Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2011, 17:13   #2
Gumrri
 
Reputacja: 1 Gumrri nie jest za bardzo znany
[Opis sesji] Wewnętrzny Wróg -Cienie nad Bogenhaffen cz.1

Wewnętrzny Wróg „Cienie nad Bogenhaffen” cz.1

Dramatis personae:

Axel Riese – 30 letni przemytnik o aryjskim wyglądzie.

Wolfgang „Wolfie” Steiner – 19 letni zabijaka z tatuażami na skroniach.

Margo von Richtenberg – 16 letnia szlachcianka, zarozumiała, dumna i odważna.

Laura Fehr – 25 letnia absolwentka uniwersytetu w Nuln, cicha i nieśmiała cyruliczka, która z niezwykłą szybkością sięga po sakiewki padłych wrogów.

Adela Averhoff – 23 letnia, rudowłosa akrobatka z wędrownej trupy cyrkowej. Lubi rzucać nożami, niestety nie zawsze trafia do celu.


Wieczorem, dzień przed Schaffenfest piątka naszych bohaterów wpłynęła na pokładzie Sokoła do doków w Bogenhaffen. Po pożarze spowodowanym przez Adolphusa Kutfosa łódź była w opłakanym stanie, jakimś cudem ekwipunek poszukiwaczy nie spłonął, czyżby Ranald fartownie rzucił kośćmi?
Pech jednak zaczął prześladować ich już od momentu kiedy „Sokół” przybił w całkowitych ciemnościach do mola. Mocne uderzenie burty o kamienny brzeg sprawiło, że Laura wymachując desperacko rękami wpadła prosto do kanału portowego. Na ratunek rzucił się jej Wolfie z bosakiem w ręku, cudem nie nadziewając dziewczyny na jego szpic. Widząc tą sytuację Adela niewiele myśląc, w porywie bohaterstwa, wskoczyła za przyjaciółką w zimny nurt rzeki Bogen. Wszystkiemu z pogardą przyglądał się Axel, który karze nazywać się Kastorem Lieberungiem. Jego takie widoki nie ruszają, więc z ramionami skrzyżowanymi na piersi i szelmowskim uśmiechem na ustach spoglądał to na Wolfa z bosakiem, to na szlachciankę, która cienkim głosem przekonywała kapitana Hansa do pomocy.
Całe szczęście, że niesforna Laura zamiast nauki powożenia, do której zachęcał ją ojczulek, wybrała pływanie. Z pomocą Wolfiego, Adela i cyruliczka przemoczone do suchej nitki wydostały się z zimnej wody.
Kapitan Hans Olo kręcąc głową stwierdził, że poszukiwacze chyba przynoszą mu pecha. Naprawa „Sokoła” zajmie kilka dni i będzie kosztowała więcej niż zarobek na towarach, które przewiózł tutaj. Kabiny mieszkalne spłonęły niemal doszczętnie, skipper zasugerował aby drużyna poszukała sobie miejsca w jakiejś gospodzie, chociaż dzień przez Schaffenfest może to być trudne.
Awanturnicy opuścili pokład łodzi i znaleźli się pomiędzy magazynami portowymi. W pobliżu nie było żywej duszy, poinstruowani przez kapitana jak dotrzeć do gospody „Kraniec podróży” ruszyli w stronę Haffen Strasse.
Nagle gdzieś spomiędzy kamieniczek doszło do nich rozpaczliwe wołanie o pomoc. W bocznej uliczce potężny drab okładał pięściami podtrzymywanego przez dwóch oprychów młodego chłopaka. W pierwszym odruchu Axel zmarszczył czoło i odrzekł: „Nie mieszajmy się w to”. W czym zawtórowali mu pozostali członkowie drużyny. Rozpaczliwe krzyki bitego poruszyły jedynie serce Adeli, która nie zgodziła się na pozostawienie biedaka własnemu, zapewne okropnemu, losowi.
Wolf wzdychając głośno napiął kuszę, piątka awanturników skręciła w wąską uliczkę widząc już oczyma wyobraźni kłopoty w jakie się pakują. O dziwo jednak ich marsowe miny i argument w postaci napiętej kuszy zniechęcił osiłków, którzy zadając pospiesznie kilka celnych ciosów porzucili płaczącą ofiarę na trotuarze.
Młody chłopak przedstawił się jako Paul Hausner, który zaczął rozpaczliwe poszukiwania dwóch wybitych zębów. Gdy odnalazł jakże cenną zgubę poprosił aby nieznajomi odprowadzili do domostwa. Laura znów udowodniła, że sprawne ręce cyrulika przydają się nie tylko w miejskim lazarecie.
Jak się okazało Paul mieszkał na tyłach budynku Gildii Furmanów, po drodze opowiedział, że manto spuścili mu dokerzy. Drzwi otworzył zaspany, ubrany w szlafmycę, Franz Hausner. Nieufnie podziękował za uratowanie syna i zaprosił przybyszów następnego dnia na kolację. Powiedział, że mogą się na niego powołać w „Krańcu Podróży” dzięki czemu na pewno znajdą wolne miejsca za uczciwe pieniądze.
Do celu dotarli już bez niespodzianek gospodarz z wysokim czołem i końskim uśmiechem zaprosił ich na poddasze, gdzie zostały mu dwa ostatnie wolne pokoje. Po wieczornej toalecie i wielkim praniu kobiety położyły się spać.

Następnego dnia drużyna przebrana w porządne szaty układała plan wizyty w kancelarii prawnej w celu odebrania spadku dla Kastora Lieberunga. Ich zdaniem największą przeszkodą w realizacji całego planu był to, iż Axel nie potrafił pisać, czego wszak szlachcicowi nie przystało. Cóż, pozostało udawać, że mężczyzna stracił wzrok na skutek wypadku, a jego towarzysze zajmą się dokumentami.
W celu zasięgnięcia języka drużyna odwiedziła znajdujący się po drugiej stronie ulicy zakład szewski. Niestety rzemieślnik nie słyszał o ulicy na której miała się mieścić kancelaria prawna Lock, Stock i Barl. Zdumieni podróżnicy stanęli przed wejściem do zakładu szewskiego rozmyślając co dalej począć. W tym czasie młoda, może 17letnia dziewczyna, o pięknych szafirowych oczach wpadła na Kastora. Ten wielce rad z tej sytuacji począł obłapywać dziewczę. Nieznajoma z piskiem odskoczyła porywając ze sobą sakiewkę Axela i znikając między kamienicami.
Towarzysze obrzucili Axela spojrzeniami pełnymi wyrzutów, a Margo niewybrednie skomentowała roztargnienie byłego przemytnika. Ubolewając nad stratą znacznej części swojego kapitału ruszyli w stronę ratusza, gdzie mieli zamiar dowiedzieć się więcej o tajemniczych adwokatach.
Tamże, stary niedosłyszący skryba udzielił im dokładnych informacji. Jak się okazało Bogenhaffen to cywilizowane miasto, a rozdymana biurokracja czasem jest użyteczna. W miejskich księgach było wszystko, choć przyznać trzeba, że w tej sprawie raczej niewiele. Okazało się bowiem, że w Bogenhaffen nie ma kancelarii adwokackiej Lock, Stock i Barl, ba nawet nie ma ulicy Garten Weg. Jedynym tropem był zakład drukarski Schultza i Freidmana, który rzeczywiście mieścił się w Bogenhaffen. Poszukiwacze przygód skierowali się pod wskazany adres. Tamże dowiedzieli się, że jakiś czas temu pewien mężczyzna, z opisu do złudzenia przypominający utopionego bosakami Adolphusa, rzeczywiście zamówił niewielki nakład takiego papieru. Ale ów, zdaniem drukarza, na prawnika nie wyglądał, chociaż płacił gotówką, więc nie było powodów do pytań.
Pozbawieni środków i nadziei na łatwy zarobek, zrezygnowani bohaterowie ostatniej akcji, poszli na miejskie błonia, gdzie odbywał się Schafenfest. W duchu mieli nadzieję, że przy okazji festynu zarobią garść złotych koron czy chociażby znajdą jakieś zatrudnienie.
A miejski festyn rzeczywiście obfitował w wiele atrakcji na których można się było wzbogacić. Najpierwej pewna zielarka, która przedstawiła się jako Elvira, dawna studentka Uniwersytetu w Nuln, próbowała sprzedać im maść na głupotę. Wzbudziła ona wielkie zainteresowanie przybyszów ale ostatecznie wobec wysokich cen, Wolfie zakupił pędzony rzekomo na kransoludzkim spirytusie, środek dezynfekujący rany.
Później obaj panowie stanęli przed wielkim wyzwaniem. Głośny jegomość przedstawiający się jako Ziggy Schatingger kusił łatwym sposobem zarobienia pięciu złotych koron, co w przypadku naszych bohaterów było już nie lada majątkiem. Wolfie, skory do bijatyki, jako pierwszy zdecydował się zmierzyć z Młotem Braugenem. Cóż to za problem wytrzymać z ciężkim i powolnym osiłkiem pięć minut na ringu. Ba, młody zabijaka miał nawet w planie sprać górę mięsa na kwaśne jabłko.
I tak po kilku rundach, początkowo powolny i pozornie zmęczony Młot, niczym ciężkie narzędzie w rękach kowala, zmiażdżył Wolfiego, którego trzeba było znosić z placu boju. Widząc to Axel zrezygnował z podjęcia wyzwania, co spotkało się z gwizdami i obelżywymi okrzykami z tłumu. Na odchodnym ambicja jednak wygrała, były przemytnik, choć nie wprawny w walce na pięści, wkroczył na ring. Stosując nieuczciwe triki próbował powalić osiłka. Niestety niezdarność z jaką walczył na ringu naraziła go na śmiechy, gwizdy i cios nokautujący prosto między oczy.
Niewiasty kręcąc z niedowierzaniem głowami, pragnące po niewieściemu powiedzieć „a nie mówiłyśmy?” zebrały obitych z ringu i odciągnęły lżejszych o pięć srebrnych szylingów. Pierwsze słowa przytomniejącego Axela brzmiał: „ja tu jeszcze wrócę”.
Niestety duma mężczyzn zaznała takiego upokorzenia, że Axel zdjąwszy kapelusz począł po prostu żebrać, co nie było łatwe zważywszy na dostojne szaty w jakie był ubrany. Wolfie zaś odgonił spragnionego piwa krasnoluda, który próbując wzbudzić litość błagał o jednego srebrnika. Sam jednak udał się do pobliskiego namiotu i przyniósł dla siebie i towarzysza dwa spienione kufle Reiklandzkiego Dwusłodowego, cud, miód, wargi oblizywać.
Kobiety postanowiły wziąć sprawy we własne ręce i pozostawiając pobitych towarzyszy kontynuowały poszukiwania godnego zarobku. I także się stało, gardząc hazardem na jaki zdecydowali się Axel i Wolfie, zagrały w loterii fantowej w której można było wygrać użyteczne sprzęty gospodarskie, szczęśliwie nie wygrywając nawet wałka do ciasta, po czym trafiły do trupy cyrkowej doktora Malthusiusa. Z nostalgią, Adela, były cyrkowiec, dała się namówić na rzucanie nożami do celu, choć pewnikiem wyszła z prawy albo noże były źle wyważone.
Tutaj przypadkiem udało się jej także złapać uciekający z klatki niezwykle cenny eksponat w osobie trójnogiego goblina. Pełen wdzięczności doktor Malthusius zaprosił ją za kilka godzin na specjalny pokaz.
Pozbierawszy się do kupy podróżnicy pojawili się za czas jakiś na owym pokazie. Dziwując się wraz z publiką kreaturą pokazywanym przez doktora, znów byli świadkami, tym razem udanej próby ucieczki goblina. Stwór pozbawiając dwóch palców swojego opiekuna zniknął w szybie prowadzącym do kanału. Powstało wielkie zamieszanie i rozgardiasz w którym Margo w desperacji podjęła się czynu wiele niegodnego szlachcianki łapiąc sakiewkę jednego z przechodniów. Za co została zdzielona w twarz i dzięki bogom porwana przez tłum, gdyż za czyn taki groziłby jej co najmniej dyby.
Na miejscu pojawili się strażnicy miejscy i zgarnęli bohaterów do namiotu sądowego w którym przebywał Radny Richter. Tamże po krótkich wyjaśnieniach, radny zaproponował bohaterom usunięcie bestii z podmiejskich kanałów za cenę 50 ZK, do których doktor Malthusius dorzucił kolejne będą zainteresowany odnalezieniem kreatury żywej.
Po otwarciu włazu do kanałów miejskich okazało się, że sprawa jest niezwykle cuchnąca. I nawet akrobatyczna zręczność Adeli nie uchroniła jej od kąpieli w rynsztoku. Tego dnia zresztą każdy z podróżników chociaż raz zażył tej wątpliwej przyjemności.
Podążając za śladami krwi bohaterowie dotarli do kolejnego włazu prowadzącego do kanałów. Tutaj znaleźli tajemnicze drzwi oraz blokujące wąski dopływ okropnie zmasakrowane ciało krasnoluda, który kilka godzin wcześniej prosił ich o srebrnika. Ciało pozbawione było serca. Podczas przeprawy na drugą stronę ścieku Margo źle wyliczyła odległość i padła prosto w śmierdzącą breję. Axel w całej swojej gruboskórności, nie zważając na jakiekolwiek normy etyczne, przeszedł po plecach leżącej w ścieku Margo na drugą stronę kanału. Wzbudziło to śmiech, choć podszyty zdegustowaniem pewnych osób w drużynie. Pewnym jednak być można, że szlachcianka głęboko w sercu zapamiętała tą urazę.
Odkrywszy tajemny znak złodziejski wskazujący ukryte przejście czy też miejsce składowania łupów, bohaterowie postanowili wyłamać drzwi i sprawdzić co też się za nimi znajduje. Rozpędzony Wolfie metodą „z barku” otworzył z hukiem drzwi. Tamże spotkali trzech mężczyzn przyglądających się im badawczo. Zwabieni dobrotliwym zaproszeniem nie zauważyli, że stoją na zapadni.
Gościnni nieznajomi skrępowali ich i przybranych w worki narzucone na głowy zaprowadzili do innego pomieszczenia. Tamże, grożąc przymusową kąpielą w rzece Bogen z kamieniem u szyi poprosili grzecznie o obietnicę dochowania tajemnicy dotyczącej drzwi. Bohaterowie bez wahania, jednogłośnie wyparli z pamięci odnalezienie tego miejsca. Po czym zostali odprowadzeni do kanałów, tamże poszukiwacze przygód wskazali im ciało krasnoluda i ruszyli dalej śladami pomarańczowej krwi. Po drodze Axel zdołał zauważyć, że spotkani przez nich nieznajomi zapewne nie są miłymi panami, bo wszak „właśnie najgorsi są ci co nie biją!”.
Ślady prowadziły ku kolejnym drzwiom, tych jednak nikt nie maskował i nie oznaczał. Widać było, iż goblin przecisnąwszy się przez wąską kratkę wskoczył do znajdującego się za nimi pomieszczenia. Tym razem z większą ostrożnością gracze wkroczyli do mrocznego pomieszczenia z pentagramem namalowanym na podłodze oraz dziwnym napisem „Ordo Septenarius”. Ślady wskazywały, że z goblina niewiele zostało, on sam zaś zamienił się w kupę krwawego mięsa pośrodku pentagramu. Wolfie odnalazł jedwabną chusteczkę z monogramem F.S. Oraz symbolem beczki z liter „S”.
Przeszukiwanie pomieszczenia brutalnie przerwało pojawienie się dymu z którego wyłonił się okropny demon. Nie było czasu na bohaterstwo, odwagę i poświęcenie. Bohaterowie pędem wybiegli z pomieszczenia posyłając w stronę kreatury bełt z kuszy. Po drodze zaliczyli przymusową kąpiel w ścieku i zmęczeni eksploracją wybiegli ku jaśniejszej stronie Bogenhaffen.
I znów smutek i rozczarowanie zawitało wśród członków drużyny. Obietnica zarobku 100ZK rozwiała się niczym poranna mgła, zaś pozostał niesmak i smród kanałów. Wizyta w miejskiej łaźni wymagała dwukrotnej (wartej jednego szylinga) wymiany wody.
Podróżnicy przygotowali się do wizyty na kolacji u Thomasa Hausnera, mając nadzieję, że choć u niego w dowód wdzięczności znajdą jakieś zatrudnienie.
Gdy nastał wieczór bohaterowie pojawili się przed drzwiami Thomasa Hausnera. Mężczyzna w średnim wieku zaprosił ich do salonu w którym podróżnikom od razu w oczy rzucił się sowicie zastawiony domowym jadłem stół. Co poniektórzy zaraz po pierwszych słowach powitania rzucili się na jedzenie. Wychodzi na to, że podróże po kanałach wzmagają apetyt.
Rozmowa przebiegała w miłej atmosferze przy szklaneczce bretońskiej brandy. Bohaterowie z ciekawością wypytywali imć Hausnera o miasto, o ludzi i o dziwo o politykę, choć Thomas niezbyt interesował się tym tematem.
Margo z nadzieją zagadnęła o pracę w gildii furmanów, zaś każdy z członków drużyny (prócz cichej jak zawsze Laury) opowiedział o swoich umiejętnościach jakże niezbędnych w każdej gildii furmanów Imperium. Od powożenia, akrobatyki na grzbiecie konia po zbrojne ramię mające chronić karawany kupieckie. Gospodarz z zakłopotaną miną poinformował, że akuratnie nie mają żadnych wolnych miejsc aczkolwiek za tydzień postara się odezwać do bohaterów. Wspomniał też, że słyszał, iż na Schaffenfest była dobra okazja zarobienia kilku złotych monet za odnalezienie jakiejś szkarady, która zniknęła w kanałach. Ale niestety nikt owej nagrody nie otrzymał, gdyż dwie godziny po ucieczce znaleziono kreaturę martwą, przygniecioną jedną ze skrzyń w magazynie portowym. Informacja ta wzbudziła zainteresowanie podróżnych, którzy z narażeniem życia i godności uganiali się w kanałach za goblinem. Dowiedzieli się, że ciało potworka znajdowało się w magazynie nr 4 od zachodniego końca Ostendamm.
Hausner zapytany o incydent w którym jego syn został pobity przez trzech oprychów z gildii dokerów niechętnie opowiedział o konflikcie trwającym między tymi dwoma cechami, które konkurują o klientów. Sam wspomniał, że gildia furmanów, do której należy aktualnie ma się całkiem dobrze między innymi dzięki dużym kontraktom rodziny Ruggbroderów.
O polityce nie wypowiadał się dużo, stwierdził lakonicznie, że w mieście rządzi Rada Miejska w skład której w dużej mierze wchodzą kupcy i przedstawiciele czterech największych rodów kupieckich – Ruggbroderów, Teugenów, Steinhagerów i Haagenów, przedstawiciele poszczególnych gildii oraz kapłani miejscowych świątyń. Nie komentował żadnych wzajemnych powiązań pomiędzy nimi, gdyż podkreślił ponownie, sam politykowaniem się nie zajmuje.
Zagadnięty o symbol jaki Wolfie widział na jedwabnej chustce potwierdził, że jest to godło rodu Steinhagerów w którym główne skrzypce grają dwaj bracia – starszy Franz i młodszy Heinrich. Handlują oni z krasnoludami oraz górnikami z Gór Szarych, a także co nieco z Altdorfem, Nuln i Marienburgiem. Posiadają nawet własne nadbrzeże i całkiem ładne domostwo przy Adel Ring.
Margo zagadnęła także o Radnego Richtera na jego temat gospodarz powiedział tyle, że jego zdaniem to całkiem uczciwy człowiek, pełniący nawet ostatnio rolę sędziego podczas Schafenfestu.
Poszukiwacze przygód podziękowali za gościnę i późnym wieczorem wrócili z powrotem do gospody w której zajmowali poddasze na czas festynu. Na miejscu żywiołowo omówili całą tą sytuację w jaką się wpakowali...
 
__________________
Gumrri the King Slayer

Ostatnio edytowane przez Gumrri : 16-10-2011 o 22:45.
Gumrri jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem