Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-10-2011, 21:56   #121
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
No z dziadkiem mieli szanse. Dwa stwory wzbiły się w powietrze, a Balric ruszył wraz z najemnikami na drugą stronę góry. Póki mieli chwilę czasu, starał się przyjrzeć dokładnie gadowi, by znaleźć jakąś słabą stronę. Taaak, możesz patrzeć tydzień, skarcił sam siebie.
Nagle bestie spikowały w dół i grzmotnęły w ziemię. Wyczuwszy szansę na połaskotanie smoka, wszyscy skoczyli do ataku. Od magii Nasturcji powietrze się skrzyło.
Barbarzyńca ruszył do boju, ale Castelar był szybszy, wysforował się do przodu, po to tylko by gadzina przeżuła go na papkę i wypluła. Duch upadł w najemnikach i dopiero Balric ryknął na nich i walnął najbliższego w ryj, to przyszli do sprawy. Rozproszyli się i ruszyli ku smokowi. Potwór zionął ogniem, struga płomieni przeleciała tuż koło wojownika, ogarniając ludzi i zamieniając ich w skwierczące i wrzeszczące skwarki.

Jak go ugodzić, jaka siła może zgładzić taką potęgę? Babcyne kamłanie i robienie gadowi wody z mózgu? Dziadkowa furia i pazury? Mamusina iskrząca magia?

Z :”Historii plemiennych”
... i natenczas, Balric zwany Wielkim, spostrzegł że na nic czarostwo plugawe i na nic demonie sztuczki, a jeno stal i mięśnie potwora przemogą. – Szaman Orlich Pazurów z nabożnością odczytywał młodym dzieje największego wojownika jaki żył w Amn.
- „Odstąpcie, ać ja kurwiego syna ubiję!” głos spiżowy poniósł się w dolinie, a radość wstąpiła w serca wszystkich – czytał dalej łypiąc okiem na niedowiarków. – I skoczył Balric Wielki w bój który go nieśmiertelną sławą okrył. Smok plwał ogniem, zębiskami błyskał, kurwił niemożebnie, chcąc wojownika spostponować, aleć za nic mu to było. A w sercu bestii już rozpleniło się zwątpienie i sromota. Balric wzniósł okrzyk nasz bojowy! – tu słuchający zawrzaśli jednym głosem i podnieśli swój oręż do góry - Topór prowadzony pewną ręką ugodził go w żywot, ale przecie nie stal przemoże siłę piekielną. Nie żelazo położy bestię z piekła rodem, a ciężar umysłu przodka waszego! Balric albowiem błysnął krwawymi ślepiami, wskoczył na gadzi kark i wygiąwszy się niczym łuk się odgina w rękach myśliwca ugodził go Legendarną Dyńką między oczy – tu zakończył, a wiwatom nie było końca....

Z „Encyklopedii zabobonów i bajań ludowych”
Legendarne Przyjebanie Z Dyńki – Oczy Balrica Wielkiego zachodzą krwią, twarz wykrzywia się w przerażającym grymasie, plecy wyginają się w łuk do tyłu, czoło nabiera szybkości nadświetlnej... LPZD. Rozbija spiżowe dzwony na pół z BOOONG, które słychać w promieniu 30 mil, wyłamuje okute żelazem drzwi z zawiasów rozpirzając je w drebiezgi. Legendy mówią że raz nawet zburzyło podwójną ścianę w gospodzie. Porządną, kamienną, nośną. Niewiele świadków przeżyło by opowiedzieć tą historię, ale Balric Wielki utrzymuje że to najprawdziwsza prawda. W to że zabiło smoka nie wierzy jednak nikt rozsądny.
 
Harard jest offline  
Stary 03-10-2011, 12:20   #122
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=Xw-m4jEY-Ns[/media]
Miłka uderzyła niby jastrząb sponad chmur. Kiedy bestia najbardziej była walką zajęta babka wwierciła się w jego głowę i poczęła ryć jak kret. Siała w jego umyśle prawdziwe spustoszenie, szarpała wspomnienia, odwracała uwagę, atakowała nadmiarem bodźców i zapomnianych odczuć.

Trzeba jednak zaznaczyć, że nie przyszło jej to bez wysiłku. Starowina czuła się przytłoczona ogromem i komplikacją smoczego umysłu jednak nie ustawała w wysiłkach aby przełamać jego linię obrony. W końcu gdy ona skupiała się jedynie na borowaniu woli przeciwnika on musiał jeszcze symultanicznie walczyć z demonem z piekła rodem, odpierać magiczne ataki Nastrucji i wściekłe ciosy topora Balricka.
- Zdychaj wreszcie... - mruknęła stara i skupiła całą swoją moc formując metafizyczne ostrze, które zadało ostateczny druzgoczący cios. Wszystko zbiegło się w czasie i ten zwolnił. Smok przyjął skumulowany szturm i zwalił się z wysokości na ziemię.
Wnuczuś dokończył dzieła w iście barbarzyńskim stylu na co babka się jeno skrzywiła.
- W końcu ci czerep pęknie. A wtedy się obawiam, że dwie połówki odpadną a w środku nic nie obaczę...

