Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2011, 11:52   #123
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Zwiad zwiadem, ale Rav nie zamierzał czekać zbyt długo na powrót Aglahada. Nie wiedział, ani z jakim niebezpieczeństwem mają się zmierzyć, ani też czy najmłodszy z członków tej wyprawy da sobie radę z (najprawdopodobniej) niebezpiecznym zadaniem. Nie mówiąc nawet o tym, że czekanie tutaj znacznie odwlekało moment, w którym mogliby udzielić komuś pomocy.
- Idę za nim - powiedział, w kilka chwil po tym, jak Aglahad zniknął wśród drzew i krzewów. Z łukiem gotowym do strzału ruszył w ślad za swym poprzednikiem, starając się zachowywać tak, jak na polowaniu. No, zapewne zachowywał więcej ostrożności, niż zwykle. Zapewne w tym, co mówił Goldkeeper było sporo racji. Może faktycznie powinni byli obrócić się na pięcie i odejść tak szybko, jak mogli. Ale nie zrobili tego. A skoro Aglahad poszedł, to nie można było zostawić go samego.

- Dokąd, czekaj! - krzyknęła za nim Amy. - To już lepiej idźmy wszyscy! - Pewnie! Najlepiej iść pojedynczo, żeby ich bandyci powybierali jak ryby z saka. Bohaterowania mu się zachciało. Albo posyłają kogoś na zwiad i czekają, albo idą w kupie! Zresztą jakby się coś małemu działo, to by go było słychać... No i był z nim Amil. - Czy świetliki potrafią czarować? - szepnęła do Trzmiela, bo póki co jedyną nadnaturalną zdolnością jaką objawiał chowaniec była nieprzecięta ciekawość i bezsenność. Ciężko było powiedzieć, czy zdoła obronić siebie i kogoś na dokładkę.
Rav odwrócił się w stronę Amy.
- A co z... - powiedział cicho, spoglądając równocześnie w stronę wozu. I towarzysz podróży nie wyglądał na takiego, który poczeka cierpliwie na rozstrzygnięcie tamtego zdarzenia. Amarys uniosła znacząco brew. Krasnolud nie wyglądał również na takiego, co będzie przejmował się wrzeszczącym w proteście bagażem... Niestety nie mieli zbytniego wpływu na decyzję Goldkeepera. Tak po prawdzie to pewnie powinni usłuchać jego wiekowego doświadczenia (w każdym razie dziewczynie krasnolud wydawał się wiekowy) i wynieść się gdzie pieprz rośnie. Ale nie mogli.

Trzmiel w skupieniu wpatrywał się w zarośla, w których zniknęli Aglahad ze świetlikiem. Pewne zasady już kojarzył. Dotyczące chowańców znaczy się. “Czarodziej odczuwa empatyczną więź z chowańcem.” Brzmi równie niewyobrażalnie co jak się okazuje... jest. Amil... jakaś jego część w każdym razie, zdawała się od momentu spotkania z Fizbanem, siedzieć w głowie Degarego. I to na dobre. Przez tą część Trzmiel czasem odczuwał dziwne niezrozumiałe bądź niepasujące do chwili emocje. Ciekawość, zainteresowanie, ciekawość, ciekawość... właściwie prawie tylko ciekawość. Stało to się wręcz immanentną cechą obcowania ze świetlikiem.
No i teraz mimo iż świetlika widać nie było, Trzmiel czuł tą fascynację światem. Przygodę. Do czasu aż w jego głowie nie pojawiła się nowa bardzo niepokojąca emocja. Aż zdębiał i nie dosłyszał pytania kapłanki. Gdyby mógł tę emocję jakoś ubrać w ludzką myśl, to brzmiałaby mniej więcej tak: “Ja cię kręcę! Nasza pierwsza walka!!!”
Spojrzał ze zgrozą na dyskutujących Rava i Amarys. Rav chciał iść. Amy się wahała... Pan Goldkeeper zapewne niecierpliwił... I co teraz???
- Amy ma rację - powiedział szybko - Pójdziemy po Aglahada, przyprowadzimy go i pojedziemy inną drogą. Nie ma co ryzykować. Chodźmy prędko. - Po czym odwrócił się od krasnoluda i spojrzawszy na przyjaciół bezgłośnie poruszył ustami jakby mówił: KŁOPOTY!


Kłopoty? - pomyślał Ravere. - Jakie? Będą, i to duże, jak nam Goldkeeper ucieknie. Ale nie wyglądało na to, że akurat o tym mówi Degary. Aglahad ma kłopoty? To skąd o tym wie Degary? W końcu Aglahad jest tam, a my - tutaj. A może... może to robota świetlika?
- Chodźmy więc - Amarys zeskoczyła z wozu, choć drżące nogi omal nie odmówiły jej posłuszeństwa. Nawet nie oglądała się na krasnoluda będąc pewną, że w jego oczach zobaczy "czekał nie będę, głupcy" - lub podobne przesłanie. Ścisnęła mocno kostur i ruszyła śladem Aglahada, międląc w myślach jedną z modlitw, jakiej nauczyła jej Zimira.

Niewprawnie przedzierali się przez zarośla, próbując równocześnie spieszyć się i skradać. Z Ravem na przedzie i postępującym za nim Trzmielem podążali w kierunku wrzasków i nawoływania świetlika, które to słyszał tylko Degary. A gdy wreszcie dotarli do celu Amy zakryła sobie usta, by nie wrzasnąć.
Jak na pierwsze widziane w życiu potwory (nie licząc smoka, a może zwłaszcza licząc smoka) gobliny nie były imponujące. Małe, chude, uszate - no i zielone jak żaby rzekotki. Ale co z tego? Mrówki też są małe, a potrafią w trymiga objeść padlinę aż do kości. Albo szerszenie - niby nie większe niż palec, ale w kilka zakują człowieka na amen. A gobliny - małe, głupawe, ale w kupie straszne i niebezpieczne. Wrzaskliwie, niewprawnie, ale jednak - mordowały ludzi. A oni - we czwórkę (bo Amil do tej pory nie wykazywał zdolności bojowych) - mieli im niby przeszkodzić i jeszcze cało unieść głowy...
 
Sayane jest offline