Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-10-2011, 12:08   #11
DrD
 
DrD's Avatar
 
Reputacja: 1 DrD nie jest za bardzo znany
Shacklebot był zadziwiony. Obserwował ze stoickim spokojem gwar Spokrewnionych. Dwójka z nich kłóci się o to jak dostać się do kostnicy. Zastanawiało go , czy w tym gronie zanikła całkowicie dyscyplina Dominacji? Ponadto trochę martwiło go podejście jego współbraci do tej sprawy. Przez chwilę poczuł się jak starzec wśród bandy nastolatków:
- Panie, Panowie! Nie przekrzykujmy się jeden przez drugiego! Na pewno możemy dojść do porozumienia i ustalić kto co i jak. A co do okultyzmu, tak się składa , że to mój konik, o czym pewnie część z was wie.- dodał po chwili z dumą.
- Słyszałem o tym, panie Shacklebot. Gdzieś mam chyba nawet jedną z książek, którą tłumaczyłeś. - odpowiedział Antonin.
- Punkt dla ciebie moja droga. Nie pomyślałem o tym, chyba jako jeden z nielicznych tutaj poruszam się komunikacją miejską i nie lubię gdy rujnują mi plany na wieczór. Mogę pogadać z ochroną i zabrać klucz. I nikt się nie dowie. A przy okazji zapraszam na małe RH+.
- Myślę, że sama mogę zdobyć klucz, ale dziękuję za pomoc - uśmiechnęła się. - I za zaproszenie.
- Mnie tam na nawet nie zobaczycie jak będę wchodził z wami. a małe vitae też by nie zaszkodziło

- Hmm, Wasz plan wydaje się całkiem składny. Jednak ustalmy co , kto i gdzie robi. - powiedział spokojnie Augustus. - Pan Loki i Panna Adela załatwią wejście do kostnicy. Ustalmy kto idzie na oględziny i po ewentualny pokarm. Przydałoby się załatwić jakieś uzbrojenie. Nigdy nie wiadomo co może nas spotkać.
- Hans powinien zająć się uzbrojeniem, nieprawdaż? Uważam, że miejsce zbrodni również powinno być zbadane - dodała Adela.
- Myślę że na miejscu zbrodni bardziej się przydam niż w kostnicy ale przydał by mi się jeszcze ktoś do pomocy przy oględzinach miejsca 2 osoby zauważa więcej niż jedna albo wymienia się uwagami w razie potrzeby. - powiedział Jan wyciągając telefon i prawdopodobnie pisząc szybko, krótką wiadomość.
- Proponuję Antonina. Jako Toreador na pewno zauważy więcej - nieskromnie dodała.
- Oczywiście. Sam chciałem się zgłosić do tego zadania, moja droga. - skłonił się lekko z nonszalanckim uśmiechem. - Przydałby się ktoś z cięższą pięścią. Na wypadek, gdyby tajemniczy zabójca nadal czaił się w pobliżu. I gdyby miał kolegów.
- Jeśli pozwolicie, ja udam się na małego drinka i ogarnę sprawę z kliniką. A na ten czas żegnam - To powiedziawszy Loki wyminął dyskutujących i wyszedł z pomieszczenia w drzwiach, praktycznie wpadając na wchodzącego niskiego mężczyznę w okolicy pięćdziesiątki. Mężczyzna zaskakująco sprawnie odsunął się i przepuścił wychodzącego. Po chwili chrząkając znacząco wszedł do sali i ukłonił się.
- Wygląd bywa mylący więc ja pójdę jako ta ciążka pięść - Zaoferował się Jan
- Nie musisz być przesadnie skromny, Janie, w twoim przypadku wygląd na pewno nie jest mylący - Adela wygięła usta w delikatnym uśmiechu.
- Książę Markus życzył sobie, abym państwu służył pomocą. Widzę, że przerwałem rozmowę, czy mam poczekać za drzwiami? - zapytał niski, krępy mężczyzna pod pięćdziesiątkę. Z łysiną i okularami wyglądał na typowego urzędnika, który z dobrodusznym uśmiechem każe wypełnić kolejny druczek i udać się do kolejnego okienka.

- Proszę wejść - Toreadorka spojrzała na, jak przypuszczała, Hansa. - Właśnie czekaliśmy na pana.
Augustus rzucił ciekawskim wzrokiem na przybysza. - Czy upoważnił pana również do załatwienia nam niezbędnego ekwipunku?- zapytał.
- Owszem, jeżeli tylko będzie dostępny. - odparł zapytany uśmiechając się lekko.
- Czy są w takim razie dostępne srebrne kule? - Adela uznała, że wszystko może się przydać, zwłaszcza gdy wciąż nie wiadomo z czym przyjdzie im się zmierzyć.
- Myślę, że jeden rewolwer nabity takimi nabojami widziałem w zbrojowni księcia. Dawno nikt nie używał takiej amunicji.
- Byłabym za niego wdzięczna. - Hans w odpowiedzi na słowa Adeli skinął tylko głową
- Jeżeli będzie to możliwe, prosiłbym o torbę lekarską z chirurgicznym wyposażeniem. - powiedział Shacklebot. Nie miał zamiaru używać swojej prywatnej, była zbyt cenna. - Co do uzbrojenia, preferuje 45-tkę, jeżeli oczywiście jest na stanie. - Broń oczywiście również posiadał, ale nie było sensu gonić po nią swojego ghula, skoro Książę rzekomo o wszystko zadbał.
- Oczywiście. Gdzie dostarczyć przedmioty? - zapytał Hans jednocześnie wyciągając niewielki notesik z kieszeni marynarki i notując coś w nim.

Lucjusz, znając uwielbienie większości wampirów do słuchania własnego głosu nie przerywał dyskusji. Przyglądał się jej z uśmiechem gładząc swój sygnet i zabawiając się własnymi myślami “Ah, kocięta podekscytowane tym, że ktoś ważniejszy zwraca na nie uwagę. Tak przejęte swoim zadaniem, które w istocie polega na posprzątaniu śmieci, a w razie wpadki na robieniu za kozły ofiarne. Każde zastanawia się co by tu ugrać, ile mogą na całym zajściu zyskać. Ha! Moje Skarby, patrzcie i uczcie się. Nie na wiele się ta wiedza Wam przyda, ale chyba lepsze to niż powolna utrata kontaktu z rzeczywistością i staczanie się w otchłań szaleństwa”. W końcu jednak zabrał głos:
- Moi drodzy, nie chcę burzyć Waszych planów, ale nie wiemy nawet czy zwłoki w ogóle trafiły do kostnicy. Poza tym nie radzę się tam włamywać. Nie radzę Dominować personelu i zmuszać go do wpuszczenia na teren kostnicy osób postronnych - czyli Was. Czemu zapytacie? Z bardzo prostego powodu - kamery. Nie chcemy chyba wzbudzać u Bydła nadmiernego zainteresowania tymi zwłokami? -zapytał retorycznie - A zdawanie się na Dyscypliny nigdy nie jest w stu procentach pewne - Uśmiechnął się czarująco - Jeżeli zwłoki dotarły do kostnicy, to zajmę się nimi ja. Sam - dodał tonem ucinającym dyskusję - Panowie Tremerzy dostaną oczywiście próbki krwi denata konieczne do wszelkich możliwych eksperymentów. Oraz pełną dokumentację sekcji. Zrobienie i wyniesienie kopii nie sprawi mi najmniejszych kłopotów. Nie mówiąc już o tym, że z pewnością zadbam żeby w oficjalnym raporcie nie znalazło się nic... niezwykłego - Położył nacisk na ostatnie słowo i zamilkł na chwilę rozważając coś - Ponadto, odchodząc od kwestii martwego mięsa, jeżeli ktoś z państwa posiada kontakty z miejscowym półświatkiem, myślę, że warto byłoby popytać na mieście czy do pięknego miasta Pilzna nie zawitał ostatnio ktoś nietypowy. - Nie czekając na reakcję zebranych zwrócił się do Hansa - I najważniejsza sprawa: gdzie tak w zasadzie znajduje się denat?
- Wszyscy denaci są w kostnicy szpitala miejskiego. - Ghoul przeniósł wzrok na pytającego i zamarł w bezruchu.

O. Jest i pan przyjemny, pomyślał Augustus. Uwielbiał tych śmiesznych spokrewnionych, którzy to myślą, że jak ich przemiana wydarzyła się 3 lata wcześniej od jego kolegi, to jest on wielkim poważnym wampirem, którego wszyscy mają się bać.
- Drogi Lucjuszu... rozumiem, że przywilej pracy w kostnicy pozwala Ci dostać się do ciała bez problemu, wybacz jednak , ale wolałbym aby sprawdziło je kilka osób znających się na medycynie. - Nie ulegało wątpliwości, że ten zadufany w sobie bufon, przekonany o swej nieomylności mógł przeoczyć wiele szczegółów. - Poza tym, wybacz zuchwałość, nie wiem czemu jesteś przekonany, że Twój głos jest w tej sprawie decydujący. Obawiam się, że jednak każdy z nas zrobi to w taki sposób, jaki uzna za słuszny. A uwaga dotycząca kamer jest co najmniej śmieszna. Czy przez eony istnienia naszego rodzaju, wytwory bydła stanowiły dla nas przeszkodę?- zakończył tyradę z obrzydzeniem na twarzy. Ventrue uwielbiali pokazywać jacy są ważni, a on szczerze tego nie znosił.
Adela przypatrywała się z boku miarowo kiwając głową w rytm głosu wampira. Nie mogłaby bardziej zgodzić się z jego słowami i nie miała nic więcej do dodania. Augustus doskonale wszystko przedstawił. Gdy Aljur zaczął się szykować do odparcia argumentów oponenta, dyskretnie opuściła salę. Uznała, że nie ma sensu wdawać się w dalszą dyskusję, w drzwiach mijając wchodzącego Samuela. Spojrzała na niego z dezaprobatą. Na pewno nie zamierzała mu streszczać przemowy księcia i przebiegu spotkania.

W końcu na spotkanie postanowił stawić się Samuel. Właściwie miał przyjść wcześniej, lecz zauważył coś... ciekawego w okolicy galerii i musiał to koniecznie zbadać. Tak jak po wszystkich wyszedł po niego ghoul Zvelitkowej, tyle że jego dodatkowo poinformował o tym, że się spóźnił.
- “Jakbym nie wiedział, pajacu” - powiedział do siebie w myślach i wszedł do sali.
Gangrel wyglądał na młodego - około dwudziestu pięciu lat - człowieka. Właściwie to wyglądał młodziej ze względu na młodzieżowy image - związane w kucyk dredy i kilka kolczyków, po jednym w wardze i nosie i kilka w uszach. Ubrany był w czarną bluzę z kapturem i maskujące bojówki, a na nogach miał nieco podniszczone glany. Generalnie to całe jego ubranie było podniszczone, nie przywiązywał zbytniej wagi do wyglądu. Warto zwrócić uwagę na to, że nosił okulary przeciwsłoneczne, choć gdy wszedł do pomieszczenia od razu je zdjął i schował do kieszeni spodni, odsłaniając żółte oczy o pionowych źrenicach. Nowo przybyły omiótł wzrokiem pomieszczenie widząc wielu wampirów, lecz żaden z nich nie był księciem który wzywał go na spotkanie.
- Co tu robicie? - zapytał, unosząc lekko lewą brew. Żadnych “przepraszam za spóźnienie” i tego typu rzeczy. Nie sądził by był jakoś specjalnie oczekiwany, skoro prócz niego było tu jeszcze tylu spokrewnionych.

