Maszyna stanęła. Trzask trybów jeszcze odbijał się echem w otchłani pod nimi, ale to zagrożenie zostało zatrzymane, tak przynajmniej im się wydawało, na ile długo miało się dopiero okazać. Ruszyli biegiem w stronę wyjścia ciągnąc za sobą osłabionego genina. Wprost do statku, nie wiedzieli jednak, że nad ich głowami rozgrywała się już nowa wojna.
Czarne niebo pojaśniało, płaszcz chmur w kilku miejscach rozdarł się wpuszczając snopy światła, które padały na Masrę. A pośród nich błyszczały metalicznie kadłuby żelaznych ptaków w barwach al-Malików. Całe klucze ornitopterów opadały na skrawek lądu w akompaniamencie huków już nie grzmotów burzy, lecz wystrzałów dział pancerników.
-
Odlatujmy stąd, niski pułap, cisza w eterze, niech nikt nie wie, że tu byliśmy, ci wojskowi mają zbyt szybkie spusty by im powoli tłumaczyć.
- Tak jest księżniczko, znaczy baronówno. - zgodnie z rozkazem oddalili się niepostrzeżenie, obserwując przez iluminatory jak machina wojenna rozprawia się z buntownikami i tym co pozostało z bazy piratów.
W drodze mieli dość czasu by poskładać fragmenty opowieści więźniów i pojmanych rabusiów w jedną całość. Beliah szukał czegoś na dnie oceanu, swoim zwyczajem nie zdradzał kamratom zbędnych szczegółów, ale obiecywał, że to co znajdą da im bogactwo o możliwości o jakich nigdy dotąd nie mogli marzyć. By zapewnić sobie spokój porywali niektórych marynarzy, czasem pozostawiająć kilka ciał by wrak na pewno został odnaleziony i wina spadła na Oroyme. Niewolników sprzedawali ludziom Abdula Mughi - gdy już dotarli do Aylonu dość szybko dowiedzieli się również, że to samo imię nosił zarządca więzień Szajka, będących też obozami pracy dla przestępców. Czyżby więć istniała zmowa między szejkiem, a samym Beliahem? A może to tylko niesubordynacja zarządcy sprowadziła pirata. Każda z tych możliwości, mogła wyżłobić rysę na obrazie władcy Archipelagu, gdyby tylko ujrzała światło dzienne.
Aspazja dużo czasu spędzała w laboratorium pokładowym jak je dumnie nazywała, co Dean zwykł kwitować "składem na zielsko". Zabawne, że ich przybycie na planetę było pierwotnie spowodowane chęcią pozyskania rzadkiej flory. Teraz trzeba było odcedzić z wcześniej zebranych zbiorów to co nie było do końca zgniła i jeszcze dało się wykorzystać, oraz sprzedać. Rozległo się pukanie.
-
Możesz weść. - zaprosiła. To był Evros.
-
Już widać latarnia Ayonu, za godzinę powinniśmy wylądować.
- Dobrze, dziękuje za informacje...- - odwróciła się do niego, jednak wzrok mężczyzny skierował się na jeden z słojów.
-
Czy to jest? - nieco zmieszana, próbowała ukryć okaz, zaraz jednak uznała, że to bezcelowe.
-
Tak pamiątka z Masry i spotkania z Beliahem.
- Niem czy powinnaś to trzymać, po tym co to zrobiło z tym piratem, pomyśl co pomyśli Jack.
- Nie musi o wszystkim wiedzieć, wiesz kobiety mają swoje tajemnice.
- Pytanie tylko jak wiele...
- Poza tym, to dla naszego bezpieczeństwa, Beliah najwyraźniej szukał statku Kano, być może byli inni, jemu podobni, jeśli przyjdzie nam ponownie zmierzyć się z tym czymś chciałąbym wiedzieć jak to pokonać.
- Rozumiem, po prostu chce byś była ostrożna.
- Będę. milczeli przez chwilę.
- Wiesz już jak poradzić sobie z Szejkiem.
- Nie, choć prawie cały czas o tym myślę, nie zrozum mnie źle, wiem co należy zrobić, ale co z tego jest możliwe? Przy całej stawce o którą gramy. Przez ostatnie tygodnie i nie brakowało nam ryzyka.
- Każdy ma swego demona, z którym musi się zmierzyć. To mi przypomina, że przed wylotem będę musiał jeszcze stawić się u tej całej Astrei. Jak na mój zmysł, jeszcze nie wiem wszystkiego o tej całej amnestii.
- Czyli czeka nas kolejny ciężki dzień, może więc chociaż przez chwilę przestańmy się martwić...[/i]
***
Po raz ostatni spojrzeli na wybrzeże późną nocą, na kilka godzi przed odlotem. Specjalnie wylądowali na mniej ruchliwym pasie portu kosmicznego, z dala od czynnych halogenów i uwagi przypadkowych obserwatorów. Ciężarówka podjechała punktualnie, nie można było odmówić Szajkowi, że nie respektował podjętych zobowiązań.
Obecny na miejscu i obserwujący przeładunek Agca uśmiechał się szyderczo przez cały czas, zapytany o powód tej dziwnej wesołości odpowiedział.
-
Po prostu cieszę się na myśl o tych wszystkich nawiedzonych inżynierach gdy dowiedzą się co macie na pokładzie.
- Skąd pewność, że ktokolwiek się do wie.
- Dobrze powiedziane. - symbolicznym gestem zakrył dłonią ucho, oko i usta.
***
Lecieli w stronę Gwiezdnych Wrót gdy z dolnego pokładu dobiegł zwycięski krzyk Nadii. Jak na znak zbiegli się do ładowni gdzie stała techniczka. Ale wyjątkowo to nie ona przyciągała najwięcej uwagi, centralne miejsce zajmował trzymetrowy słup z czarnego metalu, wyglądający jakby złożone go z dziesiątek dysków. Podarunek Szejka.
-
Teraz powinno działać. - wcisnęła parę przycisków w terminalu. Kolumna zabuczała gdy przepłynął przez nią prąd zasilania. Dyski zaczęły wirować a potem wysuwać się jeden po drugim na srebrnych ramionach. A każdy z obsydianowych dysków pokryty był wykonanym z jubilerską precyzją rytem nieznanych symboli.
-
Jeszcze nigdy nie widziałam tyle ich na jednym statku. Mamy klucze, teraz tylko musimy znaleźć odpowiednie wrota.