Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2011, 16:27   #573
Asmorinne
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Francesca ukłoniła się nisko, już nie pamiętała, kiedy ostatnio się komuś kłaniała
- Witaj o najjaśniejsza. To, kim jestem nie jest istotne, ale to, z czym przychodzę. Przepraszam, że użyłam zaklęć, ale nie miałam innego wyboru. Sprawa jest na tyle ważna, że nie sposób było postąpić inaczej.
- Chcesz, zatem zachować dla siebie całą przewagę? Wiesz, kim jestem, wiedziałaś gdzie mnie znaleźć, za to sama nie chcesz niczego zdradzać - to też nie brzmiało jak wyrzut. Raczej jak stwierdzenie faktu. -Czy choć tą ważną sprawę raczysz mi wyjawić?
- Obawiam się, że to, kim jestem może spowodować, że nie będziesz chciała mnie wysłuchać, a to jest nadzwyczaj ważne, chociaż chodzi o człowieka - Francesca mówiła wolno i z wielką powagą.
- Niech i tak będzie. Mów, zatem śmiało i szczerze.
- Chodzi o dziewczynkę. Jest to mała krucha istota, która zapadła na dziwną chorobę. Próbowali jej pomóc medycy, ziołolecznicy, druidzi i inni twierdzący, że potrafią ją wyleczyć. Niestety bezskutecznie. Dziewczynka jest w ciężkim stanie i bez twojej pomocy brak jakichkolwiek nadziei na wyleczenie. Długo cię szukałam, przebyłam tysiące mil. Jesteś jedynym światłem w tunelu, którym błądzi ta dziewczyna.
- Skoro wasi mędrcy nie potrafili jej pomóc, to skąd w Tobie tak gorliwa wiara, w to, że ja byłabym władna jej pomóc. Co cię prowadziło przez te wszystkie mile? - zapytała po uważnym wysłuchaniu Francesci.
- Pieśni, Ballady, wiersze... nie ma drugiej osoby na świecie, która włada tak wielką magią jak ty pani. Ludzie są niej pozbawieni, mogą uczyć się, naśladować, obserwować, ale nigdy nie będę władali taką mocą, co elfy. Przybyłam, bowiem tylko to mogłam zrobić dla tej dziewczyny.
- Ludzie zbudowali całe akademie, które nauczają magii, a wśród elfów mało już jest Wiedzących. Ludzkie pieśni i ballady mało mają w sobie prawdy, bo i ludzki umysł nie sięga za daleko wstecz, by pamiętać prawdę.
Francesca poczuła się po części jakby spotkała dobrą znajomą po latach. Nadzwyczaj rzadko się zdarzało, aby trafiła na osobę równą z nią wiekiem, a przerastającą? Nie zdarzyło się jej nigdy. - Cóż ludzie mogą pamiętać jak są tacy krusi. Nigdy nie zdadzą sobie sprawy jak to jest istnieć ponad czas.
-Czyli nie jesteś człowiekiem, tak ja zresztą sądziłam - zauważyła Lionora. -Wciąż jednak nie wiem jak miałabym pomóc tej dziewczynce.
-Dziewczynka jest w ciężkim stanie, jak już mówiłam. Nie jestem medykiem, nie potrafię powiedzieć jak możesz jej pomóc, ale myślę, że jak chodziłoby tylko o sprawy medyczne, dziewczyna już dawno mogłaby cieszyć się życiem
-Nie mogę jej pomóc, nie wiedząc, co jej jest. Mam nadzieję, że to rozumiesz.
- Dziewczyna zamknęła się na świat. Tak jakby utkwiła w swoim wnętrzu i nie potrafiła znaleźć drogi wyjścia. Podobno miałaś już do czynienia z podobnym przypadkiem dotyczącym szlachetnie urodzonej
- Katatonia - stwierdziła kapłanka. -Wiem jak stworzyć na nią lek, ale obawiam się, że nie posiadam potrzebnych ingrediencji - zmartwiła się.
- Czego potrzebujesz? Przybyłam tak daleko to zdobędę wszystko, co będzie potrzebne
- Kiedyś Aen Seidhe byli niemal nieśmiertelni, lecz dziś rozpacz i niedola ujęła nam lat. Niewiele jest na świecie istot dość długowiecznych, by mogły podzielić się niezbędnymi do leku składnikami. Kiedyś wystarczyłoby nasienie elfiego mężczyzny, lub soki elfiej kobiety. Zawierające w sobie energię życia. Lecz cóż pozostaje dzisiaj? Żołędzie tysiącletniego dębu?