Lucjusz zauważył spóźnialskiego Gangrela, lecz ograniczył się jedynie do pełnego szacunku skinięcia głową, pogrążony w dyskusji z Schacklebotem, który jak na rzekomego lorda okazał się być co najmniej niedelikatny, by nie powiedzieć chamski, podważając kompetencje zawodowe patomorfologa. Cóż, możliwe że korzenie jego tytułu były dość krótkie, i wyrastały z worka wypełnionego złotem, nie zaś z mroku dziejów. Tak czy inaczej Dunsirn był brytyjskim gentlemanem, a to zobowiązywało - Mój drogi, wcale nie uznaję mojego głosu za decydujący. Jeżeli już, to za decydujący uważam głos rozsądku. - Lucjusz obdarzył rozmówcę kolejnym czarującym uśmiechem. Zaiste, wydawało się że jego arsenał był w tym względzie nieograniczony. - Lata doświadczenia nauczyły mnie, że najprostsze plany są zwykle najskuteczniejsze. Nigdy nie wiadomo co może pójść nie tak. - zaczął tłumaczyć Augustusowi, niczym niezbyt rozgarniętemu dziecku, uprzejmym tonem - Zupełnie naturalne jest, że zwłokami znajdującymi się w kostnicy zajmuje się patomorfolog w niej pracujący. Natomiast zainteresowanie pielęgniarki, której kompetencje polegają na czymś zupełnie innym, oraz Pana Lokiego, którego aparycja jest niezwykle charakterystyczna i dość nietypowa, ekscentryczna wręcz... hm... ujmijmy to tak: takie zainteresowanie może budzić nieporządane zainteresowanie. Co do kolejnego Pańskiego argumentu: niedocenianie Trzody może być bardzo ryzykowne. Nie bez powodu wszak się przed nim ukrywamy. I tak, uważam że wytwory Trzody jak najbardziej stanowią przeszkodę, którą należy zręcznie obejść, a nie brutalnie przełamywać. Finezja zawsze skutkuje lepiej niż brutalna siła. Jeżeli tak bardzo zależy panu na osobistym obejrzeniu zwłok, nie sprzeciwiam się. Ale zróbmy to w inny sposób. Po zakończonej sekcji postaram się, aby zwłoki trafiły na odpowiednio długi czas do szpitalnej kaplicy. - Lucjusz przemilczał fakt, jakim jest to, że o ile ktoś może znać się na medycynie ogólnej, to już nie koniecznie musi specjalizować się w patomorfologii, która jest znaczniej bardziej skomplikowana i wymagająca niż osłuchiwanie płuc i nastawianie złamań. To zaś, że sam dokładnie tą dziedziną zajmował się już od ładnych paru lat, uznał za tak oczywiste, że aż nie warte wspominania - O tak późnej porze nie powinno być tam nikogo nieporządanego, zwłaszcza biorąc pod uwagę stopień laicyzacji Czeskiego społeczeństwa. A samo pomieszczenie ma tą zaletę, że nie ma tam kamer. - Zamilkł na chwilę po czym podjął przepraszającym tonem, zwracając się już do wszystkich obecnych na sali - Zrozumcie, nie chcę nikomu narzucać rozkazów, obrażałbym Was takimi próbami, po prostu oferuję swoją radę jako sprawnego organizatora. Wbrew - uśmiechnął się pobłażliwie - stereotypom nie każdy Ventrue pali się do władzy. A już zwłaszcza mi nie uśmiecha się przejmowanie pełni odpowiedzialności za tak śmierdzącą sprawę.
- Cóż, Lucjuszu, widać mamy inny pogląd na to, na czym polega Camarilla. Ale to nie czas na dywagacje na temat polityki. - Uciął Augustus. Nie twierdził, że Ventrue miał nie racji. Aczkolwiek nie tylko wiedza medyczna miała tutaj znaczenie. A tym bardziej zamydlajaca oczy gadka. Pamiętał jeszcze swoje przeżycia z Ventrue, podczas walk z Sabatem. Nigdy nie wierz w to co mówi Ci wampir, który próbuje Ci wmówić, że nie chce tobą rządzić. - Zgadzam się zaś co do ostrożności. I dziękuje za ową uprzejmość, w postaci udostępnienia ciała. Zbadam je w kierunku okultystycznym. Być może był to jakiś dziwaczny rytuał. - powiedział, po czym zamilknął i udał się do hallu. Właśnie odbębnił roczny zapas przebywania w Elizjum. Wiedział o nowym hobby Lucjusza. Co innego jednak kilkuletnia praktyka w oglądaniu trupów, a co innego sekcje na porządku dziennym, którymi od jakichś 80 lat, którymi zajmował się przy pracy przy Rytuale Bafometa...
Lucjusz pominął milczeniem uwagę na temat możliwości że owo zabójstwo było rytuałem. Był wszak lekarzem i biznesmenem, któż mógłby się spodziewać po kimś takim znajomości okultyzmu:
- Jeżeli pozostali państwo przystaną na taką propozycję, to denat powinien oczekiwać w kaplicy za mniej więcej dwie godziny. - W trakcie przemowy nieustannie obracał sygnet znajdujący się na serdecznym palcu lewej dłoni - Postaram się, żeby znalazł się tam także pełen komplet niezbędnych narzędzi. Gdy państwo skończą, będę wdzięczny za telefon z informacją, dopilnuję żeby denat grzecznie wrócił do swojego łóżeczka w Lodówce. - Zostawił na stoliku jedną ze swoich wizytówek. Wracając na swoje miejsce wyciągnął telefon i w zwięzłym SMSie napisał Lokiemu gdzie i kiedy oczekiwać ma denata. Zwrócił się do osób mających zbadać miejsce zbrodni - Tą cześć planu uważam za świetną i nie mam do niej żadnych sugestii - Skłonił lekko głowę wyrażając swoje uznanie. - Pozostaje jeszcze kwestia rozpytania się w miejskim półświatku - zwrócił pytające spojrzenie na pozostałych zebranych w sali, oczekując ich zdania na ten temat.

Jako że Antonin nie miał już żadnego powodu, by dalej tu siedzieć, odwrócił się na pięcie i minąwszy Hansa (na którego nawet nie spojrzał) rzucił na odchodne: - W takim razie ta część naszej grupy, która planuje odwiedzić miejsce zbrodni, niech będzie tam za dwie godziny. Muszę jeszcze coś wcześniej załatwić. - Powiedziawszy to, opuścił pomieszczenie, by następnie udać się ku wyjściu z budynku. Kilkanaście sekund po nim również Augustus wyszedł z pomieszczenia uznając, że dalsze kontynuowanie dyskusji z jego udziałem nie ma sensu.
 
__________________
I saw what you did there.
DrD jest offline  
Stary 14-10-2011, 21:27   #12
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Adela wyskoczyła z sali, zamknęła za sobą drzwi i już miała skierować się do wyjścia z galerii, gdy uznała, że podsłuchanie rozmowy pozostałych wampirów, którzy zostali w środku, jest o wiele bardziej atrakcyjne.

Ciekawiło ją również jak Samuel uzasadni swoją nieobecność. "Na wezwania księcia nie spóźnia się ot tak, bez powodu". Strzepnęła drobinki kurzu z ramy jednego z obrazów, który wisiał na korytarzu. "No cóż, chyba, że jest się głupcem."

Stanęła w bezpiecznej odległości, tak by mężczyźni nie mogli zauważyć jej obecności. Natomiast ona, dzięki swojemu nadnaturalnie wyostrzonemu słuchowi, z łatwością mogła śledzić przebieg wydarzeń w środku. Oparła się o ścianę i skoncentrowała się na dźwiękach dochodzących z Sali Impresjonistycznej. Podniesione głosy Shacklebota i Dunsirna obrzucały się nawzajem argumentami, a Adela wydobywała z nich powoli najważniejsze informacje.

W pokoju toczyła się dyskusja dotycząca w zasadzie Maskarady i pomysłu przeniesienia zwłok do kaplicy, który to pomysł Lucjusz starał się za wszelką cenę przeforsować. Z tego co zrozumiała, Dunsirn najpierw sam chciał zająć się denatem w kostnicy, a dopiero później go przetransportować. Adela nie widziała w tym pomyśle żadnych plusów, za to kilka oczywistych minusów. Nie ufała wampirowi i pomimo wszystkich jego wymówek uznała to za co najmniej podejrzane, że Ventrue aż tak bardzo pali się do samotnego zbadania denata bez żadnych świadków w postaci innych Kainitów. Nie można było też wykluczyć ewentualności jakiegoś rytuału, czy innego okultystycznego zdarzenia, przy którym Lucjusz chciał być sam w kostnicy, potem usunąć z niej zwłoki - przynajmniej na jakiś czas, a próbki krwi do zbadania dla Tremerów podmienić na fałszywe. Na dodatek do kaplicy mógłby wysłać nie te szczątki, co trzeba. Idealne warunki do zafałszowania wyników swoich badań.

Sprawa była zbyt delikatna, by móc powierzyć tak znaczną odpowiedzialność za jej losy jednemu Kainicie, który mógł dojść do wniosku, że lepiej ją rozwiązać samemu i być tym jedynym, który zgarnie wszystkie laury. Na dodatek kaplica jako miejsce sekcji była fatalnym pomysłem, nawet jeśli wszystko ze strony Lucjusza miałoby zostać wykonane jak należy. Po jej ostatnim incydencie w kościele wolała omijać szerokim łukiem miejsca kultu.

Denat powinien być zbadany normalnie, w kostnicy. Loki powinien już być w drodze do szpitala i niedługo odbierze klucz ochronie. Postanowiła się jednak upewnić; wyciągnęła telefon i wybrała numer wampira, zbyt donośny głos oczekiwania na połączenie nie zagłuszył - na szczęście - poruszenia za drzwiami, niewątpliwie ktoś wychodził z pomieszczenia.

Adela drgnęła, obróciła się i bez zastanowienia wskoczyła do najbliższej sali, próbując jednocześnie słumić dłonią dźwięki dobiegające z telefonu. Zastygła w bezruchu z nadzieją, że Kainici nie zauważą jej obecności.
Wychodzący - kobieta dostrzegła sylwetkę Antonina i - tak jej się przynajmniej wydawało - Augustusa, nie mieli powodów do podejrzeń, że ktokolwiek znajduje się na korytarzu. Skierowali więc swe kroki w kierunku wyjścia w ogóle nie zauważając ukrytej w pomieszczeniu Adeli. Wampirzyca wyjęła telefon odruchowo schowany pod płaszcz i przyłożyła do ucha dokładnie w chwili kiedy automatyczna sekretarka odtwarzała standardową wiadomość zakończoną zdaniem “po sygnale nagraj wiadomość lub odłóż słuchawkę”.

- Mówi Adela. Pospiesz się z tymi kluczami do kostnicy, bo Lucjusz sam chce zająć się sekcją. Oczywiście nie możemy do tego dopuścić - opamiętała się, że mówi coraz głośniej, po czym zamilkła. - Oddzwoń do mnie.

Havel nienawidziła automatycznych sekretarek. Zawsze miała wrażenie, że ludzie ich nie odsłuchują. Pewnie dlatego, że sama o tym najczęściej zapominała.

Uznała, że nie ma żadnego sensu dłużej podsłuchiwać pod drzwiami, skoro nie chce się dowiedzieć niczego konkretnego. Jej ciekawość i tak już została zaspokojona. W galerii Visio nie miała nic do roboty, a przynajmniej nie w tej chwili.
Opuściła budynek i wsiadła do samochodu, w którym czekał na nią Andrej. Osunęła się ciężko na oparcie i zamknęła oczy, pocierając delikatnie skronie.
- Dlaczego książę cię wezwał? - spytał szeptem. - Czy chce, żebyś rzuciła pracę w szpitalu?
Adela zastanowiła się, dlaczego Andrej uważał, że Mariusa w ogóle miałoby to obchodzić. Jedyne, o co książę dbał tak naprawdę, to były jego sprawy w Pradze i ewentualnie Amanda.
Nie miało sensu niczego kryć przed ghoulem. Andrej był lojalny, a na dodatek jego niewiedza mogłaby okazać się później utrudnieniem.
- Maskarada - rzuciła. - Trzeba znaleźć jej gwałciciela - widząc, jak Andrej zmarszczył brwi, dodała: W monitoringu utrwalił się obraz spektakularnego morderstwa. Nie wiadomo, kto je popełnił ale na pewno nie był człowiekiem.
"Właściwie to nie wiadomo też, kto dokładnie został zabity…"
W przypływie inspiracji zastanowiła się, czy pilźnieńska policja w ogóle wie o morderstwie, być może książę zatuszował jedynie jego nadnaturalny aspekt. W każdym razie do tej pory powinno do nich dotrzeć zgłoszenie o zaginięciu. Zapaliła silnik, po czym zajechała pod gmach komendy policji. Miała nadzieję, że Vaclav jest na służbie.

***

Adelę przeszedł dreszcz podniecenia, gdy wyczuła zapach krwi w holu komisariatu. Łatwo było znaleźć jego źródło; kobieta drobnej postury szamotała się i próbowała wyswobodzić z uścisku funkcjonariusza, który prowadził ją wolno wzdłuż korytarza, zapewne do aresztu. Wampirzyca poczuła lekką suchość gardła, zastanawiając się kiedy ostatni raz się posilała. W powietrzu unosił się zapach alkoholu, a po zachowaniu kobiety można było szybko dojść do wniosku, że jest pod wpływem narkotyków. Adela widziała już niejednokrotnie ludzi w takim stanie, o podobnie wielkich oczach i szybkich, histerycznych ruchach.
Uśmiechnęła się lekko. Wszędzie same dramaty.

Havel podeszła do recepcji, za którą siedziała krótko obstrzyżona brunetka.


- W czym mogę pomóc? - kobieta wygięła usta w grymasie.
- Czy chorąży Kolar jest na służbie? Chciałabym z nim porozmawiać.
- W jakiej sprawie? Pani godno…?
Adela kątem oka zauważyła podchodzącą do nich postać mężczyzny.
- Panna Havel? - przerwał brunetce. - Właśnie skończyłem pracę i już miałem iść do domu… - posłał nieśmiały uśmiech.
- Zechciałbyś się ze mną przejść? - zapytała, po czym odwróciła się z powrotem do recepcjonistki. - Już nieważne, proszę się niczym nie kłopotać.
Brunetka pokręciła głową i wróciła do układania Pasjansa.

Adela wzięła Vaclava za ramię i skierowała ich w stronę drzwi wyjściowych.
- Zastanawiało mnie… - zawiesiła głos. - Czy ostatnio w Pilznie doszło do jakiegoś morderstwa…?
- Owszem, coś konkretnego chcesz wiedzieć? - powiedział, kiedy wyszli na zewnątrz - Oczywiście ta rozmowa pozostanie między nami. - upewnił się.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo dyskrecja jest w moim interesie… Zidentyfikowaliście może tożsamość zabitego…?
- Jakiś zagraniczny facet, przynajmniej tak wynikało z dokumentów. Niemiec, Austryjak.
- To w końcu Niemiec czy Austryjak?
- Jak zgadniesz czy Schenker to Niemiec czy Austryjak z karty klubu bilardowego to jesteś niezła. Poza tą kartą gość nic nie miał przy sobie, a karta poza nazwiskiem i nazwą klubu też nic nie miała...
Adeli nie podobał się ton głosu śmiertelnika. Niedługo może pokaże mu gdzie jego miejsce...
- Myślałam... - zaczęła powoli. - Że może miał przy sobie dowód osobisty lub prawo jazdy... W ogóle, jak się dowiedzieliście o zbrodni? Zadzwonił do was jakiś przypadkowy przerażony przechodzień?
- Kierowca nocnego autobusu zawiadomił numer alarmowy, że koło parku leży jakiś pijak na chodniku.
- Rozumiem, że nie znaleźliście żadnych świadków?
- Żadnych. To dość odludna okolica. Jedynie ten kierowca autobusu, ale to żaden świadek...
- Morderca zostawił jakieś ślady?
- Nie, zresztą wygląda na to, że zwłoki tam podrzucono.
- Skontaktowaliście się może z ambasadą lub z czymkolwiek, z czym się w takich sytuacjach kontaktujecie?
- Nie ma podstaw. Niby mamy zapytać ambasadę niemiecką o to czy mają obywatela o nazwisku prawdopodobnie Schenker, który wygląda tak jak denat na zdjęciu? To może w ogóle nie być jego karta. Poszukiwany przez Interpol facet nie jest. Nie ma żadnego punktu zaczepienia. Po prostu kolejne nierozwikłane morderstwo, pewnie jakieś porachunki mafijne...
- Tak, to ma sens... Jak w ogóle morderca zabił tego, powiedzmy, Schenkera?
- To właśnie jest ciekawe, bo zwłoki podrzucono do parku, aby były na widoku... Ten pieprzony monitoring znów nie działał i tyle by z tego było. Jak dokładnie zabił to musi określić patolog, ale wygląda na to, że gościa rozerwali czymś... pewnie autem.
- Autem...? Dość... oryginalnie. - mężczyzna tylko skrzywił się na te słowa. - Czyli właściwie nic tak naprawdę nie wiecie, skoro jeszcze nie było sekcji. Czy jest jeszcze może coś, cokolwiek, co wiesz na temat tego morderstwa?
- Poza tym, że nikt nie wie co z tym zrobić i są naciski, żeby niezbyt ochoczo zajmować się sprawą? To nic. Pewnie ci co mieli dostać wiadomość ją dostali i mam nadzieję, że obejdzie się bez kolejnej wolny gangów i znajdowania części ciała...
- …w okolicznych ogródkach i śmietnikach. Tak, rozumiem. Po prostu kolejne mafijne morderstwo… - Adela skinęła głową. - Dziękuję za wszystko. Wiem, że nie powinieneś mi o tym mówić.

Adela zadowolona, że Kolar nie pyta jej się dlaczego go wypytuje o morderstwo, spojrzała na zegarek, po czym uznała, że czas najwyższy zakończyć tą rozmowę, jeśli chce na czas dojechać do szpitala i wziąć udział w sekcji zwłok. Pożegnała się z Vaclavem i szybkim krokiem ruszyła w stronę samochodu.
 
Ombrose jest offline  
Stary 15-10-2011, 19:44   #13
 
Aronix's Avatar
 
Reputacja: 1 Aronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputację
Aljur bardzo długo przysłuchiwał się rozmowie Spokrewnionych. Nie miał jakiegoś szczególnego spojrzenia na tą sprawę. Nie miał setek pomysłów na rozwiązanie tej zagadki. Widział, że mają je inni i cieszył się z tego powodu. Miał nadzieję, że dzięki temu szybko uporają się z problemem, a on będzie mógł zająć się bardziej istotnymi rzeczami. Był nowy w tym towarzystwie, więc nie bardzo uśmiechało mu się granie głównej roli. Nie chciał, też od razu ukazać swoich umiejętności, oraz zaangażowania w sprawę. Odwrócił głowę i spojrzał na nowo przybyłego. Nie znał go
- Cóż, w skrócie, w mieście popełniono zbrodnię. Książę zlecił nam zbadać i rozwiązać sprawę. - Zaczął spokojnym głosem
- Nagranie zostało uwiecznione na DVD- wskazał ręką odtwarzacz
- zebrani tu uznali, iż jest to osoba z zdolnościami nadludzkimi. Generalnie stanęło na tym, że będą badać ciało zamordowanego, dlatego cześć już wyszła. - Wytłumaczył z wyraźną nutą znudzenia i lekceważenia tej sprawy w głosie. Teraz wzrok przeniósł na Lucjusza
- Kogo masz na myśli mówiąc o marginesie społecznym?- zapytał grzecznie, lekko się uśmiechając.
- Doliniarze, prostytutki, włamywacze, młodociane gangi, dealerzy, ćpuni, paserzy, bukmacherzy, handlarze informacją, wszystko to co spływa z obrzeży cywilizacji i osiada w rynsztoku - ton głosu Lucjusza pozostawał uprzejmy i spokojny
- Ci, którzy żyją poza nawiasem społeczeństwa, lub tuż na jego granicy, ci, którzy wiedzą że prawo nie stanie po ich stronie i sami muszą zadbać o siebie - są dużo bardziej czujni niż ci, którzy grzeją się w ciepełku przywilejów i bezpieczeństwa. Nie zdziwiłbym się gdyby półświatek wiedział co nieco o naszym zabójcy. - Lucjusz westchnął lekko
- Niestety poza tą radą w owej kwestii niewiele będę mógł pomóc. Moje doświadczenie ogranicza się do kłamców, złodziei, stręczycieli i zawodowych skurwysynów nieco innej klasy. - Błysnął zębami w drapieżnym uśmiechu.
Aljur uśmiechnął się lekko.
-Zajmę się tym, przy okazji postaram się aby co gorliwsi z ludzkich władz nie wchodzili nam w drogę.- Powiedział wstając z fotela
-Oczywiście nic nie obiecuje, ale myślę, że damy rade.- Dodał wodząc wzrokiem po pomieszczeniu. Zamilkł na moment
- Jeszcze jedno pytanie... ponieważ prowadziliście rozmaite dywagacje, a ja bym chciał usłyszeć konkret.- Zaczął swoim spokojnym i stonowanym głosem
- Pracujemy razem jako grupa, czy osobno?- Pozwolił aby pytanie odpowiednio wybrzmiało i zaczął wodzić wzrokiem po zebranych oczekując odpowiedzi.

Gangrel słysząc odpowiedź przyjrzał się lepiej obecnym. Nie często bywał w mieście, lecz jako tako ich kojarzył. Głównie z widzenia, ale także z tego co mówił mu o nich Honza. Ventrue, Nosferatu, jeden którego nie znał, a jeszcze wcześniej z pomieszczenia wyszedł Torreador i Tremere. Świetna drużyna. Nie zaufałby im nawet gdyby od tego zależało jego życie. Pewnie każdy będzie szukał okazji by zdobyć przewagę nad innymi i wkupić się w łaski księcia. Nie lubił takich pajaców. Właściwie to mało kogo lubił.
- To zależy od was, mi to jest zupełnie obojętne - odparł na pytanie. Z jednej strony nie miał ochoty z nimi pracować, z wiadomych względów, lecz sprawę trzeba było jakoś rozwiązać. Maskaradę trzeba było utrzymać, choćby dla świętego spokoju.
- Mógłby ktoś jeszcze raz puścić film?

Jan po raz kolejny odtworzył nagranie i przypatrywał mu się przez chwilę, później przeniósł swój chwilowo nie obecny wzrok na Aljura: - Myślę że działamy grupą, ale wiele w niej indywiduów. A co do sekcji może Panna Adela poasystuje będzie to druga niezależna osoba znająca się na medycynie. “Oj muszę porozmawiać z Vasilim
- Co do spraw bydła to to spróbuję się czegoś dowiedzieć chyba że Hans ma informacje czy Książę się tym zajął by sprawy nie nagłaśniać bo minęły już 2 dni od tego wydarzenia. A prasa i Telewizja milczy. Wymownie spojrzał na Hansa. Ghoul księcia jednak nie podjął tematu, więc Jan skierował się po wizytówkę by spisać telefon. Następnie położył swoją obok pierwszej.
- Proponuje wymienić się jednak numerami by posiadać jakiś kontakt między nami skoro zamierzamy działać jako grupa. Odszedł od stolika w kierunku Hansa: - Potrzebuję 2 lufy do Walltera P99QA kilka magazynków amunicja lepiej HP, albo JHP. Podchodząc do reszty powiedział:
- Jeśli ktoś potrzebuje pomocy przy dobraniu sprzętu to mogę pomóc ewentualnie szybko przeszkolić by taka osoba nie zrobiła krzywdy nam. Podchodząc do DVD odtworzył jeszcze raz nagranie w zwolnionym tempie.
- Będę jechał na miejsce wydarzenia mogę kogoś zabrać jak potrzebuje transportu.