Smok wydał ostatnie tchnienie, ciepłe niczym letni wiaterek, który omiótł babcine oblicze. Ta poczuła, że z sił osłabła i na moment pozwoliła nogom się ugiąć i osunęła się na piach. Z nosa sączyła się cienka strużka krwi a oczy dosłownie wyłaziły na wierzch z wysiłku. Zaraz się jednak zaśmiała.
- Pomóż no mi synku...

Kiedy Balrick postawił ją na nogi babunia dokuśtykała do bestii i poczęła wdrapywać się na jego pokryty łuską pysk. Żwawo jej szło i choć stare kości stękały i rzępoliły to jednak wykonywały bez szemrania wolę Miłki. Sztylet tedy zabłysnął w jej kościstej dłoni i uchyliwszy smoczą powiekę nakłuła gałkę oczną aż zamieniła się w sączący się z oczodołu biały glut. Zebrała wszystko do skórzanego bukłaka i zakorkowawszy przerzuciła go sobie przez ramię z wilczym uśmiechem satysfakcji.
- Na kolejne stulecia... - wymruczała.

Oblizała spękane usta i drżącą ręką wydobyła niewielką fiolkę z przygotowaną tam wcześniej formułą. Tylko jednego składnika jeszcze brakowało... Smocze oko... Po to się do innego wymiaru fatygowała. W rzyci miała królestwa, niewiasty w potrzebie, Marcusa i jego psie zamiary. Chciała tylko tą jedną ingridiencję...

Wystarczyło niewiele. Dorzuciła do fiolki nieco galaretowatej mazi i wstrząsnęła aby zaraz cały płyn przechylić jednym haustem.
- Patrzaj Nasturcjo... - szepnęła do wiedźmy. - Nieśmiertelność mówiłaś ci się marzy? A ja pytam jeszcze raz czy w dobrym ogródku szukasz odpowiedzi. Miałam ci przekazać recepturę niebawem ale po tym jak nasrałaś do własnego gniazda...

Babka nie dokończyła. Głos urwał się w gardłowym skrzekocie a skóra starej poczęła pulsować, kurczyć się i rozciągać jakby harcowały pod nią wijące się robaki. Krzyknęła i opadła na kolana, jej poszarpana szata zaczęła się kotłować i w końcu Miłka... zniknęła gdzieś pomiędzy fałdami materiału.
Zdawać by się mogło, że wyparowała. Ale wtedy tłumok szmat począł drżeć i spomiędzy jego zwałów wypełzła... dziewczynka. Nie więcej jak sześcioletnia, o ślicznej piegowatej buzi i ogromnych oczętach.
- Na niemyte smocze jaja! – pisnęła cieniutkim uroczym głosikiem podkasując poły pożółkłej halki. Turban przekrzywił się na jej małej głowie i zsunął się na czoło. - Nie myślałam, że aż tyle mi latek odejmie...
 
liliel jest offline  
Stary 05-10-2011, 23:37   #123
 
Hesus's Avatar
 
Reputacja: 1 Hesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnie
Nawet najgorsze przeczucia, jakie przecież zawsze towarzyszą Cykorowi przy każdej możliwej okazji nie mogły równać się z tym co naprawdę wydarzyło się na końcu tek krótkiej opowieści. Właściwie już na samym początku wszystko powinno skończyć się zanim się w ogóle zaczęło. Wóz, który mieli zapchać w pobliże gadziny swoje ważył i nawet kilku krzepkich chłopów miało problem aby go choćby poruszyć. Cykorowi pozostało tylko załamać ręce widząc daremne starania towarzyszy. Jedyne co mógł zrobić to zakasać rękawy i ze zdwojoną siłą przystąpić do dzieła, daremnego, ale nie mogli się ot tak po prostu poddać.

