Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2011, 18:38   #3
Maura
 
Maura's Avatar
 
Reputacja: 1 Maura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodze
Kay schwyciła się kolumienki łoża i wstała, czując chłodny powiew. Noc wtargnęła do komnaty, okno musiało same otworzyć się pod wpływem wiatru - ale dziewczyna miała dziwne wrażenie, że ciemność wciska się także do jej umysłu i serca. Poczuła, jak suche ma gardło, po omacku, stąpając bosymi, zziębniętymi stopami po kamieniach posadzki podeszła do stolika i nalała sobie do kielicha słabego, czerwonego wina. Wypiła, podeszła do okna i zamknęła je, przeżegnawszy się mimo woli. Sen..kruk...ciemność. Nie czuła takiego lęku od momentu śmierci ojca.
- To pełnia...- mruknęła, uspokajając sama siebie- Zawsze podczas pełni nie możesz spać, Kay i śnią ci się koszmary...To musi być pełnia. I brak modlitwy przed snem- za długo szykowałaś szmatki i suknie, zamiast jak należy odmówić pacierze....

Spojrzała na przygotowaną do włożenia na wyjazd suknię, rozłożoną na poręczach rzeźbionych krzeseł. Nie była to jej najlepsza, paradna suknia z szafirowego jedwabiu i białego aksamitu, zdobiona złotymi pętliczkami- tę trzymała na ślub Erica i Cynewynne, zapakowaną w sakwy wraz z innymi osobistymi rzeczami. Podróżny strój był znacznie bardziej praktyczny, była to ciemnogranatowa suknia,o sznurowanym stanie, z rękawami zdobionymi bufkami i z jedną tylko spodnią halką z barwionego cynobrem płócienka. Jej szerokość umożliwiała swobodną jazdę konną po męsku, bez irytującej i wstydliwej możliwości ukazania kostki u nogi lub, co gorsze, kształtnej łydki. Na to Kay postanowiła założyć szeroki płaszcz, krojony z trzech czwartych koła, z kapturem i rękawami, zdobionymi kretami, z granatowej, mocnej wełny i z lnianą podszewką. Tak, suknie były gotowe, bagaże też, Tessa nie mogła się doczekać wyjazdu tak samo jak Kay, zamierzając lady Orville przyćmić choć uroda, skoro nie mogła tytułem. Ciotka też oznajmiła, że nie puści jej na bezbożny dwór samej - a gdy Kay nieśmiało przypomniała, że książę jest bogobojnym i pobożnym człowiekiem, a księżna Vivienne po prostu przykładem wszelakich cnót, starsza pani tylko prychnęła gniewnie.
- Nic nie wiesz, niczego nie widziałaś i na niczym się nie znasz, moja droga!- oznajmiła z namaszczeniem- Światowe życie ci w głowie i potrzebujesz mentorki i mądrej towarzyszki, która będzie nad tobą czuwała i zamierzam spełnić to zadanie w pokorze przed moim Panem, jak mnie do tego powołał! Zmów pacierze przed snem i dziękuj za to, że los cie pobłogosławił moją osobą, tak pełną poświęcenia!
Ale Kay, zgniewana nieustannym wytykaniem jej przez ciotkę niewiedzy i poniżaniem, nie zmówiła pacierzy, zamiast tego długo podszywała i reperowała suknie, haftując drobniutkim ściegiem brzegi rękawów. czy dlatego przyśnił się jej koszmar? Czy stąd nocne zmory i widzenia?
A może było w tym coś więcej i powinna porozmawiać z księciem? Tak, zrobi to...coś w głębi jej serca kołatało niepokojem...



Niewielki orszak wyruszył o świcie po krótkiej modlitwie ( ciotka uważała, ze zbyt krótkiej). Hugon Warwick i jego sześciu ludzi, których Kay wzięła do ochrony- ciotka w powozie (żaden koń nie odważyłby się jej pewnie nieść), razem z nią młoda Lissie, garderobiana i służąca. Tessa Tanner, kuzynka Kay, w ślicznym, zielonym płaszczyku obszytym króliczym puchem galopowała obok na karej klaczce, sama zaś Kay dosiadała Amriel- swojej kasztanki. Wóz obładowano bagażami, część drobniejszych wiozły konie w jukach. Kay ku wyraźnej irytacji ciotki wzięła też swój jesionowy łuk, zapas strzał i niewielki sztylecik- przypasała to wszystko, choć ciotka komentowała, że wygląda jak poganka i wagabundka. Mimo wszystko, w porannym słońcu, w rześkich powiewach, dziewczyna wdychała pełną piersią powietrze, a jej ciemny warkocz zdążył się już rozwichrzyć i stracić upięcie pod kapturem płaszcza.
Ruszyli traktem, zamierzając stanąć w zamku książęcym przed wieczorem- a Kay starała się rozproszyć nocne cienie i myśleć o ślubie, balu i o tym, że musi jakoś wytrzymać z humorzastą ciotką, flirtującą Tessą, własnym niepokojem i przeczuciem, że czekają ją nudne i ciężkie dni....

