Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2011, 01:33   #49
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Stałam oparta o ścianę i podziwiałam fachowców w akcji. Mogłam być pewna, że dostanę dobrej jakości zdjęcia każdego kawałka ściany i każdy z naniesionych tam symboli trafi do teczki sprawy.

- Znaki prawie takie same jak w sprawie grupy „Hałas” – rzucił Gremlin a ja natychmiast nadstawiłam uszu.

- Tak. Też to zauważyłem. I technika ukrywania taka sama. – Potwierdził jeszcze ktoś.

- Mieliście już do czynienia z podobną pułapką okultystyczną? – Wparowałam do środka pomieszczenia i zwróciłam się do obu mężczyzn wymieniających te informacje.

- Tak. W sprawie „Hałas”. Nie pamiętam szczegółów.

- Jak są akta sprawy to sobie znajdę. – Stwierdziłam - A co do symboli tutaj: czy po warstwach farby naniesionej na nie dacie radę ustalić, kiedy namalowano te ukryte znaki?

- Tak. W laboratorium to ustalą w try miga.

- Świetnie. O to mi chodziło.- Ach jak uwielbiałam rozmawiać z kompetentnymi w swoim fachu osobami.

Technicy zebrali się do wyjścia a Simon zwrócił się do mnie:
- Harcourt. Zdjęcia będziesz miała na popołudnie. W pokoju waszej grupy operacyjnej.

- Dzięki. – Posłałam mu przyjacielski uśmiech i skinęłam głową na pożegnanie, po czym wyszłam na górę żeby nie przeszkadzać im w wynoszeniu sprzętu.

Na zewnątrz czekała na mnie niespodzianka. Ofiara i świadek z jednej z moich poprzednich spraw. Loup- garou korzystająca z ciała swojego domowego zwierzątka tchórzofretki.

- Powiedziano mi, że potrzebujecie loup – garou – zagadnęła nieśmiało.

- O proszę. Miło zobaczyć znajomą twarz - wyciągnęłam rękę do dziewczyny - Emily, prawda?

- Tak, panno Harcourt.

Roześmiałam się na tą całą pannę Harcourt i uścisnęłam lekko podaną przez łaczkę dłoń. Jej wygląd sugerował, że dziewczyna nie zmieniła nosiciela i cały czas używała swojego pierwszego ciała tchórzofretki.

- Nie pamiętam twojego nazwiska i mów mi Emma, proszę.

- Jasne. - Uśmiechnęła się, ale nie podała mi swojego nazwiska widocznie nie łapiąc aluzji - Miałam coś sprawdzić?

- Oczywiście. Chodź za mną. Tylko muszę cię uprzedzić, że widok może być szokujący. Nie wiem czy bywałaś już na miejscach zbrodni. - Zawiesiłam wzrok na dziewczynie czekając na potwierdzenie bądź zaprzeczenie.

- Pracuję od dwóch i pół miesiąca w EmErze. Poza tym jestem …. wiesz. – To wystarczyło żeby rozwiać moje obawy.

Zeszłyśmy do piwnic. Emily już się nie odzywała. Twarz miała skoncentrowaną, tylko płatki nosa poruszające się niczym u królika zdradzały, co robiła. Obeszła zakamarki piwnicy, a ja zauważyłam, że jej oczy świeciły w półmroku żółtawo, jak latarenki.

- Teren loup- garou. Kotołaki. Kolonia. W tym jeden dominant. Nic więcej. Nie mam takiego zmysłu powonienia jak psy. Niestety. Ale jestem pewna, że to te same osoby, co znajdowały się w tej piwnicy - wskazała na miejsce gdzie znaleźliśmy ciała.

- Tylko ofiary zostawiły tu swój ślad? Nikt więcej? – Chciałam się upewnić.

- Nie czuję żadnego więcej łaka. Jest sporo innych śladów zapachowych, ale pewnie należą do zespołu MRu i policji.

- Długo musieli tu mieszkać żeby zostawić tak mocny zapach? – Nadal czułam ten drażniący odór moczu.

- Przynajmniej kilkanaście dni. Tak sądzę.

- To wszystko, czego potrzebowałam. Chodźmy na górę. - Zaproponowałam łaczce.

- Jak ci się podoba w MR? - Zagadałam, kiedy już wyszłyśmy na świeże powietrze. - Chcesz zapalić czy coś? - Dodałam.

- Nie, nie palę - uśmiechnęła się blado. - Zjem batonika. Też chcesz?