- Iiiii raz! - zachęcał okrzykami pozostałych - jeszcze jedna próba panowie! - Nie wiadomo w co wierzył, czy na prawdę spodziewał się że zdołają dopiąć swego? Zebrał się w sobie i ze wszystkich sił, z całego pokładu wkurwienia na los, siebie i tych którzy ich tu przysłali naparł barkiem na tył wozu. Mięśnie zagrały pod wilgotną od potu koszulą, nozdrza rozszerzały się wpuszczając do płuc gorące powietrze, sierżant jęknął z wysiłku i wszystko ruszyło. Zdumienie malowało się na twarzach najemników, którzy nie spodziewali się tak nagłego przyspieszenia i poodpadali od wozu. Jeden po drugim dołączali do samotnego sierżanta, który nawet nie zauważył ich nieobecności. Teraz właściwie sam pchał ten ogromny ciężar w przekonaniu, że wspólnym wysiłkiem udało im się dokonać niemożliwego, głupkowaty uśmiech nie schodził mu z twarzy. Zmazała go dopiero krew, nie ta którą jakiś psychopata naznaczył dzieci zgromadzone na wozie. Ta, którą Cykor utoczył z magów, którzy zdradziecko zaatakowali jego oddział. Co do szczegółów sierżant wolał pozostawić je za mgłą furii jakiej doświadczył po raz pierwszy i miał nadzieje po raz ostatni. Pierwszy z magicznych ataków trafił go prosto w pierś, ale on poczuł jedynie lekkie mrowienie jakby moc rozeszła się wokół niego. Inni jego towarzysze nie mieli tyle szczęścia, padali jeden po drugim rażeni mocą trzech skurwysynów, którzy mieli stanowić wsparcie a siali zniszczenie we własnych szeregach. Przenikał ich bariery ochronne bez najmniejszych problemów może dlatego, że nie miał pojęcia o ich istnieniu. Miał jeden cel dopaść i zniszczyć. Pierwszego, który jeszcze próbował się bronić rzucając kolejne błyskawice wyciągniętymi przed siebie ramionami Cykor jednym szarpnięciem tych ramion go pozbawił. Porzucił dwa kikuty i dopadł następnego, oniemiałego z zaskoczenia czarownika. Ten szeptał coś w języku dla sierżanta niezrozumiałym w tym momencie. Coś o litości i rozkazach od Markusa. Lepiej już żeby nie wyrzekł ani słowa więcej. Olbrzym z zaskakującą łatwością zmiażdżył czaszkę skomlącego mężczyzny. Pękła jak arbuz rozchlapując wnętrze czaszki na koszulę sierżanta. Trzeci nie uszedł daleko. Cykor w kilku nad wyraz zgrabnych susach dopadł go zanim ten zdołał jakkolwiek przenieść swoje dupsko najdalej od miejsca swojego rychłego zgonu. Wbijany w ziemię jeszcze żył kiedy wielkie jak bochny chleba, zaciśnięte w pięści dłonie sierżanta opadały co raz gruchocząc kości chuderlawego czarodzieja. Zapluty krwią, niezdolny nawet wyjęczeć słowa skargi zgasł chyba wtedy, kiedy uszkodzone zostały żywotne organy lub inne cholera wie co.

- Trzeba zająć się dzieciakami – powiedział biorąc jedno z nich w swoje zakrwawione ramiona. O dziwo ten nie oponował tylko wpatrywał się inteligentnymi jak na takiego gówniarza oczyma uśmiechając się tajemniczo. Wyciągnięto wszystkie z wozu i zaprowadzono do obozu. Wydawało się bezpiecznie, smok przecież padł.
 
__________________
Nikt nie jest nieśmiertelny.ODWAGI!
Hesus jest offline  
Stary 13-10-2011, 23:23   #124
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Rosalinda, Vernon

- Pytania w czasie walki? Młodzieńcze chyba znasz się na wojaczce równie dobrze jak mój pies. – zakpił Crom i miał po części rację. Wróżki atakowały zaciekle i o żadnej rozmowie nie było mowy. Dowódca odganiał skutecznie latające maszkary co jakiś czas strącając jakąś. Krzykacz nie stał bezczynnie. Nie był zwykłym chłopaczkiem od denerwowania podróżnych. Przyłożył ręce do podłoża i zaraz obok niego wyrósł dwumetrowy ziemny golem. Nie był skuteczny z walce z takimi wrogami, ale zapewniał mu chociaż dobrą ochronę. Para Vernon - Rosalinda radziła sobie znacznie lepiej. Czarodziejka spowalniała ruchy wróżek a nożownik, teraz pełni sił, znów dziesiątkował je magiczną szablą. W niedługim czasie została tylko królowa. Wyrzuciła przed siebie ręce z których wystrzeliły kilkumetrowe macki najeżone kolcami. Jedne odbił Crom tarczą, dwie złapał golem, a ostatnią odciął Vernon. Przywódca podskoczył do potwora i uderzeniem tarczy posłał go na przeciwległą ścianę. Temu wyczynowi towarzyszył paskudny dźwięk miażdżonych kości.


- Dlaczego ta urna jest tak potrzebna? – spytał wreszcie Vernon.

- Nie płacą wam za zadawanie pytań. Macie wykonywać tylko rozkazy. – pogarda w oczach Croma była nie do zniesienia.

- Zostałem wydalony z wojska za niesubordynację. – odpowiedział mężczyzna. - Miałem zostawić swoich towarzyszy kosztem wypełnienia misji.

