Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2011, 20:25   #38
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Smok.
Duży czerwony smok latał nad miastem, wzbudzając popłoch swoją obecnością.


Raetar przyglądał mu się z obojętnością na obliczu. Niewiele wszak mógł zrobić. Był sam w tym mieście i nie przygotowywał się na walkę ze smokiem, a na ewentualną ucieczkę śledzącym go osobom. Zresztą, to nie była jego walka.
Był tu tylko obserwatorem. Silverymoon miało wszak swoją armię, miało magów, miało jedną z najpotężniejszych czarodziejek w Faerunie. Miało dość sił, by walczyć nawet z tak liczną inwazją.
O Dottcie, zapomniał. Zapomniały zresztą również głosy w jego umyśle, nieumyślnie przekręcając jej imię. Nie miał też całej nocy na jej poszukiwania. I nie miał powodu by jej szukać. Choć mogła być przydatna, to spokojnie obejdzie się bez niej. Potrzebuje tylko spokojnego kąta na rytuały.
Na razie obserwował zmagania ze smokiem, trzymając się z dala od bitewnego zgiełku. Sytuacja na ulicach miasta stawała się coraz dramatyczniejsza.

Abishai'e. Czerwona odmiana demonicznego pomiotu Tiamat. Taka właśnie bestia zaszczyciła dach, na którym przyczaił się mag. Samotnik obrzucił stwora złowrogim spojrzeniem lustrzanych oczu. I po chwili skupienia wyrzekł krótko.- Zgiń, przepadnij
Z dymów płonącego miasta uformowała się przed demonem sylwetka uzbrojona w kosę, szepnęła cicho grobowym głosem.-Tiamat wzywa cię do siebie Arshenandarze.



I wykonała zamach bronią.
Przerażony abishai wpatrywał się w ruch kosy niczym zahipnotyzowany. Ostrze opadło, demon zadrżał i upadł na dach swym cielskiem. Zwłoki stwora powoli przesuwały się po jego dachówkach ciągnięte w dół siłą grawitacji. Martwy, mimo że na jego ciele nie było żadnej rany.
Raetar przyglądał się z obojętnością martwemu demonowi. Nie słyszał słów przywołanej istoty, nie widział dokładnie jej kształtów. To nie miało znaczenia. Wszak liczył się efekt, a nie środki do niego prowadzące. Gdy więc adwersarz zginął samotnik ponownie skupił swe spojrzenie na smoku.
Nie był przygotowany na mierzenie się z czymś takim. Nie planował w ogóle walk. Może później spróbuje, gdy będzie gotów. A na razie...
Samotnik nie widział więc powodu, by narażać swoje życie. Nie widział też powodu, by nie pomóc... o ile nie wiązało się to z ryzykiem.
Oddalał się więc od skrzydlatych bestii, szukając czegoś. W końcu to znalazł.
Stojący w jednej z uliczek, spory drewniany wóz.


Idealny...

Raetar zsunął się po ścianie, po czym skoczył na drewnianą skrzynię. I po chwili wóz ożył. Koło ruszyły z miejsca, dyszel się uniósł w górę. Posłuszny woli Samotnika pojazd ruszył ulicami miasta, wioząc go na sobie, i wywołując po paru chwilach niemałe zdziwienie na twarzach przypadkowych osób, które Raetar mijał na - z pozoru - samoistnie toczącym się wozie. Zmierzał on zaś na południe miasta... mijając po drodze również jakiś wóz prowadzony przez zbrojnego, wyglądającego na kogoś więcej niż nieokrzesanego prostaka z mieczem. Na tamtym wozie siedziały zaś jeszcze dwie kobiety i mała dziewczynka, wszyscy zaś pchali się właśnie na plac pełen skrzydlatych poczwar, by stamtąd z pewnością dostać do Wielkiego Pałacu, gdzie to też (och i ach), jakże to wielce mieli być wszyscy bezpieczni.

....

Raetar widział już "Księżycowy Most", łączący obie części miasta, gdy nagle owy ożywiony wóz został gwałtownie zatrzymany, niemal powodując wyłożenie się na nos stojącego na nim mężczyzny. Spojrzał nieco zdziwiony w tył.

- Witaj "Samotniku" - Osmolona od dymu Dotta puściła w końcu wóz, który... na chwilę zatrzymała siłą własnych rąk - Gdzie to sobie jedziesz? - Spytała.
-W tamtym... kierunku.- wskazał jej najbliższą uliczkę palcem.-Ogólnie rzecz biorąc... jadę dokądkolwiek.
- Tak sobie, bez powodu?
- Zadała kolejne pytanie, i dodała - Nie masz zamiar w żaden sposób pomóc?. Chociażby przez wytłuczenie paru Orków?.
-Pomóc? Czemu? Co do moja pomoc temu miastu? Co zmieni w tej sytuacji kilku martwych orków?
- spytał retorycznie Raetar. Przez chwilę milczał, po czym rzekł.- Tyle pomogę, ile będę w stanie bez narażania siebie na zagrożenie. To nie jest nasza wojna. I nie mamy powodu, by ginąć.
- Nasza? -
Zdziwiła się kobieta - Dobra, to co, pora wiać w siną dal?.
-Czy to nie ty przed kilkoma godzinami nie wieszałaś psów na tym mieście? Zdołałaś je przez ten czas naszej rozłąki polubić, na tyle by... zmienić zdanie o Silverymoon? A może już cię wynajęli do obrony?-
spytał w odpowiedzi mag. I wzruszył ramionami. -W tej chwili oddalamy się od smoka. Są zagrożenia, z którymi nie warto mierzyć się, o ile nie jest się przypartym do ściany.

Nie otrzymał odpowiedzi, nie zainteresował się czemu mu jej nie udzieliła. Ulice w tej części miasta były już opustoszałe, otwarte drzwi świadczyły od pośpiesznym ich opuszczeniu.
Wóz poruszany niemalże wolą Raetara przejeżdżał więc bez problemu. A mag szukał czegoś rozglądając się dookoła. Przyglądał się okolicy.
Ta w której się obecnie znajdował była... idealna. Orki tu jeszcze nie dotarły, ale mieszkańcy uciekli. Pożary im nie zagrażały. Mógł sobie zrobić to co planował.
Zatrzymał wóz skinieniem dłoni, zeskoczył z niego i rzekł do Dotty.- Zostań tu i czekaj na mnie.
Po czym ruszył do środka najbliższej karczmy. Czuł jak głosy w głowie zanikają. Potrzebował ich przebudzić ponownie. Ruszył w kierunku piwnicy. Potrzebował bowiem kilku minut spokoju. Wziął pochodnię zawieszoną na jednej ze ścian i ruszył do piwniczki.
Drzwi były zamknięte, więc wyciągnął miecz. Jeden zamach i potężna siła uderzyła w drzwi. Pod jej naporem drewno uległo i drzwi zostały wyważone, a sam Samotnik zszedł do środka.
Następnie zatknąwszy pochodnię w uchwycie zamocowanym w piwniczce.
Po czym sztyletem zaczął kreślić pierwszą z pieczęci.


Pieczęć Tenebrousa.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-10-2011 o 21:17.
abishai jest offline