Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2011, 22:40   #290
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Ostateczny efekt był zadowalający. Głaz zamienił się w wodę. Cristin wróciła. Nie wróciła Cerre, ale... Nie należy zbyt wiele wymagać od cudów.
Wrzaski kapłanki, Cogito zgasił słowami.- Co się drzesz? Gołego faceta nie widziałaś?
Po czym nie przejmując się specjalnie kapłanką, wyjął z plecaka zapasowy strój i zaczął się ubierać. Nie rozumiał kobiet. Nie widział wszak powodu do wrzasku. Ani też żadna inna kobieta, jaką poznał nie narzekała na jego wygląd i ten tego... warunki.
Nie przejął się też złośliwościami Anterii, uśmiechając się i dodając pobłażliwym tonem.- Czuję się obrażony. W ogóle się nie starasz. Wymyśl choć jedną obelgę, która mogłaby mi dopiec.
Był zawiedziony. Lubił bardziej inteligentne wyzwania.

Póki co pozostało wędrować, po tym miejscu, choć magowi umknął gdzieś cel i powód tej wędrówki.
Nie był nim miecz. Zresztą oręż nigdy specjalnie nie interesował Cogito.
Ryo? Tak. Dziewczyna była powodem dla którego się tu znalazł. Ale nie ona była powodem wędrówki po tym miejscu.

Wędrówka po komnatach krasnoludów, nie była ciekawa. Trupy. Złom. Meble. Myśli.
Dużo myśli. Dużo niepokojących myśli. Krążyły w głowie niczym stado trzmieli.


Czaszka na ścianie... czaszka która krwawiła. Szept czaszki.
Tylko on ją słyszał, tylko on ją widział, tylko on zwrócił na nią uwagę. Cogito zamyślił się. Gdzieś w tym miejscu krył się powód istnienia tej twierdzy. Gdzieś w tym miejscu krył się klucz.
Tego szalony mag był pewien. Klucz do czegoś ważniejszego niż jeden magiczny miecz.
Kilka magicznych przedmiotów do podziału w grupie. Cogito jakoś pieniądze nie zainteresowały. Bardziej już interesowało go miejsce na odpoczynek. Niestety wpierw pojawili się nieuchronny z kamiennymi przydupasami.
I rozpoczęła się walka.

Widok zbliżających się stworzeń i nieuchronnego poirytował czarownika. Za którą zbrodnię był/jest/będzie ścigany? Chętnie by o to spytał zelekhuta. Ale raczej nie zamierzał, być tak miły i brać adwersarza żywcem.
- Arneo, barbarzynko, Kluczyku i Baredzie stańcie murem przede mną, skupcie się na wilkach, ale nie dajcie przejść nieuchronnemu. Potrzebuję czasu - mruknął mag i zaczął wypowiadać chaotyczne wersy pierwszego zaklęcia, by przywołać niebiańskiego niedźwiedzia. Duże zwierzę, idealne do stworzenia bariery pomiędzy nimi a zelekhutem.
Cogito chyba nieco przesadzał. Wszyscy wiedzieli, że magowie zajmowali zwykle miejsce w ostatnim szeregu. Ale nigdy nie było tak, żeby łotrzyk stawał do walki w pierwszym szeregu... A w ogóle to ktoś miał jakieś chore poczucie humoru, ponownie stawiając na ich drodze jakieś ożywione posągi. Na szczęście Los (lub Przeznaczenie) pozwoliły im uzupełnić ekwipunek o sprzęt przydatny akurat w takiej sytuacji.
Ktoś sobie wyraźnie z nich żartował...
- Naści, wilczku - powiedział Bared, strzelając do wygapiającego się w niego wilka. Ponoć posągi nie lubią adamantytu... - Smacznego.- dodał. Wiedział, że na kolejny strzał nieprędko będzie szansa. Sięgnął po rapier.
Bełt Bareda pomknął kilka metrów przez korytarz wbijając się głęboko w jednym z oczu kamiennego wilka, co było niejako oficjalnym rozpoczęciem starcia. W międzyczasie Cogito przywołał z powodzeniem swojego pupila.


Niedźwiedź czym prędzej zabrał się za machanie pazurami i kłapanie paszczą na najbliższego wilka. Tyle że... nie mógł się przebić przez ten kamień.
Niziołek również ruszył do ataku na innego wilka, zaś jego pięści odniosły o wiele lepszy skutek niż pazury zwierzęcia i już drugi z napastników był “uszkodzony”.
Rudowłosa kapłanka natomiast postanowiła się powiększyć. Odstąpiła od Anterii i rzuciła na siebie zaklęcie dzięki któremu było jej dwa razy tyle - głową prawie zahaczała o sufit!
Wojowniczka jednak nie traciła czasu na podziwianie magii kapłańskiej - bezzwłocznie wpadła w barbarzyński szał i rzuciła się na wilka z bełtem w oku, dzięki czemu “zwierzę” było już porządnie rozłupane.
Wtedy jednak zaatakowały trzy wilki (jak na takie zwierzęta przystało) stadnie - rzuciły się bezlitośnie na przywołanego niedźwiedzia i nim się ktokolwiek obejrzał, już nie było tworu Cogito!
Czwarty z wilków nie miał dojścia do niedźwiedzia, więc odpłacił się Arneo, jako iż niziołek stał najbliżej. Trysnęła krew, jednak mały mnich nie wydał z siebie najmniejszego jęku.
Nastąpiło także przegrupowanie posągów-żołnierzy. Jeden przemknął obok Anterii, zbierając od niej cios topora “gratis” i pomknął wprost na łotrzyka z kuszą nie dając mu szans na obronę - miecz przejechał boleśnie po prawym ramieniu Bareda zostawiając krwawą smugę na ubraniu.
Dwaj kolejni żołnierze wyszli przed wilki i zaatakowali kolejno Anterię i Arneo - w obu przypadkach ciosy były celne.
Wreszcie ich wielki szef, Zelekhut, mimo iż nie mógł podejść do nikogo z drużyny bezpośrednio to mógł sięgnąć wojowniczkę swoim wielkim, spiczastym łańcuchem. Kobieta zaryczała z wściekłości, kiedy kolce łańcucha się w nią wbiły, a magia elektryczności ją otuliła. Bitwa trwała.
-Lubię jak wszystko idzie z planem.- mruknął do siebie Cogito po czym zaczął recytować kolejny czar, wykonując kolejne gesty. Tym razem zaklęcie należało do egzotycznej Sztuki, magii czystego chaosu.
Manipulując prawdopodobieństwem Cogito zsyłał na zelekhuta klątwę pecha.

Wredne statuy... Zdecydowanie nie powinny być aż takie szybkie. Bared z przyjemnością spotkałby ich twórcę, choćby po to, by dać mu w zęby. Jednak aby to zrobić musieli się najpierw pozbyć stojącej na ich drodze przeszkody. Czy też licznych mniejszych przeszkód. Dzięki przetrząśnięciu niedawno napotkanej zbrojowni mieli pod ręką oręż, który mógł im pomóc w pokonaniu tych ożywionych posągów.
Bared miał już w ręku adamantowy rapier, więc zaatakował stojącego naprzeciw niego kamiennego człowieka uzbrojonego w miecz. Dobrze by było odpłacić mu pięknym za nadobne.
Bared wściekle dźgnął ludzki posąg dwa razy tworząc w nim dodatkowe dwa obszerne pęknięcia, przybliżając tym samym upragnioną chwilę w której twór rozsypie się na dziesiątki małych kawałeczków.
W tym samym czasie Cogito znów próbował okiełznać wyjątkowo chaotyczną magię. Wykreowanie czaru było w tym wypadku jednym sukcesem, zaś okiełznanie naturalnej odporności na zaklęcia Zekelhuta - drugim. Klątwa zaczęła ciężko ciążyć na konstrukcie.
Jednak chyba jakaś jej cząstka przeniknęła też na niziołczego sługę maga, ponieważ Arneo zaczął mieć poważne kłopoty z trafieniem swojego przeciwnika.

Powiększonej kapłance na szczęście szło lepiej - dwa celne dźgnięcia miały na jej przeciwniku podobny efekt, co Bared spowodował na swoim.
Najwięcej zniszczenia jednak niosła Anteria - wojowniczka odpłynęła zupełnie z toporem w rękach i momentalnie rozkruszyła jednego z wilków!
Przeciwnicy najwyraźniej poczuli tą stratę, gdyż kto tylko był obok niej to rzucił się na nią! Przeklęty już teraz nieuchronny smagnął ją swoim łańcuchem, choć broń lekko się odgięła w locie (jakby nie chciała uderzać w cel). Jeszcze trzech przeciwników jej skutecznie utoczyło krwi, przez co Anteria wrzasnęła przeraźliwie i zachwiała się ciężko na nogach - nie wytrzymałaby już ani jednego ciosu.
Jedynie dwa posągi obrały w tym czasie inny cel - jeden, który zaszarżował na Bareda, a tym razem nie trafił, oraz ten który jeszcze przed chwilą wciąż stał za wilkami, a teraz się przecisnął i bez skutku próbował ciąć Arneo.
Cristin spojrzała z wielką troską na Anterię i zaczęła przygotowywać zaklęcie lecznicze.

Pozostało sięgnąć po kolejny czar magowi, który już szeptał kolejny wers, trzymając w ręku adamantowy sztylet. Oczy mu niemal płonęły ze skupienia, gdy magia wiła się pod jego wolą niczym wąż przygwożdżony za łeb do ziemi. Ale musiała mu się poddać musiała wykonać jego wolę i otoczyć maga chmurą ostrzy sztyletów. Chmurą magicznych ostrzy.
Bared prawdę mówiąc miał niewielki wybór. Przede wszystkim musiał pozbyć się stojącego przed nim posągu. Potem dopiero mógł się ruszyć do przodu.
Bared rzucił się wściekle z adamantytowym rapierem na swojego przeciwnika, jednak żeby go wykończyć potrzebował w sumie dwóch celnych uderzeń. Niemniej, posąg w końcu się rozsypał i łotrzyk mógł zająć się innymi sprawami.
Cogito w tym czasie wyczarował mnóstwo ostrzy przed swoją twarzą z których jeden momentalnie pomknął w stronę Zelekhuta i... zranił go! Nie była to co prawda zbyt poważna, czy głęboka rana, jednak jak dotąd jedyna na Nieuchronnym.

Arneo w tym czasie udało się wreszcie trafić jednego z wilków, zaś Anteria jednego z zagrażających jej żołnierzy. Cristin zaś uleczyła wojowniczkę w znacznym stopniu, jednak cóż z tego, skoro większość przeciwników i tak się na nią znów rzuciła i Anteria ostatecznie padła na ziemię niezdolna do walki.
Jeden z przeciwników nawet znalazł czas, żeby zranić samą rudowłosą!
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline