Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2011, 22:16   #14
DrD
 
DrD's Avatar
 
Reputacja: 1 DrD nie jest za bardzo znany
Opuściwszy salę, w której odbywała się narada Lucjusz pospiesznie udał się do samochodu. Mijając Miroslava posłał mu uprzejmy, choć zmęczony uśmiech - Zapowiada się ciężka noc, mój drogi. Odradzałbym też samotne włóczenie się nocą po mieście - zdążył przekazać nim opuścił budynek Elizjum. Miroslav patrząc za odchodzącym wampirem przygryzł lekko wargę powstrzymując się od komentarza

*****

Lucjusz uwielbiał swojego Mercedesa E350. Prowadził się jak marzenie nawet w czasie paskudnej pogody. A co dopiero w tak przyjemną noc. Spokrewniony pozwolił sobie na uśmiech zadowolenia korzystając z pierwszej przyjemności jaką dostarczyła ta noc. Po chwili jednak obowiązki przeważyły nad relaksem. Wkładając słuchawkę bluetooth do ucha zastanawiał się, czy aby na pewno chce się pakować w całe to przedsięwzięcie. Nie mógł od tak zignorować książęcych poleceń, jakkolwiek zaowalonych. Z drugiej strony praca w tak dużej grupie składającej się z zatwardziałych indywidualistów zupełnie mu się nie uśmiechała. Jakkolwiek negocjacje zawsze sprawiały mu wielką przyjemność, to jednak w tym wypadku boleśnie odczuwał brak większych haków na “partnerów”. W tym momencie zaczął naprawdę żałować, że nie udzielał się więcej w socjalnym życiu miejscowej Rodziny. Czegóż jednak się nie robi dla higieny zdrowia psychicznego... Krzywiąc się niemiłosiernie rzucił w powietrze - Dzwoń: Czarny - zaczął nerwowo bębnić palcami po kierownicy i bezgłośnie przeklinać najwyraźniej pijaną parkę, która postanowiła tańczyć na środku jezdni... w chwilach takich jak ta jego myśli wyjątkowo intensywnie obracały się wokół zawartości bagażnika... Ocknął się słysząc w słuchawce:
- Lester słucham. - głos zdecydowanie nie należał do Szeryfa, a do jego przybocznego, co było zaskakujące.
- Dobry wieczór, Lucjusz Blane Dunsirn z tej strony. Czy mógłbym rozmawiać z Czarnym? Dzwonię w sprawie, która z pewnością mogłaby go zainteresować - Odparł uprzejmym aczkolwiek nieco zaskoczonym tonem.
- Jeżeli rozmowę przełączyło do mnie to znaczy, że numer Czarnego jest wyłączony - gdzieś w tle słychać było klubową muzykę - więc chwilowo rozmowa będzie niemożliwa. Coś przekazać? - Zapytał tonem wyraźnie sugerującym “nie, dziękuję”.
- Nie, dziękuję - odpowiedział Lucjusz krzywiąc się niemiłosiernie. Wobec tego trzeba będzie skorzystać z mniej komfortowego rozwiązania... - Dobrej nocy - rzucił w słuchawkę tuż przed zakończeniem połączenia.

Po kilku minutach jazdy w całkowitym milczeniu zaparkował samochód na strzeżonym parkingu położonym kilkadziesiąt metrów od szpitala. Niestety dyrekcja “nie była w stanie znaleźć funduszy na kolejny etat ochroniarza, który miałby pilnować strzeżonego szpitala”. Lucjusz normalnie wziąłby do pracy swoją nie rzucającą się w oczy Skodę, ale przyjechał prosto z Elizjum. Wysiadając nieomal zapomniał o zabezpieczeniu, które zostawił w aucie na czas wizyty w Elizjum. Szybko ściągnął marynarkę, otworzył schowek samochodowy i zamocował kaburę pod ramieniem. Sprawdziwszy broń ubrał i poprawił marynarkę tak, aby kabura była niewidoczna dla niewprawnego oka. Lucjusz nie był zadowolony, nie lubił odwoływania się do fizycznej przemocy. Cóż jednak poradzić, gdy po mieście krąży najprawdopodobniej nadnaturalny zabójca wampirów, mogący w dodatku posiadać odporność na próby Dominacji. Lucjusz i tak mógł uważać się w tej sytuacji za szczęśliwca, nie musząc polegać na cudzej łasce i cudzym wyposażeniu. Przeszedł na tył auta i wyciągnął z bagażnika niepozorną torbę. Zarzuciwszy ją na ramię ruszył w stronę wyjścia z parkingu - i dalej szpitala. Skrzywił się niemiłosiernie widząc przysypiającego, półprzytomnego ochroniarza w średnim wieku. Przechodząc obok jego budki zastukał kluczykami w szybę i na ułamek sekundy wykrzywił twarz w upiornej masce, ukazując kły i wydając z siebie mrożący krew w żyłach syk. Wszystko trwało może sekundę i nim ochroniarz zdołał w jakikolwiek sposób zareagować, na zupełnie normalnej twarzy Lucjusza malowała się irytacja. Zastukawszy ponownie, by skupić na sobie uwagę grubaska siedzącego w budce odezwał się z wyraźnie słyszalną pretensją w głosie
- Panie, co pan sobie drzemki tu urządzasz?! Płacą panu za pilnowanie aut, a nie senne popierydwanie w stołek. - Wykrzywił się z dezaprobatą - Rusz pan dupę i rób pan swoją pracę. - Kręcąc głową na odchodne rzucił jeszcze, bardziej do siebie niż do zdębiałego, niepewnego co właściwie się stało ochroniarza - Zero szacunku dla pracy... dzisiejsza młodzież!

*****

Noc była niesamowita, Lucjusz wcześniej w Elizjum mówiąc, że jest idealna na śmierć, nie żartował. Dokładnie w taką noc, wiele lat temu umarł po raz pierwszy. Wieczorem zjadł swój ostatni, jak wówczas myślał, posiłek, rozkoszując się każdym kęsem. Dokładnie ogolony i odpowiednio ostrzyżony przez balwierza starej szkoły obserwował ostatni w swym życiu zachód słońca stojąc na balkonie, wychodzącym na typowo angielski, to jest niesamowicie zapuszczony, ogród. Czekał tak długie godziny nim poczuł za sobą obecność swego przyszłego Ojca. Ah, nieomal dostawał dreszczy na wspomnienie tamtego wieczoru. Czas jednak powrócić do teraźniejszości i trywialnych zadań, jakie przed nim stały. Musiał zająć się zwłokami, zanim niedorobieni magowie od siedmiu boleści “rozkoszne powiedzenie, “od siedmiu boleści”, dokładnie tyle ile jest klanów Camarilli - zabawny zbieg okoliczności, prawda Skarby?” dyletancko pokawałkują mu zwłoki zacierając wszelkie ślady. Sam pomysł, że obcy wampir wpieprzałby się na to, co uznawał za swoje terytorium wzbudzał w nim palącą wściekłość. To, że jeszcze miałby się tam rządzić doprowadzało Lucjusza do granic Szału. Musiał działać szybko - zrobić to co zrobić należy i wtedy dopiero oddać denata dzieciom do zabawy. Lucjusz szczerze powątpiewał, że ktokolwiek z tej tymczasowej koterii nadawał się do tego konkretnie zadania lepiej niż on. Aczkolwiek zarówno życie jak i nieżycie już kilkukrotnie nieźle go zaskoczyło.
Lucjusz skierował się do wschodniego wejścia migając identyfikatorem przed wbudowanym w ścianę czytnikiem. Nigdy nie lubił tłuc się przez cały szpital wchodząc głównym wejściem, wolał korzystać z tego bocznego, którym dostarczano i odbierano zwłoki. Szerokie drzwi rozsunęły się automatycznie. Chwilę potem biegł po schodach przeciwpożarowych. Winda miała tendencje do częstych awarii i utykania między piętrami. Lucjusz się spieszył, i nie miał najmniejszego zamiaru ponawiać przykrego doświadczenia sprzed niecałych pięciu miesięcy, gdy utknął w windzie ze swoim niedorobionym szefem. A propos, czekała go rozmowa dużo bardziej obciążająca psychicznie niż niedawna dyskusja ze zbyt wiele mniemającymi o sobie wampirami. Zamknął oczy na kilka sekund i zamienił zbolały, poirytowany wyraz twarzy w maskę wyrażającą uprzejmość i życzliwość. Pchnął drzwi wchodząc do Lodówki.

