-Nie, chciałem się tylko przywitać- stwierdził jaszczur wzruszając ramionami- nie znam szczegółów, tylko tyle co dostałem w zapieczętowanym liście
- Rozkazy chyba wszyscy dostaliśmy takie same. Misja wielkiej wagi. Mam nadzieję, że równie wielkie przeznaczą na to środki- odpowiedział, opierając się o ścianę
-Mnie wystarczy to co mam u siebie, ale jeśli dodatkowy sprzęt może pomóc któremuś z moich towarzyszy to nie będę przeszkadzał. Jak się mają Beztwarzowi? Mam nadzieję, że dobrze... Pożogi ostatnio skurczyły się o jednego członka- zakończył z wyraźnym smutkiem
- O tym też właśnie mówię. Co do mojego oddziału, zlikwidowaliśmy ostatnio jedną z pomniejszych fabryk, choć staraciliśmy przy tym prawie 10% oddziału. Nie mniej, warto było- odpowiedział dość sucho, wciąż spoglądając z podejrzeniem na jaszczura. U niego nie widać było smutku. A może widać? Ciężko powiedzieć po twarzy cokolwiek-
szczęśliwie coraz więcej imigrantów przybywa z wyspy, więc mamy stały dostęp do zasobów ludzkich, czy jak w tym przypadku, elfich.
-Tęsknię za czasami gdy mogłem powiedzieć to samo. Pożóg zostało już osiem, niedługo wybierzemy kogoś na miejsce Eliazza, ale niestety Pustynne Burze nie są już takie wielkie jak kiedyś.- powiedział przygnębiony myślą o wielkości swojego plemienia sprzed kilku lat i tym co z niech zostało. Pożóg zawsze było tylko dziewięć, rzadko następowała rotacja, bo byli najlepsi, ale już nie są na łonie Matki Pustyni, na którym byli niepokonani. Nie znają sekretów tego świata, a tamten nie miał przed nimi tajemnic. Niestety zostali wyparci. Cóż, jedno plemie nie jest w stanie odeprzeć gniewu golemów, nie ważne jak waleczne.
- Szkoda, że niektórym tak trudno to zrozumieć - wtrącił się Kasir, dotąd słuchający wymiany zdań z boku.
Pogawędka była nawet miła, choć nie mogła trwać długo. Nie był to wszak czas na rozmowy przy porannej herbacie. Pokój misji czekał już na was otworem, a wy nie chcąc poważnie narazić się przełożonym, wykonali rozkaz generała i przekroczyli jego progi. To znane im poniekąd miejsce, utrzymane było w ciemnym odcieniu. Wypełniały go zaledwie dwa duże, hebanowe stoły, a także trzy szafy, i kilka krzeseł ustawionych naprzeciw ściennego wieszaka. Na tym ostatnim spoczywało już przygotowane do rozwinięcia płótno mapy operacyjnej. Przy mapie stał Erm Faren i patrzył na nich. Generał Armond stał do nich plecami przy jednym ze stolów i wpatrywał się w jakieś notatki. Na dźwięk kroków barczysty mężczyzna w kirysie odwrócił się, wciąż trzymając w jednej ręce kartkę papieru. Spojrzał wnet na Farena i gdy ten skinął głową że wszystko jest gotowe, Armond ruszył do mapy.
- Miło że wpadliście - rzucił jakby z przekąsem.
-
Zaiste... - dopowiedział mu tajemniczy głos z drzwi, zwracając na sobie uwagę zebranych.
Brzmiał jednak tak jakoś dziwnie znajomo... Zbyt znajomo. Gdy sylwetka nowego gościa wnikała powoli do środka pokoju, serca ścisnęły się im gwałtownie i tak mocno, że o mało co krew nie stanęła w żyłach. Nie mogli uwierzyć, ale przed nimi stanął właśnie sam Najwyższy. Lecz również Armond i Faren nie kryli swego zaskoczenia. Major błyskawicznie ukłonil się niemalże do pasa. Generał ukłonił się również, choć już dużo skromniej. Jako, że zapewne elfowi odebrało mowę, głos zabrał Armond.
-
Witaj o Najwyższy, naprawdę nie musiałeś... - lecz Olaf Basha jednym, celnym spojrzeniem przerwał swemu podwładnemu w pół zdania -
Rozumiem. Jeśli chcesz przeprowadzić tą odprawę za mnie...
Olaf Basha
-
Zostań Armondzie - rzucił krótko lider ruchu oporu, zerkając przy tym ukosem na nich - Ale sprawa ta dotyczy mojego brata i nie zamierzam się chować przed odpowiedzialnością.