Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2011, 02:17   #363
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Wiosna roku 1114, 24 dzień Onnotangu. Stolica Klanu Ważki, prowincja Jishomi, Kyuden Tonbo.


Jedyną odpowiedzią gospodarza było, powstrzymujący gest dłonią, wyraźne i przeczące kręcenie głową oraz powrót do pokoju. Dziewczyna mogła uważnie przyjrzeć się mężczyźnie. Kitsuki-san poruszał się dystyngowanie, lecz nie było to niczym więcej, jak przyzwyczajeniem. Ten człowiek zachowywał się i nosił godnie tak długo, że przesiąknął tym i teraz było to widoczne w jego ruchach czy gestach.

Zasiadł przy jednym ze stolików, gestem zaprosił doń (a przed siebie) mniszkę, sięgnął do rękawa, sprokurował stamtąd kluczyk, którym jął otwierać stojącą opodal szkatułkę. Nieproszony, Satsu podszedł również i dosiadł się do nich akurat, kiedy Kitsuki ze staranną delikatnością rozwijał na stoliku... mapę.

Odręcznie kreśloną węglem, orientacyjną, pokrytą mnóstwem znaków nie mających dla Kyoko żadnego znaczenia, oraz okazjonalnymi kanji, które owszem, znaczenie miały. Pierwsze, które dostrzegła, to "Yogo Junzo", drugie, ponad pierwszym, mówiło Ado. Zdążyła zauważyć jeszcze kolejne dwa, mówiące Bayushi Shoju oraz Iha, nim nad mapą rozwinięty został obszerny list, który stary Kitsuki obrócił ku niej, prezentując dół listu: podpis (zasłonięty jego dłonią), pieczęcie (atramentową i woskową) oraz malunek.

Ten przedstawiał dwa znaki. W czerwonym okręgu, na szarym kole, był czarny, nakrapiany złotem skorpion z stalowo-szarą, niemal zlewającą się z tłem siecią trzymaną w szczypcach. Ogon skorpiona był uniesiony do ciosu, na jego krańcu można było dostrzec zbierającą się kroplę. Drobne, pięknie wykaligrafowane białą farbą kanji 'pływam' dopełniało obrazu.

Odciśnięta pieczęć była jednobarwna, lecz również detaliczna. W czerwonym zastygłym wosku wyryte były linie formujące płomienną maskę.

Prostszą była pieczęć atramentowa. Przedstawiała "trójpalczasty" liść jakiegoś drzewa.

- Ganbatte, droga Kyoko - wyszczerzył się radośnie (i cokolwiek złośliwie) Satsu.

Palec dyplomaty naciskiem od spodu zwoju uwypuklił malunek, zaś jego piwne oczy spojrzały na Kyoko wyczekująco. Dziewczyna już mogła przewidzieć, jak kościsty palec przesunie się na kolejną pieczęć zaraz po jej odpowiedzi a oczy będą domagać się kolejnej.

W końcu pan Kitsuki zwinął zwój i odłożył go na miejsce. Powstał i ruszył ku ścianie znikając za parawanem. Wrócił dłuższą chwilę później. Milcząc, usiadł przed niewielką postacią i delikatnie złożył na stole przed nią poszarzały ze starości zwój. Rozwinął go zręcznie, lecz delikatnie, pozwalając jej oczom przebiec pierwsze kanji na nim zapisane.


Asako Haiji, o monach, znakach rodowch i pieczęciach Wielkich Rodów, pisane dwudziestego trzeciego Akodo, roku sześcset czterdziestego czwartego wg kalendarza Isawa.

Kyoko mogła też dostrzec niewielki dopisek, czyniony inną ręką i innym atramentem. Dopisek stwierdzał:

Kopia poczyniona przez ucznia Agasha Kitsuki, w ramach ćwiczeń cierpliwości, z polecenia Agasha dai-sensei. Z zachowaniem błędów.

Miała przed sobą traktat o herbach rodowych wielkich rodzin. Kitsuki-sama upewnił się, że przeczytała, następnie przewiązał wstążeczką część tekstu - jak później miała zobaczyć, poświęconą Klanowi Skorpiona. Przesunął następnie zwinięty zwój w jej stronę, razem z starannie złożonym, wykaligrafowanym zaproszeniem - którego treść również miała zobaczyć później - by przyszła jutro o tej samej porze.

