Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2011, 10:28   #82
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=jBL5ZKKTWkU&feature=related[/MEDIA]

Mężczyzna biegł podziemnym korytarzem. Pędził na złamanie karku. Zaklinał moc, której służył. Wzywał ją na pomoc, ale Moc pozostawała głucha. Popełnił błąd. Popełnił poważny błąd i miał nadzieję, że mistrz mu wybaczy.
Spanikował. Uciekł, zamiast spokojnie odejść. Widok maski tak na niego podziałała. Miała nie żyć. Mistrz mówił, że Sługa się nią zajął. Że przestała być ważna. Przestała się liczyć. Że zmierzała prosto w pułapkę.
Więc kiedy ujrzał ją tam, na koniu, na placu targowym puściły mu nerwy.
Mistrz mu wybaczy.
Zawsze wybaczał.

Mylił się. Bardzo się mylił. O czym miał przekonać się niedługo.

Tymczasem jednak biegł, pędził na spotkanie swego losu. A Mistrz już czekał. Wycierając dłonie po niedawnym zabójstwie. Gasząc świece w zapomnianej przez Aspekty i ludzi małej komnacie.

Uśmiechał się do swoich myśli. Wszystko, prawie wszystko szło tak, jak sobie tego życzył. Podobnie jak uciekinier Mistrz się mylił. I podobnie jak uciekinier, mógł się o tym za niedługo boleśnie przekonać na własnej skórze.

Na razie jednak oboje nieświadomi byli swojego losu. Podobnie jak pozostali bohaterowie tego małego dramatu, jaki rozgrywał się w nic nie znaczącej na mapie Imperium Cienia Kredzie.



Miasto Kreda, ledwie minęło południe
Tawerna „Wesoła rybaczka”, obrzeża portu rzecznego


Althea zwana Cierń

Wnętrze tawerny „Wesoła rybaczka” było jasne i przestronne, ale panował w nim nielichy bałagan. Wywrócona ława leżała na środku klepiska, a obok niej – niczym polegli w obronie barykady wojownicy – leżały popękane naczynia i porozrzucane sztućce.
Ludzi, jak szybo zorientowała się Cierń, nie było wielu. Niespełna tuzin. Stłoczeni pod jedną ścianą, zastraszenie, na widok maski kapłanki wydali z siebie zduszone jęki.
Pazura nigdzie nie było widać, ale z pomieszczenia za szynkwasem dobiegał do uszu duchownej rumor i trzask pękających desek.

- Jest! – tryumfalny okrzyk Pazura usłyszeli wszyscy w izbie – kapłanka, Kara, strażnicy i zastraszani goście.

Cierń spojrzała na dowódcę straży miejskiej, a ten – o dziwo – pojął, co miała na myśli.

- Nikt nie wchodzi i nikt nie wychodzi! – wykrzyknął opanowując drżenie głosu. – Śledztwo świątyni!

Te słowa podziałały na gości w sposób zgoła dziwny. Jakaś kobieta wyglądająca na obsługę zaszlochała nerwowo wtulając się w pulchne ramię jakiegoś grubaska z mocno obrośniętą i poczerwieniałą, spoconą twarzą. Jakiś rybak zaklął szpetnie, przywołując do przekleństwa gigantyczną męskość Fearnostha i zasuszoną kobiecość Maraji. Althea nie dziwiła się im. Wszak „śledztwo świątyni” często, dla zwykłych, nie rozumiejących woli Aspektów ludzi, było czymś w rodzaju tortury połączonej z widowiskową kaźnią winnych na samym końcu. W tej jednej chwili wszyscy w tej tawernie czuli się winni. Czego? To ustalą żmudne przesłuchania. O ile Cierń zdecyduje się na wprowadzenie ich do swojego dochodzenia.