Pokręciłam przecząco głową.
- Dopiero niedawno zjadłam śniadanie.

Emily wyjęła orzechowy baton w czekoladzie.
- Plusy bycia martwą. Nie tyjesz. – Jakbym ja miała z tym kiedykolwiek problemy nawet nie będąc martwą - A co do pytania o emer. Praca w porządku. Czuję się potrzebna, ale jest niebezpiecznie. Bardzo nawet.

- Niebezpieczna? Co w takim razie zlecali ci do roboty, jeśli to nie sekret? – No cóż zaciekawiła mnie bez dwóch zdań.

- Różne sprawy. Najczęściej Zmiennokształtni. – Powiedziała wymijająco.

- Co teraz zamierzasz? Technicy zabiorą ciała to GSR się stąd wtedy zmyją, a ja czekam na moich współpracowników, którzy mieli sprawdzić jeden lokal w pobliżu i też się zwijamy do MR. Jak ci się nie spieszy to możesz się zabrać z nami na Canal Street albo cię gdzieś podrzucimy po drodze. Jak ci zależy na czasie to możesz się zabrać z nimi - wskazałam głową wozy techników - bo oni się pierwsi stąd zbiorą.

- Zabiorę się z nimi. Mam jeszcze jedno miejsce do sprawdzenia. Może kiedyś po pracy wyskoczymy na herbatę i pogadamy? – Rzuciła na odchodnym.

- Jasne. Urzęduję teraz w pokoju 343, na trzecim piętrze, więc będę tam często a jak nie to zostaw tam dla mnie wiadomość to gdzieś się wybierzemy pogadać.

- Jasne. Wpadnę. Dobra. Zabieram się stąd. Miło było spotkać.

- Do zobaczenia.

Obserwowałam jak Emily odchodzi poruszając się z gracją typową dla loup garou. Widocznie nawet tchórzofretka posiadała dużo więcej wdzięku, kiedy przyszło do poruszania się niż przeciętny człowiek. To takie niesprawiedliwe - pomyślałam, kiedy odepchnęłam się od murku, o który się opierałam i próbując pójść w ślady Emily zaczepiłam obcasem o jakiś kamulec, musiałam zamachać szaleńczo rękami w powietrzu żeby nie runąć jak długa.
- Ja pierdzielę to już przesada - zamruczałam pod nosem. Nie dość, że nie miałam szans nadać swojemu ciału ruchów, które podpatrzyłam u łaczki to jeszcze mało nie poleciałam prosto na twarz.
Podbiegłam do ekipy wywożącej właśnie trzy worki z ciałami i zatrzymałam się przy jednym z nich.
- Ostatni raz rzucę okiem - odsłoniłam zwłoki.
Była ciekawa czy nieboszczyk nadal pozostawał w stanie częściowej transformacji czy przyjął już formę dachowca, czyli innymi słowy czy to, co wpływało na wygląd zwłok było tylko tam w piwnicy czy nadal wpływało na łaka.

Ciała nadal wyglądały jak w formie przejściowej. Gdzieś pomiędzy zwierzęciem, a człowiekiem. To było coś niespotykanego. Poza tym tutaj, poza piwnicą wyraźniej wyczuwałam Całun spowijający trupy mroczną aurą. Byłam teraz pewna, że obok ciał zamordowanych łaków w jakiś sposób koncentruje się ta niezrozumiała i niezbadana energia, którą ludzie nazywają Szumem lub Emanacją Śmierci. I wyczuwałam ją silniej, niż od zwykłych Zmiennokształtnych. Coś wyraźnie było nie tak z tym cholernym morderstwem.

Przykryłam ciało z powrotem i puściłam ekipę. Powoli, zamyślona wróciłam do samochodu. Wiedziałam, że za chwilkę ekipa techniczna opuści teren Zdechlakowa a wtedy oddział GSR także wycofa się poza rzekę. Na miejscu zostanie tylko nasz wóz i ja stercząca przy nim samotnie i prosząca się o kłopoty. Nie żebym bała się przebywania tutaj sama szczególnie o tej porze, ale wolałabym żeby Egzekutor z Wiedźmą już jednak wrócili.


