Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2011, 21:28   #33
Velo
 
Velo's Avatar
 
Reputacja: 1 Velo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znanyVelo wkrótce będzie znany
Baator nie było najprzyjemniejszym z miejsc, szczególnie dla zwykłego impa - mnogość zagrożeń, jakie czyhały tam na małego diabła, była wprost proporcjonalna do poczucia humoru jego przełożonych, a tego nigdy nie brakowało. Zdarzały się jednak chwile, gdy Irq mimo wszystkich traumatycznych wspomnień tęsknił za wysuszonymi polami Acheronu i wstrzymującym krew w żyłach mrozem Canii.

Jedna z owych chwil miała właśnie miejsce.

- Mistrzuuuu - zawył Irq, dalej w kruczej postaci, wskazując drżącą łapką w kierunku hordy zielonoskórców rozlewających się po ulicach jeszcze do niedawna spokojnego, idyllicznego wręcz miasta.

-...niczym mrowie owadów dopadające do martwego korpusu... Do zimnego, martwego korpusu - poprawił się arcymag, skreślając z notatek wraże słowa.

- Pozabijają nas! Rozczłonkują! Wygarbują skórę, a ze skrawków uszykują buty! - Zawodził Imp, lawirując w panice między meblami.

- O, właśnie! - Skinął w kierunku swojego chowańca arkanista, po czym wrócił zaraz do intensywnego notowania. - Nieuniknione widmo odrażającej śmierci rozpaliło desperacki opór wśród systematycznie masakrowanych obrońców - to zapisawszy, mag zmarszczył brwi, spoglądając krytycznie w kierunku wyżynanych na ulicach ludzi, sprawdzając, czy aby nie przekoloryzował. Stwierdzając, że nie, wrócił do notowania.

"Systematycznie? Czy to aby dobre słowo? Może "śpiesznie", albo "błyskawicznie?" E, nie jest tak źle, niech zostanie systematycznie."

Irq gotów był poświęcić się próbom otwarcia bramy do Acheronu przy pomocy hubki i krzesiwa, gdy Morvin skończył wreszcie dręczyć swój wysłużony notatnik, wstając raźno na nogi.

- Uciekamy? Opuszczamy to miasto? Odchodzimy, odjeżdżamy, odlatujemy, gdziekolwiek, jakkolwiek, byle dalej stąd? - Zapytał z nadzieją w głosie Irq, nieomal przyklejając się się twarzy arcymaga. Morvin strącił go na ziemię nonszalanckim trzepnięciem w dziób.

- Tak.

Oczy chowańca zaszkliły się.

- Ale nie teraz.

Irq rozpłakał się. Morvin obserwował przez chwilę tarzającego się na podłodze diablika, po czym otworzył drzwi. Zatrzymał się na chwilę, by odetchnąć powietrzem płonącego miasta, po czym ruszył dalej, zatrzymując się na maleńkim placyku przed przybytkiem.

- Dlaczeeego? - Załkał chowaniec, podążając w ślad za swoim mistrzem, który opuściwszy karczmę zaczął wypowiadać tajemne inkantacje, tonem tak spokojnym i obojętnym, iż niemal nierealnym w obliczu powszechnej paniki i chaosu rozrywającego miasto.

- Synowie Thunthallaru nie biorą nóg za pas na pierwszą oznakę niebezpieczeństwa... - Prychnął arcymag, wykonując gwałtowne szarpnięcie ręki, zupełnie jakby zrywał widoczna tylko dla niego zasłonę.

W reakcji na ową gestykulację powietrze zadrgało, pociemniało, zaś od ścian stłoczonych gęsto budowli odbiło się jakby stłumione, ledwie słyszalne rżenie konia. Rzeczony rumak zaraz się pojawił, wpadając na bruk zdawałoby się znikąd, nie robiąc przy tym żadnego hałasu.

-...co najwyżej na drugą, po starannym przeanalizowaniu okoliczności - przyznał Morvin, oglądając krytycznie przywołanego, jakby utkanego z mgły wierzchowca, ciemnoszarej maści, z grzywą i ogonem przypominającymi blade płomienie. Stwierdziwszy, iż stworzenie spełnia wymagania, wdrapał się na jego grzbiet, po czym sięgną po wodze, które pojawiły się dosłownie znikąd i przypominały bardziej cieniutkie strużki dymu niż cokolwiek innego. - Ale na pewno nie przed daniem przeciwnikowi grzecznościowego prztyczka w nos - uśmiechnął się pod nosem, rozprostowując palce, między którymi przeskoczył cieniutki, elektryczny łuk. - Nie martw się, moja nieustraszona bestio, wkrótce przeniesiemy się w bezpieczniejsze miejsce. Przedtem jednak chciałbym zobaczyć jak ci zieloni degeneraci zareagują na zdrową dawkę wysokiej próby magii.

To rzekłszy, arcymag skierował półmaterialnego rumaka w kierunku rozgrywającej się nie tak znowu daleko rzezi. Irq - jak setki chowańców przed i po nim - mógł tylko jęknąć i podążyć w ślad za swoim panem.
 
Velo jest offline