Porzucając te myśli zajrzała do zaplecza za barem, w którym szalał Pazur. Kiedy stanęła w progu najemnik właśnie kopniakami rozwalał drewniane, ukryte między skrzyniami drzwiczki. Deski ustępowały pod ciosami buta z trzaskiem i po chwili kapłanka zobaczyła wąskie, zbudowane z cegieł schody prowadzące w dół – pod karczmę.

- Nie wygląda mi to na zwykła piwniczkę – Pazur głośno wyraził myśl, która nasunęła się również Cierń. – Zbieg wiedział gdzie uciekać. Nie wybrał tawerny przypadkowo. Mam nadzieję, że zatrzymałaś gospodarza, pani.

W rękach najemnika pojawił się sztylet, a w drugim kawałek lyrianu, który zaczął świecić mlecznym, lekko przytłumionym blaskiem.

- Mam zamiar to sprawdzić, pani. Czy chce mi pani towarzyszyć?



Miasto Kreda, ledwie minęło południe
Plac targowy przy szubienicy, gospoda na targowisku


Anah zwana Dzierzbą i Albrecht zwany Nawróconym

Dzierzba i Nawrócony patrzyli na siebie.

Ona była słaba, jak niemowlę. On, zadowolony z osiągniętych efektów.
Już drugi raz wyrwał ją cudem z kościstych objęć Maraji. Alchemik obawiał się, że jeśli gdzieś tam Aspekt Życia i Śmierci prowadzi rejestr, to on – skromny uzdrowiciel – znajduje się gdzieś na nim zapisany krwawym atramentem.

Odgłosy z karczmy i z targowiska docierały do nich przytłumione i dziwnie odległe. Jakby cuchnąca krwią i potem izba, w której Nawrócony ratował Dzierzbę, była wyspą spokoju w morzu chaosu i rozgardiaszu.
Domyślali się, co było powodem większości tego gwaru. Opowiastki z walki, jaką stoczyła Dzierzba i Pazur oraz tego, w jaki sposób Albrecht wyrwał ją z łap kapłanów Maraji.

Podpierając się na ladze i ramieniu Nawróconego Dzierzba wyszła do wspólnej izby. W zerwanej w komnacie sukni – nieco na nią za dużej – z zapewne poszarzałą twarzą – wyglądała jak upiór. W tym, że jest źle utwierdziły ją pobladłe nagle twarze kupców, którzy przy kubku pyłówki lub wina, w cieniu gospody, dogadywali większe transakcje.
Albrecht wynajął pokój. Gospoda miała ich pięć, wszystkie na piętrze. Gdyby nie pomoc alchemika i towarzyszącego mu gwardzisty thara, Anah nigdy nie weszłaby na górę. A kiedy już znalazła się w izbie zamykanej na prosty skobel, jedyne na co miała siły, to paść na suche łóżko.
Dyszała ciężko i pociła się, jak czarownik w świątyni Aspektu podczas nabożeństwa. Ale nie dane jej było odpocząć. Nie dane im było odpocząć.

Żołnierz, który został przed wejściem – Maerk – zapukał w byle jak zbite drzwi.
Nim Albrecht czy Dzierzba zdążyli odpowiedzieć drzwi otworzyły się gwałtownie i stanął w nich ... kapłan w kolczastej masce Varunatha. Nie była to Cierń, tego byli pewni.

Maerk miał równie zdumioną minę, jak alchemik i Dzierzba.

- Wyjdź – ton głosu kapłana nie pozostawiał wątpliwości.

Gwardzista thara opuścił pomieszczenie.

- Gdzie jest Althea?! – głos nieznajomego kapłana grzmiał im w uszach, niemalże zmuszał do posłuszeństwa. – Możecie mówić na mnie Księga. A teraz, ponawiam pytanie, gdzie jest Cierń i jak do tego doszło?

Księga. Nie znali tego imienia. Byli pewni, że w Wyrobisku w Domu Prawdy nie służy żaden kapłan o tym imieniu.
 
Armiel jest offline