Kiedy w końcu Scott z Morales raczyli dołączyć do mnie przy zaparkowanym mrowskim wozie okolica już całkiem opustoszała. Po jakichkolwiek ekipach śledczych i GSRach nie pozostało za wiele śladów. Łaziłam wokół samochodu mrużąc oczy i wypatrując ewentualnego zagrożenia. Szybki krok miał ukryć moje zdenerwowanie. Wprawdzie gdyby jakiś nadnaturalny byt próbował mnie zaatakować to wyczułabym go z daleka i prawdopodobnie ukryła przed nim na czas, ale niedawno ktoś lub coś bez problemów wykończyło tu trójkę łaków, więc byłam nieco spietrana.

- Dobrze, że jesteście - Wypaliłam. - Możemy się stąd zwijać. Ekipy już odjechały - dodałam niepotrzebnie, bo sami mogli zobaczyć brak jakiegokolwiek towarzystwa.

- Znaleźliście jeszcze coś w piwnicy? Ekipa zrobiła zdjęcia tych ukrytych znaków, i co się stało z dziewczynką, dalej jest w piwnicy? Nie odjadę dopóki ona nie odejdzie.- Postawiła się Morales.

- Nie, nic więcej tam nie było. – Wyjaśniłam szybko - Techniczni zrobili fotki i zabrali ciała. Poza tym dali namiary na sprawę, przy której zetknęli się z podobnymi, ukrytymi symbolami, a duch z piwnicy sobie odszedł.
- Aa, jeszcze łaczka obniuchała teren. Wyczuła zapach tylko tej zamordowanej trójki, kotołaków jak stwierdziła. Musieli mieszkać w tym miejscu kilkanaście dni żeby pozostawić tak wyraźny ślad. Reszta zapachów należy do ludzi, prawdopodobnie policjantów i ludzi z MR, w tym naszych. – Zreferowałam im najważniejsze informacje.

Egzekutor otworzył drzwi samochodu
- Zapraszam - rzucił tylko i sam wtarabanił się do Saaba w miejscu dla kierowcy a ja wsiadłam na swoje miejsce z tyłu - Ministerstwo? - Spojrzał we wstecznym lusterku na mnie i Laurę.

- Tak, Ministerstwo. – Zastanowiłam się chwilę, ale to był najlepszy wybór w mojej opinii - Trzeba pogadać z tym wampirem od sekty, poszperać w aktach sprawy o symbolach a potem to już tylko poczekać na wyniki od technicznych i lekarza. – Wyliczyłam to, za co musieliśmy się zabrać.

- Wiecie już, kto zadzwonił na policję? – Przypomniało mi się, po co poszli na swój mały spacerek.

- Nie. Lokal był już zamknięty. Co prawda złapaliśmy jeszcze barmana ale nic nie zarejestrował. Kumasz... – Nathan zamilkł i uśmiechnął się pod nosem - taki facet nosi pseudonim. Należy do gangu sprzyjającego martwym. Mówił, że może trójka ochroniarzy loup garou coś widziała. Laura ma ich imiona, ale nie sądzę, nawet, jeżeli coś zauważyli, że nam to powiedzą. Aha. Jeszcze jedno. Lokal leży na włościach Kantyka. – Dodał na końcu jakbym tego nie wiedziała i jakby to miało jakiekolwiek znaczenie w chwili obecnej dla śledztwa.

- Podał nam też telefony do nich – wtrąciła się Laura - jak wrócimy do wydziału – użyła słowa, które może funkcjonowało w policji, ale nie w MRze, jak widać stare przyzwyczajenia umierają długo - spróbujemy ich namierzyć, czy da się sprawdzić po telefonach gdzie mieszkają. – No właśnie stare przyzwyczajenia, już chciała kogoś tropić i namierzać, tylko, że w tropieniu „psy” przegrywały z psami, czy nawet innymi zwierzakami, których mogły używać łaki - Sam telefon z zaproszeniem do rozmowy może ich tylko wystraszyć i zapadną się pod ziemię. Jeśli się da to wolę pojechać z nimi porozmawiać. Jedziesz ze mną, zwróciła się do Nathana.

- Zaraz, zaraz po kolei. – Starałam się powstrzymać jej przedwczesne zapędy - Nikt nigdzie nie jeździ, dopóki nie będzie jasne, że takie jeżdżenie ma sens. Mówicie, że barman nic nie zauważył? Coś nie chce mi się wierzyć. O której zamknął lokal? O której wyszli ostatni klienci?

- Jak sam nam powiedział jakieś 30 minut temu - Nathan ponownie zerknął w lusterko szukając swojej rozmówczyni czyli mnie - to dopiero co go zamknął. Ostatni klient zgodnie ze słowami barmana wyszedł o 5:30. Na budynku widnieje informacja, że lokal jest otwarty do 3 w nocy. Z dodatkowych obserwacji to w zasięgu wzroku od baru zauważyłem jedną budkę telefoniczną

- Hmm. - Spoglądałam na widoczną w lusterku twarz Nathana i szybko przeliczałam w myślach - Ale w samym barze nie byliście? Nie widzieliście gdzie jest tam ulokowany aparat? Czy trzeba prosić o dostęp do niego u obsługi czy po prostu wisi sobie na tyłach lokalu?

- Nie byliśmy w środku. Facet nie był chętny - Scott na chwilę przerwał wciskając pedał hamulca, bo samochód przed nim gwałtownie zahamował - nie był chętny do pokazania wnętrza zasłaniając się przełożonymi - kontynuował po chwili.

- Nic dziwnego, że nie był chętny – aż zaśmiałam się w myślach - bo to albo on sam zadzwonił albo doskonale wiedział, kto wykonał ten telefon - Poprawiłam się na siedzeniu.

- On wie doskonale, że mamy związane ręce. Czy był chętny, może i by był, ale jeśli coś tam śmierdzi to bardziej niż nas obawiał się Kantyka. Bez nakazu nie możemy wejść na teren prywatny, bo zostaniemy jeszcze oskarżeni o nadużycie władzy. Nie mamy żadnych dowodów przeciwko nim, tym bardziej, że policjant przekazał zupełnie inną nazwę lokalu, z którego dzwoniono niż tam widnieje. Możemy tylko przypuszczać, że to jeden i ten sam lokal. – Morales wyraźnie się zeźliła i doszłam do wniosku, że rozmowa musiała przebiegać nie tak jakby sobie tego życzyła.

- Okey, spoko ludzie - zaśmiałam się tym razem na głos próbując rozładować sytuację a potem skupiłam się na tym żeby przypomnieć im, jakie były nasze priorytety - coś się chyba mijamy w naszych celach. Przede wszystkim to o nic nikogo na razie nie podejrzewamy i jak dla mnie to zbyt szybko wyciągnęliście wnioski, że facet jest w coś umoczony. To jest Rewir i tutaj nie ufa się MRowcom a do tego chroni się swoich, więc nic dziwnego, że większość czy to ludzi czy nie ludzi stąd nie będzie chętnie odpowiadać na nasze pytania. A w tym lokalu mamy znaleźć trop tego, kto zawiadomił gliny, bo jest szansa, że widział coś więcej i coś więcej może nam powiedzieć. Nie szukamy jak na razie winnego a świadka a wy już mówicie o dowodach przeciwko komuś i nakazach wejścia komuś na jego teren.
- Dobra - kontynuowałam spokojnie - mówiliście, że tam pracują loup garou jako ochroniarze. Trójka, tak? Wiecie, o której oni opuścili ten lokal? Żeby się później nie okazało, że to właśnie ci ochroniarze są naszymi ofiarami. W końcu to by było logiczne, że mieszkali blisko swojego miejsca pracy.

- Też o tym pomyślałam – przyznała Nekromantka - dlatego chciałam sprawdzić adresy telefonów, jaki podał nam barman. Wyszli przed zamknięciem. Podobno siedzieli praktycznie do końca zmiany, wypili po browarze i się rozeszli do domów. Obejrzenie telefonu nic by nam nie dało, a upieranie się przy wejściu do lokalu było bezcelowe. Jeśli mam nadzieję nie są naszymi ofiarami, to na pewno nie umknął ich uwadze, a zwłaszcza węchowi fakt zadomowienia się trzech kotołaków niedaleko lokalu. Sama wiesz, że oni za nami nie przepadają, więc nie chce żeby zapadli się pod ziemię tylko dla zasady, albo mając coś na sumieniu, co nas akurat kompletnie nie interesuje i znikną.

- Słuchaj Emma. Nie pracowałem w policji – zaczął Scott a ja spojrzałam na niego nie bardzo wiedząc, do czego zmierzał - w Ministerstwie jestem jakieś pół roku. To dla mnie nowa działka, więc opieram się na twoim doświadczeniu w tej sprawie. – Otworzyłam szeroko oczy - Co do tego Kumasz to traktowaliśmy go jak świadka, a nie jak podejrzanego. Nie chciał pokazać lokalu to odpuściliśmy. To tyle. Pewnie masz rację, że to albo on albo jakiś stały bywalec lokalu dzwonił. Szczególnie, że było to poza godzinami otwarcia. A ten cały trójgłowy piesek? - Wypalił. - To był przypadek czy raczej celowe działanie? Może zdechlaki walczą miedzy sobą o kawałek Rewiru? – Dokończył odbiegając całkowicie od obecnie omawianej części sprawy.

- A może to działanie było wymierzone bezpośrednio w MR, wiedzieli, że jeśli dostaniemy zgłoszenie to się tam zjawimy i że będziemy węszyć. Zastanawiam się czy te ukryte znaki były przeznaczone dla nas, czy dla kogoś innego, kto miał się tam zjawić. Teraz i tak się już tego nie dowiemy, na Rewirze już wszyscy pewnie wiedzą o znalezisku i naszej obecności w tamtym miejscu. Jeśli ktoś się tam wybierał to pewnie już z tego pomysłu zrezygnował. Ewidentnie była to pułapka, ale kto się miał w nią złapać to już inna sprawa.

Przełknęłam ślinę i ugryzłam się w język powstrzymując słowa, jakie pierwsze cisnęły mi się na usta. Zdolność koncentracji tej dwójki na temacie rozmowy była praktycznie zerowa. Ja się pytałam o jedno a oni mówili, o czym innym zbaczając w zupełnie w innym kierunku. Co gorsza wyciągali niczym nie poparte wnioski i gdybali sobie chyba dla samego gdybania. Nie lubiłam tego. Chciałam mieć porządek we wszystkim, kiedy przychodziło do rozwiązywania sprawy. Roztrząsanie po kolei kwestii po kwestii a nie wszystkiego naraz. Działając chaotycznie można było zgubić jakiś ważny szczegół, zabrnąć w ślepy zaułek rozumowania i tym podobne rzeczy. A potem się płaciło, za własne niedbalstwo i przeoczenia.

- Dobra, to po kolei. – Wymruczałam - Powiem wam jak ja to widzę. – Kontynuowałam już głośniej - Laura, jeśli barman powiedział wam, że ochroniarze wyszli dopiero przed zamknięciem to nie mogą być naszymi ofiarami. Poza tym nie uważam żeby istniała wielka szansa, że loup garou z baru znali tych z tamtej kamienicy. To kawałek drogi a nie wszyscy loup garou muszą się znać nawzajem. I nie uważam wcale, ze nasi świadkowie zapadną się od razu pod ziemię tylko na wieść o tym, że ktoś z MR pytał o nich. Fakt, nie są zbyt chętni do współpracy i niczego nam nie ułatwiają, ale nie zmienią tożsamości, koloru futerka i nie wyemigrują do Francji tylko, dlatego, że ich szukamy.
Zaczerpnęłam tchu i nawijałam dalej.
- Koleś powiedział wam, że około 5.30 wyszli ostatni klienci. Policja natomiast twierdzi, że zgłoszenia dokonano o 5. 40 z kawałkiem. Jeżeli barman był precyzyjny, bo na przykład spojrzał na zegar po wyjściu gości oznaczałoby to, że w lokalu został tylko on i ochroniarze, więc to któryś z nich musiałby dzwonić. Jeżeli to jakiś klient cofnął się żeby zadzwonić to barman raczej też by to zarejestrował. Jeśli facet podał wam godzinę wyjścia ostatniego klienta tak pi razy drzwi to w lokalu w momencie zgłoszenia mogło się kręcić paru gości, ale uważam, że byłoby ich tak niewielu, że też by raczej zauważył kogoś dzwoniącego. No chyba, że telefon mieści się w jakiejś innej sali niż główna, co będzie łatwo sprawdzić po wejściu do baru.
- Wrócimy do MRu – planowałam zadania - i ktoś z nas zadzwoni do tych łaków z baru chociaż może być tak, że o tej porze nikt się nie odezwie. W końcu pracowali całą noc, więc muszą to odespać. Łaki potrzebują wprawdzie mniej snu niż ludzie, ale i tak muszą trochę pospać.

- Dobra, poszperam też w bibliotece i poszukam znaków. Może znajdę coś więcej o tym kielichu. – Wyskoczyła Morales.

- A, znaki. – Westchnęłam widząc kolejny odskok tematyczny w wykonaniu Nekromantki -Teraz nie ma sensu zajmować się nimi, póki nie dostaniemy ich zdjęć, a te będą dopiero na popołudnie. – Wyjaśniłam - Poza tym złożę podanie o wydanie dokumentów ze sprawy “Hałas” gdzie mieli do czynienia z podobnymi symbolami i jak je dostaniemy to sobie je porównamy. – Jeśli podczas tamtej sprawy ktoś posprawdzał znaczenia tych symboli nie było sensu wykonywać po raz drugi tej samej roboty - Trzeba też przedłożyć prośbę o dopuszczenie do tego wampira. Z tego, co zrozumiałam to on jest podejrzanym w innej sprawie, więc może być kolejka z przesłuchaniami do niego a my nie znajdziemy się w niej jako pierwsi. No i nie ma, co gadać z nim o tej porze, bo może być mocno przymulony. Ja się zajmę formularzami i druczkami a potem zamierzam iść na sekcję zwłok naghini a przy okazji dowiem się, kiedy będą kroić naszą trójkę korpusów. Potem można skoczyć na obiad, bo to będzie odpowiednia pora i popołudniu zabrać się do papierów na nowo jak już dostaniemy jakieś konkretne wyniki od technicznych.

- Dla mnie brzmi ok – zgodził się Egzekutor a ja zobaczyłam, że znajdowaliśmy się już blisko Ministerstwa.
- Słuchajcie - Nathan odezwał się po chwili milczenia, kiedy stanęliśmy na czerwonym świetle przepuszczając pieszych - poszukuje pewnego przyjaciela mojej rodziny - co wprawniejsze uchu mogło usłyszeć nutkę fałszu w słowie "przyjaciel". Egzekutor sięgnął prawą ręką do wewnętrznej kieszeni kurtki i nie odwracając wzroku od przedniej szyby samochodu podał nam obciętą w połowie fotografię. Na zdjęciu uśmiechał się ryżawy mężczyzna w wieku około czterdziestu lat. Zaraz przy miejscu gdzie widać było obciętą fotografię pozostały jeszcze fragmenty włosów i niewielkiej części policzka osoby przytulonej do mężczyzny - gość nazywa się Ryan Nolan i jest łakiem.

Laura wzięła zdjęcie do ręki.
- Nie niestety nigdy go nie spotkałam, ale możesz się zapytać tych trzech, z którymi mamy porozmawiać, oni może go skojarzą, pewnie bywa na Rewirze. Jak wrócimy sprawdzę adresy tych telefonów.

- Chyba przeceniasz moje znajomości Nathan - Mrugnęłam do niego łobuzersko - nie znam każdego łaka w tym mieście.

Scott zaparkował samochód i po chwili skierowaliśmy się do naszego biura.

- Laura - odwróciłam się w stronę Nekromantki - tak sobie myślę, że jak będziesz dzwoniła do tych loup to może przekręciłabyś też do swoich dawnych kolegów i namierzyła posterunek tego Teebirda, a jak by ci się to udało to załatw od nich szczegóły z tego zgłoszenia, bo mam wrażenie, że sam gliniarz nie za bardzo je znał. Niech ci przefaksują albo przedyktują wszystko, co się da na ten temat. Ja w tym czasie powalczę z naszą MRową biurokracją a potem pójdę zobaczyć jak kroją węża. A jeśli chcecie też możecie iść ze mną. Doktor Holcomb nie ma nic przeciwko o ile trzyma się buzię na kłódkę, kiedy ona pracuje. To jak? Przemyślcie to.

W biurze złapałam za odpowiednie druczki i zabrałam się za przygodę z formalną stroną funkcjonowania Ministerstwa Regulacji, czy raczej należałoby powiedzieć z formalistyką i biurokratyzmem bezdusznego aparatu przepływu informacji, aparatu, który miał wszystko ułatwiać a tak naprawdę zawsze tylko utrudniał. Oczywiście nie mi, bo ja to uwielbiałam i czułam się w tym jak ryba w wodze. Traktowałam to jak trening pamięci i charakteru. Poza tym jak człowiek rozgryzł już, do czego służyły te wszystkie druczki i oznaczenia kodowe to bez problemu ogarniał ogrom znaków i symboli okultystycznych z różnych kręgów kulturowych.

Złożyłam wypełnione formularze i wróciłam do biura.

- Ostatnia szansa żeby załapać się na sekcję naghini i podziwianie profesjonalistki przy pracy – rzuciłam w stronę pozostałych członków „Trójkącika”.
 

Ostatnio edytowane przez Ravanesh : 20-10-2011 o 14:25. Powód: mała zmiana zinterpretowania rozmowy
Ravanesh jest offline