- Czy jest coś jeszcze? Chociażby inne długowieczne istoty magiczne? - spytała z zaciekawieniem.
- Jakie? Po koniunkcji sfer wiele istot znalazło się w tym świecie. A z tych, co były tu zawsze dość długowieczne są smoki, lecz ich została ledwie garstka.
- Nie wierzę, że nie da się nic zrobić. Na pewno istnieje jakiś składnik... zdobędę go tylko powiedz gdzie... co mam zrobić? Zrobię to- mówiła bardzo przekonywająco - zaszłam już tak daleko, nie zrezygnuję
- Obawiam się, że bez składnika, o którym mówiłam nic nie można poradzić - ze smutkiem stwierdziła Lionora.
- A wampiry? - zagrała dość ryzykownie. - nie mówię tutaj o tych przeciętnych...
- Wampiry? To bardzo niebezpieczne istoty, pokoniunkcyjne byty. Ale podobno są nieśmiertelne - zgodziła się elfka.
- Podobno tak... - przeciągnęła - a czy takie niebezpieczne to zależy od sytuacji. Myślisz, że wystarczyłaby krew takiego wampira? Musi posiadać jakieś magiczne właściwości, w końcu posiadają jakąś tam magię w sobie.
- Nie krew - zaprzeczyła Lionora. -Nie znam ich anatomii, ale to musiałoby być związane z reprodukcją. Tylko taki składnik ma moc. Przykro mi, ale mówiłam, że zdobycie czegoś takiego jest praktycznie niemożliwe.
- Daj mi jedną noc, a zdobędę to czego potrzebujesz będę bardzo wdzięczna jak dasz mi kogoś do pomocy, najlepiej tego uroczego elfa, który stał tutaj na warcie. Gwarantuje, że nic mu się nie stanie, ale jest mi nadzwyczaj potrzebny. Potrzebowałabym również naczynia, w które owy składnik zamieszczę - wampirzyca nie spodziewała się, że w tak miły sposób zdobędzie tak niby trudną do zdobycia substancję.
- Wiesz, zatem, gdzie można w pobliżu zdobyć coś takiego? Ja przybyłam tutaj niedawno, ale nie słyszałam o niczym takim - zainteresowała się Lionora.
- Wiem, ale wiem też, że jest tutaj tymczasowo, dlatego nie mogę tracić czasu. Dziewczynka już zbyt długo cierpi, chciałabym, aby jak najszybciej wróciła do zdrowia
- Poddajesz mnie dużej próbie nieznajoma, prosząc mnie o pomoc, a w zamian nie chcąc nawet podzielić się informacjami.
- Mogę jedynie zagwarantować, że nie pominę faktu, że to dzięki twej pomocy wyleczenie dziewczyny jest możliwe, co może spowodować liczne korzyści od strony ludzi. Dodam, że rodzina ma na tyle duży wpływ, aby je realizować.
- Jestem dostatecznie zdziwiona tym, że Ty mnie odnalazłaś. Wolałabym jednak, aby już nikt inny mnie nie szukał - zaoponowała.
- Myślę, że nikt inny cię nie znajdzie. Mało, kto wierzy w prawdziwość starych ballad i pieśni. Poza tym nie było to łatwe, dlatego nie powinnaś się obawiać
- W zamian za moją pomoc oferujesz, zatem jedynie pozostawienie mojej obecności w sekrecie? To nie wiele - stwierdziła elfka. -Jeżeli zdobędziesz potrzebny składnik, jestem skłonna przygotować dla Ciebie lek, lecz nie narażę żadnego mego krewniaka na niebezpieczeństwo. Musisz poradzić sobie sama.
- Dobrze, w takim razie sobie poradzę. Najważniejszy jest lek - zamyśliła się chwilę - nie lubię być nikomu dłużna, czy jest coś, co mogłabym dla ciebie zrobić w zamian?[.i]
Lionora zamyśliła się na chwilę, wpatrując się w korony drzew.
- Tak, mogłabyś odpłacić się za lek - powiedziała. -Moim krewniakom brakuje żywności. Gdybyś zdobyła dla nas warzywa, byliby wdzięczni
- Zdobędę - powiedziała krótko - zjawię się jutro rano, tylko byłabym wdzięczna, aby mnie twoi wartownicy mnie nie atakowali
- A czy dzisiaj to zrobili?
- Nie zrobili, ale mogliby - uśmiechnęła się tajemniczo.
- Zatem jutro także Cię nie zaatakują, jeżeli przybędziesz sama - obiecała Lionora.
- Dobrze, nie zabieram ci więcej czasu - ukłoniła się - dziękuje, że tyle go mi poświęciłaś.