Nożownik rzucił się na dowódcę. Miał swoje powody i o dziwo jego cel wcale nie wydawał się zdziwiony tym faktem. Fala uderzeniowa zatrzymała się jednak na tarczy przeciwnika.

- Wiedziałem, że zatrudniliśmy same śmieci.
– Crom splunął i zaatakował razem z Krzykaczem. Rosalinda nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Była zresztą zbyt wyczerpana by cokolwiek zdziałać. Vernon radził sobie jednak doskonale. Bez problemu ominął łapę golema i skrócił chłopaczka o głowę. Ten rozsypał się w pył. Z generałem nie szło już tak gładko. Jego obrona była nie do przebrnięcia, a parowanie jego potężnych ataków było praktycznie niemożliwe. Nożownik skakał wokół niego, unikał, próbował znaleźć jakiś słaby punkt. Nie mógł dłużej zwlekać. Niedługo miały nadlecieć kolejne zastępy wróżek.

Postanowił użyć ponownie swojego najpotężniejszego ataku. Zatrzymał się na sekundę. Miecz Croma już miał opaść na jego głowę, lecz w tym momencie Vernon zniknął. Dźwięk gromu odbił się echem od ścian ula. Były żołnierz pojawił się ponownie obok Rosalindy. Ciało dowódcy było poszatkowane i rozpadło się jak domek z kart. Było po wszystkim… prawie.

- Dobry wybór.
– kilkanaście metrów nad nimi siedział sobie na stromej ścianie Pustelnik. – Obawiałem się, że będę musiał interweniować, ale mnie wyręczyłeś.

Zniknął gdy magiczna fala szabli miała w niego uderzyć. Zmaterializował się ponownie w miejscu gdzie stała wcześniej królowa.

- Nie ładnie tak atakować sojusznika. Rozumiem skryte pokłady nienawiści nie dają ci spokoju, ale odłóż na razie ten nożyk na bok i wysłuchaj mnie. – chcąc nie chcąc Vernon posłuchał. Również był padnięty i na kolejną walkę nie miał już sił.

- W urnie został zamknięty umysł waszego króla. Smoki stwierdziły, że tak będzie bezpieczniej. Gdybyście ją stłukli to ten świat szybko zamieniłby się w pustkowie. – zaczął grzebać w ziemi i wyjął z niej drewnianą skrzyneczkę. Otworzył wieko i zaprezentował im naczynie. Było brudne, zwyczajne, niepozorne. Miało kilka pęknięć.

- Zaopiekuję się tym. – usta rozszerzyły mu się jak u żaby. Połknął urnę oblizując się ze smakiem. - Wskaże wam drogę jak stąd wyjść, a następnie zaprowadzę do waszych towarzyszy. Tym razem możecie mi zaufać. Nie chce żeby magowi udało się uzdrowić tego waszego bożka. To jak będzie?

Dźwięk nadlatujących insektów podjął za nich decyzję. Ponownie musieli zdać się na swojego fałszywego przewodnika.



Miłka(już nie babunia), Cykor, Balric

Smok padł, burza wyraźnie straciła na sile. Sporo osób wiwatowało, choć niewielu przeżyło tą potyczkę. Więcej emocji wywołała jednak tajemnicza przemiana starej babki. Mała dziewczynka wyglądała tak niewinnie, tak słodko. Nie zmieniało to faktu, że była nadal potężną i groźną wiedźmą.

- Rzeczywiście matko to ci się udało. – Nasturcja nie mogła powstrzymać śmiechu. – Czyżbyś przesadziła z jakimś składnikiem? Myślisz, że w jaki sposób odmłodniałam? Zapominasz, że jestem twoją córką i znam się na swoim fachu. Jedna rzecz dobra przynajmniej z tego wynikła synku. – zwróciła się do przemęczonego Balrica. – Nie będziemy musieli wdychać babcinych gazów przez najbliższe kilkadziesiąt lat. Dobrze, że nie trzeba cię będzie karmić.

Czarownica wspięła się po tych słowach na smocze cielsko. Dwa ostre jak brzytwa sztylety pojawiły się w jej dłoniach. Upuściła je, a te zawisły na moment w powietrzu, po czym zaczęły wrzynać się w martwego wycinając okrąg. Nawet ochrona z łusek nie pomogła. Krew tryskała na boki. Operacja była bardziej precyzyjna niż mogło się wydawać. Po paru minutach, ostrza powróciły do właścicielki. Nasturcja wypowiedziała parę słów w magicznej mowie i z zakrwawionej dziury uniosło się ogromne smocze serce. Otaczała je niewielka i krucha osłona, chroniąca je przed piaskiem i pyłem. Wciąż biło.

