Wątek: Cena Życia III
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2011, 16:26   #25
Grzymisław
 
Grzymisław's Avatar
 
Reputacja: 1 Grzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znany
Spodziewali się huku i błysku pozostawionego ładunku. Zamiast tego zobaczyli błysk reflektora i usłyszeli huk licznej broni skierowanej w swoją stronę. Przerażeni zerwali się do ucieczki o wiele mniej zorganizowanej, niż planowana. Michael był kompletnie oszołomiony. Jedynie Dean zachował odrobinę trzeźwości umysłu.. A doszczętnie oprzytomniał, gdy jakaś kula drasnęła go w ramię.

- Spróbuj jeszcze trochę szybciej, tato! - krzyknął do staruszka.

I wtedy dopiero rozległ się wyczekiwany przez nich wybuch rzucając nimi o ziemię. Mieli szczęście, że nie Michaelowi nie udało się wysadzić ładunku w ten prowizoryczny sposób, bo szybko dołączyliby obaj do Charliego.

Zerwali się szybko i Dean pociągnął pozbawione chwilowo woli i zdolności pojmowania chodzące ciało ojca w stronę zatrzymującego się samochodu. Ze środka wyskoczył kierowca i rzucił czymś w stronę atakujących. Tym czasem egzekutor najmłodszej latorośli rodu Carterów osłaniał go z karabinu. Władowali się do środka w momencie, gdy Hummer już ruszał. Z drogi zapamiętali obaj tylko wstrząsy, huki i paraliżujący strach. Gdyby wiedzieli, do czego doprowadzą, woleliby zaryzykować skradanie się pod sam most.

Po zatrzymaniu wysiedli nie otrząsnąwszy się jeszcze z szoku. Michael stanął zapatrzony bezmyślnie w widocznie nawet w ciemności pokiereszowany, doszczętnie zniszczony samochód. Tym czasem Dean zauważył, że stary Murzyn mówi coś do niego i natychmiast domyślił się, o co chodzi, mimo, że nie słyszał słów. Pomógł mu iść, ale zerkał cały czas na ojca, czy przypadkiem on też nie potrzebował pomocy. Co prawda w samochodzie znalazł tyle siły i świadomości, żeby opatrzyć bark syna, ale zaraz na powrót popadł w amok. Szli wszyscy w kierunku jakiejś chatki.

Na miejscu ciemnoskóry podziękował i zajął się przygotowaniem czegoś rozgrzewającego, mimo swojego fatalnego stanu, za co Dean był mu bardzo wdzięczny. Wypił nieco, napoił ojca i bez słowa nie zwracając uwagi na innych – tym bardziej, że Murzyn też już spał – położyli się.

Rano Michael był już całkowicie przytomny. Po wczorajszym szoku nie było śladu nie licząc zauważonej przez syna zgryzoty z powodu zasugerowania tak głupiej rzeczy…

W pewnym momencie telefon samozwańczego, ofiarnego „kucharza” zadzwonił. Nie powiedział nic do dzwoniącego. Odezwał się za to do białych:

- Swen. To chyba była Umbrella. Szukają tej lekarki, co zostawiła nas w moteliku. Chcą spotkać się w Conconully, w Sit’n Bull. Oferują pomoc lekarzy i sprzęt. To pewnie pułapka. Ale ... – Murzyn zawahał się – Ale bez pomocy lekarskiej nie mam szans. Chcę się z nimi spotkać. Pogadać. Potrafię negocjować. Nawet z takimi skurwysynami powinienem dać sobie radę. Ten koleś mówił do mnie w liczbie mnogiej. Więc chyba brał i was pod uwagę. Chcą naszej pomocy. A my potrzebujemy kilku rzeczy. Pytam krótko. Ryzykujemy? Czy nie? Ja jestem gotów pojechać na spotkanie. Tylko ... Sam pewnie nie dam rady, no i nie mam samochodu.

Na chwilę zamilkł. Indianin patrzył na niego bez cienia zrozumienia.

- Wchodzicie w to? Swen? Goran?

”A więc jednak!” – pomyślał Michael – ”Pokazałeś drogę, czerwońcu, to teraz rób, co chcesz! My cię tu zostawimy… Szlag by to… I to jeszcze kto to wymyślił? Murzyn! Ten, którego uważałem za największego sojusznika!”

Gdyby miał słabsze nerwy wyciągnąłby pistolet i palnął sobie w łeb. Ale ku swojemu zdumieniu zaobserwował, że biały wyraźnie wściekł się na tą propozycję. Wyrwał Murzynowi telefon.

W wyniku dziwnej sytuacji, jaka miała miejsce, wszystkie telefony zostały pozbawione baterii, a wczorajszy kierowca stał na środku pokoju z ładunkiem wybuchowym na sobie i pytał, kto pójdzie w jego ślady.

Żeby zapobiec zgłoszeniu się syna Michael szybko wziął co trzeba i bez słowa zaczął na siebie zakładać. Przerażony Dean zaprotestował.

- Słuchaj, synu – zaczął staruszek głosem nieznoszącym sprzeciwu – Nie wiem, czy o tym wiesz, ale zabiłem kiedyś człowieka z zimną krwią i zrobiłbym to jeszcze raz. Zdajesz sobie sprawę, że gdyby twoja żona wróciła, zabiłbym też ją. Nie jestem dobrym człowiekiem bez względu na to, co myślisz. Przynajmniej tym ci się przysłużę, że to nie na tobie wybuchnie bomba. Albo spójrz na to z innej strony, może to cię przekona. W razie wybuchu będę najbliżej, więc rozerwie mnie od razu i nie będę długo cierpiał.

Dean nie zareagował. Skinął lekko głową zrezygnowany.

- Dobra, panie przywódco – zwrócił się do białego – Nie mam pojęcia, o co chodziło, ale potrzebujemy lekarza. Zaryzykuję. Co teraz?
 
Grzymisław jest offline