Jak na sygnał, rozległo się pukanie.
- Panie - rzekł strażnik zza drzwi - prosiłeś, by powiadomiono Cię o powrocie daimyo Tonbo.

Kitsuki skłonił się płytko młodej Togashi, jeszcze płycej "roninowi". Dało się poznać, że czas wizyty minął.

- Arigato, czcigodny - rzekł Satsu, zbierając się do wyjścia.

* * *

Decyzja miała kosztować Kyoko parę dni. Dni spędzonych pomiędzy lekcjami u Kitsuki, spotkaniami i rozmowami z Satsu i zwiedzaniem Pałacu Tonbo, który - jeśli mielibyśmy być szczerzy - na szumne miano "pałacu" raczej nie zasługiwał. Nie miał tego splendoru, tego bogactwa, a nawet odpowiednich dla tej nazwy zdobień.

Miał natomiast fortfikacje, do tego - przynajmniej dla nieuczonych oczu Togashi-san - robiące wrażenie wystarczające by miast "kyuden"* myśleć o "shiro"**. Dwa wzgórza warte odnotowania w raczej płaskiej okolicy miasta, w zasięgu strzału leżące jedno od drugiego, były zajęte przez dwie ufortyfikowane budowle umieszczone każda na kamiennych nasypach. Na mniejszym znajdowała się ładna, dwupiętrowa pagoda, na większym - sam Pałac. Tam też Kyoko dostała pokój i tam znajdowały się komnaty Mirumoto i Kitsukiego. O ile jednak ten ostatni niemal w ogóle swych nie opuszczał, o tyle ten pierwszy, lekce sobie ważąc żądania uzdrowicieli Ważki, znikał ze swoich na długie godziny i jako ronin przemierzał miasto.

Wzniesienia świetny dawały widok na miasto, o czym Kyoko mogła przekonać się sama, kiedy tylko miała taką chęć.

Okazji do zwiedzania było bez liku, a powodów - przynajmniej parę.

Zasugerował je sam Satsu, mówiąc, że skoro przegapiła aż dwa festiwale, przybywszy dzień po drugim, to przynajmniej powinna oddać respekt Fortunom. Wszak w miesiącu Smoka świąteczne były dwa dni, ona zaś oba spędziła w drodze, nie pamiętając o żadnych świętach. I o ile festiwal Trzy-Pięć-Siedem, obchodzony trzynastego dnia miesiąca w intencji dzieci Cesarstwa nie był szczególnie istotny dla kogoś już po swoim gempukku, o tyle dekadę dni później świetowana Celebracja Wiosny, czyli Festiwal Kwiatu Wiśni już tak. Zwłaszcza, że obchodzony był w domu ze szczególną rewerencją: to było ukochane święto matki Kyoko. To był też dzień urodzin Sakury - jej przyjaciółki, która temu właśnie zawdzięczała swe imię.

To było ważne święto dla samurajów, a nosząc nazwisko Togashi, nosiła przecież też miecze.

Poparł je pan Kitsuki, poważnie sugerując zwiedzenie paru świątyń, nawet scedowując raz naukę na drobną i kostyczną shugenja Tonbo, której dom mieścił się w środku miasta.

Sprzyjała zwiedzaniu wreszcie aż nadto radosna i wciąż jeszcze świąteczna atmosfera panująca w mieście. Kolorowe lampiony, odmalowane ściany.

* * *

Wiosna z natury rzeczy była porą roku, gdzie często widziało się wędrujących dyplomatów lub kurierów. Był to przecież czas powrotu z Zimowych Dworów, czas by przedstawić swym panom wynegocjowane układy, zaprezentować możliwe sojusze i przedstawić treść tak jednych jak i drugich do ratyfikacji władcom.