- Zadanie w połowie wykonane. Muszę dostarczyć jak najszybciej serce. Teraz czeka nas jeszcze rytuał. Możecie go obserwować bądź nie. Wasza sprawa.

Ostrożnie zeszła z ciała, a lewitujące serce podążyło za nią. Udawała w górę starej jak świat ścieżki prowadzącej do miejsca gdzie czekał Marcus i Sara. Przechodząc obok wozu magów uśmiechnęła się.

- Nawet nie wiecie coście zrobili! – krzyknęła do Cykora, który zajmował się dziećmi i rannymi. – Zniszczyliście zabezpieczenie Marcusa. Należało mu się. Stary dziad teraz będzie ostrożniejszy.

Choć jej słowa były niezrozumiałe, to można z nich było wyczytać jedno. Mag został w ten sposób osłabiony. Same dzieciaki wydawały się zdrowe i pełne życia. Żadne z nich nie potrafiło jednak mówić. Wydawały z siebie jedynie dziwne dźwięki przypominające mowę.

Niewielka część najemników, zajęła się zbieraniem ciał towarzyszy i porządkowaniem obozu. Pozostali byli zbyt ciekawi i udali się za Nasturcją. Za dużo przeszli żeby teraz główne przedstawienie ich ominęło. Każdy sobie zadawał pytanie czym był rytuał? W jakim celu ich tu sprowadzono? Wielu z nich miało zacięte miny. Miłka wyczuwała ich myśli. Zdanie: „zabiję starego, choćbym miał tu zostać na zawsze” powtarzało się nazbyt często i zazwyczaj było poprzecinane całą serią „kurw”. Oznaczało to kolejne kłopoty.


Rozdział IV i ostatni: Rytuał

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=jUR-wWhmsS8[/MEDIA]


Miłka, Cykor, Balric a na końcu Vernon i Rosalinda

Na szczycie góry znaleźli wejście. Wyrzeźbiony siłami natury tunel zaprowadził ich następnie do owalnej groty, która z kolei była już dziełem magii. Miała ona dwa poziomy. Wyższy na którym można było obserwować rytuał i niższy do którego prowadziły schody w dół. Tam też czekał już Marcus wraz z Sarą i dwójką zakapturzonych postaci. Czarodziej i kapłanka stali naprzeciwko siebie po dwóch stronach sporego postumentu, na którym namalowano magiczne kręgi. Dziewczyna nie spojrzała na przybyłych. Wydawała się być w jakimś transie. Zdolności Miłki przy arcymagu jak zawsze nie działały najlepiej, ale zdołała usłyszeć w myślach Sary powtarzające się wersety zaklęcia.

Podczas gdy Nasturcja schodziła po schodach w dół pchając przed sobą serce, Marcus minął ją i podszedł do zgromadzonych najemników. Kiedy stanął przed Miłką również on poczęstował ją kpiącym uśmieszkiem.

- Widzę, że osiągnęłaś swój cel najdroższa. Dobrze się spisaliście. Wszyscy. Żadnego z was nie ominie nagroda i sława. To kres naszej wyprawy. Pozwólcie, że teraz ja zajmę się resztą! Nie możecie pod żadnym pozorem przeszkadzać w rytuale. – ściszył głos i pochylił się do czarownicy. – Tak jak się umawialiśmy. Żadnych komplikacji.

Zgromadzeni słuchali i to bardzo uważnie. Balricowi i Cykorowi nie umknęły jednak ich drobne gesty polegające przede wszystkim na sięganiu po broń. Atmosfera była nieciekawa. W każdym momencie ktoś mógł rzucić się na starca, a wtedy reszta wzięłaby z niego przykład. Może tak byłoby lepiej? Sytuację uratowało - albo odwlekło w czasie – pojawienie się młodzieńca, który ponoć był królem Ann. Spojrzenia zebranych przeniosły się na niego. Z jego twarzy dało się odczytać jedynie zdziwienie całą tą sytuacją. Wciąż zachowywał się jak zagubione dziecko.

- To ty mnie wzywałeś? – zapytał maga. – Słyszałem w swojej głowie twój głos.

- Tak mój panie. – Marcus miał nietęgą minę. Coś musiało pójść nie po jego myśli. – Jesteśmy tutaj by ci pomóc. Nie odzyskałeś jeszcze swoich wspomnień, ale i na to przyjdzie czas. Chodź ze mną.

Tamten posłuchał i zaczął powoli schodzić w dół. Nie miał pojęcia co go czekało. Dobrą wiadomością było natomiast to, że za jego pleców wyskoczył Chłystek. Wzrokiem szukał babci Miłki, ale nie widząc jej nigdzie rzucił się na Balrica i przytulił barbarzyńcę ze wszystkich sił.

