Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2011, 14:20   #11
Yzurmir
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Na trakcie Gustav widział już niejedno i domyślił się, jakie istoty najprawdopodobniej zaatakowały wieś. Schodząc na dół, spojrzał po swoich towarzyszach, których nie znał prawie w ogóle, i postanowił podzielić się wnioskami, do których doszedł.
Rogate stwory jedzące ludzi... Wydaje mi się, że to po prostu zwierzoludzie, a nie żadne demony. Choć i to, i to paskudztwo. — Skrzywił się, siadając do stołu. — Najpewniej już zdążyły skryć się na powrót w lesie. — Dodał jeszcze, po czym chwycił łyżkę i zaczął jeść. Wkrótce pojawił się inkwizytor i nieświadomie zgodził się z jego teorią. Następnie wyjaśnił parę rzeczy, przypominając tropicielowi o zapłacie, jaka go czekała.

Sto karli! To kupa złota, która powinna wystarczyć mu na długi czas. Niemalże miał jednak nadzieję, że zadanie stanie się bardziej niebezpieczne. Może powinni mimo wszystko udać się do Klauben? Zapewne byłaby to dobra rzecz, a przy tym mogliby natknąć się na jakichś mutantów... Po chwili jednak Gustav uciszył te myśli i zganił się za głupią brawurę.

Podążył wraz z innymi do domu stolarza, gdzie zgodnie z życzeniem Himmelsanga oddzielił się od grupy i rozejrzał w okolicy w poszukiwaniu wyróżniających się śladów. Wątpił co prawda, aby cokolwiek mogło się uchować po dwóch dniach, ale zapewne zawsze warto jest spróbować. Obszedł dom dokoła, wpatrując się w ziemię i oglądając pobliskie budynki. Zbliżając się z powrotem do frontowego wejścia, usłyszał rozmowę; wyszedł zza rogu i podszedł do ludzi stojących przed drzwiami.

Hej...! Spokojnie. Nie chcemy kłopotów — stwierdził, patrząc na oprychów, a potem na krasnoluda i bretona. Mówił łagodnie, ale stanowczo, zatknąwszy kciuk lewej ręki za pasek w pobliżu miecza, a drugą położywszy na kolbie pistoletu. Nie zamierzał się odsłaniać, ale — w przeciwieństwie do innych, najwyraźniej — nie łaknął krwi. — Jesteśmy tutaj w sprawie ważnego śledztwa. Radzę wam odejść. Gdy skończymy, być może będziecie mogli znowu tu zamieszkać.
Zwróciwszy się natomiast do krasnoluda, syknął ze złością:
— Dajże spokój! Niech wszyscy pójdą, nie potrzebujemy zeznań od jakichś obdartych dzieciaków.
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 10-10-2011 o 14:22.
Yzurmir jest offline