Kyoko jednak nie miała właściwie okazji by zaobserwować taki ruch w Kyuden Tonbo, pomimo szczególnej natury Ważek, jako swoistego "przedpola" Smoka. Powód był całkiem prosty - możnowładcy Wielkiego Klanu Smoka albo spędzili tę zimę u siebie, jak nie raz się im zdarzało, albo na Cesarskim Zimowym Dworze. A samych Ważek niemal nigdzie nie zapraszano. Toteż wiosenny ruch dyplomatyczny panujący u Ważek obecnie Kyoko z właściwą sobie mieszaniną bezpośredniości i bezczelności nazywała nieistniejącym - bo był nawet mniejszy niż ten, który znała z czasów przed gempukku. Po wyjeździe Żurawi (które wyjechały z ciałem kompana, tego samego dnia, niemal od razu) - nie było żadnego gościa. A wieść o ich wyjeździe rozeszła się niczym pożar i Kyoko znała ją rankiem następnego dnia.

Inną sprawą, że to, co mała Togashi znała z dzieciństwa, to, co kojarzyła jako powroty z Zimowych Dworów, wzbudziłoby śmiech u innych Klanów, może poza Krabami. Zimowe Dwory na ziemiach Smoka nie zdarzały się tak często jak u innych klanów.

Jeszcze inna sprawa, że przy panu Kitsuki wiedziało się wiele. Znacznie więcej, niż wiedziałoby się nie będąc w jego pobliżu. Wreszcie, w niewielkiej stolicy Ważek każda wieść rozchodziła się błyskawicznie.
Togashi dlatego też podejrzewała, że nawet nie bywając u pana Kitsuki, nawet nie pobierając u niego lekcji, które miały ją przygotować do wykonania zadania dla Satsu, nawet wtedy wiedziała by wiele.

Po pojedynku Ważki nadały jej odpowiedni status. Pamiętano jak stawała w obronie "ronina", nadawano znaczenia monom, wyciągano wnioski z tego, jak chętnie Satsu widział ją u boku.

Nie pomógł też sam Satsu. Kiedy rozstawali się pierwszego dnia, rzekł do niej donośnie i formalnie:

- "Unmei" Kyoko-san, arigato. To, jak mnie broniłaś w zajściu z Kakita-tachi***, nie zostanie zapomniane.

Po czym skłonił się jej i ceremonialnie wyciągnął ku niej miecze, które sama mu dała wcześniej. Wymiana broni została odnotowana, bo oczywiście wszystko stało się przy świadkach.

* * *

Prawdopodobnie nie powinna się więc dziwić, kiedy zaczęto zwracać się do niej inaczej. Postrzegać i traktować ją inaczej.

Prawdopodobnie.

Ale i tak coś w niej unosiło brwi, kusiło by przekrzywić głowę, zapytać, czy dobrze słyszy. Zwłaszcza czasami.

Tonbo Miyakonoudou był postawnym i przystojnym mężczyzną, na oko starszym od niej o kilka przynajmniej lat. Miał lekką bródkę, wyraźne rysy twarzy, dobrze się też prezentował w nowym kimonie w szarym kolorze, z czarno-złotymi wzorami.

Tonbo, razem z dwu równolatkami, poprosili ją o rozmowę już drugiego dnia pobytu. Nie było powodu odmawiać bardzo uprzejmej prośbie, zatem Kyoko stawiła się rano następnego dnia, w herbaciarni "Wschód Księżyca", gdzie trójka panów Tonbo na jej widok z bardzo poważnymi twarzami powstała, zaprosiła ją do stołu, podjęła śniadaniem, herbatą, rozmową, by wreszcie wyłuszczyć swą prośbę.

- Pani - rzekł z namaszczeniem Miyakonoudou, patrząc na nią z monolityczną wręcz powagą. Sztywna dworność młodziana aż prosiła się o porównanie do głazu - niewzruszonej bryły, pokrytej patyną wieków. - Pragnieniem wielu Tonbo jest przywrócenie tego, co było. Jest uczynienie z prezentu Syna Niebios czegoś więcej, niżeli nader honorowej dekoracji. Matką wszystkich Ważek było Isawa Maroko i wielu spośród Tonbo kroczy ścieżką shugenja, rozmawiając z kami. To powód do dumy, wielokroć też dzięki temu powtarza się imię tej wielkiej wśród Tonbo i Isawa postaci.

Młodzian spojrzał na nią z błyskiem w oku, uniósł lekko dłoń kontynuując z ferworem:

- A jednak przecież nie powinno zapomnieć się o Ojcu! Jemu również każdy z Tonbo winien jest szacunek! On również założył wśród nas szkołę...