- Myślałem, że już was nie znajdziemy. Tamten chłopak mi pomógł. – Chłystek pociągnął nosem. W kącikach jego oczu pojawiły się łzy. - Nie mogę jej wyczuć. Czy babka…?


Rytuał się rozpoczynał. Serce spoczęło na postumencie aktywując magiczne znaki. Nasturcja wycofała się na bezpieczną odległość. W środku zostały jedynie trzy osoby. Mag, Król i Kapłanka. Marcus na zmianę z dziewczyną zaczęli wypowiadać tekst łączonego zaklęcia. Fala magii zalała komnatę. Skały wokół nich zaczęły falować. Parę osób przetarło oczy ze zdziwienia. Czarodziej wyjął sztylet i wbił go, aż po rękojeść w serce smoka zatrzymując je ostatecznie. Wyciągnął je bardzo powoli. Podszedł do młodzieńca i namalował na jego czole kilka wzorów posoką z ostrza. Następnie zbliżył się do Sary.

- Co zamierzają zrobić? Wie ktoś? – to Wąsik, zadał pierwszy niewygodne pytanie. Większość osób pokręciła głowami. Tylko nieliczni wiedzieli co miało nastąpić.

Czy podzielą się tą wiedzą?

Nikt nie zauważył, że do groty weszły jeszcze dwie osoby. Starzy towarzyszę prowadzeni przez Pustelnika nie mogli pojawić się w lepszym momencie.

„Proszę, chce żyć” – Rosalinda i Miłka usłyszały w swoich głowach wołanie o pomoc.


Czy rytuał oczyszczenia dojdzie do skutku? Zostały ostatnie minuty by zdecydować o losie wyprawy i całego Ann.
 
mataichi jest offline  
Stary 19-10-2011, 16:34   #125
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Nie mogę jej wyczuć. Czy babka…?
Chłystek przytulił się do uda Balricka ale zaraz odwrócił się na znajomy ton głosu. Głosu, trzeba przyznać bardzo piskliwego i cieniutkiego.
- Na zarośnięte smocze jaja! Tu jesteś mały darmozjadzie!
Dziewczynka przytuliła się do chłopca i wyglądała teraz jak jego młodsza siostra. Chłystek spojrzał na nią lekko skonfundowany.
- Ty...?
- A kogo się spodziewałeś? Nadwornej kurtyzany? Mówiłam ci przecie, że chce się odmłodzić.
Poklepała Chłystka po plecach w niezdarnym geście, który bardziej by pasował starowinie niźli dziecku.

Rytuał się rozpoczął. Babka nie była zadowolona z obrotu sprawy. Marcus był w posiadaniu smoczego serca i chciał zaszlachtować Sarę. Co jak co ale dziewczyna nie zasługiwała na śmierć, nawet w najszczytniejszej sprawie. Jeśli jej krew ma im otworzyć bramy do Ann jak i uzdrowić króla to... może to za wysoka cena? Może powinni tu zostać a Ann będzie musiało radzić sobie inaczej? Strata jednego króla to jeszcze nie koniec świata. Polubiła chłopca z wieży i obawiała się w trzewiach, że kiedy wspomnienia zostaną mu przywrócenie może stracić cały urok osobisty i stać się kolejnym aroganckim kutasem, któremu korona w dupie przewróciła. Może więc to jest wyjście? Może powinno zostać jak jest?

Miłka sformułowała myśl i wpompowała ją prosto w czaszkę rzekomego króla.
- Babci coś jesteś winien, pamiętasz? To ja cię uratowałam z wieży i żądam zapłaty. Pomóż tej dziewczynie. Chcesz mieć jej krew na rękach? Chcesz żeby poświęcono ją za ciebie? Bądź że mężczyzną i postaw się staremu dziadydze...

Wycofała się szybko z umysłu młodzika i skupiła na tym co dzieje się na dole. Marcus przebił serce sztyletem. Dwóch magów i Nasturcja mruczało magiczne inkanty. Należało działać.

Miłka zatrzepotała rzęsami i puściła dłoń Chłystka a później... jej kruche dziecięce ciało osunęło się omdlałe na ziemię.

* * *

Nasturcja stała przez moment oszołomiona i rozglądała się dookoła jakby nie była pewna gdzie się znalazła. A później uśmiechnęła się jakoś tak... złośliwie puszczając oko do Balricka i Chłystka by ruszyć dyskretnie w stronę Marcusa zachodząc go od strony pleców. Marcus był zajęty. Bardzo mocno zaabsorbowany rytuałem.
Nasturcja zacisnęła palce na rękojeści sztyletu. Plecy starego maga były już tak blisko...
 
liliel jest offline  
Stary 21-10-2011, 16:04   #126
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
Weszli do okrągłej jaskini.
Upaprani kurzem, błotem, jak pielgrzymi, wędrowcy, którzy osiągnęli swój cel, ostoję. Swoje sanktuarium.
Ale niestety, nie wszystko było takie kolorowe.