Aljur podszedł do stolika i położył na nim kilka swoich wizytówek. Były one zwyczajne (w tej kwestii wampir nie lubił przesadzać), sztywne, z czarnym, nieco połyskującym numerem telefonu do niego
-Mój kontakt.- Powiedział i zerknął na zebranych
-Wystarczy dla każdego, ja osobiście nie odbieram telefonu robi to za mnie mój sekretarz Radko. Można mu spokojnie zaufać, otrzymane informacje na pewno bezzwłocznie przekaże mi.- Powiedział nie zastanawiając się czy ktoś go słucha, czy nie. Następnie stanął obok Jana i zerknął na Hansa
- Więc i ja poproszę o broń. Pistolet Five-seveN najlepiej w wersji Tactical, oczywiście z całym wyposażeniem oraz wbudowaną latarką.- Przerzucił wzrok na Jana
-Dziękuję pojadę sam.- powiedział grzecznie.
-Tak więc chciałbym już zacząć zbierać informacje, dostanę jeszcze jakieś telefony czy mogę odchodzić?- zapytał wracając do stolika po czym spisał sobie do notesu numery Jana i Lucjusza i popatrzył pytająco na resztę.
- Oczywiście. Gdzie dostarczyć pistolet? - zapytał Hans jednocześnie ponownie notując coś w swoim niewielkim notesiku.
Aljur wyrwał kartkę ze swojego notesu i zanotował na niej swój adres. Podszedł do Hansa -Tutaj jest adres na który prosiłbym dostarczyć broń.- Powiedział wręczając mu kartkę.
- Odbierze ją za mnie mój sekretarz- Dodał wpatrując się w niego uważnie.
Hans spojrzał przelotnie na kartkę, przepisał coś do swojego notesika i najwyraźniej zamierzał oddać kartkę właścicielowi.
-Należy do pana.- Odpowiedział teatralnie uprzejmym i grzecznym głosem obdarzając Hansa serdecznym uśmiechem oraz cofając rękę. Już miał wychodzić gdy nagle go coś tknęło i odwrócił się
- Skoro nie mamy szefa, który by zarządzał cała tą operacją, to musimy umówić się na spotkanie- Powiedział patrząc na wampiry w pomieszczeniu
-Może jutro mniej więcej o tej porze?- Zapytał wpatrując się uważnie w każdego, swojego nowego “współpracownika”, po kolei.
Tymczasem Samuel z zaaferowaniem przyglądał się nagraniu. Z jednej strony nigdy nie nauczył się posługiwać nowoczesną technologią (bo niby po co mu to?), jednak filmy miały w sobie pewną magię. Nawet te w marnej jakości, jak ten. Po obejrzeniu nagrania doszedł do podobnego wniosku co reszta - musiała być to istota nadnaturalna. Biorąc pod uwagę to z jaką łatwością oderwał od ciała ofiary rękę i głowę oraz wbił jej dłoń w klatkę piersiową Samuel wywnioskował, iż tajemniczy napastnik musiał być niebywale silny... lub mieć pazury. Nie sądził by wilkołaki mogły zrobić coś takiego... może więc jakiś Gangrel? Posiadali przecież jakże przydatną dyscyplinę transformacji która pozwalała zamienić dłonie w ostre pazury. Ale po co jego pobratymiec miałby mordować przypadkowego przechodnia?
- To nie ma sensu. Chyba, że to sprawka Sabatu... Innej opcji nie widzę. Szczerze mówiąc, jeśli zamierzacie zabić spokrewnionego to nie sądzę byście zdołali to zrobić zwykłą spluwą... Chyba że będzie to rewolwer na amunicję “magnum”. Ale to wasza sprawa. - Rzekł z uśmiechem na ustach. “Amatorzy” - pomyślał. A jeśli chodzi o przywództwo... Na razie pozostańmy “wspólnikami”. - Nie zamierzał słuchać poleceń jakiegoś pajaca. Wystarczy mu, że “słucha się” księcia.

- Nie chciałbym ponownie sprawiać wrażenia, że pcham się do podejmowania decyzji - w tym miejscu Lucjusz rzucił dyskretne spojrzenie na drzwi, w których zniknął Shacklebot
- ale praca osobno może prowadzić do niezdrowej rywalizacji... Jeżeli chodzi o kwestię wyłonienia lidera... - powiódł porozumiewawczym spojrzeniem po wszystkich obecnych
- Myślę że w miarę postępu sprawy wyłoni się on samoistnie - Zawiesił głos i parsknął śmiechem, autentycznie rozbawiony
- Bo oczywiste jest że nie będziemy się bawić w żadne głosowania czy inne żałosne, parademokratyczne zabawy - pokręcił głową ewidentnie rozbawiony tym pomysłem. Po kilku chwilach milczenia zerknął na zegarek, wstał i lekko skłonił głowę w geście pożegnania
- Wydaje mi się, że moja rola w tym zebraniu dobiegła końca. Ruszam załatwić swoje sprawy a zwłoki, zgodnie z obietnicą, będą znajdować się w szpitalnej kaplicy za, w tym momencie, nieco ponad półtorej godziny. W razie kłopotów, najprawdopodobniej większą cześć nocy spędzę w Lodówce - zawahał się uświadamiając sobie, że zebrani mogą nie wiedzieć, że tak personel kostnicy nazywa swoje miejsce pracy
- To znaczy w piwnicach szpitala, w kostnicy. Udanych łowów - Lucjusz ruszył do wyjścia, zatrzymując się w drzwiach na kilka sekund potrzebnych by rzucić
- Państwa dane kontaktowe posiadam, za wyjątkiem pana Samuela. Gdyby zechciał pan zadzwonić do mnie ze swojego telefonu - wskazał dłonią w kierunku stolika, na którym leżała m.in. jego wizytówka - lub wysłać SMSa, byłbym zobowiązany - z tymi słowami zniknął w głębi Elizjum.

Po kolejnym obejrzeniu filmu Jan wyszedł jakby z trasu oglądania:
- Co do lidera to nie interesuje mnie kto tylko czy będzie umiał temu sprostać, bo na niego też spadną konsekwencje porażki jeśli takowa miała by mieć miejsce. “W co wątpię ale.” - pomyślał, po czym dodał
-Mam jeszcze coś do załatwienia więc jeśli nie ma chętnych by zabrać się ze mną to do zobaczenia jutro bądź też na miejscu zajścia, dorzucił jeszcze kilka wizytówek i podchodząc do Hansa powiedział mu gdzie dostarczyć potrzebny sprzęt.
Aljur wzruszył ramionami
- Czyli do zobaczenia. Mój kontakt leży na stole, co do miejsca pobytu to nie wiem na chwilę obecną gdzie zaprowadzi mnie rozwój wypadków... - Rzucił w głąb pomieszczenia. Przyjrzał się jeszcze raz nagraniu aby zapamiętać jak najdokładniej napastnika, po czym skinął grzecznie głową, odwrócił się i żegnając także się z Hansem opuścił pomieszczenie, kierując się spokojnym krokiem do swojego samochodu.
“Dzikus” podszedł do stolika i zabrał po jednym egzemplarzu każdej z wizytówek.
- Ja chętnie zbadam miejsce zbrodni. Może zauważę coś ciekawego... Równie chętnie podjadę samochodem - rzucił do Nosferatu. Czemu by nie skorzystać z darmowej podwózki? I tak miał odwiedzić tamto miejsce.
- Jadę jeszcze do domu się przebrać więc jak chcesz się jeszcze napić to cię podrzucę tam gdzie chcesz albo możesz jechać ze mną
- Pojadę z tobą. - odparł Gangrel.
Po chwili wszyscy z wyjątkiem Hansa opuścili pomieszczenie.

***



Wsiadając do samochodu miał w głowie już gotowy plan, niestety zależny od czynnika losowego. Odpalił silnik, ale zamiast ruszyć do domu wybrał drogę do centrum. Zaparkował na parkingu i wszedł na rynek. Zaczął się rozglądać. Po prawej na ławce siedziała grupa młodych, zakapturzonych chłopaków. Wybrał jedną z uliczek odchodzących z rynku i szybkim krokiem udał się w jej kierunku.

Przez jakieś dziesięć minut błądził po uliczkach, szukając charakterystycznego samochodu, bądź człowieka. W końcu trafił. Przed sobą zobaczył stojący radiowóz a obok niego dwóch policjantów spisujących jakiegoś chłopaka. Gdy wyrostek, łypiąc na gliniarzy odchodził, Aljur śmiałym krokiem zbliżył się do radiowozu
-Dobry wieczór.- powiedział skinając grzecznie głową. Policjantów najwyraźniej zatkało, więc Aljur kontynuował
-Panowie widzę na patrolu, a pogoda taka nieciekawa. Zapraszam na kawę. Ja stawiam- powiedział z szerokim uśmiechem
-No...ale, nam nie wolno...- zaczął niepewnie jeden z nich.
-Ale panowie, jestem znajomym przewodniczącego rady miasta. I czuję potrzebę ulżyć wam w waszej ciężkiej pracy. Zapraszam.- mówił Aljur praktycznie zaciągając policjantów do kawiarni obok.
Usiedli i zamówili po kawie
-Nazywam się Vladimir Hanczo – zaczął Aljur siedząc naprzeciw policjantów.
-Hanczo? Doradca prezydenta? Polityk?- zapytał niepewnie ten po prawej. Wampira zaskoczyło, że gliniarz ma taką wiedzę.
-Zna mnie pan?- zapytał wpatrując się w niego
-To znaczy...- zaczął wyjaśnienia policjant – Moja córka studiuje politologię. I bardzo interesuje się współczesną polityką, no i często o panu wspominała.- powiedział z nutka dumy z dziecka, w głosie
– Oczywiście w samych superlatywach.- dodał pośpiesznie obawiając się, aby nie obrazić swego rozmówcy. Aljur uśmiechnął się. Ten fakt jeszcze bardziej ułatwił mu zadanie
-Rozumie, proszę pozdrowić córkę. Obecnie przebywam na urlopie, więc gdyby chciała, mogę udzielić jej jakichś korepetycji.- powiedział łaskawym tonem
-Oh na prawdę? to cudownie!- prawie odkrzyknął policjant.

Rozmowa zaczęła się kleić. Po chwili Aljur dowiedział się, że ten bardziej wygadany policjant to Martin, a ten drugi to Pavel. Zaczęli rozprawiać o polityce, poglądach politycznych, sytuacji w kraju i wielu innych rzeczach. W końcu, gdy wampir uznał, że już wystarczająco zjednał sobie rozmówców, postanowił przejść do sedna sprawy.
-Widzę panowie, że na prawdę równi z was goście. Więc przyznam się wam, iż jestem wplątany w pewną niewygodną sprawę i potrzebuję waszej pomocy.- zaczął ukrawając nieco zawstydzonego
-Proszę powiedzieć jak możemy pomóc.- powiedział Martin wpatrując się w Aljura
-Cóż, powiedzmy, że mam, jeszcze ze starych czasów, znajomego. Obawiam się, że wplątał się w coś nieciekawego. Namierzyłem go tu w Pilznie, niestety zmienił swoje dane personalne. I tu moja prośba do was, czy moglibyście zerknąć do kartotek policyjnych i spróbować znaleźć człowieka podobnego do mojego przyjaciela?- zapytał wpatrując się w gliniarzy, ci popatrzyli po sobie
-Cóż, to w sumie niedozwolone....ale przecież dla znajomego prezydenta chyba można zrobić wyjątek...- zapytał Martin Pavla, ten tylko kiwnął głową na znak, że się zgadza.
-No to zapraszamy do radiowozu.- powiedział Martin po czym wstał i skierował się wraz ze swym kompanem do wyjścia. Aljur pozostawił zapłatę na stoliku i wyszedł razem z nimi.

Usadowił się na tylnym siedzeniu. Policjanci wyciągnęli laptopa i po chwili na monitorze ukazała się kartoteka policyjna. Aljur podał cechy napastnika z filmu. System wybrał 43 osoby podobne temu rysopisowi. Następnie odrzucono tych, którzy na pewno nie mogli by przebywać na wolności podczas popełnienia morderstwa(wpływ Aljura na policjantów zapobiegł jakimś dociekliwym pytaniom). Zostało czterech. Dwójka z nich przybyła do Pilzna niedawno. Aljur spisał sobie ich namiary, podziękował policjantom i wyszedł z radiowozu, kierując się do swojego auta.

Po jakichś 15 minutach pukał do domu Radka. Ten otworzył mu zaspany
-A to pan, przyszła paczka niedawno. Tak myślałem, że zgłosi się pan po nią jeszcze dziś.- powiedział wpuszczając wampira do środka. Aljur rozpakował paczkę stojącą na stole w kuchni. Wyjął z niej pistolet, naładował dwa magazynki, po czym schował go do garnituru. Wiedział, że jeśli spotka tą istotę z filmu to nie przyda mu się on na wiele. Jednak zdawał sobie sprawę z tego, iż spotka ludzi, którzy mogą okazać się problematyczni i jeśli o nich chodzi to pistolet mógłby bardzo skutecznie ich uspokoić, bądź uciszyć.
-Biorę twoje auto.- rzucił do swego sekretarza
-Spokojnie pokrywam wszystkie koszy naprawy, łącznie z kupnem nowego pojazdu.- dodał zanim Radko zdążył zaprotestować. Bez słowa wziął jego kluczyki i po chwili wyjeżdżał z garażu srebrną Skodą Fabią. Uznał, że podczas "odwiedzin" podejrzanych, może się coś stać jego samochodowi i było mu go po prostu szkoda. Wyjechał na ulicę i skierował się na przedmieścia. Postanowił najpierw złożyć wizytę dwóm, nowo przybyłym podejrzanym.
 

Ostatnio edytowane przez Aronix : 17-10-2011 o 08:18.
Aronix jest offline  
Stary 15-10-2011, 22:16   #14
DrD
 
DrD's Avatar
 
Reputacja: 1 DrD nie jest za bardzo znany
Opuściwszy salę, w której odbywała się narada Lucjusz pospiesznie udał się do samochodu. Mijając Miroslava posłał mu uprzejmy, choć zmęczony uśmiech - Zapowiada się ciężka noc, mój drogi. Odradzałbym też samotne włóczenie się nocą po mieście - zdążył przekazać nim opuścił budynek Elizjum. Miroslav patrząc za odchodzącym wampirem przygryzł lekko wargę powstrzymując się od komentarza

*****

Lucjusz uwielbiał swojego Mercedesa E350. Prowadził się jak marzenie nawet w czasie paskudnej pogody. A co dopiero w tak przyjemną noc. Spokrewniony pozwolił sobie na uśmiech zadowolenia korzystając z pierwszej przyjemności jaką dostarczyła ta noc. Po chwili jednak obowiązki przeważyły nad relaksem. Wkładając słuchawkę bluetooth do ucha zastanawiał się, czy aby na pewno chce się pakować w całe to przedsięwzięcie. Nie mógł od tak zignorować książęcych poleceń, jakkolwiek zaowalonych. Z drugiej strony praca w tak dużej grupie składającej się z zatwardziałych indywidualistów zupełnie mu się nie uśmiechała. Jakkolwiek negocjacje zawsze sprawiały mu wielką przyjemność, to jednak w tym wypadku boleśnie odczuwał brak większych haków na “partnerów”. W tym momencie zaczął naprawdę żałować, że nie udzielał się więcej w socjalnym życiu miejscowej Rodziny. Czegóż jednak się nie robi dla higieny zdrowia psychicznego... Krzywiąc się niemiłosiernie rzucił w powietrze - Dzwoń: Czarny - zaczął nerwowo bębnić palcami po kierownicy i bezgłośnie przeklinać najwyraźniej pijaną parkę, która postanowiła tańczyć na środku jezdni... w chwilach takich jak ta jego myśli wyjątkowo intensywnie obracały się wokół zawartości bagażnika... Ocknął się słysząc w słuchawce:
- Lester słucham. - głos zdecydowanie nie należał do Szeryfa, a do jego przybocznego, co było zaskakujące.
- Dobry wieczór, Lucjusz Blane Dunsirn z tej strony. Czy mógłbym rozmawiać z Czarnym? Dzwonię w sprawie, która z pewnością mogłaby go zainteresować - Odparł uprzejmym aczkolwiek nieco zaskoczonym tonem.
- Jeżeli rozmowę przełączyło do mnie to znaczy, że numer Czarnego jest wyłączony - gdzieś w tle słychać było klubową muzykę - więc chwilowo rozmowa będzie niemożliwa. Coś przekazać? - Zapytał tonem wyraźnie sugerującym “nie, dziękuję”.
- Nie, dziękuję - odpowiedział Lucjusz krzywiąc się niemiłosiernie. Wobec tego trzeba będzie skorzystać z mniej komfortowego rozwiązania... - Dobrej nocy - rzucił w słuchawkę tuż przed zakończeniem połączenia.

Po kilku minutach jazdy w całkowitym milczeniu zaparkował samochód na strzeżonym parkingu położonym kilkadziesiąt metrów od szpitala. Niestety dyrekcja “nie była w stanie znaleźć funduszy na kolejny etat ochroniarza, który miałby pilnować strzeżonego szpitala”. Lucjusz normalnie wziąłby do pracy swoją nie rzucającą się w oczy Skodę, ale przyjechał prosto z Elizjum. Wysiadając nieomal zapomniał o zabezpieczeniu, które zostawił w aucie na czas wizyty w Elizjum. Szybko ściągnął marynarkę, otworzył schowek samochodowy i zamocował kaburę pod ramieniem. Sprawdziwszy broń ubrał i poprawił marynarkę tak, aby kabura była niewidoczna dla niewprawnego oka. Lucjusz nie był zadowolony, nie lubił odwoływania się do fizycznej przemocy. Cóż jednak poradzić, gdy po mieście krąży najprawdopodobniej nadnaturalny zabójca wampirów, mogący w dodatku posiadać odporność na próby Dominacji. Lucjusz i tak mógł uważać się w tej sytuacji za szczęśliwca, nie musząc polegać na cudzej łasce i cudzym wyposażeniu. Przeszedł na tył auta i wyciągnął z bagażnika niepozorną torbę. Zarzuciwszy ją na ramię ruszył w stronę wyjścia z parkingu - i dalej szpitala. Skrzywił się niemiłosiernie widząc przysypiającego, półprzytomnego ochroniarza w średnim wieku. Przechodząc obok jego budki zastukał kluczykami w szybę i na ułamek sekundy wykrzywił twarz w upiornej masce, ukazując kły i wydając z siebie mrożący krew w żyłach syk. Wszystko trwało może sekundę i nim ochroniarz zdołał w jakikolwiek sposób zareagować, na zupełnie normalnej twarzy Lucjusza malowała się irytacja. Zastukawszy ponownie, by skupić na sobie uwagę grubaska siedzącego w budce odezwał się z wyraźnie słyszalną pretensją w głosie
- Panie, co pan sobie drzemki tu urządzasz?! Płacą panu za pilnowanie aut, a nie senne popierydwanie w stołek. - Wykrzywił się z dezaprobatą - Rusz pan dupę i rób pan swoją pracę. - Kręcąc głową na odchodne rzucił jeszcze, bardziej do siebie niż do zdębiałego, niepewnego co właściwie się stało ochroniarza - Zero szacunku dla pracy... dzisiejsza młodzież!

*****

Noc była niesamowita, Lucjusz wcześniej w Elizjum mówiąc, że jest idealna na śmierć, nie żartował. Dokładnie w taką noc, wiele lat temu umarł po raz pierwszy. Wieczorem zjadł swój ostatni, jak wówczas myślał, posiłek, rozkoszując się każdym kęsem. Dokładnie ogolony i odpowiednio ostrzyżony przez balwierza starej szkoły obserwował ostatni w swym życiu zachód słońca stojąc na balkonie, wychodzącym na typowo angielski, to jest niesamowicie zapuszczony, ogród. Czekał tak długie godziny nim poczuł za sobą obecność swego przyszłego Ojca. Ah, nieomal dostawał dreszczy na wspomnienie tamtego wieczoru. Czas jednak powrócić do teraźniejszości i trywialnych zadań, jakie przed nim stały. Musiał zająć się zwłokami, zanim niedorobieni magowie od siedmiu boleści “rozkoszne powiedzenie, “od siedmiu boleści”, dokładnie tyle ile jest klanów Camarilli - zabawny zbieg okoliczności, prawda Skarby?” dyletancko pokawałkują mu zwłoki zacierając wszelkie ślady. Sam pomysł, że obcy wampir wpieprzałby się na to, co uznawał za swoje terytorium wzbudzał w nim palącą wściekłość. To, że jeszcze miałby się tam rządzić doprowadzało Lucjusza do granic Szału. Musiał działać szybko - zrobić to co zrobić należy i wtedy dopiero oddać denata dzieciom do zabawy. Lucjusz szczerze powątpiewał, że ktokolwiek z tej tymczasowej koterii nadawał się do tego konkretnie zadania lepiej niż on. Aczkolwiek zarówno życie jak i nieżycie już kilkukrotnie nieźle go zaskoczyło.
Lucjusz skierował się do wschodniego wejścia migając identyfikatorem przed wbudowanym w ścianę czytnikiem. Nigdy nie lubił tłuc się przez cały szpital wchodząc głównym wejściem, wolał korzystać z tego bocznego, którym dostarczano i odbierano zwłoki. Szerokie drzwi rozsunęły się automatycznie. Chwilę potem biegł po schodach przeciwpożarowych. Winda miała tendencje do częstych awarii i utykania między piętrami. Lucjusz się spieszył, i nie miał najmniejszego zamiaru ponawiać przykrego doświadczenia sprzed niecałych pięciu miesięcy, gdy utknął w windzie ze swoim niedorobionym szefem. A propos, czekała go rozmowa dużo bardziej obciążająca psychicznie niż niedawna dyskusja ze zbyt wiele mniemającymi o sobie wampirami. Zamknął oczy na kilka sekund i zamienił zbolały, poirytowany wyraz twarzy w maskę wyrażającą uprzejmość i życzliwość. Pchnął drzwi wchodząc do Lodówki.

*****


Zastał widok co najmniej nietypowy. Na ruchomej leżance, którą zwykle podróżują kawałki mięsa pretendujące niegdyś do przedstawicieli inteligentnego życia, leżała dziewczyna. Młody wygląd, bladość twarzy, połączona z perlistym potem na czole i zawiniątkiem z ubrań unoszącym jej, dość zgrabne nawet, nogi powyżej poziomu głowy były wystarczające do postawienia diagnozy - studentka, która zasłabła na praktykach. Zanim Lucjusz zdążył się zdziwić, czemu zostawiono ją bez opieki od strony toalet dobiegł go odgłos wymiotowania i następująca po nim fala śmiechu. No tak, studenci jak karaluchy - znajdziesz jednego i możesz mieć pewność że gdzieś kręci się całe stado. Dziewczyna usłyszała kroki Lucjusza i zwróciła ku niemu twarz uśmiechając się lekko. “No proszę, dobrze że nie ma tu Adeli. Jak nic wpadłaby w ten ichni trans”. Na szczęście Lucjusz Toreadorem nie był i kiedy chciał, mógł mieć piękno w dupie. Nawet tak spektakularne jak to, które prezentowała sobą dziewczyna. Skłonił lekko głowę w stronę studentki i ruszył do szatni. Szybko przebrał się, po chwili zastanowienia postanawiając zatrzymać broń.