***

Nie zajęło jej dużo czasu, aby znaleźć się ponownie w śmierdzącym mieście. Za każdym razem jak wychodziła z okolic nie zaludnionych wydawało jej się, że miasto ma nadzwyczaj nieprzyjemny odór. Na szczęście zdążyła się już do tego przyzwyczaić przez te wszystkie wieki. Mimo wszystko miasto posiadało nawet kilka pozytywów. Chociażby w miarę prosta droga, bez ocierających się i nieprzyjemnie łaskoczących krzewów i poszyci. Przede wszystkim było to skupisko ludzi, a oni byli dla niej nie zastąpieni. Nie z obecności wszystkich była zadowolona, lecz tych znajdujących się we właściwym miejscu i czasie.

No i proszę. Udało jej się. Lionora Aelbedh została odnaleziona. Była pewna, że żadnemu człowiekowi się to nie uda. Większość z początkowej wyprawy już nie żyje. Możliwe, że pozostał jeszcze ten nadąsany medyk, ale i w to też wątpiła. Teraz do pełni szczęścia brakowało jej mężczyzny oraz wozu warzyw. Kiedy to mężczyzna nie był żadną nowością, ponieważ prędzej czy później i tak, by go potrzebowała, ale wóz należał do pewnej innowacji. Wszak naród tak obdarowany mądrością i współgrający z naturą, nie miał wystarczających ilości pożywienia.

Od razu udała się na targ. Najpierw chciała wypatrzyć jakąś żywność dla elfów, potem zająć się w tym, w czym była najlepsza – poszukiwaniu dogodnego mężczyzny do seks... sekretnego składnika. Musiała przyznać, że nie lada podobało się jej takie zadanie. Oczywiście mogła zrobić to sama w samotności bez zbędnych poszukiwań, ale straciłaby całą zabawę. Do tego dopuścić nie mogła, w końcu zabawa, była jej dewizą życia. Nie tylko dla niej będzie to przyjemność, ale i tego szczęśliwca, który jej w tym pomoże.

Świtało. Codzienny targ leniwie budził się do życia. Już można było spostrzec kilku klientów, co bezcelowo krzątali się oglądając każdego dnia te same towary. Mimo, że jeszcze nie wszyscy już zdążyli rozłożyć swój towar, wampirzyca spostrzegła interesujące ją kramy. Kiedy wracała, zaczepił ją jeden ze sprzedawców.
- Czego panience potrzeba? Mamy ogromny wybór...
- Jeszcze niczego– przerwała mu –
ile was tutaj ma żywność?[/i]
- A całkiem sporo. Jest Romuland ze świeżym mięsem, Otelia z warzywami, Korin ze wszelkimi drobiazgami... o i idzie i mój towar. Wino z najlepszej i z tej nieco niższej półki. Lubi pani wino? – faktycznie zobaczyła starszego mężczyznę niosącego wielką beczkę. Ciężar prawie przygniatał go do ziemi. Czyżby człowiek był tańszy w utrzymaniu niż muł?


Zaraz za nim spostrzegła drugiego mężczyznę, ten był totalnym przeciwieństwem pierwszego. Szedł żwawo, tak jakby balast nie robił nam nim większego wrażenia. Wyglądał zadowalająca, chociaż przydałaby mu się kąpiel. Czyżby miała upiec dwie pieczenie na jednym ogniu?



- Już wiem, czego chce– rzuciła Francesca i ruszyła w stronę targających. Czas ją naglił, więc urok bardzo jej się przydał. Dla człowieka była to kwestia chwili, kiedy to znalazł się na brzegu rzeki wraz z piękną nieznajomą. Oczywiście nie w głowie mu było wrócenie do obowiązków, czy chociażby na chwilę zostawienie Liska. Nagle cały dotychczasowy świat przestał istnieć, a jego całym sensem istnienia stała się o to ta kobieta stojąca przed nim. Oczy mówiące patrz, ciało dotykaj, a usta bierz. Nic piękniejszego nie mogło przytrafić się w jego życiu, a miał to być zwyczajny dzień. Jak zauważył cuda się zdarzają, czasem nawet dwa okrągłe, miękkie i wyskakujące frywolnie z gorsetu.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline