Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2011, 23:23   #124
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Rosalinda, Vernon

- Pytania w czasie walki? Młodzieńcze chyba znasz się na wojaczce równie dobrze jak mój pies. – zakpił Crom i miał po części rację. Wróżki atakowały zaciekle i o żadnej rozmowie nie było mowy. Dowódca odganiał skutecznie latające maszkary co jakiś czas strącając jakąś. Krzykacz nie stał bezczynnie. Nie był zwykłym chłopaczkiem od denerwowania podróżnych. Przyłożył ręce do podłoża i zaraz obok niego wyrósł dwumetrowy ziemny golem. Nie był skuteczny z walce z takimi wrogami, ale zapewniał mu chociaż dobrą ochronę. Para Vernon - Rosalinda radziła sobie znacznie lepiej. Czarodziejka spowalniała ruchy wróżek a nożownik, teraz pełni sił, znów dziesiątkował je magiczną szablą. W niedługim czasie została tylko królowa. Wyrzuciła przed siebie ręce z których wystrzeliły kilkumetrowe macki najeżone kolcami. Jedne odbił Crom tarczą, dwie złapał golem, a ostatnią odciął Vernon. Przywódca podskoczył do potwora i uderzeniem tarczy posłał go na przeciwległą ścianę. Temu wyczynowi towarzyszył paskudny dźwięk miażdżonych kości.


- Dlaczego ta urna jest tak potrzebna? – spytał wreszcie Vernon.

- Nie płacą wam za zadawanie pytań. Macie wykonywać tylko rozkazy. – pogarda w oczach Croma była nie do zniesienia.

- Zostałem wydalony z wojska za niesubordynację. – odpowiedział mężczyzna. - Miałem zostawić swoich towarzyszy kosztem wypełnienia misji.

Nożownik rzucił się na dowódcę. Miał swoje powody i o dziwo jego cel wcale nie wydawał się zdziwiony tym faktem. Fala uderzeniowa zatrzymała się jednak na tarczy przeciwnika.

- Wiedziałem, że zatrudniliśmy same śmieci.
– Crom splunął i zaatakował razem z Krzykaczem. Rosalinda nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Była zresztą zbyt wyczerpana by cokolwiek zdziałać. Vernon radził sobie jednak doskonale. Bez problemu ominął łapę golema i skrócił chłopaczka o głowę. Ten rozsypał się w pył. Z generałem nie szło już tak gładko. Jego obrona była nie do przebrnięcia, a parowanie jego potężnych ataków było praktycznie niemożliwe. Nożownik skakał wokół niego, unikał, próbował znaleźć jakiś słaby punkt. Nie mógł dłużej zwlekać. Niedługo miały nadlecieć kolejne zastępy wróżek.

Postanowił użyć ponownie swojego najpotężniejszego ataku. Zatrzymał się na sekundę. Miecz Croma już miał opaść na jego głowę, lecz w tym momencie Vernon zniknął. Dźwięk gromu odbił się echem od ścian ula. Były żołnierz pojawił się ponownie obok Rosalindy. Ciało dowódcy było poszatkowane i rozpadło się jak domek z kart. Było po wszystkim… prawie.

- Dobry wybór.
– kilkanaście metrów nad nimi siedział sobie na stromej ścianie Pustelnik. – Obawiałem się, że będę musiał interweniować, ale mnie wyręczyłeś.

Zniknął gdy magiczna fala szabli miała w niego uderzyć. Zmaterializował się ponownie w miejscu gdzie stała wcześniej królowa.

- Nie ładnie tak atakować sojusznika. Rozumiem skryte pokłady nienawiści nie dają ci spokoju, ale odłóż na razie ten nożyk na bok i wysłuchaj mnie. – chcąc nie chcąc Vernon posłuchał. Również był padnięty i na kolejną walkę nie miał już sił.

- W urnie został zamknięty umysł waszego króla. Smoki stwierdziły, że tak będzie bezpieczniej. Gdybyście ją stłukli to ten świat szybko zamieniłby się w pustkowie. – zaczął grzebać w ziemi i wyjął z niej drewnianą skrzyneczkę. Otworzył wieko i zaprezentował im naczynie. Było brudne, zwyczajne, niepozorne. Miało kilka pęknięć.

- Zaopiekuję się tym. – usta rozszerzyły mu się jak u żaby. Połknął urnę oblizując się ze smakiem. - Wskaże wam drogę jak stąd wyjść, a następnie zaprowadzę do waszych towarzyszy. Tym razem możecie mi zaufać. Nie chce żeby magowi udało się uzdrowić tego waszego bożka. To jak będzie?

Dźwięk nadlatujących insektów podjął za nich decyzję. Ponownie musieli zdać się na swojego fałszywego przewodnika.



Miłka(już nie babunia), Cykor, Balric

Smok padł, burza wyraźnie straciła na sile. Sporo osób wiwatowało, choć niewielu przeżyło tą potyczkę. Więcej emocji wywołała jednak tajemnicza przemiana starej babki. Mała dziewczynka wyglądała tak niewinnie, tak słodko. Nie zmieniało to faktu, że była nadal potężną i groźną wiedźmą.

- Rzeczywiście matko to ci się udało. – Nasturcja nie mogła powstrzymać śmiechu. – Czyżbyś przesadziła z jakimś składnikiem? Myślisz, że w jaki sposób odmłodniałam? Zapominasz, że jestem twoją córką i znam się na swoim fachu. Jedna rzecz dobra przynajmniej z tego wynikła synku. – zwróciła się do przemęczonego Balrica. – Nie będziemy musieli wdychać babcinych gazów przez najbliższe kilkadziesiąt lat. Dobrze, że nie trzeba cię będzie karmić.

Czarownica wspięła się po tych słowach na smocze cielsko. Dwa ostre jak brzytwa sztylety pojawiły się w jej dłoniach. Upuściła je, a te zawisły na moment w powietrzu, po czym zaczęły wrzynać się w martwego wycinając okrąg. Nawet ochrona z łusek nie pomogła. Krew tryskała na boki. Operacja była bardziej precyzyjna niż mogło się wydawać. Po paru minutach, ostrza powróciły do właścicielki. Nasturcja wypowiedziała parę słów w magicznej mowie i z zakrwawionej dziury uniosło się ogromne smocze serce. Otaczała je niewielka i krucha osłona, chroniąca je przed piaskiem i pyłem. Wciąż biło.

- Zadanie w połowie wykonane. Muszę dostarczyć jak najszybciej serce. Teraz czeka nas jeszcze rytuał. Możecie go obserwować bądź nie. Wasza sprawa.

Ostrożnie zeszła z ciała, a lewitujące serce podążyło za nią. Udawała w górę starej jak świat ścieżki prowadzącej do miejsca gdzie czekał Marcus i Sara. Przechodząc obok wozu magów uśmiechnęła się.

- Nawet nie wiecie coście zrobili! – krzyknęła do Cykora, który zajmował się dziećmi i rannymi. – Zniszczyliście zabezpieczenie Marcusa. Należało mu się. Stary dziad teraz będzie ostrożniejszy.

Choć jej słowa były niezrozumiałe, to można z nich było wyczytać jedno. Mag został w ten sposób osłabiony. Same dzieciaki wydawały się zdrowe i pełne życia. Żadne z nich nie potrafiło jednak mówić. Wydawały z siebie jedynie dziwne dźwięki przypominające mowę.

Niewielka część najemników, zajęła się zbieraniem ciał towarzyszy i porządkowaniem obozu. Pozostali byli zbyt ciekawi i udali się za Nasturcją. Za dużo przeszli żeby teraz główne przedstawienie ich ominęło. Każdy sobie zadawał pytanie czym był rytuał? W jakim celu ich tu sprowadzono? Wielu z nich miało zacięte miny. Miłka wyczuwała ich myśli. Zdanie: „zabiję starego, choćbym miał tu zostać na zawsze” powtarzało się nazbyt często i zazwyczaj było poprzecinane całą serią „kurw”. Oznaczało to kolejne kłopoty.


Rozdział IV i ostatni: Rytuał

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=jUR-wWhmsS8[/MEDIA]


Miłka, Cykor, Balric a na końcu Vernon i Rosalinda

Na szczycie góry znaleźli wejście. Wyrzeźbiony siłami natury tunel zaprowadził ich następnie do owalnej groty, która z kolei była już dziełem magii. Miała ona dwa poziomy. Wyższy na którym można było obserwować rytuał i niższy do którego prowadziły schody w dół. Tam też czekał już Marcus wraz z Sarą i dwójką zakapturzonych postaci. Czarodziej i kapłanka stali naprzeciwko siebie po dwóch stronach sporego postumentu, na którym namalowano magiczne kręgi. Dziewczyna nie spojrzała na przybyłych. Wydawała się być w jakimś transie. Zdolności Miłki przy arcymagu jak zawsze nie działały najlepiej, ale zdołała usłyszeć w myślach Sary powtarzające się wersety zaklęcia.

Podczas gdy Nasturcja schodziła po schodach w dół pchając przed sobą serce, Marcus minął ją i podszedł do zgromadzonych najemników. Kiedy stanął przed Miłką również on poczęstował ją kpiącym uśmieszkiem.

- Widzę, że osiągnęłaś swój cel najdroższa. Dobrze się spisaliście. Wszyscy. Żadnego z was nie ominie nagroda i sława. To kres naszej wyprawy. Pozwólcie, że teraz ja zajmę się resztą! Nie możecie pod żadnym pozorem przeszkadzać w rytuale. – ściszył głos i pochylił się do czarownicy. – Tak jak się umawialiśmy. Żadnych komplikacji.

Zgromadzeni słuchali i to bardzo uważnie. Balricowi i Cykorowi nie umknęły jednak ich drobne gesty polegające przede wszystkim na sięganiu po broń. Atmosfera była nieciekawa. W każdym momencie ktoś mógł rzucić się na starca, a wtedy reszta wzięłaby z niego przykład. Może tak byłoby lepiej? Sytuację uratowało - albo odwlekło w czasie – pojawienie się młodzieńca, który ponoć był królem Ann. Spojrzenia zebranych przeniosły się na niego. Z jego twarzy dało się odczytać jedynie zdziwienie całą tą sytuacją. Wciąż zachowywał się jak zagubione dziecko.

- To ty mnie wzywałeś? – zapytał maga. – Słyszałem w swojej głowie twój głos.

- Tak mój panie. – Marcus miał nietęgą minę. Coś musiało pójść nie po jego myśli. – Jesteśmy tutaj by ci pomóc. Nie odzyskałeś jeszcze swoich wspomnień, ale i na to przyjdzie czas. Chodź ze mną.

Tamten posłuchał i zaczął powoli schodzić w dół. Nie miał pojęcia co go czekało. Dobrą wiadomością było natomiast to, że za jego pleców wyskoczył Chłystek. Wzrokiem szukał babci Miłki, ale nie widząc jej nigdzie rzucił się na Balrica i przytulił barbarzyńcę ze wszystkich sił.

- Myślałem, że już was nie znajdziemy. Tamten chłopak mi pomógł. – Chłystek pociągnął nosem. W kącikach jego oczu pojawiły się łzy. - Nie mogę jej wyczuć. Czy babka…?


Rytuał się rozpoczynał. Serce spoczęło na postumencie aktywując magiczne znaki. Nasturcja wycofała się na bezpieczną odległość. W środku zostały jedynie trzy osoby. Mag, Król i Kapłanka. Marcus na zmianę z dziewczyną zaczęli wypowiadać tekst łączonego zaklęcia. Fala magii zalała komnatę. Skały wokół nich zaczęły falować. Parę osób przetarło oczy ze zdziwienia. Czarodziej wyjął sztylet i wbił go, aż po rękojeść w serce smoka zatrzymując je ostatecznie. Wyciągnął je bardzo powoli. Podszedł do młodzieńca i namalował na jego czole kilka wzorów posoką z ostrza. Następnie zbliżył się do Sary.

- Co zamierzają zrobić? Wie ktoś? – to Wąsik, zadał pierwszy niewygodne pytanie. Większość osób pokręciła głowami. Tylko nieliczni wiedzieli co miało nastąpić.

Czy podzielą się tą wiedzą?

Nikt nie zauważył, że do groty weszły jeszcze dwie osoby. Starzy towarzyszę prowadzeni przez Pustelnika nie mogli pojawić się w lepszym momencie.

„Proszę, chce żyć” – Rosalinda i Miłka usłyszały w swoich głowach wołanie o pomoc.


Czy rytuał oczyszczenia dojdzie do skutku? Zostały ostatnie minuty by zdecydować o losie wyprawy i całego Ann.
 
mataichi jest offline