Po kilku minutach do szatni wpadł czerwony ze złości Bedrich, nazywany czasem Naczelnym Lodziarzem. Przekonany, że przebywa w szatni sam wyciągnął z kieszeni piersiówkę i pociągną spory łyk. Lucjusz słysząc gulgotanie pokręcił głową i dość głośno trzasną drzwiami od swojej szafki. Odgłos krztuszenia się i desperackie próby złapania powietrza przez znienawidzonego człowieka sprawiły mu ogromną satysfakcję.
- Halo? Ktoś tu jest? - Zapytał Bedrich odzyskawszy w końcu oddech
- Tak profesorze Popletko “Ty jebany skurwysynu”, to ja, Dunsirn - Nastąpiło dokładnie to, czego się spodziewał
- Lucjusz! Nie masz pojęcia jak się cieszę, że Cię widzę! - uścisk miękkiej, ciepłej dłoni napawał wampira obrzydzeniem. Przemiany cywilizacyjne i zmiana trybu życia na siedzący zbierały swoje żniwo w postaci rosnącej otyłości czechów. Lucjusz nie był w stanie zrozumieć jak przedstawiciele myślącego rzekomo gatunku mogą się w taki sposób zaniedbywać
- Aj, musi być zimno na dworze. Napij się kawy przed pracą - Bedrich uśmiechnął się serdecznie - Lucjusz w tym czasie wyobrażał sobie rozmówcę wiszącego na hakach wbitych w pięty i bezlitośnie traktowanego prądem po genitaliach - A właśnie, co tu w ogóle robisz? Dzwoniłeś przecież, że źle się czujesz, no i dalej strasznie blado wyglądasz - Lucjusz pokiwał głową i odpowiedział
- owszem Bedrich “ty sterto gnijącego, małpiego gnoju” ale okazało się że solidna kolacja i podwójna dawka aspiryny postawiły mnie na nogi. A zbladłem na widok cyrku jaki odstawia nasza urocza młodzież - Na te słowa Bedrich przybrał zbolały wyraz twarzy
- Taak, właśnie w tej sprawie Cię potrzebowałem - “O nie”, pomyślał Lucjusz, “chyba czerwie do reszty wyżarły ci zawartość tej tłustej czaszki jeżeli myślisz, że będę się użerał z praktykantami” - Mam Mięso, które miałem zrobić sam, ale przez tych tam praktykantów odkładam już drugi dzień. Widzisz, dałem się wrobić w prowadzenie zajęć na uczelni to teraz mam... - Bedrich ciężko westchnął - W zasadzie sam powinienem się tym zająć, ale skoro nie mogę, to zlecę to swojemu najlepszemu pracownikowi. Mięsko leży w trójce, załatw to jeszcze dzisiaj. Potrzebuję mieć wyniki i raport na wczoraj - ewidentnie zakończywszy ten temat Bedrich uniósł wzrok na drzwi, za którymi czekało go piekiełko. Pokręcił ze smutkiem głową, nie zdając sobie sprawy że blokuje Lucjuszowi drogę - Przysłali mi tu trzech idiotów, którzy nie mam pojęcia w jaki sposób, dostali się na drugi rok medycyny. Tylko ta dziewczyna, Aneżka, rokuje jakiekolwiek nadzieje. - Lucjusz zrobił powątpiewającą minę i w ramach komentarza sparodiował filmową niewiastę omdlewającą pod wpływem silniejszej emocji. Bedrich machnął na to ręką - Nie zemdlała przy sekcji, jeden z tych głąbów zemdlał, wpadł na nią i popchnął ją na ścianę tak że solidnie wyrżnęła głową tracąc na chwilę przytomność. Zaraz ktoś przyjdzie zabrać ją na tomografię, tak na wszelki wypadek, ale wydaje się że nic jej nie jest. W każdym razie, jak to mówią, rodacy do pracy - Wyszczerzył się idiotycznie a Lucjusza naszła ochota by wsadzić mu w ten obrzydliwy jamochłon rękę aż po łokieć, i jednym szybkim ruchem wyrwać mu żołądek przez gardło. Bedrich klepnął Lucjusza lekko w ramię i wyszedł z szatni. Lucjusz zaś, patrząc za nim nienawistnym wzrokiem poprawił ubranie “Brakuje jeszcze tylko jednego” zdążył pomyśleć nim Popletko zagwizdał kretyńską melodyjkę, która jak mówił, zawsze poprawiała mu humor “Dość tego. Po prostu zastrzelę go na miejscu.” Na szczęście nim Lucjusz zdołał zrealizować swój plan, obiekt jego nienawiści opuścił szatnię. Lucjusz policzył do dziesięciu, złapał torbę i ruszył do chłodni, skąd wyciągnął szaszłyk numer trzy, który okazał się być... trupem zarejestrowanym na kamerach monitoringu. Po kilku sekundach osłupienia Lucjusz musiał zmobilizować całą dostępną mu siłę woli by nie wybuchnąć maniakalnym śmiechem. Z kamienną twarzą załadował denata na leżankę i wyjechał z nim do sali sekcyjnej. Wcześniej jednak wszedł do niej przyklejony plecami do ściany i trzymając się poza zasięgiem widzenia jedynej w pomieszczeniu kamery podkradł się do niej od dołu. Wystarczyło wyciągnąć lekko obluzowany kabelek aby ją unieszkodliwić. Takie awarie zdarzały się regularnie, nawet bez niczyjej ingerencji. Dyrekcja jak zwykle zasłaniała się brakiem funduszy potrzebnych na modernizację sprzętu. Lucjusz uśmiechnął się zadowolony wiedząc, że ochrona i tak będzie to miała w dupie. Jak zwykle ograniczą się do wysłania notatki działowi technicznemu, który mając sprawę w jeszcze głębszym poważaniu, nie zrobi nic co najmniej do jutra. W tym akurat przypadku Lucjusz był wdzięczny posocjalistycznej mentalności. Wjechał do sali sekcyjnej ze zwłokami i zaczął przygotowywać się do sekcji. Sprawdził czy mikrofon zawieszony nad stołem działa i reaguje na naciśnięcia pedału umieszczonego na podłodze. Narzędzia, poza niewielką piłą tarczową wydobytą z pobliskiej szafki, zostały wyjęte z torby i umieszczone na ruchomym stoliku wykonanym ze stali nierdzewnej. W tym samym miejscu wylądowały pojemniki na próbki tkanek. Lucjusz uzupełnił strój o lateksowe rękawiczki i gogle, na razie umieszczone na czole. W końcu, całkowicie gotowy, pochylił się nad zmasakrowanym trupem i zaglądając mu w oczy niezwykle intymnym gestem czule pogładził go po ubabranym krwią czole
- Mój Skarbie, jakiż to sekret skrywasz? Czemu leżysz tu martwy i zimny, zamiast cieszyć się swym efemerycznym istnieniem na tym świecie? - Zapytał miękkim i czułym głosem, niczym kochankę - Wybacz mi to co uczynię, ale innej możliwości nie ma - złożył na jego ustach lekki pocałunek i wyprostował się sięgając dłonią w stronę stolika.
 
__________________
I saw what you did there.
DrD jest offline  
Stary 17-10-2011, 09:37   #15
 
Iakovich's Avatar
 
Reputacja: 1 Iakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skałIakovich jest jak klejnot wśród skał
Wyjście z pokoju przyprawiło Jana o dziwny spokój. Nie przepadał za tymi wszystkimi kłótniami dawne nawyki znowu dały znać o sobie. Słuchanie bezsensownych kłótni które do niczego nie prowadzały tylko pokazywały który ma większe ego. Dobrze że miał trochę czasu na posiłek. Może się przydać niewiadomo co nas spotka. Ciekawe co czy tatulek i Pietro odebrali wiadomość Po wejściu do samochodu na w jego komórce widniała nie przeczytana wiadomość. „spotkajmy się u mnie” Wiadomość od Pietra była jak zawsze zwięzła i rzeczowa.
Musiał się przebrać garnitur krępował jego ruchy a mogły się przydać. Czarne ciuchy ochrony mają kilka zalet dużo kieszeni na drobiazgi i człowiek staje się mało widoczny w zaułkach. Do Pietra pojechał w terenówce bo była bardziej na miejscu przy browarniane stare bloki, mało kto tam miał lepsze auto no chyba że miał ciemne interesy. Melina Pietra gdyż domem a nawet mieszkaniem nie można było nazwać tego schronienia. Znajdował się w piwnicy jednego z pracowniczych bloków. Pietro wyglądał jak trzydziesto paro latek choć tak naprawdę miła już grubo po 60-tce. Bujna czupryna bojówki każdy by rzekł wieczny student, tylko oczy zdradzały jego wiek, już nie tak zielone jak kiedyś a iskra nabrała innej barwy innego kierunku.
- Będziesz musiał chwilkę zaczekać-„byle tylko zamną nie szedł nie mam zamiaru szukać kolejnej krujówki dla Pietra” To zajmie tylko chwilkę.

Chwilę później wchodząc do mieszkania

-Cześć Pietro jak żyjesz, Jan wchodząc do pomieszczenia ściągnął maskę i delektował się chwilą powietrza na twarzy która trwałą krótko bo śmierdziało jak zawsze i zobaczył przerażonego i mocno poobijanego przyjaciela. Pietro wygląda jakby dostał wpierdol i to . konstruktywny wpierdol. Cholera jakby go Toreador przemienił to i tak by mnie przypominał Siniak goni siniak i siniakiem pogania nawet jego szybsza regeneracja nie pomogła. Te częściowo zaleczone wcale nie poprawiały jego wyglądu. Widział tylko na jedno oko drugie miał naszłe wielkim siniakiem widać że każdy ruch sprawia mu ból. Każdy szelest powodował nerwowe ruchy. Jan znał Pietra nie nie od dziś nawet nie od kilku miesięcy ale kilkunastu lat służby i wiedział że ten gość niejedno przeszedł i widział tyle krwi co niejeden wampir. A teraz każdy głośniejszy dźwięk powoduje, że nerwowo spogląda to w kierunku okna, to w kierunku wejścia.

-Pietro co jest masz problem, gadaj co się stało.
-Trzy dni temu miałem pewne interesy z ghulem Czarnego, pojechałem na spotkanie jak zawsze trochę wcześniej, po drodze zaczepiło mnie 2 gości. Przynajmniej tak mi się wydaje możliwe że jeden był kobietą bo ubrani byli w wojskową bluzę. Byli kórewnie sprawni całe nasze szkolenie nic nie dało nawet nie wiedziałem kiedy mnie powalili, Chyba mówili coś „racha , rache” czy coś takiego nie jestem pewien dokładnie. Nie pamiętam nawet jak się doczołgałem do domu.
Jan jeszcze podczas rozmowy wybrał numer do swojego ghula i powiedział by natychmiast się zjawił w podanym adresie z furgonetką. Poczym wysłał sms do Samuale „-Miej oczy nawet w dupie”
- Pietro za chwile przyjedzie Glowko zmykaj do Pragi albo zostań u niego. Pakujemy to co potrzebujesz. I jeszcze jedno będę potrzebował byś wywiedział się czy ktoś nie wie co stało się Zborovskiej 231
- Nie wiem co się tam stało, ale na ulicy mówią, że w mieście pojawiła się jakaś piękna kobieta i pyta o różne rzeczy tylko nikt nie chce powiedzieć, albo nie pamięta o co... - gdzieś na zewnątrz trzasnęła klapa od śmietnika, czy może ktoś głośno zamknął drzwi samochodu. Na ten dźwięk mężczyzna błyskawicznie znalazł się w kącie pokoju i skulił jak przerażone dziecko.Jan automatycznie zerknął w tamtym kierunku. Podchodząc do ściany z oknem i zerknął co tam się stało. Nie zauważając niczego podejrzanego spokojnie podszedł do kolegi.
- Spokojnie stary zaczynasz mnie trochę przerażać przeszliśmy przez niejedne piekło razem a ty wyglądasz jakbyś widział własny pogrzeb leżąc w szklanej trumnie.
- Ja... jakby... bo... tak... - na chwilę chowa głowę w rękach po czym głęboko wzdycha, jakby zbierając się w sobie.
- Mam jeszcze jedną sprawę nie wiesz może kto i za ile może załatwić srebrne kule .45
- Lester ma wszystko, ma na już, na zaraz... albo jego szef... Jest jeszcze jeden gość w mieście, ale on załatwia dłużej, nie lubię go... – mówiąc te słowa znowu skulił się w w sobie a jego sylwetka w niczym nie przypominała tej z dawnych lat. - Dzięki za te info.
- Nie ma sprawy...
Jan przez cały czas rozmowy pakował rzeczy od kolegi, a te których Pietro nie chciał lub uważał za zbędne pakował dla siebie. Bardzo zaskoczyło go że kolega niechciał spakować swojej broni, może by powiedzieć że ewidentnie bał się jej. Cholera kto mu tak w głowie namieszał. No ale z drugiej strony mi się przyda dodatkowe wsparcie, o kamizelki taktyczne Jan spakował do worka całą broń, amunicje i kamizelki. I jakimś szczęśliwym trafem na podwórko przyjechało jakieś auto i chwilę później zadzwonił telefon Jana. Pietro odskoczył w najciemniejszy kont swojego mieszkania.
-Pietro gdzie masz krew od ojca muszę ją zabrać.
Kolega wskazał miejsce „całe szczęście że mi się przypomniało o niej” Jan znalazł niezły zapasik który podzielił na 3 grupy 2 dał swojemu ghulowi trzecią zabrał ze sobą
Na parkingu czekał już zdziwiony Samuel
-Masz mi coś do powiedzenia czy to jakaś tajemnica. –Zaczął dość zirytowany Samuel
- Wszystko ci wyjaśnię ale po drodze do parku. „ta uprzejmość mnie kiedyś wykończy ”-Glowko zabierz Pietra jutro osobiście odstawiasz go do Pociągu

- Jak chcesz to się poczęstuj –skazując Samuelowi torbę z sprzętem – Może się przydać
Dodatkową broń z amunicją schował w bagażniku. I nim ruszyli wysłał jeszcze sms do Glowko „daj Pietrowi cichą ochronę jednego z naszych łebków jakiś bystry by się niezoriętował”. Poczym pojechali na miejsce spotkania.
 
__________________
" Blood blood for the BLOOD GOD"

" Jack ty znowu w mieście?? Księżna już wie??... rok minął i chyba wszyscy zapomnieli już o wieżowcu "
Iakovich jest offline  
Stary 17-10-2011, 11:13   #16
 
Lokstar's Avatar
 
Reputacja: 1 Lokstar nie jest za bardzo znany
Augustus szybkim krokiem wyszedł z sali. Miał serdecznie dosyć Spokrewnionych na dziś. Podszedł do Karoliny stojącej w hallu.
-Idziemy, moja droga, nie mamy wiele czasu, a sporo do zrobienia. - rzucił do niej, po czym bezceremonialnie wziął ją pod rękę i wyprowadził z elizjum.
-Mistrzu , co się stało?- powiedziała zaskoczona dziewczyna.
-Ktoś złamał Maskaradę, jest trup i trzeba znaleźć sprawcę. Muszę się przygotować.- odparł szybkim i zimnym tonem Shacklebot. Petr już czekał w samochodzie. Augustus szybko otworzył drzwi i wsiadł do samochodu.
- Petr, jedziemy do domu, pośpiesz się.- rzucił. -Sprawa jest prosta, książę zwołał wszystkich Spokrewnionych i nakazał nam rozwiązać sprawę, która złamała Maskaradę. Chodzi o trupa z pourywanymi kończynami.- dodał, spoglądając na zaskoczone twarze ghuli.
- Dlatego mam dla was kilka spraw do załatwienia. Petr, popytasz swoich znajomych o naszego ptaszka. Zapytasz czy nikt nie słyszał o rozczłonkowanym mężczyźnie. - kontynuował.- A , i w miarę możliwości będę potrzebował obrzyna. I paczkę amunicji.
-Ty Karolino, przygotuj mi kitel lekarski.- powiedział do dziewczyny.- Trzeba się zająć sekcją naszego delikwenta. Dunsirn, ten zwłokolubny Ventrue, ma nam udostępnić trupa już po sekcji, ale muszę być pewien, że ten ignorant niczego nie pominął. -
Powiedziawszy to, skierował swoje spojrzenie za okno i zamilknął. Bił się z myślami. Nie czuł się pewnie wśród innych Spokrewnionych. Ciągle miał przed oczami, co potrafią przyparte do muru wampiry. Musiał się jakoś zabezpieczyć. Tak... to będzie to.
Gdy dojechali do domu, Augustus skierował się do swojej samotni. Wszedł do środka, zaryglował wszystkie zamki i zapalił świece. Wodząc palcami po grzbietach ksiąg, wyszukał tą która go interesowała.


Rozłożył ją na biurku i począł wertować. Strona, której szukał, nosiła tytuł "Odwrócenie drewnianej zguby." Augustus uśmiechnął się z zadowoleniem i zaczął studiować rytuał.

***

Po pół godziny, gdy wszystko zrozumiał, wyszedł z pokoju. Karolina czekała na niego w garderobie.
-Mistrzu, wszystko gotowe.- Pokazała na odprasowany kitel, oraz leżące w na toaletce okulary.
- Dziękuje, moja droga.- rzucił.- Gdy mnie nie będzie, przynieś z piwnicy 20 kawałków drewna i przynieś je pod moje drzwi.- powiedział, po czym odział się w kitel , założył okulary i ruszył do drzwi.
Petr już czekał w samochodzie.
-Dokąd Mistrzu ?- zapytał.
-Do szpitala.-
 
__________________
nothing is true everything is permitted
Lokstar jest offline  
Stary 18-10-2011, 19:01   #17
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Aljur Ghorelk

Pierwszy z adresów wypadł na jednym z Pilźnieńskich osiedli mieszkaniowych. Typowa późnosocjalistyczna wielka płyta z typową wysokością i niewielkością mieszkań. W nocy wyglądała niespecjalnie i Aljur był zadowolony, że przyjechał tutaj Skodą, która aż tak bardzo nie rzucała się w oczy.



Właściwy budynek znalazł dość szybko. Tylko chwilę zastanawiał się jak wejść do środka - drzwi teoretycznie zabezpieczone były domofonem, jednak praktycznie - zamek był zablokowany i lekkie pchnięcie wystarczyło, aby drzwi ustąpiły i można było wejść do środka. Kilka pięter po obdrapanej i dawno nie mytej klatce schodowej doprowadziło Kainitę do drzwi mieszkania 42. Drzwi mieszkania w ślepym końcu korytarza były dokładnie domknięte, ale nosiły ślady włamania. Mężczyzna wszedł ostożnie do środka. Niewielkie mieszkanie składało się z kuchni połączonej z pokojem, sypialni i łazienki. W pokoju z aneksem kuchennym królowały równie leciwe jak budynek menle z płyty paździeżowej, a raczej to co z nich zostało. Większość boweim była połamana po jakiejś większej zadymie. Krwi nie było specjalnie dużo, a na pewno zdecydowanie za mało jak na stan mebli... W żelbetowej ścianie było kilanaście dziur po kulach, a pod stertą desek - kiedyś zapewne będących regałem leżał wyrób izraelskiego przemysłu zbrojeniowego:



Najciekawsze jednak było odkrycie w łazience. Cały obrys wanny przykryto czarną folią i oblepiono taśmą samoprzylepną. Aljur w zasadzie nie był zdziwiony tym co znalazł pod nią. Tak przykryty trup mógł leżeć miesiącami nie roznosząc swojego zapachu po całym budynku. Bardziej zaskakująca była postura denata - mimo tego, że trup był nagi, stojący nad wanną Ghorelk ocenił, że to właśnie jego widział na nagraniu z miejskiego monitoringu...
 
Aschaar jest offline  
Stary 22-10-2011, 14:39   #18
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Adela & Augustus

Adela po rozmowie ze swoim informatorem pojechała do szpitala majac cichą nadzieję, że Loki - pomimo iż nie oddzwonił na pozostawioną na sekretarce informację - zdążył zdobyć klucze do kostnicy i zabezpieczyć ciało zanim dorwał się do niego Lucjusz. Gdy wysiadała z samochodu pod wejście podjechały dwie karetki i w ogólnym rozgardiaszu i bieganinie jakie zapanowały przy wejściu wampirzyca niepostrzeżenie weszła do środka. Kluczy nie było. Spojrzała na zegar - brakowało kilkunastu minut do godziny o której zwłoki miały się znaleźć w szpitalnej kaplicy. Jednak czy Lucjuszowi można było ufać? Czy komukolwiek z obecnych wieczorem na spotkaniu można było ufać? Szybkim krokiem poszła w kierunku kostnicy i prosektorium, po chwili jednak zatrzymała się i skierowała do kaplicy.


Lekko uchyliła drzwi i zajrzała do środka - w pomieszczeniu nie było nikogo, nie wyczuła również charakterystycznej woni trupa... Zamknęła drzwi i skierowała się do prosektorium - najkrótszą drogą, którą zapewne transportowane byłoby ciało.


*****


Augustus wyjechał do szpitala - jego umysł zajęty był tysiącem spraw - nie tylko tych związanych z popełnioną zbrodnią. Mijające jego samochód karetki i radiowóz zauważył w ostatniej chwili, kiedy przy dźwięku syren mijały jego samochód, by po chwili zatrzymać się pod szpitalem.


Kainita nie tracił czasu i wszedł do budynku szpitala kierując się do kostnicy i prosektorium. Jego kroki odbijały się echem od ścian niskiego korytarza starej części szpitalnego budynku. W pewnej chwili zatrzymał się i obrócił mając nieodparte wrażenie, że ktoś go obserwuje.

*****

Alela zeszła bocznymi schodami na poziom szpitalnej kostnicy i zauważyła Augustusa patrzącego w jej stronę. Jej twarz ozdobił grymas, który przy odrobinie dobrej woli mógł być potraktowany jak uśmiech i podeszła do drzwi prowadzących do prosektorium. W pomieszczeniu - pochylony nad ciałem znajdował się Lucjusz najwidoczniej jednak dopiero zaczynał sekcję...
 
Aschaar jest offline  
Stary 27-10-2011, 02:19   #19
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Samuel
Po spotkaniu w Elizjum Samuel pojechał wraz z Janem samochodem - uznał, że skoro ktoś jedzie na miejsce zbrodni, to po co ma tachać swój tyłek na piechotę?
Czekając na towarzysza strasznie się wynudził, bo jednak trochę to wszystko trwało. Zażądał wyjaśnień. Na szczęście Nosferatu postanowił mu wszystko wytłumaczyć po drodze na miejsce zdarzenia. Prócz tego zaproponował mu "poczęstowanie się" z torby ze sprzętem, lecz Gangrel odmówił. Miał swój własny sprzęt. Może nie przy sobie, ale miał...

Antonin, Jan i Samuel
Jan zaparkował po przeciwnej stronie ulicy od parku. Wraz z Samuelem przeszli przez jezdnię chcąc bliżej się przyjrzeć miejscu w którym nastąpił atak. Miejsce zbrodni wyglądało całkiem normalnie - chodnik jak każdy inny chodnik w tym mieście - jednak bystre kocie oczy Gangrela zauważyły interesujący szczegół.
- Spójrz - rzekł do towarzysza - widać, że zatarto tutaj ślady. Musieli użyć czegoś - pochylił się nad chodnikiem i pociągnął nosem - pewnie jakiegoś kwasu, by pozbyć się śladów krwi i dla pewności przysypali to jeszcze piaskiem. Jak dla mnie robota ghouli księcia, coby się bydło nie przestraszyło. Jednak jak się urwie człekowi łeb to krew tryska jak z fontanny. - Mówił to z takim przekonaniem jakby nie raz urywał ludziom łby. A kto go tam wie, może urywał? W końcu to dzikus.
- Trza sprawdzić całą tą okolicę. Ja powęszę trochę po chodniku, ty chyba lepiej się poczujesz w zielsku - stwierdził Jan idąc jeszcze raz sprawdzić okolice chodnika. - Ale ten środek masz racje to ghule, piach to chyba robota policji. - Usłyszeć było można w tonie głosu jakby nie raz coś takiego widział i widział jak to zatuszować.
- Dobra - mruknął Samuel i ruszył do parku, by poszukać jakichś śladów i innych takich.

