Lukrecja zmrużyła oczy. Mężczyźni najprawdopodobniej chcieli zwyczajnie sprawdzić, czy kobieta nie jest wampirzycą i czy jazda za dnia jej nie zabije. Kobieta pokręciła głową i wzięła głęboki wdech w pierś.
-
Dobrze, niech tak będzie.- rzekła -
Zostanę tu na noc. Wiedzcie jednak, że jeśli mój rumak ucierpi przez tę noc to co zarobicie pójdzie na pokrycie kosztów kupna, odchowania i szkolenia nowego wierzchowca. - rzekła, po czym sięgnęła ręką do sakwy. Złota moneta powędrowała lotem w ręce karczmarza -
Pokój na noc.- syknęła po czym zniknęła z oczu grupy udając się w ciemny korytarz, gdzie znajdowały się pokoje.
-
Wy będziecie musieli zadowolić się dwoma izbami, gdyż mam tylko trzy łącznie...- rzekł niezbyt przystojny i raczej nie charyzmatyczny gospodarz.
-
Ty Gilbert, leź że po tamtego człeka co z włości naszych wyszedł kilka chwil temu! Pędem.- ponaglił zarośniętego na twarzy wieśniaka. Mężczyzna skinął głową i wybiegł. Pędził na złamanie karku, by niezbyt rozgarniętego jakby się mogło wydawać Rudolfa.
Droga była prosta i kmiot szybko dogonił idącego samotnie osobnika.
-
Panie! Tamci wzywają! Prawią by po zmroku nie łazić po tych okolicach bo niebezpiecznie tu wszędzie! A tamci to chcą odpocząć do świtu i ruszyć nad ranem! Nawet ta cała pani szlachecka co to przygnała niedawno to zostaje!- wysapał. Tylko w kwestii samego Rudolfa leżało, czy wróci do szynku czy też nie...
~***~
Ranek był piękny. Jak rzadko. Gołe niebo, na którym pojawiło się słońce dodawało otuchy. Pierwsi, którzy się zbudzili i opuścili swoje izby widzieli jak Lukrecja bez pożegnania opuściła szynk i dosiadłszy rumaka pognała w stronę dworku jej pana. Teraz pozostawało im się zebrać i ruszyć w stronę Ostrova. Zapadła martwa cisza. Przyszli kompani spoglądali na siebie dziwacznie, z dystansem. Milczeli szykując się do drogi. Wóz czekał...