Plaża, morze, piasek, słońce. Całkiem jak w ciepłych krajach. Gdyby to były wakacje, to zapewne Tomek bawiłby się świetnie. Ale i tak zapewne nie bawiłby się z pieskiem w ‘podaj patyk’. Nie wiedział czemu. Zapewne wyrósł już z takich zabaw. W każdym razie dość szybko usiadł na prowadzących do domku schodkach i czekał, aż innym skończą się siły lub ochota.
Ruszyli w stronę latarni gdy tylko wszyscy odzyskali siły po porannych szaleństwach. Po plaży szło się świetnie. Odpływ był zapewne i między wodą a miękkim piaskiem pozostał kawałek ubitego morskiego dna. Nogi nie grzęzły w piasku i bez większego wysiłku można było wędrować. No i piasek nie sypał się do butów... Co prawda słońce, odbijające się od wody, świeciło troszkę w oczy, ale do takich błysków można się było przyzwyczaić.
To, że Pusiek (okropna nazwa, Tomek też tak uważał) zatrzymał się nagle i nie chciał dalej iść, było co najmniej dziwne. I, biorąc z niego przykład, warto było stanąć choćby po to, by się zastanowić.
- Pójdę zobaczyć, co tam może być takiego.
“Tam”, czyli przed nimi.
Tomek nigdy nie uważał, że jest bardzo dobry w naśladowaniu traperów, że potrafi skradać się niczym czerwonoskórzy wojownicy. Mimo tego udało się niepostrzeżenie podkraść na szczyt wydmy i przemknąć między krzakami. Wreszcie dotarł tak daleko, że mógł bez problemu zobaczyć wszystko, co działo się koło latarni. A nie działo się nic dobrego.
Siwy mężczyzna leżał na ziemi i nie ruszał się. Sprawcą jego stanu byli z pewnością dwaj mężczyźni, którzy śmiało mogliby zastąpić Arnolda w filmach o Conanie.
Trzeci, starszy nieco, ale równie potężnie zbudowany, stał przy wejściu do latarni i wypytywał jakąś małą dziewczynkę.
Co do niej mówił, o co pytał, tego Tomek nie słyszał, bo był za daleko, a bliżej nie miał zamiaru podchodzić. Wprost przeciwnie - cicho jak mysz wycofał się i wrócił do pozostałych.
- Wygląda na to - powiedział cicho, chociaż byli tak daleko. że tamci trzej nie mogli go usłyszeć - że na Pete’a napadły jakieś osiłki. Tacy wysocy i tacy szerocy. - Zademonstrował wymiary napastników za pomocą rąk. - Taaaakie mięśnie, skórzane przepaski, miecze... Niczym jacyś barbarzyńcy. Pete leży i się nie rusza - dodał. - No i jest tam taka mała dziewczynka, mniejsza od ciebie, Melu. Właśnie z nią rozmawiają.
- Według mnie nie mamy tam teraz nic do szukania. Albo poczekamy, aż sobie pójdą i wtedy zobaczymy, czy zdołamy coś pomóc, albo też pójdziemy na bagna i poszukamy pomocy u Welmy.
Jak mieliby z tamtymi walczyć? Procą i scyzorykiem?
- Nawet pies uważa, że powinniśmy stąd iść - dorzucił po chwili.