Zamek diuka Tondberta odwiedzała już kilkakroć w ciągu ostatnich dwóch lat - zawsze jednak w skromniejszym orszaku, starając się wtopić w tło i nie rzucać w oczy. Co prawda, rozmawiała z księciem, który z wielką życzliwością odnosił się zawsze do młodej dziewczyny, obarczonej koniecznością opieki nad rodzinnymi dobrami i naprawiania tego, co zaprzepaścił jej żyjący w świecie duchowych i religijnych fantazji ojciec. Pamięć dziadka Kay, sir Rodericka Orville, była ciągle żywa - walczył w wojnie za czasów Uthera Pendragona, został ranny, wsławił się też w walkach z Sasami, zdobywając dla rodziny majątek i rodowe dobra. To po nim Kay odziedziczyła hart ducha i niezłomne poczucie, że jak daje się z siebie wiele, wiele się też otrzyma.

Jazda przez lasy i szachownice letnich pól na południowy wschód była niemal przyjemną - a z pewnością dla Kay, która kochała przestrzeń, jeździła świetnie i nie zwracała uwagi na drobne niewygody. Musiała jednak znosić całodniowe utyskiwania ciotki i fochy Tessy, której nie podobała się karczma, wybrana na postój- nie zdołali bowiem w jeden dzień pokonać drogi do zamku Edenbrough i zatrzymali się w zajeździe, gdzie Kay i Tessa dostały pokój z Lissie i ciotką, zmuszone spać po dwie w wąskich łózkach. Kay przezornie zajęła łóżko z Lissie, w odruchu ratowania się przed ciotczynym czosnkowym oddechem ( lady Minerva zażywała ów dar natury w wielkich ilościach, uważając go za panaceum na wszystko), tak więc Tessa została zmuszona do dzielenia łoża ze starą damą.



Kay spała źle, budząc się co chwila, wspominając koszmarne wizje i oczekując na pojawienie się kruka- ale na szczęście nie było go. Poranek wstał rześki i czysty, jak wypłukany ługiem, szybko zjedzono skromny posiłek, zmówiono pacierze ( lady Minerva szczególnie rozwlekle prosiła niebiosa o opiekę nad “kochanym opatem”, zapominając o reszcie świata), po czym ruszono w dalszą drogę, by zdążyć stanąć na miejscu przed południem. Jakoż i tak się stało- a Kay, zrzuciwszy z głowy kaptur płaszcza i nieco znużonym wzrokiem patrząc na wyrastające przed nimi mury, bramne wieże, blanki i krenelaże, na rzędy łukowych okien, wspaniałe baszty, wieńczone kamiennymi machikułami, połyskujące barwnością chorągwi, poczuła znajome podekscytowanie. Zeskoczyła z konia, każąc Hugonowi dopilnować rozkulbaczenia i zostawiając w powozie ciotkę wraz z Tessą, która z niejakim nachmurzeniem przyjęła do wiadomości fakt, że ma się na razie nigdzie nie ruszać z dziedzińca i pilnować starej damy, dopóki Kay nie dowie się, gdzie przydzielono im pokoje. Powierzyła także Hugonowi swój łuk- nie wypadało dziedziczce Meadow Castle wędrować po książęcym zamku z łukiem i kołczanem na plecach, jak dzika wagabundka- po czym ruszyła na poszukiwanie księcia Tondberta, by złozyc mu pokłon i dowiedziec się szczegółów swego pobytu, a także, jesli okazja się nadarzy, przekazać mu swoje przeczucia. Teraz jednak wydawały się one coraz bardziej małe i śmieszne, gdy patrzyła na świątecznie przybrany zamek i wesołe zakrzątanie....Na zamkowym korytarzu niemal zderzyła się ze znajomą postacią. Stephen the Osprey...
- Kay … Kaylyn … lady Kay … lady Orville – poprawił się wreszcie wyraźnie zmieszany. - Cieszę się, ze mogę zobaczyć cię znowu.
Na moment zaniemówiła, wpatrując się w znajomą postać. Znajomą o tyle, że natychmiast skojarzyła twarz - ale sylwetka należała już do męża, nie chłopca.
- Stephen...to znaczy, sire...- dygnęła, przypominając sobie o etykiecie - Jak miło..wybacz zmieszanie, sire..przybyłam na ślub i właśnie szukam księcia, by dowiedzieć się...przekazać...- w zmieszaniu skubnęła koniec warkocza, spuszczając rzęsy. Jej żywą twarz zabarwił rumieniec.