Jan żwawym krokiem ruszył jeszcze raz przyjżeć się chodnikowi oraz sprawdzić to co policja najczęściej lubiła opuszczać - śmierdzące, cuchnące kanały - tam gdzie spływa cały brud tego świata. Pytanie które go dręczyło było jedno czy studzienka jest w pobliżu miejsca zdarzenia. Odpowiedź nadeszła szybko i była zadowalająca, Teraz tylko musiał znaleźć zejście do ścieków i sprawdzić co przeoczyły "hamburgerki".
Wejście do kanałów znajdowało się tuż za żywopłotem w parku.
“- Cholera łom by się przydał.... może klucz do opon wystarczy?” - Wracając z kluczem miał cichą nadzieję że nie robi tego na darmo. Lekkie wytężenie mięśni i już schodził po obślizgłej drabince. Na dole szybko odnalazł miejsce i studzienkę którą widział przy miejscu zdarzenia. Ciche pikanie gdzieś spod sterty śmieci zwróciło jego uwagę i wygrzebał rozładowującą się komórkę.
”- Miejmy nadzieję, że ktoś ma ładowarkę bo długo nie pociągnie.” - Po wyjściu z kanałów szybko zadzwonił do Samuela:
- Tu Jan, masz może ładowarkę do nokii? Bo zaraz padnie komórka którą znalazłem w kanałach. - Prowadząc rozmowę Jan skierował się do miejsca w którym rozstał się z Samuelem.

Poszukiwania w parku nie przyniosły niczego ciekawego. Napastnik jakby rozpłynął się w powietrzu... Całe szczęście, że Janowi udało się coś znaleźć. Niestety, Gangrel nie miał zwyczaju przy sobie nosić ładowarki do Nokii, mimo że posługiwał się stareńkim telefonem tegoż producenta. Wrócił na miejsce zbrodni, tam gdzie się rozeszli.
- Pokaż ten telefon - rzucił do Nosferatu i odebrawszy rzeczony sprzęt, zaczął przeglądać jego zawartość. Śpieszył się, bo bateria była słaba. Kontakty - nic. Połączenia - nic. Na przydatne informacje natrafił dopiero w wiadomościach. Był to sms po niemiecku.
- Znalazłem ciekawego smsa. Ktoś chciał się spotkać z właścicielem telefonu na Zborovskiej 152. Właściwie to chyba niedaleko, ale moim zdaniem powinniśmy sprawdzić to miejsce jutro. Ty tymczasem dowiedz się o nim czego tylko można, okey?
W końcu i Antonin pojawił się na miejscu zbrodni. Spóźnił się, chociaż wyjechał jako jeden z pierwszych. Nie wyglądał też na najszczęśliwszego gościa na świecie, co więcej, był niesamowicie zły.
- Co macie? - zapytał obecnych, nawet nie witając się.
- Komórkę z smsem, o ciekawej treści. “Spotkajmy się na Zborovskiej 152”. Poza tym nic. - Odparł Gangrel na pytanie Torreadora.
- Nic poza tym? Tylko komórka? - dał upust zaskoczeniu, unosząc prawą brew. - Żadnych dokumentów? Fragmentów futra? Odcisków butów? Nic? - Dziki zmrużył powieki - jego oczy zamieniły się w wąskie szparki. Mierzył wzrokiem spokrewnionego, zastanawiając się czy ten żartuje czy mówi poważnie. Chyba mówił poważnie.
- No tak, zapomniałem o tych dokumentach które napastnik zostawił tuż przy ciele ofiary, by można go było łatwo rozpoznać... - Rzucił z ironią.
- Ślad dobry. Byłoby jednak lepiej, gdybyśmy mieli JAKIEKOLWIEK pojęcie, co nas czeka na Zborovskiej, nie sądzisz?
- Dlatego zaproponowałem Janowi, by dowiedział się cosik o tym miejscu. - W końcu to Nosferatu, brzydale mieli swoje sposoby zdobywania informacji, prawda? Lepszego informatora znaleźć nie mogli.
- Skontaktuję się z moim kretem i dowiem conieco o tym adresie. Tymczasem sprawdź ostatnie połączenia. I może zdjęcia?
- Sprawdzałem, nic ciekawego. Żadnych tropów, same bzdety. - Samuel rzucił komórkę Antoninowi - Sam zobacz.
- Dobra, wierzę ci. - Odpowiedział Antonin, niedbale przeglądając ostatnie połączenia.
- Dobra, czyli spotykamy się jutro w tym miejscu, gdy się tylko ściemni.
- To do jutra. - Torreador odwrócił się na pięcie i wrócił do auta. Miał dość wrażeń na jeden dzień. Nosferatu uczynił podobnie.

Samuel
Po zniknięciu kompanów zaczął się zastanawiać cóż zrobić. W końcu jeszcze trochę czasu było do świtu, a nie musiał nigdzie wracać by spokojnie się przespać - mógł się po prostu wtopić w ziemię, co też zamierzał uczynić.
Ale na razie poszedł na przechadzkę po parku, w nadziei że może znajdzie jakiegoś samotnego wędrowca. Nie, nie chciał mu urywać głowy, tylko się posilić. Oczywiście, uważał na kamery. Nie był tak głupi by dać się nagrać.
Gdy zacznie się robić późno... właściwie to wcześnie, po prostu zniknie wtopiony w ziemię. Po przeminięciu nastającego dnia zamierzał powstać zaraz po zmroku, udać się na miejsce spotkania i poczekać na towarzyszy.
 
Wnerwik jest offline  
Stary 27-10-2011, 14:37   #20
 
Aronix's Avatar
 
Reputacja: 1 Aronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputację
Wampir włożył rękę do kieszeni. Szczęśliwie znalazł w niej parę lateksowych rękawiczek. Założył je, wolał się upewnić, że nie zostawi żadnych śladów, a poza tym jakoś zawsze odrzucało go od trupów płci męskiej. Kucnął przy wannie i zaczął badać denata.

Kark miał wyraźnie złamany, ponadto na jego szyi wyraźnie widać było dwie charakterystyczne rany pozostawione przez wampirze kły. Sam denat był bardzo blady, tak więc Aljur z całą pewnością mógł stwierdzić, iż został on opity. Wampira dziwiło tylko dlaczego ten drugi wampir, który opił zamordowanego nie zaleczył ran. Może nie miał czasu? A może po prostu nie umiał tego zrobić? Na te pytania Venture odpowiedzieć nie potrafił. Jednak najważniejszym spostrzeżeniem było to, iż owa postać w wannie była na pewno człowiekiem. Tak więc nie możliwe było aby to denat rozerwał drugiego człowieka w ułamku sekundy.
Pozostało więc zadać pytanie jakim cudem jego postać została uwieczniona na filmie. Aljur po chwili znalazł bardzo prawdopodobne rozwiązanie. Słyszał o tym, że niektóre wampiry Sabatu potrafią zmieniać swój wygląd. Tak więc miał pewny zarys nowego podejrzanego.

Wyprostował się, spojrzał jeszcze raz na denata, po czym zakleił wannę z powrotem i wrócił do pokoju. Podszedł do stosu desek i odsunął je zgrabnym kopniakiem, po czym pochylił się aby zobaczyć broń. UZI z tłumikiem, idealne do użytku w mieście. Wampir sprawdził magazynek, był pusty. Podszedł do ściany w której tkwiły pociski. Ich ilość odpowiadała dokładnie ilości kul znajdujących się w magazynki. Co więcej ponad połowa musiała przez coś przejść, zanim wylądowała w ścianie. Aljur wstał i rozejrzał się po pomieszczeniu. Zniszczenia oraz niewielka ilość krwi sugerowały, że walka odbywała się pomiędzy istotami nadnaturalnymi. Tak więc mógł założyć, że kule przeszły przez czyjeś ciało zanim trafiły w ścianę. Mogło to być ciało np. wampira, który opił denata. Jednak kto strzelał? Oczywistą odpowiedzią wydawał się denat, bo po co istotom nadnaturalnym strzelanie z broni? Dalsze oględziny mieszkania dały niewiele informacji. Nie było żadnych dokumentów, pieniędzy mało. Rzeczy umieszczone w dużej sportowej torbie i to wszystko.

Aljur zrobił dokładne zdjęcia mieszkania, jak i zwłok, po czym wyszedł i skierował się do auta. Starał ułożyć w głowie co zaszło w tym mieszkaniu. Miał dwie dość prawdopodobne tezy. Pierwsza zakładała, że jedna nadnaturalna istota najpierw zabiła śmiertelnika, umieściła go w wannie i wtedy doszło do walki z drugim nadnaturalnym w pokoju. Druga teza zakładała, że nadnaturalny wszedł do mieszkania aby czegoś poszukać i wtedy doszło do walki z drugim nadnaturalnym, a śmiertelnik po prostu wszedł do mieszkania w nieodpowiednim czasie. Obie wydawały się w miarę sensowne, tak więc wampir postanowił póki co oprzeć się na nich.

Postanowił odwiedzić jeszcze innych ze swojej listy, tak dla pewności. Po paru minutach znów był w okolicach centrum, stojąc przed schludną kamieniczką. Podszedł do domofonu i nacisnął losowo wybrany numer. Ku zdziwieniu wampira drzwi otworzyły się bez żadnego „kto tam?”. Aljur wszedł na klatkę. Jego podejrzany mieszkał na 3 piętrze. Po dotarci na nie wampir poprawił garnitur i zapukał do drzwi. Otworzył mu zaspany mężczyzna w szlafroku. Na oko miał jakieś 40 lat, może więcej. Jednak nie był zupełnie podobny do napastnika z filmu. Był o wiele niższy, zresztą wiek też nie pasował.
-Słucham?- wyrwał wampira z rozmyślań mężczyzna
-Oh tak. Pan Hliczko?- zapytał Aljur specjalnie zmieniając nazwisko na niewłaściwe.
-Nie.- odpowiedział mężczyzna, mierząc wampira wzrokiem
-Rozumie. To przepraszam serdecznie musiałem się pomylić.- odpowiedział Aljur. Czym prędzej odwrócił się i zszedł na dół. Nie miał czasu na zgrabne wykręcenie się z nocnej pobudki. Musiał jeszcze pojechać w dwa miejsca, a noc nieuchronnie zmierzała ku końcowi.

Pozostałe dwie wizyty nie wniosły zupełnie nic nowego. Trzeci podejrzany był o wiele za niski. Natomiast czwartego w ogóle nie było. Nie odpowiadał ani na dzwonek ani na pukanie. Aljur spojrzał na zegarek. Do świtu pozostała jakaś godzina. Ruszył więc w drogę powrotną do domu Radka aby z powrotem podmienić samochody. Po dziesięciu minutach pukał do jego drzwi. Radko otworzył mu ziewając, jednak Aljur nie miał zamiaru wchodzić. Poprosił tylko o swoje klucze i oddał swojemu sekretarzowi jego, po czym wsiadł do swojego auta i odjechał.

Jadąc do domu układał sobie dzisiejsze informacje w głowie. Wychodziło na to, że szuka wampira Sabatu. Wydawało się to najbardziej prawdopodobne. Choć martwiła go ta bójka w pokoju. Nie miał pomysłu kim mogła by być ta druga istota o nadludzkich umiejętnościach. Być może drugi wampir? Te rozmyślania towarzyszyły mu przez cała drogę do domu.

Po wejściu do swojej posiadłości miał dość wszystkiego i chciał jak najszybciej odpłynąć. Jednak przed tym zażegnał swój głód krwi, korzystając z zapasów, które znajdowały się w szafce w kuchni. „Będzie trzeba uzupełnić niedobory” pomyślał rozkoszując się smakiem krwi. Następnie poszedł się przebrać i ułożył się wygodnie na łóżku. Zamknął oczy przywołując sobie wydarzenia z dzisiejszej nocy. Po chwili zapadł w letarg.
 
Aronix jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172