Coś niesamowitego, ciekawe ile jeszcze osób, których do tej pory nie spotkali znajduje się na tej felernej stacji i w jej okolicach. Cóż, być może metro, które ich tutaj doprowadziło nie było pierwszym, które na owym peronie się zatrzymało. Nie miał zamiaru angażować się w walkę z kolejnym zmutowanym psem, nerwy na dziś miał już wystarczająco poszarpane. Posiadał co prawda drugi magazynek, aczkolwiek nie wiadomo co ich jeszcze spotka i amunicja mogła być na wagę złota.
Podczas gdy Cassio i Shane rzucili się do boju z potworem rozszarpującym gardło jednego z ich kompanów, typa z którym Jack praktycznie nie miał do czynienia, więc radował się w duchu, iż to tamtego a nie jego pies wybrał na ofiarę, funkcjonariusz spojrzał na wydzierającego się dzieciaka. Natychmiast wpadł na pomysł, okrutny, aczkolwiek nie zamierzał bawić się w litość, gdy na szali ktoś położył jego życie. Gdy więc Cassio i Shane wciąż walczyli z bestią, Jack uniósł pistolet i począł mierzyć w łeb gówniarza. Nie mogli pozwolić sobie na to, by w ich kompanii maszerował dzieciak, który zapewne narobiłby hałasu, nie wiadomo czy nie jest zarażony tym gównem, które powoduje że ludzie wariują tak jak kobieta wpieprzająca dziadka w korytarzu, a poza tym lepiej skrócić jego cierpienia niźli pozostawić na pastwę losu w ciemnym korytarzu. Jedno było pewne, zabrać go nie mogli. Położył więc palec na spuście, lecz jakoś nie potrafił strzelić. Wahał się. Dziecko patrzyło na niego bezbronnym wzrokiem, jakby błagającym o litość. Musiał podjąć decyzję. Szybko. |