Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2011, 12:57   #9
Tohma
 
Tohma's Avatar
 
Reputacja: 1 Tohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie coś
Twierdza Bashy. Wygląda tak, jakby stała tam od zawsze. Niezatapialny statek z kapitanem tak legendarnym, iż niektórzy widzieli w nim boga, ostatnią ostoję sprawiedliwości i oporu.
Kobieta, zabójczyni stojąca przed jej bramami tylko raz podniosła głowę, by obrzucić tę twierdzę spojrzeniem. Przypominała sobie wiele okazji, gdy przemierzała szlaki obok niej, zawsze zastanawiając się jak to jest, należeć do ruchu oporu. A teraz miała się przekonać na własne oczy, gdyż otworzyła zapieczętowany list, furtkę do tajemnic tego miejsca, skrywający opis misji, której postanowiła się podjąć.
Czekała tam i nawet wiatr zdawał się omijać jej stoicką postać. Kazali jej czekać, zgadywała, że to po to, aby upewnić się co do jej osoby.
Wiatr rozwiewał jej długie, czarne włosy, wyrzucając je spod głębokiego kaptura, a ona stała, niewzruszona. I tylko jej wierzchowiec, bura bezimienna klacz, rżał raz po raz rozsypując nerwowymi ruchami kopyt piach dookoła. To stworzenie wydawało się wyczuwać towarzyszące tej sytuacji napięcie dużo bardziej niż jego właścicielka.
Zaraz jednak nastąpiła zmiana, Lea, bo tak miała na imię, drgnęła niedostrzegalnie i lekko przechyliła głowę w bok, ku nowoprzybyłym.
Vargrom i Arvanel nie byli specjalnie szczęśliwi, czy nawet podekscytowani. Długa podróż na piechotę, ale także hulanka, którą zaserwowali sobie noc wcześniej, niespecjalnie pomogła w pokonaniu tej dość długiej drogi, drogi do twierdzy Bashy.
Oni także, dostawszy zapieczętowaną wiadomość nie wahali się z otwarciem jej ani chwili. Dreszcz emocji, który towarzyszył myśli o możliwości wykonania dobrze płatnego zadania dla samego Bashy, przyprawiał nawet krasnoluda Vargroma o szybsze bicie serca.
Całą drogę, zapewne, by minęła szybciej, bez żmudnego liczenia kilometrów, zapewniali się nawzajem o bogactwach jakie będzie im dane roztrwonić, gdy już wykonają misję i otrzymają swoją, sowitą w mniemaniu, nagrodę.
Doszli jednak do celu podróży i mina im zrzedła. Nie dość, że strażnik kazał im czekać przed bramą to jeszcze jakaś obca kobieta stała obok. Z koniem u boku!
Koniem! Poczęli bić się po głowach dlaczego sami o tym nie pomyśleli. Może krasnoludy nie należały do specjalnie dobrych jeźdźców, ale Arvanel, ludzkiej rasy, znał tę sztukę od dawna, i mimo że mistrzem jeździectwa nie był, to mu szczególnie poszła w żyć myśl o tym niefortunnym przeoczeniu.
Co tam koń jednak, obrzucili podejrzliwymi spojrzeniami kobietę i poczęli szeptać ku sobie, jakoby nie spodziewali się kogoś więcej. Cóż, jedna osoba to jeszcze nie taka katastrofa, ważne by nie wchodziła im w drogę.
Lea natomiast stała jak posąg i spojrzała tylko bez specjalnego zainteresowania na przybyłych, nie interesowali ją inni, ważna była tylko misja i możliwości, które ze sobą niosła.
Możliwości pozbawienia żyć wielu gadzich pomiotów. Uśmiechnęła się krzywo w cieniu kaptura.
Podczas, gdy kobieta obmyślała profity tego zadania, dwójka przybyłych rozpoczęła dyskusję o tym, jakoby to wszystko było tylko jedną wielką farsą, pułapką wręcz.
To głównie mag Arvanel wydawał się mieć takie lęki, zaraz jednak sprowadzony do poziomu przez swojego kompana, który wykpił jego pomysły w sobie tylko dostrzeganym żarcie.
Zaraz jednak stracił zainteresowanie bojaźniami człowieka i zniecierpliwiony wrzasnął w stronę bramy, iż ile oni mogli czekać. W końcu sprowadzili ich tutaj, oczekując natychmiastowego stawienia się w twierdzy, a teraz każą im czekać.
Arvanel jednak nie odpuścił i tym razem rozpoczął dysputę o zaletach bycia magiem i ich wyższością nad wojownikami. Vargrom, przyzwyczajony do takich napadów, westchnął tylko i odwarknął coś, co w jego mniemaniu było oczywiste, iż to wojownicy mieli znaczącą przewagę w walce, będąc bardziej ubezpieczeniu fizyczną bronią, a nie tylko mistycznymi mocami, z którymi w końcu nigdy nic nie wiadomo.
I tak czekali, znużeni podróżą. Wiatr łopotał ich płaszczami, a tiara z głowy maga co chwila lądowała w jego dłoni, aby uchronić odzież przed odfrunięciem gdzieś w siną dal.
 
__________________
There is no room for '2' in the world of 1's and 0's, no place for 'mayhap' in a house of trues and falses, and no 'green with envy' in a black and white world.

Ostatnio edytowane przez Tohma : 19-10-2011 o 13:48.
Tohma jest offline