- Wobec tego pozwól, pani - pochylił się całując jej dłoń - że zaprowadzę cię do jego komnat - przez chwilę jakoś odruchowo przytrzymał jej palce przy swoich wargach. Były inne, niż te, które pamiętał. Jej delikatne rysy też były inne. Wszystko było, nawet zapach ... - Przed chwilą dopiero dowiedziałem się, że przybyłaś, milady, na zamek, co ciekawe, od samego diuka, który polecił mi, znaczy nam, mi, sir Erikowi oraz sir Garethowi zaprosić ciebie oraz lady Marinę na przejażdżkę, a szczegóły o co chodzi, pozwól, ze wyłuszczę ci w dwóch zdaniach. Przybywa hrabia Oswald, zaś Jego Wysokość, przypuszczając, ze hrabia moze szykować jakąś niespodziankę, chce przyłączyć swoich poddanych do jego orszaku. Rycerzy, aby służyli w razie czego mieczem oraz damy, aby stanowiły dowód braku agresywnych zamiarów. Oczywiście całkowicie przypadkiem.
Przez chwilę w głowie Kay kłóciły się dwie różne dziewczyny; jedna, spłoszona i zawstydzona, a zarazem ucieszona spotkaniem dawno niewidzianego przyjaciela, która chciała przeciągać chwilę spotkania i druga- trzeźwa, rozsądna Kay, w której słowa Stephena poruszyły dręczący niepokój. Książę się czegos obawia..jej sen...wyprawa..rycerze...krew..krakanie kruka...Oprzytomniała. Zabrała dłoń po czym energicznie skinęła ciemną głową.
- Muszę porozmawiać z księciem o czyms ważnym, nim wyjadę..i dowiedzieć się, gdzie mogę umieścić ciotkę i Tessę, nie wspominając o moich ludziach. Potem będe do twojej dyspozycji, sire- znowu dygnęła, przytrzymując palcami rąbek płaszcza.
- Wobec tego pozwól - skinął nie za bardzo wiedząc, jak się zachować, z jednej strony próbując dworskiej etykiety, z drugiej próbując opanować radość - książę jest w komnacie narad, tam, gdzie jest kopia Okrągłego Stołu. Jeśli mogę cię odprowadzić, będzie mi miło towarzyszyć ci, pani. Skoro bowiem musimy wykonać polecenie naszego suzerena …
Ruszyła za nim, mimo woli zauważając, jak wyrósł i jak szerokie ma ramiona. Zaraz jednak zganiła się za nieprzystojne myśli, wracając wspomnieniem do koszmarów minionej nocy. Być może opatrzność chciała użyć jej jako swego narzędzia, by ostrzec księcia? Stephen otworzył drzwi, weszła, zauważając, że on sam zostaje przed komnatą, nie chcąc jej zapewne krępować. Książę siedział na rzeźbionym krześle, okrytym złotogłowiem- podeszła, nie wyczuwając stopami podłogi, czując, jak szeleści po posadzce obszycie jej płaszcza. Dygnęła, spuszczając głowę.
- Lady Kaylyn Orville, panie mój...Przybyłam na ślub i moje serce raduje się, że widzę cię w zdrowiu...Czy wolno mi przekazać coś, co dręczy jednak moje serce?- wyprostowała się, patrząc księciu prosto w oczy. Lady Minerva pewnie zemdlałaby na taką poufałość, ale Kay miała swoiste podejście do etykiety- Miałam sen, panie mój....zły sen, w którym orszakowi sir Oswalda groziło niebezpieczeństwo..widziałam we snie barbarzyńców, zdradziecki atak i śmierć, panie..a czarny kruk przyleciał do mego okna. BYć może uznasz to za niewieście bajanie, ale sumienie nakazywało mi przestrzec cię tą wieścią. Bądź mi łaskaw panie, bo z serca to uczyniłam...- zamilkła, wyprostowana, smukła jak trzcinka, ze spokojnymi oczyma.
 
__________________
Nie ma zmartwienia.

Ostatnio edytowane przez Maura : 14-10-2011 o 16:05.
Maura jest offline