- Praktycznie czyniąc, jak na Mirumoto przystało - rzekł cicho młodszy mężczyzna siedzący po prawej stronie Miyakonoudou, którego rysy twarzy zdradzały pokrewieństwo. - Praktycznie, bo przecież nawet u Feniksów bushi jest więcej niźli shugenja, a to klan, któremu najbardziej kami sprzyjają.

- Słusznie rzecze mój kuzyn! - raz jeszcze z wyraźną gestykulacją, z werwą podjął organizator spotkania. - I tu właśnie do Ciebie, o pani, pragnęliśmy się udać, o pomoc prosić. Osoba o Twoim talencie szermierczym, Osoba, która chroniła Tego, Którego Imienia Ujawnić Nie Należy - pompatyczny styl mowy Tonbo wyraźnie zdradził gdzie postawione były wielkie litery - na pewno rozumie nasze pragnienie własnego dojo. A jeśli Ty, o Pani, szepnęłabyś słowo, nawet nasz daimyo musiałby przychylić ucha!

Cała trójka spoglądała teraz na mniejszą od nich dziewczynę z żarliwą nadzieją.

Kyoko zaś niemal od razu przypomniała sobie zasłyszaną wczoraj przypadkiem rozmowę.

* * *

Siedziała wtedy w ogrodzie medytacyjnym jednej ze świątyń, w cieniu posągu Czterech Strażników, bóstw wiatru. Nie widziała tamtych, oni jej też nie. Ale ich rozmowa niosła się całkiem dobrze po pustym ogrodzie, na pewno lepiej niż oczekiwali.

- Mirumoto-sama, czy sądzisz, że daimyo nas przyjmie?
- Na pewno, najdroższa. Znasz przecież historię założenia Klanu Ważki?
- Hai - rzekła z westchnieniem panna - ale czy to wystarczy?
- Na pewno - ze śmiechem zapewnił mężczyzna - to przecież nasza historia. Tonbo-sama na pewno to spostrzeże. Nic się nie martw. Wkrótce oboje będziemy nazywać się Tonbo, a Ty będziesz moją żoną. A pan Matsu nie będzie mógł nic z tym zrobić.

* * *

Po części zatem za sprawą Satsu i posiadanego przez nią statusu, po części za sprawą bliskości Kitsuki-sama, Kyoko wiedziała o nadciągających przed ich przybyciem.

Pierwszym przybyszem był Tonbo Miyuki, powracający z Cesarskiego Zimowego Dworu w Shiro sano Kakita. I ten powrót budził wśród Ważek wiele ekscytacji, był tematem licznych rozmów. Pan Tonbo miał przybyć w przeciągu kilku dni, lecz już teraz zdominował tematy rozmowy. Chwilami Kyoko cieszyła się z tego, zwłaszcza odkąd odkryła, że konkurencją dla pana Tonbo w dominowaniu rozmowy jest jej skromna osoba, w opowieściach wyrastająca na coraz to lepszą mistrzynię miecza i (również coraz bardziej) zaufaną smoczych daimyo, wcale nie tylko przyszłych, lecz także obecnych.

Drugim przybyszem, była - a raczej miała być - pani Bayushi Anko. Osoba, która dla Kyoko była bodaj ważniejsza, niźli pan Tonbo. Osoba, którą miała 'sprawdzić'.

I której opóźniające się przybycie było źródłem niepokoju dla Satsu jak i dla Kitsuki-sama. Odkąd bowiem dotarły pierwsze wieści o jej nadciągającym orszaku, nic nie wskazywało, by coś miało wstrzymać jego przybycie.

----------------------------------------------
* kyuden - pałac
** shiro - zamek
*** tachi - tu: grupa. Kiedy mówimy o kilku heiminach, można powiedzieć heimin-tachi. Jeśli w mieszanym zgromadzeniu pragniemy odezwać się do wszystkich Mirumoto, powiemy Mirumoto-tachi. Mówiąc o zajściu z kilkoma samurajami Kakita... itd.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 19-04-2012 o 08:42. Powód: poprawki posta - dzięki Carn!
Tammo jest offline