Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2011, 20:35   #12
Delta
 
Delta's Avatar
 
Reputacja: 1 Delta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znany
Delta & Kelly

Gdy rycerz rozstał się z lady Mariną, pierwsze co zrobił to skierował się w stronę stajni, zamierzając złapać swojego giermka nim ten zakończy swoje obowiązki i poinformować go o zmianie planów związanej z polowaniem. W drodze na dziedziniec gwizdnął przez palce w stronę nieba, a chwilę później na jego wyciągniętej ręce wylądował Kree - jego sokół, rzadka krzyżówka raroga z białozorem, o jasnym, niemal alabastrowym opierzeniu. Niewielkie, miedziane dzwoneczki zadzwoniły wysokim tonem przy jednej z jego nóg, gdy ostre szpony wbiły się w skórzaną rękawicę. Gareth pogładził go wolną dłonią po długich piórach.


W stajni zastał nie tylko swojego giermka, ale również i sir Stephena, który najwyraźniej przybył tutaj w tym samym celu. Nie zdążył jednak zamienić z nim nawet słowa, a dołączyła do nich małżonka diuka Tondberta

Pojawienie się księżnej Vivienne było dla Garetha zarówno niespodzianką, jak i zaszczytem, ale przede wszystkim również i ostrzeżeniem. Piękna żona diuka musiała poważnie niepokoić się o swojego małżonka, jeżeli zaczynała dostrzegać jego zaniepokojenie i plany pochodzące z granicy pomiędzy kontrowersją, a nadmierną ostrożnością.
W milczeniu wysłuchał wszystkiego co miała im do przekazania, kłaniając się z szacunkiem, gdy zaczęła odchodzić. Kree nastroszył pióra i przekręcił łebek, obserwując jednym okiem jak cały pochód kobiet oddala się z dziedzińca. Gareth od zawsze próbował przyzwyczaić go do spokojnego siedzenia na rękawicy podczas wykonywania ukłonu, ale ptak nigdy do końca tego nie polubił.
- Z upływem godzin sam zaczynam mieć wątpliwości co do tego wyjazdu, sir Stephenie - odezwał się niespodziewanie, zwracając się do towarzyszącego mu na dziedzińcu rycerza, gdy księżna zniknęła im z oczu. Chwilę jeszcze spoglądał w stronę, w którą udała się kobieta, by po chwili zwrócić na niego swoje spojrzenie. - Nawet jeżeli to sam ślub jest powodem większości nerwów.

Sir Gareth należał do osób, które, wedle przekonania Stephena, należało zawsze wysłuchać oraz wziąć ich opinie pod uwagę. Tym bardziej, że sam rycerz na Mist Wood miał podobne odczucie.
- Jego Wysokość musi mieć swoje powody, ale tak czy siak wezmę na wszelki wypadek kilku ludzi oraz wszystkim uczestniczącym w tej ekspedycji poradzę to samo. Masz rację, sir, także nieciekawie to wygląda, ale może nie stanie sie nic specjalnego. chyba wszyscy życzyliby sobie, żeby rodowa waśń znalazła takie zakończenie.

- Szczególnie pod okiem króla Artura - przyznał Gareth, odpinając od pasa lniany woreczek i jedną ręką rozsznurowując zamykające go rzemienie. Kree przestąpił niecierpliwie na jego rękawicy, czekając, aż mężczyzna poda mu jeden z kawałeczków mięsiwa. - Aż nie chce się wierzyć, że hrabia Oswald może pokusić się na knucie jakichkolwiek planów, gdy ślub ma jego błogosławieństwo. Nawet hrabia nie może być tak nierozważny.

- Może wcale nie jest nierozważny. Wyobraźmy sobie jakiś napad na orszak hrabiego, o który mógłby oskarżyć diuka. Cóż, prawemu rycerzowi trudno uwierzyć, że takie rzeczy się zdarzają, ale chociaż hańba takiemu, zdarzają się. Oczywiście nie chcę wnosić jakichkolwiek oskarżeń wobec hrabiego, który możliwe, że szczere ma intencje. Jednak jeśli chciałby zerwać ślub, jeszcze miałby możliwości.