Vernon objął wzrokiem całą zaistniałą sytuację.
Obecni w miejscu rytuału nawet nie zauważyli ich przybycia.
Pochłonięci całkowicie tym co się działo między kapłanką, magiem i młodzieńcem, patrzyli na nich i wyczekiwali. Jak psy gotowe do ataku.

Nożownik oparł się o ścianę groty. Przyglądał się przez chwilę w milczeniu.


Marcus zaczął zbliżać się do Sary. Nóż błyszczał w jego dłoni.
Twarz dziewczyny była pokryta śladami łez, oczy były opuchnięte od płaczu.

Nożownik zamknął oczy i westchnął.

Ściągnął pasem pochwę z nożami na udzie, poprawił swoje sztylety. Naciągnął rękawice i wolno, bezdźwięcznie wyjął szablę z pochwy. Odstawił pochwę na bok.


"Dość już niewinnej krwi się wylało. Bez urny ten rytuał i tak nie ma sensu." - pomyślał, a patos na jaki liczył się nie pojawił.

"Poza tym... I tak mam przejebane za Croma." - pocieszył się.

Vernon wyjął prawą ręką jeden nóż, wycelował. Powoli zaczął obchodzić dookoła salę, zbliżając się do jej południowego krańca.

Nieznana mu magiczka zbliżała się do tyłu do Marcusa.
Wziął zamach i puścił ostrze w stronę maga stojącego na południe od rytualnej trójki.
Ostrze bezszelestnie zaniosło śmierć.
Vernon przeskoczył przez barierkę, miękko lądując na piasku w najbardziej wewnętrznym kręgu jaskini, obok trupa.
Ruszył wolno w stronę Obelisku z szablą luźno leżącą w dłoni.

Nie obchodziło go, czy ktoś będzie walczył razem z nim. Choćby był sam, nie cofnie się juz przed niczym.
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."

Ostatnio edytowane przez potacz : 21-10-2011 o 16:07.
potacz jest offline  
Stary 26-10-2011, 11:55   #127
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Jakże wielkie zdziwienie odmalowało się na twarzy Marcusa kiedy jego król złapał go za rękę trzymającą sztylet. Chłopak pokręcił głową. Trudno było powiedzieć jakie myśli krążyły w jego łepetynie.

- Nie wiem co zamierzasz, ale nie zabijaj jej. – twardy ton jasno dawał do zrozumienia, że nie była to kwestia dyskusyjna. – Nie mogę na to pozwolić.

- Zabawne, bo działam według twoich poleceń. – mina arcymaga uległa gwałtownej przemienię. Nikt już, nawet kompletnie pijany nie wziąłby go za poczciwego starca. Sieć żyłek pojawiła się na jego pomarszczonej skórze w okolicach skroni. Odwrócił się na pięcie w stronę Nasturcji. A była już tak blisko! Początkowo czarownica mogła pomyśleć, że jego lewe oko zalśniło od łez. Te jednak zamiast spadać w dół unosiły się.


- Mieliśmy umowę. Nauczę cię, że tylko głupiec igra z arcymagiem. Jak zwykle nie jesteś w stanie dostrzec całego obrazu.

Dopiero po tych słowach poczuła coś dziwnego. Spojrzała w dół i zobaczyła jak jej dwie stopy zaczęły obrastać kryształami. Gwałtownym ruchem udało jej się wyrwać jedną nogę, ale na drugą było już za późno. To coś wysysało jej energie i dzięki temu rozrastało się coraz szybciej.

- Jedna z was spocznie tutaj na wieki. Wybierz która.

W tym momencie plany czarodzieja jeszcze bardziej się skomplikowały. Jeden z jego pomocników padł martwy, a obok jego ciała wylądował Vernon. To dało impuls kilku osobom. Trójka najemników rzuciła się w dół schodów, a jeden wziął przykład z nożownika i zeskoczył z wyższego poziomu. Był on jedynym przedstawicielem szlachetnej rasy elfów. Jego nadludzkie możliwości dodawały mu pewności siebie. Liczył na to, że wyląduję równie bezproblemowo jak poprzednik. Metr przed ziemią padł na niego wzrok Marcusa i zamiast wylądować lekko na nogach, uderzył w ziemie rozsypując się na tysiące kawałeczków. Pozostała trójka stanęła w miejscu nie wiedząc czy powinni atakować czy uciekać.

Zamieszanie wykorzystał domniemany król, który odciągnął Sarę na bezpieczną odległość. Nie zamierzał przynajmniej na razie mieszać się do potyczki.

Mag wyciągnął rękę w kierunku nadchodzącego Vernona. Mężczyzna stanął w miejscu. Jego ciało odmówiło posłuszeństwa. Nie był w stanie się poruszyć.

