Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2011, 15:17   #138
Gryf
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=x_47fPXN1nU&feature=related
[/MEDIA]
Najpierw oślepiające światło.

Potem ciemność i ocean bólu.

Maczeta wysunęła się z bezwładnej ręki z brzękiem opadając na stalową kratę podłogi. Przegrał.

- Czemuś mnie opuścił? - szept i jęk bólu w jednym.

Oh, przestań pitolić Josephson. - odpowiedział wesoło nieznany młody głos w jego głowie - Jedyne co cię opuściło, to twój zdrowy rozsądek. Czy twój Wszechmogący byłby w stanie uratować dupę Daniela przed lwami, gdyby ten wrzeszczał na nie i okładał kijem? Ogarnij się, kurwa!


+

Głos Boga? Anioła Stróża? Świętego Svena Tybetańczyka, patrona powolnej i bolesnej śmierci w kosmosie? Szok pourazowy? Początki schizofrenii? - jakiekolwiek było źródło nowego głosu w głowie Szkutnika, nie można było odmówić mu racji.
Oto Głos Niebios godny rozbrzmiewania w piekle Gehenny. Oto posłanie, które warto nieść korytarzami zagubionego w kosmosie więzienia. Oto błądziłem, a Pan otworzył swe usta i rzekł:

Josephson. Ograrnij się, kurwa!

Szkutnik otworzył oczy akurat w momencie, gdy jedna z pokrak rodem z obrazu Hieronima Boscha wznosiła swoje coś-w-rodzaju-ręki-z-kostnymi-dziobami do ostatecznego ciosu.
Cofnął sie w ostatniej chwili. Uratował się przed rozszarpaniem gardła, choć cięcie rozpłatało mu policzek od ucha, po czubek nosa. Nieskoordynowanym kopniakiem posłał potworka w głąb celi. Coś zaskrzeczało i zaszeleściło. W egipskich ciemnościach z trudem dostrzegał kolejne małe, surrealistyczne kształty odrywające się od cielska porastającego sypialnię Wieszcza i jej okolice.

Mistyka się skończyła. Teraz bez komplikacji i zbędnych słów zostanie rozszarpany na strzępy i wchłonięty w uwłaczające rozumowi cielsko, gdzie spędzi długą, bolesną wieczność. Dzień po dniu. Pozbawiony jakiejkolwiek nadziei i w pełni świadomy.

Monstrualna dawka adrenaliny, wyzwolona przez strach szarpnęła nim do pionu i zmusiła do ruchu w stronę wyjścia. Bitwa była skończona. Przegrał. Nie był zbrojnym ramieniem Chrystusa w piekle, a jedynie kolejnym idiotą, który porwał się z motyką na słońce. Boże, jaki był zaślepiony...

"Jeśliby noga powiedziała: Ponieważ nie jestem ręką, nie należę do ciała - czy wskutek tego rzeczywiście nie należy do ciała?"

Shamhayell?


Nie, w zasadzie to akurat z listu do Koryntian. Faktycznie, trochę w jego stylu. Dobra, nie przerywaj. Dalej mam o twoim zaślepieniu. "Gdyby całe ciało było wzrokiem, gdzież byłby słuch?"

Kim ty jesteś?

"...Lub gdyby całe było słuchem, gdzież byłoby powonienie?"


Pół idący, pół pełznący ku wyjściu Szkunik zaśmiał się głupkowato. Dialog rozbrzmiewający w jego głowie był chyba jakąś desperacką próbą obrony umysłu przed świadomością bólu i narastającym atawistyczny strachem. A może jakąś próbą rozładowania szoku po doświadczeniu telepatii, do której nie był przystosowany.

O, to będzie dobre, słuchaj dalej: "Lecz Bóg, tak jak chciał, stworzył różne członki umieszczając każdy z nich w ciele. Gdyby całość była jednym członkiem, gdzież byłoby ciało?"

Słuchasz, Shamhayell? Dokładnie to próbowałem ci wytłumaczyć od początku...

Odpowiedział mu jedynie chór złowrogich szelestów, skrobań i mlaśnięć. Dźwięk dziesiątek dłoni, setek placów i innych koszmarnych odnóży pełznących krok w krok za nim. By dokończyć co zaczęły. Zniszczyć i wcielić. Naprawdę poruszały się tak wolno, czy może demon delektował się chwilą i bawił się jak młody kociak oszołomioną myszą?

+

Błysk latarki. Rozmazany widok Wielkiego Q, Poety i paru innych Rippersów. Ręka Wodza na wysokości panelu zamykającego gródź. Jego popierdolony, pozbawiony wyrazu uśmiech.

- Hej Q! - pokiereszowana twarz Szkutnika uniosła się w górę, duchowny znów chwiejnie stanął na nogach. Słowa sprawiały mu ból i brzmiały nieco bełkotliwie, ale były w pełni zrozumiałe. - Chyba nie pękasz, że na twoim rewirze znalazł się większy pojeb od ciebie, co? Zapewniam, że to niemożliwe. - Szkutnik, zaśmiał się plując krwią i bezwładnie zatoczył na ścianę. Zaczął niezdarnie iść wzdłuż niej zostawiając krwawy ślad. Jego głos zaczął brzmieć nieco bardziej przytomnie. - Dwa zdania: Demon słabnie. Możliwe że zdycha. Jak mnie zeżre - urośnie. Wstrzymajcie się z tym odcinaniem.

Nie mógł okazać strachu. Nie mógł się załamać. Nie teraz, gdy metry dzieliły go od wyjścia. Prał do przodu, mogąc tylko mieć nadzieję, że Rippersi docenią widowisko i wstrzymają się jeszcze choć pół minuty, pozwalając mu wyjść.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 13-10-2011 o 15:24.
Gryf jest offline