Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2011, 13:22   #48
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
CG poprosiła o mrożoną herbatę i zasiadła przy stoliku w towarzystwie Rickiego. Było naprawdę gorąco. Zrzuciła z siebie płaszcz i przetarła czoło papierową serwetką kiedy duchołap zaskoczył ją pytaniem.
- Dobra. Łapię się na tym, że poznaliśmy się prawie dwie godziny temu, a ja jeszcze nie zapytałem, jak masz na imię?
- No właśnie.... - CG złapała oszronioną szklankę i wychyliła kilka potężnych łyków żeby dać sobie chwilę na przemyślenie sprawy. Powieka jej nawet nie zadrgała kiedy patrzyła mu w oczy.

To wszystko było bez sensu. Fakt, nie miała grosza przy duszy ale legalna robota? Szlag, czy dostatecznie to przemyślała? Jak daleko ją to zaprowadzi? Nie mogła podać swojej prawdziwej tożsamości, nie mogła dać im żadnych papierów na potrzeby rejestracji i biurokracji. Mogłaby załatwić fałszywe papiery ale to kolejne dni zwłoki. Poza tym Ricki już zauważył, że ma na tyle silne zdolności, że aż dziw iż MR się nią nie zainteresował. Ile może minąć aż zderzą mu się kulki? Aż ktoś ją skojarzy i namierzy? A od tego już dwa kroki do pokoju bez klamek w podziemiach MRu. Powinna pozostać anonimowa. Tym bardziej, że niebawem ma uczestniczyć pełna zaangażowania w sprawie, którą naświetlił jej demon. Czy nie zagalopowała się za bardzo? Praca, mieszkanie, normalne życie? A może to potrwa tylko kilka dni i trzeba jej będzie wrócić skąd przyszła? Czyli... do piekła?

- Szlag - wstała z krzesła jakby nagle przypomniała sobie o czymś bardzo ważnym. - Wybacz Ricki... dziękuję, że mi pomogłeś tam w parku. Ale właśnie zdałam sobie sprawę, że ja... nie mogę dla was pracować. Wybacz, że wprowadziłam cię w błąd dając do zrozumienia, że jest inaczej. I... dzięki za herbatę.

Złapała płaszcz, przewiesiła go przez ramię i skinąwszy na egzorcystę skierowała się do wyjścia. Pieniądze to przecież nie problem. Istnieje wiele sposobów żeby je zdobyć. A pełnowymiarowa praca znajdowała się na samym końcu tej listy.

- Miło cię było poznać … pani Enigmo - pożegnał ją wesołym śmiechem. - Gdybyś zmieniła zdanie, masz moją wizytówkę.

- Jasne - rzuciła i już jej nie było. Szła przed siebie, bez celu jak najszybciej przebierając nogami.
Żar lał się z nieba co na londyńskie warunki było tyleż nietypowe co niepokojące. Wszelkie anomalie przykuwały uwagę i CG zastanawiała się czy ta niecodzienna pogoda to aby nie zapowiedź tego co ma się wydarzyć. Bo demon jasno dał do zrozumienia, że stanie się coś czego nie będzie dało się przeoczyć. Pozostało jej przycupnąć jak na szpilkach i czekać na wielkie bum. Przypominało to dmuchanie balona, który na twoich oczach przybiera nienormalne rozmiary i masz pewność, że nadmiar gazów rozwali go zaraz na strzępy. Czekasz na odgłos, który rozsadzi ci bębenki i sam fakt, że nie masz pewności kiedy dokładnie to nastąpi przyprawia cię o nieprzyjemny skurcz gardła.

CG zboczyła na stację benzynową, weszła do obskurnej łazienki gdzie przemyła wodą twarz, zmoczyła włosy i przylizała aby zakryć cholerne szycie. Stała przed chwilę przed lustrem wsłuchując się w szum wody. Jak mogła na szybko zdobyć jakąś gotówkę? Zpożyczyć się u niewłaściwych ludzi. Znała takich dostatek ale odsetki rosną u nich zatrważająco szybko. Możliwe, że nie będzie miała okazji nigdy ich spłacić ale co jeśli jakimś cudem się jej powiedzie i dostanie szansę na drugie życie? Zaczynać z długiem u niebezpiecznych ludzi to nic pociągającego. Do diabła... Gdyby miała dostęp do swojego starego konta... W testamencie zarówno mieszkanie jak i całe oszczędności przepisała Loli. Może po prostu powinna poprosić o ich zwrot tłumacząc się, że nie ma na pieprzony bilet na metro? “Cześć Ruiz, czy mogłabyś zwrócić mi te trzy tysiące funtów, które zostawiłam ci po śmierci?”. Przecież Latynoska urwie jej łeb... W optymistycznej wersji. Może jednak pogada z Brewerem. Pożyczy od niego jak normalny człowiek, nie potrzeba jej wiele. Żeby przeżyć kolejne dni i zmierzyć się z tym co ma się nieuchronnie wydarzyć. Cholerne czekanie...

Wychodząc ze stacji benzynowej rąbnęła parę okularów przeciwsłonecznych w zabawnych kocich oprawkach. Odpaliła papierosa i ruszyła w stronę parku przy Canal Street. Nie zakończyła pogawędki z duchem opiekuńczym drzewa czy kim był ten cholerny byt, z którym się skontaktowała. Niemniej poznał ją z imienia i nazwiska i CG zamierzała wydusić z niego coś więcej. Nie lubiła niedokończonych spraw a tą w końcu gwałtownie jej przerwano. Była uparta. I po raz wtóry wracała w to samo miejsce.

Czekał ją długaśny spacer, bo z Rickim odjechali naprawde spory kawałek od parku przy Canal Strret. Na oko okolo osiem kilometrów, jak nie więcej. Ze dwie godziny spacerkiem. W koncu nieźle spocona dotarła do celu. Park był taki, jak rankiem. Ponury, zarośnięty a przy drzewie nadal “biwakowała” krewka grupka zombie. W pbliżu wejścia jakiś hippis rozstawił kramik z pamiątkami, a kawałek dalej na saksofonie grał nostalgiczne jakiś przypominający Boba Marleya rastaman. Ławeczkę dalej obściskiwała się para nastolatków.

CG podeszła najpierw do zimbie. Odnalazła wzrokiem sprawcę jej rozwalonego łba i powiedziała:
- Błagam panowie, tym razem oszczędźcie mi łomotu. Nie zamierzam w żaden sposób zniszczyć tego drzewa.
Zasiadła na skrzyżowanych nogach i podetknęła do ust harmonijkę. Zagrała pewnie pierwszą frazę, która przywoływała ducha drzewa. Za pierwszym razem zawsze trzeba było nieco kombinować, wpaść w odpowiednią tonację i kluczyć pomiędzy dźwiękami. Za drugim razem to formalność. Pamiętała dokładnie melodię i teraz odtwarzała ją z pełnym przekonaniem jej poprawności, tak jak ksiądz recytuje z pamięci fragmenty biblii.

I pełne zaskoczenie. Wyczuwała duchy. Te same co wcześniej. Ale tym razem nie pojawiła się ta amorficzna i spójna moc. Odpowiedziało jej brzęczenie duchów samobójców i atonalne, wibrujące jak ćmienie zęba poczucie czegoś na granicy percepcji.

Nie poddawała się. Przecież czuła go gdzieś, niby w pobliżu ale bardzo daleko, na granicy swojego zmysłu śmierci. Muzyka służyła jej jako sonda, dźwięki odbijały od metabytów i wracała szepcząc do ucha odpowiedzi. Zmieniała tonacje, wariacje, wibracje. Ten sukinsyn nie mógł się rozpłynać. Ukrywał się przed nią a ona zamierzała wywlec go na światło dzienne. Tkwiła pod tym cholernym drzewem i wygrywała swoją piskliwą kakofoniczną symfonię bez ładu i składu. Dźwięki przeciągały się i wiły niemal raniąc uszy. Ale nie przyniosło to żadnych rezultatów. Miała wrażenie, ze ten byt jest zbyt silny, ucieka przed nią, drażni się, ukrywa. Wymyka się kiedy już niemal zaciskała na nim swoje matafizyczne palce. Targała nią złość. Chyba jednak nie była tak dobrym egzorcystą jak sama przypuszczała.

Wstała wkońcu z rezygnacją. Od zombie wyżebrała dwadzieścia pensów na telefon. Niezbyt mu się uśmiechało oddanie nawet tak drobnej sumy ale wywołała w nim wyrzuty sumienia i w końcu moneta wylądowała w jej dłoni.
Zadzwoniła do MR’u. Rezolutna sekretarka oświeciła ją, że sierżant Brewer jest w terenie.
- Może coś przekazać? - dodała w ramach formalności.
- Owszem - zgodziła się CG. - Proszę mu powiedzieć, że dzwoniła Cyntia. Jego kuzynka. Chcę się spotkać z nim wieczorem we włoskiej knajpie na Covent Garden. Bocca di Lupo. Zapisała pani?
- Bocca di Lupo - powtózyła z nawet ładnym włoskim akcentem.
- Dokładnie. Koło ósmej. I niech zabierze ze sobą Ruiz i Trisketta. Muszę z nimi pomówić.
- Ruiz i Trisketta - powtórzyła nieco może zdziwiona. - Coś jeszcze.
- Dziękuję. To wszystko.

Lawrence rozłączyła się i położyła w pełnym słońcu na parkowej ławeczce. Była skołowana, w głowie nadal łupało a przed oczami latały mroczki. Czy Brewer będzie na nią wkurzony, że wlątuje go w tą sprawę? Czy dobrze robi chcąc spotkać się z byłym mężem i byłą dziewczyną? Prędzej czy później i tak będzie potrzebowała ich pomocy i dostępu do śledztwa. Lola się wścieknie. Zawsze się wściekała. Ten cholerny latynoski temperament potrafił utrudnić najprostsze sprawy. Dlatego lepiej mieć to jak najszybciej za sobą. Specjalnie wybrała elegancką knajpę. Może Ruiz będzie miała opory żeby robić tam burdę. A i Triskett może coś skojarzy. W końcu to tam się jej oświadczył sześć lat temu.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 19-10-2011 o 13:40.
liliel jest offline