domu mama i tata muszą się teraz o nią martwić! Przecież nie wróciła na noc. Mama na pewno płacze i bierze tabletki na nerwy. Pewnie zgłosili na policji, że zaginęła. Może już wiedzą, że nie tylko ona. Ciekawe czy ich szukają? Może z psami przeszukują już całą Pragę?
Tam, gdzieś, daleko... Ale oni byli tu i teraz. I powinni się pospieszyć, by jak najszybciej wrócić do domu, a nie przespać pół dnia.

- Hej... wstawajcie śpiochy - odwróciła się do pomrukujących z niezadowoleniem i przecierających porażone ostrym światłem oczy, dzieci.

Może faktycznie nie byli zbyt szczęśliwi, że ktoś zrywa ich z łóżka z samego rana, ale kiedy już przywykli do światła i zerknęli na zastawiony stół zapomnieli o pretensjach. Dobrze się stało, że już prawie kończyli śniadanie, kiedy znowu odwiedził ich kruk z listem od Albina, bo pewnie straciłaby apetyt. Perspektywa spotkania z wilkami wcale jej się nie podobała. Jeszcze bardziej zmartwiło ją to, że macocha Albina już zdążyła się dowiedzieć, że tu przybyli. A miała taką nadzieję, że będą sobie mogli spokojnie poszukać mamy Albina, a potem szybciutko wrócić do Warszawy.

Zastanawiała się właśnie o co chodziło chłopcu kiedy pisał o czarodziejskich przedmiotach, które niby to były w ich posiadaniu z zewnątrz ozwało się głośne ujadanie. Aż podskoczyła przypominając sobie o wilkach. Nie zdążyła powstrzymać Meli, która jak wystrzelona z procy wybiegła z domku, zostawiając za sobą otwarte na oścież drzwi. Pobiegła za nią, chociaż serce waliło jej jak młot. Przecież mógł ją pogryźć. Mama zawsze ostrzegała Justynkę, że z obcymi psami trzeba bardzo uważać. Kiedy była w wieku Meli jeszcze o tym nie wiedziała, ale teraz przecież jest już duża i o wiele mądrzejsza. Niestety nie zdążyła jej ostrzec, ani zapobiec spotkaniu. Mogła tylko patrzeć i zachowywać się spokojnie, by przypadkiem nie zdenerwować wielkiego wilczura, dla którego Mela zapewne z ledwością starczyłaby na śniadanie.

W zasadzie wyglądał dość sympatycznie. Na wszelki jednak wypadek podeszła bliżej do zajętej zawieraniem znajomości pary i przycupnęła cicho za plecami Melci, podtykającej właśnie swoją tenisówkę pod nos nieco skonsternowanego tym faktem zwierzaka. Nie warczał i Justynce wydawało się, że to dobry znak. Ale że Pusiek? Takim czymś mógł się naprawdę poczuć urażony.
- Ciebie już przecież znalazł - zachichotała Justynka słysząc polecenie Meli. W tejże chwili obwąchiwanie Meli zaczęło się na dobre...


- Powinniśmy iść najpierw na bagna - oznajmiła Justynka, w odpowiedzi na propozycję Tomka.
- Ale latarnię znajdziemy bez trudu, a przeszukanie bagien może potrwać. - Tomek też miał swoje argumenty.
- Więc lepiej przeszukać bagna za dnia, a nie później, kiedy noc znowu sprowadzi tą okropną Ciemność - odparła dziewczynka.
- Pete, ten rybak z latarni, mógłby nam dokładnie powiedzieć, gdzie szukać Welmy - nie ustępował Tomek.
Justynka była jednak zdecydowanie bardziej uparta. Zaparta, prawdę mówiąc.
- Pójdziemy na bagna, zahaczając o łąkę. Może jest tam jeszcze ten smok. To w końcu przyjaciel Albina. A z pewnością wczoraj nie czuł się najlepiej. Miałabym wyrzuty sumienia, gdybym nie sprawdziła co się z nim dzieje.
- Masz za dobre serduszko -
powiedział Tomek. Nie wyglądał na zachwyconego ani pomysłem, ani uporem Justysi. - Mam tylko nadzieję, że cię smok nie zeżre, skoro już został skażony przez Ciemność.
- W dzień nie jest groźny - stwierdziła Justynka, z przekonaniem, którego prawdę mówiąc wcale nie czuła. - Znaczy, Albin tak przecież napisał. Co Wy na to? - zwróciła się do reszty dzieciaków.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline