Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2011, 21:21   #529
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Sytuacja komplikowała się. I to w wielu miejscach na raz.
Kaevin wyruszył na przeszpiegi z dwoma towarzyszami. Jedynymi, którym mógł ufać. Po tym jak przywódca elfów, okazał się zimnokrwistym mordercą, a szlachetny paladyn dwulicowym manipulatorem posługującym się maksymą iż “cel uświęca środki.”
Im bliżej byli celu, tym ciszej się zachowywali. Kapłan co prawda zwiadowcą nie był, ale miesiące spędzone na patrolach wokół Nesme, co nieco go nauczyły.
Dowodzący wyprawą Kaevin, nakazał jednakże zostawił Eltarosa na tyłach. Było to rozsądne posunięcie z dwóch powodów. Po pierwsze półelf, mógł przeszkadzać w zwiadzie. Po drugie... w razie kłopotów i złapanie ich dwójki, kapłan mógł ruszyć im z odsieczą.

Astronomiczne obserwatorium znajdowało się na szczycie sporego wzgórza i było w ruinie...
Wieża się zapadła, i podziwiać można było tylko mury podstawy wieży.
Czego więc szukały tu orki?
Na razie Kaevin i Wolfield rozdzielili się, by zajść wieżę z obu stron.


Kaevin ruszył od strony wejścia do wieży astronomicznej, kryjąc się w cieniu drzew i bacznie obserwując otoczenie. I dało to rezultaty.
Bowiem póki co podkradał się niepostrzeżenie. A miał się przed kim ukrywać.
W ruinach obserwatorium przyczaiła się grupka orków i półorków licząca dziesięciu osobników.


Orki te różniły się uzbrojeniem i zachowanie, różniły się nieco fizjonomią co pozwalało stwierdzić, że wywodzą się z rożnych plemiona, a być może i z różnych orczych podras. Było to dziwne.
Podobnie jak grzebiąca przy postumencie stojącym na środku, kiedyś zapewne głównej komnaty wieży, postać orka.


Pilnowany ze wszystkich stron przez swych ochroniarzy szaman (bo któż inny to mógł być?), zajmował się rozgrzebywaniem elfiej skrytki. Co jakiś czas, lustrował jednak spojrzeniem okolicę. A może nie tylko spojrzeniem?
Ogólnie ten ork wydawał się jakiś... dziwny.
I nagle przyczajony Kaevin usłyszał w swej głowie głos.-”Wyjdź ukrycia, ty i twój towarzysz to pogadamy.

Nie on jeden miał rozterki. Sabrie także. Stwór uśmiechnął się bezczelnie i przez chwilę unosił się w miejscu, nie przejmując się oddalającą się wojowniczkę. Po czym, nagle pojawił się tuż przed nią, śmiejąc się głośno.- Nie uciekniesz mi tak łatwo.
Nim jednak Sabrie zaszarżowała na stworzenie, te znikło nagle by pojawić się parę metrów dalej.
Rozpoczęła się więc, szaleńcza powietrzna zabawa w kotka i myszkę. Przy czym to Sabrie była w niezbyt fortunnej roli myszki. Podczas, gdy skrzydlata świetnie się bawiła ścigając swą myszkę, pojawiając się znienacka i znikając. W końcu pojawiła się tuż obok Miee’le i zamierzała wyprowadzić atak.
Jednakże celem tego ataku, nie była ani klacz, ani Sabrie, a półprzytomna, mamrocząca coś pod nosem Drucilla. Krzyknęła skrzydlata szykując się do ataku. -Pozdrowienia z Lothen. Pozdrowienia od orków.

Nie tylko ona zresztą. Strzały świsnęły z kryjówki mierząc do drużyny przeprawiającej się przez rzekę. Nie tak jednak celne, jak poprzednie.
Odpowiedziała na ten atak Missy, posyłając grad bełtów ze swej kuszy. Jednakże pociski odbiły się głównie od ruin. Zamachowiec, wiedział jak wybrać sobie miejsce na atak.
Magowie zrobili coś odwrotnego od planów Rogera, zniknęli. Zraniony mocno kapłan starał się zapanować nad wozem.
A z ruin znów poleciały strzały w kierunku powozu.

Teu skryty w cieniach i magini pod postacią gazowej mgiełki ruszyli w kierunku ruin i napastnika. Syplhia była szybko, bowiem Teu musiał trzymać się cieni, których w słoneczny dzień, na brzegu rzeki, nie było zbyt wiele. Więc konieczna była okrężna droga. Natomiast mglista magini ruszyła bezpośrednio do celu.
Dlatego też pierwsza dostrzegła napastnika, a raczej... napastniczkę.
Atakowała ich bowiem łuczniczka leśnych elfów


atakowała samotnie. I nie była to elfka z obozu paladyna. Więc czemu ich atakowała?
Ukryta pod postacią mgiełki magini, miała problem. W tej postaci nie mogła rzucać czarów. Musiała więc się rozejrzeć, za bezpiecznym miejscem do materializacji. Na szczęście w ruinach było ich wiele wiele pustych pomieszczeń i zatopionych półmroku i wilgotnych.
Sylphia powróciwszy do swej postaci rzuciła czar i w pomieszczeniu z którego strzelała elfka, zaroiło się od olbrzymich macek, które jednak... nie zdołały pochwycić dziewczyny. Ta zaś wycofując się z pomieszczenia posłała w kierunku magini strzałę... Nie trafiła. Ale nadal wycofywała się z komnaty pełnej macek. A za maginią, pojawił się Teu, póki co skryty w cieniach.

Roger i reszta, nie mieli o tym pojęcia. Dla nich było ważne, że ustał ostrzał.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 11-10-2011 o 21:38.
abishai jest offline