- Upozorować atak na własną osobę, żeby zniszczyć opinię innej? - Rycerz wykrzywił usta w niesmaku. Jeżeli plotki były prawdziwe - a bywały i takie, w których było nieco więcej niż przysłowiowe "ziarenko prawdy" - to hrabia Oswald mógłby być skory do takich nikczemności. Po chwili namysłu kiwnął głową, z szacunkiem przyznając sir Stephenowi milczące uznanie, że pomyślał o takiej możliwości.
- W takim razie propozycja wzięcia ze sobą większej świty rzeczywiście wydaje się być rozsądna. Pytanie tylko czy damy będą chciały odmówić podróży ze względu na potencjalne niebezpieczeństwo.

- Znam nieco lady Orville - wyjaśnił Stephen - to nie tylko piękna panna, ale także mająca odważne serce oraz lubiąca przygody. Prawdziwa córka pogranicza, która niejedno widziała. Natomiast lady Marina jest mi znana jedynie ze słyszenia. Nie miałem honoru rozmawiać z nią, toteż nie potrafię powiedzieć, czego ona życzylaby sobie. Tak czy siak, jako rycerze bedziemy zobowiązani je chronić jak najlepiej potrafimy.

- Lady Marina jest zaufaną przyjaciółką syna diuka oraz jego przyszłej małżonki. Wydaje mi się, że może zaryzykować, właśnie przez wzgląd na ich osoby. Niewątpliwie ją o to zapytam nim wyruszymy.- Rycerz podał ostatni kawałek mięsa swojemu sokołowi i zawiązał z powrotem woreczek, przytwierdzając go do pasa. - Obrona obu dam podczas wyprawy będzie moim priorytetem, bez względu na okoliczności. Masz na to moje słowo, sir Stephenie.
Gdy rycerz wspomniał o mającej im towarzyszyć młodej dziewczynie, Gareth zaśmiał się pogodnie. Taki obrazowy opis wydawał mu się niebezpiecznie znajomy z kimś kogo widywał na codzień.
- W takim razie lady Orville z pewnością znalazłaby miłe towarzystwo w osobie mojej siostry - dodał z uśmiechem, zaraz jednak wracając do tematu. - Mam jednak pewne obawy co do samego spotkania z hrabią. Co będzie, jeżeli zdecydowanie odmówi naszej eskorty, nawet tak rzekomo przypadkowej?

- Ależ my nie będziemy jego eskortą, raczej zbłąkanymi damami oraz rycerzami, którzy będąc na łowach poproszą, by moc podróżować przy jego orszaku. Może kręcić, ale nie może odmówić. Niespecjalnie przypadła mi do gustu taka misja, ech, lepiej Saksonów gonić poprzez lasy, jednak prośba suzerena to polecenie dla każdego prawego rycerza. Takie wprawdzie jest niezwykłe, lecz nie sprzeciwia sie honorowi.

- Chociaż mam wrażenie, że niebezpiecznie tańczy na jego granicy - dokończył za mężczyzną Gareth. - Zbyt blisko, by móc uznać to za komfortowe. Zbyt blisko krawędzi, za którą można nieopatrznie postawić stopę. Twój gust tylko potwierdza to, że jesteś prawym rycerzem.
Uśmiechnął się krótko i przeniósł wzrok na swojego giermka, który doglądał jego karej klaczy tuż za uchylonymi skrzydłami wejścia do stajni. Patty najwyraźniej próbował słuchać jednym uchem wymiany zdań pomiędzy rycerzami, jednocześnie skupiając się na szczotkowaniu wierzchowca i starając się wyglądać na całkowicie pochłoniętego tym zadaniem. W efekcie żadna z tych rzeczy nie wychodziła mu zbyt dobrze.
Wzrok Garetha wrócił z powrotem na sir Stephena.
- Pozwolę więc sobie wyrazić nadzieję, że wszystko obejdzie się bez sytuacji, której potem dane byłoby nam żałować. I udam się do swoich komnat, upewnić się, że moja siostra Gwenith nie sprawiła żadnych kłopotów, które nie przystają damie.

