Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2011, 18:54   #143
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Apacz stał przy krawędzi, która jeszcze przed chwilą stanowiła jego cel. Stał i patrzył. Widok był niecodzienny, nawet jak na warunki Gehenny- o ile trupy trafiały się często, to już do rzadkości należały większe ilości trupów w jednym miejscu, a wisielcy to tylko tchórzliwi samobójcy.
Tutaj znajdowało się 9 ciał, różnej wielkości, wszystkie ciemnej karnacji. Najważniejsi, szóstka oprawców jego plemienia oraz najbliższa rodzina bossa meksykańskiego kartelu narkotykowego.
Milczą.

Są nadzy, Zawieszeni za postronki. Ich ciała są poczerniałe i zsiniałe, jakby gniły. Kiedy Vincent podchodzi bliżej otwierają się zadane przez niego rany i sączy się z nich gęsta, przypominająca smołę krew. Wirujące ciała szepcą. Szepcą imię Apacza. Zmętniałe oczy otwierają się. Błyszcza pośród sczerniałych twarzy. Upiorna karuzela zaczyna kręcić się coraz szybciej.

Krótkie wspomnienie tego dnia, tych ofiar. Przedzierając się do bossa zabili wielu najemników, nikt ich nie liczył. Nie warto, takiego ścierwa co miesiąc ginęło kilkanaście sztuk. Liczyli się tylko oni. Sześciu katów. Chciwych, bezlitosnych, sadystycznych dupków. Pięciu pociętych, zastrzelonych, oskalpowanych. Jeden wrzucony z klifu roztrzaskał się na skałach. I boss. Nie, najpierw rodzina. Oskalpowana żywcem an jego oczach. Żona, córka, syn... W tamtej chwili ich wrzaski wydawały się być wręcz ekstatyczne. Teraz ich wspomnienie wstrząsnęło Apaczem, jednak na krótko, szybko z odsieczą przyszła świadomość konieczności podjęcia takich działań.
I boss. Zginął tak, jak rodzice Navarro- odcięte pistoletem laserowym dłonie i stopy, i rozcięty brzuch. Wodził oczami, od swojego wybebeszonego żołądka, do umierającej rodziny. Teraz już umilkli, ale boss zapewne ciągle słyszał ich wrzaski. Jego cierpienie tak zaabsorbowało Apacza, że ten nie dobił go przedwcześnie. Czekał.
I tak usłyszał syreny jednostek policji. Szybkie, głębokie cięcie i ucieczka od martwej rodziny. Nieudana.

- Zabici. Zrozpaczeni. Rodziny. Żony. Matki. Dzieci. Wszyscy- odezwał się demon ustami bossa, wytrącając Indianina z wspomnień.

- Sami ściągnęliście to na siebie. Wojna to wojna, ryzykują obie strony i obie strony ponoszą straty. Więc teraz nie pierdolcie mi o żalu. Straciłem całą rodzinę i współplemieńców, i też mi to kurwa nie było na rękę!- Mimo świadomości nierealności tej sceny, zaczynał się denerwować. Zacisnął pięści, starając się kontrolować w pełni swoje emocje. W końcu za tym wszystkim stał demon.

- Rozpacz karmi się bólem. Czy jesteś gotowy zadawać ból w jej imieniu. Gotowy zabijać, by dać jej siłę. BY dać mi siłę?

Apacz już dawno pogodził się ze swoim losem. Za życia przeklinany, po śmierci... Cóż, był przygotowany zarówno na potępienie w chrześcijańskim piekle, jak i przyjęcie w chwale przez swoich przodków w zaświatach. Zawsze sceptycznie podchodził do wpraw wierzeń, chociaż w pełni szanował tradycję jego ziomków i się do niej stosował. Uważał, że to, co zrobi teraz nie ma już znaczenia na to, co go czeka po śmierci, mimo to zawahał się. Jeśli odmówi, zginie. Może właśnie przyszedł na niego czas? Może powinien to zakończyć?

Nie, nie w ten sposób. Woli zginąć w walce, niż w jakikolwiek inny sposób. Cena będzie prawdopodobnie wysoka, jednak profity powinny być tego warte.

- Tak.

- Więc zabijesz Spook i zabijesz Cygana. A wtedy poniesiesz moje imię dalej. Aż wszyscy zaczną czuć rozpacz. Wielką, nienasyconą, nieprzejednaną rozpacz. Złap się karuzeli, daj się jej ponieść. A wtedy wrócisz, by wypełnić moją wolę.


Podszedł do karuzeli martwych ciał i ponownie się zawahał. Cząstka jego czuła pewnego rodzaju przywiązanie do członków gangu, jednak szybko zdusił sentymenty w zarodku. Tak bywa na Gehennie- ludziom odbija, rzucają się do gardeł nawet najbliższym kumplom. Tak pewnie będą mówić o Apaczu, po tym jak zacznie szerzyć śmierć i rozpacz korytarzami więzienia. Ale to nie jest ważne. Najważniejsze już zrobił, na Ziemi.

- Co będę z tego miał, poza tym, że dasz mi żyć? Pomożesz mi?

- Oczywiście. To będzie nasz pakt. Krwawy pakt.


- Zgoda. Niech i tak będzie- powiedział w języku Nawaho, chwytając się tyczki podpierającej koło z wiszącymi ciałami.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline