Niemal jednogłośnie drużyna zdecydowała się udać do wieży. Choć
Theodor uważał, że jakieś czary ich pchały do wypełnienia jakiejś przepowiedni, do zdobycia berła i pokonania smoka to jednak to co nastąpiło sprawiło, że musiał na nowo przemyśleć swoje słowa.
Po zebraniu obozu grupa ruszyła w stronę wieży na wypalonej czaroplagą ziemi.
Tabor stawiał każdy krok jakby walczył ze sobą. Wolałbym jak najszybciej opuścić to miejsce i znaleźć wujka, który pomoże mu uwolnić miasto… zamiast tego chodzą w kółko, wracają do punktu wyjścia.
-Naprawdę nie możemy pójść pomrokiem? Czy może być gorszy od smoka? – spytał z nadzieją.
Podróż przez ożywiony las była jednak nieco przyjemniejsza niż wczoraj. Śpiew ptaków, skaczące w oddali łanie i zając uspokajały nieco zszargane nerwy grupy, choć musieli być cały czas przygotowani na atak koboldów, które służyły smokowi.
Grupa właśnie schodziła po niewielkiej skarpie usłanej korzeniami długowiecznych drzew, gdy coś w oddali zalśniło. Najpierw był to niewielki błysk srebrnego światła. Potem jednak pojawiły się kolejne i kolejne.
Theodor natychmiast skoncentrował się na tajemniczych światłach, podobnie jak
Alukard i
Draugdin. Wszyscy doszli do wniosku, że aura świateł jest podobna do tych które spotkali z rana w obozie. Wyglądało na to, że w oddali otworzył się kolejny portal.
Grupa podeszła nieco bliżej, ale zamiast świateł w koronach drzew zobaczyli na wpół zrujnowaną malutką wieżę z godłem Neverwinter nad wejściem. Zaginiony posterunek.
Dookoła posterunku rozchodziła się polana, a na ziemi gęsta niczym mleko mgła, utrudniająca identyfikację podłoża po którym mogliby podejść do wieży. Powietrze było jakby bardziej świeże, jakby piorun właśnie uderzył gdzieś w pobliżu. Gdzieniegdzie widać było też wystające spod mgły czerwone kapelusze grzybów. Co ciekawe jednak, nie było widać już żadnych świateł.
Drzwi posterunku wykonane były z wiekowego drewna. Były lekko uchylone, ale nie na tyle, aby zajrzeć co się znajduje za nimi.