- Cóż, wobec tego pozdrowienie dla twojej siostry, zaś ja idę porozmawiać z giermkiem. Miał odpowiednio przygotować konie, ale lubię sam sprawdzać zwierzęta przed wyjazdami. Bywaj sir.

Obaj rycerze pożegnali się krótko i udali w swoje strony. Gdy Gareth dotarł do swoich komnat, wszystkie jego rzeczy zostały już rozpakowane i ułożone na odpowiednich miejscach. Nie było ich zbyt wiele, to fakt, ale i rycerz nie planował zostawać na zamku zbyt długo. Pod jedną ze ścian stały dwa drewniane stojaki, na których ktoś niedawno powiesił obie zbroje, które ze sobą przywiózł. Pierwsza, lekka i w stonowanych barwach, przykryta ciemnozieloną peleryną, wciąż jeszcze nosiła znamiona ostatniego polowania: skórzane płaty były poprzecierane w miejscach, gdzie opierał się o pnie drzew, spod łączeń wystawały pojedyncze listki i trawy, a nakolanniki nosiły ślady ziemi od częstego przyklękania. Gareth zanotował sobie w pamięci, żeby upomnieć Patty'ego w jego obowiązkach i dopilnować, by wyczyścił ją jak tylko wrócą.
Druga zbroja była dużo bardziej elegancka i wykonana z większym kunsztem. To w niej rycerz pojawiał się na wszelkich okazjach, które wyglądały czegoś więcej niż zwyczajnego pancerza, szarmanckiego uśmiechu i dobrych manier. Metalowe kółka kolczugi były wypolerowane na błysk, a w płytach naramienników i karawaszy niemal można było się przeglądać. Ciemny, ciężki płaszcz, w odcieniach malachitu i czerni, wisiał na wierzchu stojaka, przesłaniając połowę pancerza. Przynajmniej tutaj giermek Garetha zasłużył na pochwałę.

Kree poruszyła się niespokojnie na widok swojego berła. Drewniana grzęda stała przy oknie, przygotowana specjalnie dla niej i jak tylko Gareth zamknął za sobą drzwi, chętnie poderwała się do krótkiego lotu i przeskoczyła z jego rękawicy na okrągłą, pokrytą trawą platformę. Rycerz odpiął z ramion podróżną pelerynę, z której do tej pory nie zdążył się przebrać i rzucił ją na skrzynię w rogach swojego łóżka, chwilę później dorzucając do niej sokolniczy karawasz. Nagły dźwięk zakomunikował jego podwładnym w sąsiedniej komnacie o jego pojawieniu się i po kilkunastu sekundach drzwi uchyliły się, a do środka wsunęła się jedna ze służących. Kobieta bez słowa podeszła do skrzyni i wzięła pelerynę, zaczynając ją wygładzać, by następnie odwiesić na miejsce ku niej przeznaczone.

- Jak przeminęło zebranie? – Za służącą weszła Gwenith, która zdążyła się już przebrać i pozbyć swoich podróżnych ubrań. I chociaż Gareth był pewien, że w swoim nowym stroju nie czuje się zbyt dobrze, po jej spojrzeniu próżno było szukać braku pewności. Szmaragdowa suknia o łódkowatym dekolcie podkreślała jej ciemne oczy i czarne loki, które opadałyby na jej ramiona, gdyby nie zostały spięte w prosty kuc z tyłu głowy, a samo wycięcie ukazywało jej ciemniejszą, opaloną skórę. W przeciwieństwie do większości dam, jego siostra większość swojego wolnego czasu spędzała na świeżym powietrzu, czy to na polowaniach, czy też na jeździe konnej.

- Nerwowo. Diuk niepokoi się o los swojego syna. – Gareth odpiął pas z mieczem, odkładając go na niewielki stolik. Odwrócił się tyłem do Gwenith, a ta rozumiejąc go bez słowa, podeszła i zaczęła mu pomagać w rozsznurowywaniu tych elementów zbroi, których sam nie mógł sięgnąć. - Często zmienia zdanie i nie może pozbyć się wrażenia, że przybycie hrabiego Oswalda zakończy się katastrofą. W dodatku najwyraźniej nawet lady Vivianne, jego żona, zaczęła się obawiać, żeby nie popełnił jakiegoś głupstwa pod presją ślubu.

Gwenith zdjęła rękawiczki z delikatnego, zielonego jedwabiu, odkładając je na blat stołu, gdy te zaczęły przeszkadzać jej w rozsupływaniu wiązań. Przytaknęła powoli głową.
- Jego jedyny syn wychodzi za córkę jego zagorzałego wroga. Powinien być podejrzliwy – odparła krótko, zaraz zmieniając temat. - Kazałam przenieść Faith i Grace do mojej komnaty. Chcesz się nimi zająć?

- Nie będę miał czasu. - Faith i Grace były młodymi rarogami, które miały służyć za podarunek dla książęcej pary. Gareth wybrał je przez wzgląd na ich łagodność, od samego początku szkolenia przygotowując je do bezwzględnego posłuszeństwa sokolnikowi, który będzie dzierżył ich świstawkę. Dzięki temu syn diuka i córka hrabiego nie powinni mieć problemów z przyzwyczajeniem swoich nowych pupilków do swoich osób. - Lada moment będziemy wyruszać.

- Kto jeszcze z nami jedzie? - W oczach jego bliźniaczki błysnęło zainteresowanie. Gareth pokręcił głową i ściągnął zbroję, zdejmując ze stojaka elementy tej, w której zwykł polować.

- Ze mną. Ty musisz zostać i czynić honory - odparł. Od razu kontynuował, zamierzając uprzedzić protesty, które już zbierały się w dziewczynie, grożąc awanturą. - Diuk rozkazał nam postępować z rozwagą i ostrzegł nas, że wyprawa może być niebezpieczna. To nie będzie zwykłe polowanie, a wyjątkowo delikatna delegacja.

- Wciąż nie widzę powodu, dla którego nie miałabym jechać. - Dziewczyna ściągnęła usta w niezadowolonym geście. Gareth stęknął, gdy nieco za mocno zacisnęła jeden z rzemieni pod jego naramiennika.

- Ktoś musi zająć się sokołami - dodał. - I w naszej grupie nie będzie miejsca dla nieokrzesanych dzikusek... - Przerwał i zaklął zdecydowanie nie po rycersku, gdy Gwenith wbiła mu kuksańca pod żebro. Kantem metalowej broszy od podtrzymywania płaszcza.

- W takim razie nie rozumiem dlaczego ty dostałeś zaproszenie - skomentowała po chwili, pomagając mu zapiąć klamry od pasów na miecz i troki na zwierzynę. Rycerz wzruszył ramionami, pokazując służącej, która stała z boku i w milczeniu oczekiwała na polecenia, żeby przygotowała jego łuk, kołczan dwudziestu strzał i skłuwak do dobijania zwierzyny.

- Bo jestem ładniejszy od ciebie.

Decyzja o tym, czy wziąć ze sobą siostrę, nie była łatwa, ale Gareth zamierzał być nieustępliwy w tej kwestii. Gdyby okoliczności były normalne, nie wahałby się ani chwili. Gwenith była niezastąpionym kompanem polowań, a Kree i Fair uwielbiali latać w tandemie. Tym razem jednak musiał ją zostawić na zamku, jeżeli nie chciał w razie niebezpieczeństwa stanąć w obliczu dylematu kogo powinien chronić najpierw. Dlatego też zamierzał zabrać ze sobą jedynie swojego giermka Patty'ego oraz dwóch służących, na wszelki wypadek.
A biorąc pod uwagę przeczucia, które towarzyszyły wszystkim na zamku, taki wypadek był bardziej niż prawdopodobny.
 
__________________
"I would say that was the cavalry, but I've never seen a line of horses crash into the battle field from outer space before."
Delta jest offline