Gottri słuchał odpowiedzi burmistrza. Burknął jedynie z zaciekawieniem. - Rogate demony powiadasz
Po chwili zostało im zaproponowany posiłek, widać każdy z nich na to czekał. Krasnoludowi również w brzuchu już solidnie burczało, więc gdy tylko obaczył syto zastawiony stół, to wpierw zaczął pożerać wszystko oczami. Jednak w momencie już siedział przy nim łapczywie pożerając kolejne kawały mięsa. Przerwał dopiero, gdy dokładnie usłyszał jaka jest stawka za wykonanie zadania. Do jedzenie już nie wrócił i tak był syty, a w głowie kłębiła się już tylko wizja zarobku i pozbawienia nędznego życia, pewnie dość sporą garść stworów.
Inkwizytor miał zamiar sprawdzić jeszcze jedno miejsce i polecił najemnikom, by poszli za nim. Na miejscu znowu Gottri dostał polecenie, by wraz z Bretończykiem pilnować wejścia. Tak też zrobił, oparł się ścianę koło drzwi, trzymając w ręku korbacz. Przymknął na moment oczy nie spodziewając się zagrożenia. Nie zdołał się za bardzo odprężyć, gdyż po momencie zbliżyła się szóstka niezbyt miło wyglądających typów. - Hej, zara, co tu się dzieje? Ta chałupa jest nasza, skoro Franz zwiał z miasta. A teraz zejdźcie z drogi, pókim dobry-
Słowa te niebywale zaskoczyły Gottriego. Zerknął na przybyłych i dostrzegł, że zaprawieni w boju to oni za bardzo nie są. Są za to albo niezwykle odważni, albo niezwykle ograniczeni, chcąc atakować uzbrojonego w korbacz Krasnoluda, który w dodatku nie był sam. - Ej, nie zabijcie wszystkich! – krzyknął z góry Felix - Co najmniej jeden się przyda do złożenia zeznań! Słyszeli?! Jeden zostaje, reszta wypieprza, jak chce przeżyć. Ale już! – Vapensmund wrzasnął, podnosząc korbacz i przygotowując się do ataku. W jego oczach pojawił się szaleńczy błysk. |