*****


Zastał widok co najmniej nietypowy. Na ruchomej leżance, którą zwykle podróżują kawałki mięsa pretendujące niegdyś do przedstawicieli inteligentnego życia, leżała dziewczyna. Młody wygląd, bladość twarzy, połączona z perlistym potem na czole i zawiniątkiem z ubrań unoszącym jej, dość zgrabne nawet, nogi powyżej poziomu głowy były wystarczające do postawienia diagnozy - studentka, która zasłabła na praktykach. Zanim Lucjusz zdążył się zdziwić, czemu zostawiono ją bez opieki od strony toalet dobiegł go odgłos wymiotowania i następująca po nim fala śmiechu. No tak, studenci jak karaluchy - znajdziesz jednego i możesz mieć pewność że gdzieś kręci się całe stado. Dziewczyna usłyszała kroki Lucjusza i zwróciła ku niemu twarz uśmiechając się lekko. “No proszę, dobrze że nie ma tu Adeli. Jak nic wpadłaby w ten ichni trans”. Na szczęście Lucjusz Toreadorem nie był i kiedy chciał, mógł mieć piękno w dupie. Nawet tak spektakularne jak to, które prezentowała sobą dziewczyna. Skłonił lekko głowę w stronę studentki i ruszył do szatni. Szybko przebrał się, po chwili zastanowienia postanawiając zatrzymać broń.

Po kilku minutach do szatni wpadł czerwony ze złości Bedrich, nazywany czasem Naczelnym Lodziarzem. Przekonany, że przebywa w szatni sam wyciągnął z kieszeni piersiówkę i pociągną spory łyk. Lucjusz słysząc gulgotanie pokręcił głową i dość głośno trzasną drzwiami od swojej szafki. Odgłos krztuszenia się i desperackie próby złapania powietrza przez znienawidzonego człowieka sprawiły mu ogromną satysfakcję.
- Halo? Ktoś tu jest? - Zapytał Bedrich odzyskawszy w końcu oddech
- Tak profesorze Popletko “Ty jebany skurwysynu”, to ja, Dunsirn - Nastąpiło dokładnie to, czego się spodziewał
- Lucjusz! Nie masz pojęcia jak się cieszę, że Cię widzę! - uścisk miękkiej, ciepłej dłoni napawał wampira obrzydzeniem. Przemiany cywilizacyjne i zmiana trybu życia na siedzący zbierały swoje żniwo w postaci rosnącej otyłości czechów. Lucjusz nie był w stanie zrozumieć jak przedstawiciele myślącego rzekomo gatunku mogą się w taki sposób zaniedbywać
- Aj, musi być zimno na dworze. Napij się kawy przed pracą - Bedrich uśmiechnął się serdecznie - Lucjusz w tym czasie wyobrażał sobie rozmówcę wiszącego na hakach wbitych w pięty i bezlitośnie traktowanego prądem po genitaliach - A właśnie, co tu w ogóle robisz? Dzwoniłeś przecież, że źle się czujesz, no i dalej strasznie blado wyglądasz - Lucjusz pokiwał głową i odpowiedział
- owszem Bedrich “ty sterto gnijącego, małpiego gnoju” ale okazało się że solidna kolacja i podwójna dawka aspiryny postawiły mnie na nogi. A zbladłem na widok cyrku jaki odstawia nasza urocza młodzież - Na te słowa Bedrich przybrał zbolały wyraz twarzy
- Taak, właśnie w tej sprawie Cię potrzebowałem - “O nie”, pomyślał Lucjusz, “chyba czerwie do reszty wyżarły ci zawartość tej tłustej czaszki jeżeli myślisz, że będę się użerał z praktykantami” - Mam Mięso, które miałem zrobić sam, ale przez tych tam praktykantów odkładam już drugi dzień. Widzisz, dałem się wrobić w prowadzenie zajęć na uczelni to teraz mam... - Bedrich ciężko westchnął - W zasadzie sam powinienem się tym zająć, ale skoro nie mogę, to zlecę to swojemu najlepszemu pracownikowi. Mięsko leży w trójce, załatw to jeszcze dzisiaj. Potrzebuję mieć wyniki i raport na wczoraj - ewidentnie zakończywszy ten temat Bedrich uniósł wzrok na drzwi, za którymi czekało go piekiełko. Pokręcił ze smutkiem głową, nie zdając sobie sprawy że blokuje Lucjuszowi drogę - Przysłali mi tu trzech idiotów, którzy nie mam pojęcia w jaki sposób, dostali się na drugi rok medycyny. Tylko ta dziewczyna, Aneżka, rokuje jakiekolwiek nadzieje. - Lucjusz zrobił powątpiewającą minę i w ramach komentarza sparodiował filmową niewiastę omdlewającą pod wpływem silniejszej emocji. Bedrich machnął na to ręką - Nie zemdlała przy sekcji, jeden z tych głąbów zemdlał, wpadł na nią i popchnął ją na ścianę tak że solidnie wyrżnęła głową tracąc na chwilę przytomność. Zaraz ktoś przyjdzie zabrać ją na tomografię, tak na wszelki wypadek, ale wydaje się że nic jej nie jest. W każdym razie, jak to mówią, rodacy do pracy - Wyszczerzył się idiotycznie a Lucjusza naszła ochota by wsadzić mu w ten obrzydliwy jamochłon rękę aż po łokieć, i jednym szybkim ruchem wyrwać mu żołądek przez gardło. Bedrich klepnął Lucjusza lekko w ramię i wyszedł z szatni. Lucjusz zaś, patrząc za nim nienawistnym wzrokiem poprawił ubranie “Brakuje jeszcze tylko jednego” zdążył pomyśleć nim Popletko zagwizdał kretyńską melodyjkę, która jak mówił, zawsze poprawiała mu humor “Dość tego. Po prostu zastrzelę go na miejscu.” Na szczęście nim Lucjusz zdołał zrealizować swój plan, obiekt jego nienawiści opuścił szatnię. Lucjusz policzył do dziesięciu, złapał torbę i ruszył do chłodni, skąd wyciągnął szaszłyk numer trzy, który okazał się być... trupem zarejestrowanym na kamerach monitoringu. Po kilku sekundach osłupienia Lucjusz musiał zmobilizować całą dostępną mu siłę woli by nie wybuchnąć maniakalnym śmiechem. Z kamienną twarzą załadował denata na leżankę i wyjechał z nim do sali sekcyjnej. Wcześniej jednak wszedł do niej przyklejony plecami do ściany i trzymając się poza zasięgiem widzenia jedynej w pomieszczeniu kamery podkradł się do niej od dołu. Wystarczyło wyciągnąć lekko obluzowany kabelek aby ją unieszkodliwić. Takie awarie zdarzały się regularnie, nawet bez niczyjej ingerencji. Dyrekcja jak zwykle zasłaniała się brakiem funduszy potrzebnych na modernizację sprzętu. Lucjusz uśmiechnął się zadowolony wiedząc, że ochrona i tak będzie to miała w dupie. Jak zwykle ograniczą się do wysłania notatki działowi technicznemu, który mając sprawę w jeszcze głębszym poważaniu, nie zrobi nic co najmniej do jutra. W tym akurat przypadku Lucjusz był wdzięczny posocjalistycznej mentalności. Wjechał do sali sekcyjnej ze zwłokami i zaczął przygotowywać się do sekcji. Sprawdził czy mikrofon zawieszony nad stołem działa i reaguje na naciśnięcia pedału umieszczonego na podłodze. Narzędzia, poza niewielką piłą tarczową wydobytą z pobliskiej szafki, zostały wyjęte z torby i umieszczone na ruchomym stoliku wykonanym ze stali nierdzewnej. W tym samym miejscu wylądowały pojemniki na próbki tkanek. Lucjusz uzupełnił strój o lateksowe rękawiczki i gogle, na razie umieszczone na czole. W końcu, całkowicie gotowy, pochylił się nad zmasakrowanym trupem i zaglądając mu w oczy niezwykle intymnym gestem czule pogładził go po ubabranym krwią czole
- Mój Skarbie, jakiż to sekret skrywasz? Czemu leżysz tu martwy i zimny, zamiast cieszyć się swym efemerycznym istnieniem na tym świecie? - Zapytał miękkim i czułym głosem, niczym kochankę - Wybacz mi to co uczynię, ale innej możliwości nie ma - złożył na jego ustach lekki pocałunek i wyprostował się sięgając dłonią w stronę stolika.
 
__________________
I saw what you did there.
DrD jest offline