Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2011, 21:46   #28
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Marc vs Haga
Marc wyszedł z drugiej strony. Ubrany w luźne spodnie i koszulę. Podobnie jak przeciwnik był boso. Dłonie, przedramiona i śródstopia miał owinięte taśmami jak tajscy zawodnicy. Skinął głową Gihei i zamarł w szerokiej gardzie muay thay.
Komentator pochwycił mikrofon pewniej w dłoni i zaczął wykładać zasady.
- Walczycie aż nie oznajmię, że walka skończona. Jeżeli każe wam odsunąć się od siebie macie to zrobić niezależnie od sytuacji. Opuszczenie maty jak i wyrzucenie za nią równa się przegranej. -oznajmił krótko po czym krzyknął głośno. - A więc pierwszą rundę turnieju uważam za otwartą!

Łysy mnich uniósł delikatnie dłonie chroniąc twarz i powolnymi krokami na ugiętych nogach ruszył w stronę Marca.
- Gihei Haga, rozpoczął bez szarży, postawa godna prawdziwego wojownika, powoli rusza na przeciwnika dokładnie go obserwując. -skomentował głośno okularnik uważnie obserwując walkę.
Marc wciąż trzymając szeroką gardę zaczął okrążać mnicha w prawą stronę, uważnie go obserwując. Charakterystyczna przygarbiona sylwetka thajskiej szkoły górowała nad niższym chłopakiem.
- Obaj zawodnicy obserwują się nawzajem, szukając szczelin w gardzie przeciwnika, każdy tylko czeka na pomyłkę oponenta. -nie przestawał komentować chłopak w garniturze.
Haga postanowił przejść do ofensywy pierwszy ruszając na przeciwnika biegiem, dłoń układając niczym szpony tygrysa, palce były lekko ugięte, jak gdyby gotowe do wyrwania i drapania. Marc który już szykował się do bloku, mógł jednak zaniechać tego czynu, bowiem mniszek niefortunnie stanął na boku swej stopy i zachwiał się niebezpiecznie stwarzając chłopakowi szanse do ataku.
Tylko najbardziej spostrzegawczy obserwatorzy zauważyli drgnięcie mięśni Marca, gdy mnich zachwiał się w ataku. Drobna zmiana pozycji, przeniesienie ciężaru ciała. Jednak nie tylko najlepsi obserwatorzy to zobaczyli. Haga, także. Szybkim zwodem umknął w tył zanim cios został zadany. Marc nie działał pochopnie, czas na zadaniu ciosu nadejdzie z pewnością. I o wiele pewniejszy niż teraz.

- Niefortunne potknięcie mnicha zażegnało niebezpieczną dla Thomsona sytuację, ale cóż to Gihei planuje kolejny atak. - szybko komentował okularnik kiedy to mniszek ponownie ruszył na Marca. Zacisnął dłoń w pięść i przekręcił ją delikatnie, wyprowadzając potężne uderzenie z wysokości własnej klatki piersiowej. Pięść uderzyła w przygotowany przez Thomsona blok, a Amerykanin usłyszał jak palce przeciwnika aż chrupnęły, jego sztuczki
wciąż były skuteczne. Jednak mniszek nie podawał się, a jego cios rozbił ręce Marca na boki, odsłaniając tym samym pierś Amerykanina. Mnich zaś pociągnął atak dalej i jego dłoń trafiła w tłów przeciwnika. Nie wyglądał oto zbyt spektakularnie, ale Marc poczuł paraliżujący ból i to że traci oddech, na kilka chwil.
- Widzimy tu pokaz chińskiej sztuki! -krzyknął podekscytowany sędzia. - Słoneczna pieść, cios który trafiając wroga w splot słoneczny daje walczącemu swobodną możliwość na atak sparaliżowanego bólem przeciwnika.
Gihei uśmiechnął się pod nosem, po czym wykonując szybko obrót wyprowadził kopnięcie prosto w prawy bok Marca. Cios był niezwykle silny, Amerykanin aż zachwiał się na nogach. Haga widząc jednak że skutki jego słonecznej pieści minęły odskoczył do tyłu. Łysy osobnik, jednak szybko wrócił do ataku, ponownie ustawiając dłoń w charakterystyczny dla słonecznej pieści pozycji. Tym razem jednak blok Amerykanina okazał się skuteczny.
- Nie tym razem, przyjacielu - Marc uśmiechał się samymi wargami. Szybki skręt bioder i budowana od kilku sekund siła uderzenia znalazła swe ujście. Zwykły człowiek kopnięty z taką siła miał by połamane żebra, jednak Marc pokładał nadzieję w intensywnym treningu mnicha. Cóż, jeśli ten się nie przykładał to był jego problem. Idąc za ciosem wyprowadził szybką serię uderzeń, jednak Gihei sparował je z trudem i odskoczył na bezpieczna odległość.
- Cóż za wspaniałe kopnięcie! -stwierdził komentator podekscytowany. - Niezwykła siła, aż dziw że żebra Giheiego to wytrzymały, to zapewne rezultat wielu ćwiczeń wytrzymałościowych.
Gihei spojrzał na Marca badawczo, skrzywił się widocznie z bólu, a nogi wciąż lekko mu drżały. Jednak wystawił prawą nogę lekko do przodu, ręce unosząc do góry. Lewa, otwarta dłoń, znajdowała się na wysokości jego piersi, prawa, też otwarta, przed twarzą.

- Oto i ona! -zakrzyknął okularnik. - Słynna postawa Shivy, widać Gihei postanowił wyciągnąć najsilniejsze karty.
Marc zaatakował ostrożnie, serią krótkich prostych. Mnich blokował każdy cios jednocześnie kontrując. Żadna kontra nie sięgnęła celu tonąc w gardzie Marca. Szybki lowkick mający przerwać impas zadziałał, Haga szybko cofnął się przerywając starcie i zanurkował pod gardę napierając barkiem na Marca. Ten chwycił go za ramię i zwinąwszy się w miejscu rzucił go przez biodro. Włożył całą siłę w rzut, mata aż jęknęła pod ciałem Giheia, a ułamek sekundy potem Marc zwalił się na niego całym ciężarem starając się przygwoździć do ziemi i unieruchomić dźwignią na bark. Mnich jednak wywinął się jak wąż. Odepchnął się nogą od Marca i przetoczył się w tył, stając na nogi. Marc nie wstawał, wielu nie doceniało leżącej pozycji. Teraz mogli się przekonać o jej skuteczności. Marc, podpierając się na łokciu kopnięciem trafił w kolano mnicha. Ten jeszcze wstając jęknął i zwalił się z jękiem na matę. Zamiast natychmiast wstać, zaczął wić się z bólu trzymając za nogę.
- Stop, przerwać walkę! - zakrzyknął komentator.
Marc zamarł w przysiadzie, nie z powodu słów komentatora, ale tego co widział. A widział już takie kontuzje. Widział jak zgrabna noga pod wpływem ciosu odkształca się, jak kości przesuwają pod skórą. Więzadła i ścięgna napinają do granicy możliwości i puszczają. Ale nie czas było na wspomnienia.
- Dawajcie medyka! - krzyknął przytrzymując za barki mnicha.
Osobnik w białym kitlu zjawił się prawie natychmiast wraz z dwoma pomocnikami. Odsunęli Marca i zajęli się rannym.
- Sorry stary, nie chciałem - powiedział Marc, ale raczej mnich nie usłyszał tego.
 
Mike jest offline