- Wiem, że ty jesteś odpowiedzialny za to, że król nie odzyskał wspomnień. Wiedź, że twoja śmierć będzie powolna i bolesna.

Co zrobią pozostali? Czy dla własnego bezpieczeństwa będą patrzyli na śmierć towarzyszy?
 
mataichi jest offline  
Stary 07-11-2011, 22:18   #128
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Nie wszystko przygody mają szczęśliwe zakończenie. Ta była jedną z nich….


Nikt nie pomógł śmiałkom przeciwstawić się potężnemu magowi. Nikt się nie odważył. Wszyscy patrzyli i tylko na tyle było ich stać. Unieruchomionej Miłcę pozostała jedna rzecz, powrót do własnego ciała. Gdy jednak spróbowała tego dokonać z przerażeniem stwierdziła, że jest to niemożliwe. Obróciła głowę i zobaczyło jak maleńka dziewczynka puszcza do niej oczko. Gdy przejęła kontrole nad ciałem córki, ta musiała przeskoczyć do niej. Blokowała powrót matki, cóż czarownica sama ją tego nauczyła. Kryształ obrósł całą kobietę, która została zamknięta w tym magicznym sarkofagu na wieki.

Marcus kiedy upewnił się, że nikt więcej nie spróbuję mu przeszkodzić, podszedł do młodzieńca za którym ukrywała się Sara. Chłopak nie zamierzał ustępować, choć w jego oczach widać było przerażenie.

- Nie mogę pozwolić ci jej zabić.

- Nie szkodzi. Jest inny sposób na uratowanie królestwa mój…przyjacielu. – z ostatnim słowem wbił w pierś chłopaka sztylet aż po rękojeść. Kapłanka zaczęła krzyczeć, a cała komnata zaczęła falować. Skały nie wytrzymywały i niewielkie ich fragmentu posypały się na głowy najemników. Niektórzy ze strachu uciekli, a ci co pozostali zobaczyli jak z dziury w sercu młodzieńca wylatują świetliste promienie, które następnie wnikały w ciało Sary. Kiedy czary dobiegły końca ciało króla osunęło się na ziemie.

- Teraz ty jesteś władczynią Ann. Rób co uważasz za słuszne. – rzekł arcymag i padł na kolana przed kapłanką.

- Zabierz nas stąd.

Niespełna godzinę później wszyscy żywi członkowie wyprawy zebrali się w kręgu. Rytuał przejścia wyglądał podobnie do poprzedniego, lecz tym razem nic ich nie atakowało. Przedostali się wszyscy.

W stolicy oficjalnie ogłoszono zdjęcie klątwy. Najemnicy zostali obsypani złotem. Słuch po Sarze zaginął, ale nie była to jedyna osoba, której istnienie szybko i sprawnie wymazano.

Rosalinda znów została nałożnicą króla, króla, który był jedynie figurantem. Wkrótce po powrocie z wyprawy zjawił się u niej Eliah. Pojawił się jak zawsze znikąd. Wiedziała w jakim celu do niej przybył. Jego mordercze spojrzenie zdradziło jej wszystko.

- Czemu nie mogłaś tu zostać? – zabójca mówił przez łzy kiedy dusił czarodziejkę w jej własnym łóżku.

Niektórym szczęście dopisało. Sierżant Cykor mógł żyć wreszcie w spokoju i dobrobycie. Zarobił tyle złota, że jego wnuki tego nie przejedzą. Podobnie Balric, który nigdy nie domyślił się, że w ciele Miłki siedziała jego własna matka.

Innym wyprawa przyniosła tylko nieszczęście. Vernon został wtrącony do lochu. Został specjalnym gościem Marcusa, który odwiedzał go co jakiś czas w celu rozładowania emocji. A wiadomo, że nic tak nie odprężało jak bolesne i długie tortury. Życie nożownika zamieniło się w koszmar i nikt nigdy nie dowiedział się jak dalej potoczył się jego losy.


Królestwo Ann zostało uratowane. Państwo w zaledwie dekadę podniosło się z upadku i przeżyło swój złoty okres. Już nikt nie miał wątpliwości, że klątwa rzeczywiście istniała.



Tymczasem w innym świecie.


Miłka miała dużo czasu na rozmyślenia. Tylko one jej pozostały. Miała spędzić w tej zapyziałem jaskini całą wieczność. To trochę długo, nawet jak na nią. Nie miała pojęcia ile czasu upłynęło. Jednego dnia po prostu zjawił się przed nią. Karzełek, pustelnik, stary bożek, różnie go nazywano. Uśmiechnął się bezzębnie.

- Powiedz mi czarownico, czy nie marzy ci się zemsta? Wystarczy, że zgodzisz się na moje warunki…


K O N I E C
 
mataichi jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172