Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2011, 15:25   #168
Fenris
 
Fenris's Avatar
 
Reputacja: 1 Fenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skał
Cadarn poprowadził niedobitki oddziału najkrótszą drogą przez góry. Razem z nim zostało ich czterech, jeden ze zwiadowców nigdy nie powrócił do obozowiska, po tym, jak razem z Dunlandczykiem próbował odciągnąć Uruków od czekających na nich oficerów. Nie rozmawiali zbyt wiele, żaden z nich nie był w nastroju, choć pewnie z różnych powodów. Aldrick, jeszcze niedawno wypytujący o sztukę wojny, teraz nie zamienił ani z nim, ani ze swoimi ludźmi nawet jednego słowa, Cadarn zauważyl jednak, że rysy twarzy młodego oficera stwardniały, nabraly swego rodzaju surowości, charakterystycznej dla prawdziwych wojowników. Tak czy inaczej miał czas, żeby przemyśleć swoje najbliższe kroki na drodze do zemsty. Paradoksalnie strata praktycznie całego oddziału, mogła mu pomóc, jeśli tylko dobrze to rozegra.

Po powrocie do twierdzy nie mieli nawet chwili żeby odpocząć, dowódctwo wezwało Aldrica na odprawę, a ten upierał się, żeby Cadarn równiez był na niej obecny. Zmęczeni i od stóp do głów pokryci brudem stawili się w sporych rozmiarów sali gdzie siedząc za drewnianym stołem, czekało na nich trzech wyższych rangą żołnierzy. Jeden z nich w randze majora wstał i zwrócił się do Aldrica.

- Powiedz nam kapitanie, jak to się stało, że straciłeś CAŁY ODDZIAŁ?!? - Ostatnie słowa praktycznie wykrzyczał Aldricowi w twarz, a drobinki śliny wylatywały z jego ust przy każdym z nich.

- Zrobiliśmy co w naszej mocy, Uruk hai zaskoczyli nas podczas snu, zanim ktokolwiek zorientował co się stało, było po wszystkim. - Odpowiedział Aldric z kamienną twarzą, choć góral widział, że kosztowało go to sporo wysiłku.

- PO WSZYSTKIM?!? PO WSZYSTKIM DO CHOLERY? ZAPEWNIAM CIĘ, ŻE TO DOPIERO POCZĄTEK! DWUSTU LUDZI!!! WIESZ ILE SIĘ BĘDĘ MUSIAŁ TŁUMACZYĆ?!? - Dalej darł się dowódca, czerwieniejąc na twarzy z każdy słowem bardziej i bardziej. - DOPILNUJE, ŻEBYŚ ZOSTAŁ ZDEGRADOWANY! I CO TU ROBI TEN DZIKUS?!?

- Strata tych ludzi będzie mnie prześladowała do końca życia, to jednak nie zmienia faktu, że oddział był zupełnie nie przygotowany do tego zadania, Ci ludzie w większości pierwszy raz widzieli góry! - Aldric mimo, coraz większego zdenerwowania starał odpowiadać się rzeczowo, jednak argumenty zdawały się nie przynosić rezultatu.

Cadarn z pewną dozą obojętności, przysłuchwiał się przez chwilę wymianie zdań, Aldric w pewnym momencie przestał odpowiadać, widząc, że nie przekona rozjuszonego majora, tamten jednak zdawał się tego nie zauważać i dalej lżył młodego dowódcę. Wyglądało na to, że major chce odsunąć całą winę od siebie, pogrążając przy okazji obiecującego żołnierza. Polityka - pomyślał z pogardą góral. To był jednak odpowiedni moment, żeby przedstawić swoją sprawę. Cadarn, nadal oparty o jedną z kolumn w pomieszczeniu powiedział:

- Który z was walczył kiedykolwiek z Uruk Hai? Zapytał cicho w przerwie między krzykami. - Macie pojęcie co czuje wojownik stając na przeciwko tych bestii? - mówiąc, powolnym krokiem zbliżał się do stołu zajmowanego przez oficerów, którzy na chwilę zamarli nie wiedząc co powiedzieć, nie przyzwyczajeni, że ktoś im bezczelnie przerywa.
- Jak dla mnie chcecie po prostu odsunąć od siebie odpowiedzialność za tą rzeź, nawet jeśli stracicie przez to kolejnego człowieka - ruchem głowy wskazał na Aldrica. To głupie.

- JAK ŚMIESZ?!? Major pierwszy odzyskał głos - NIKT TU NIE BĘDZIE TOLEROWAŁ TWOJEGO PIEPRZONEGO BARBARZYŃSTWA!

Cadarn nie zwracając uwagi na kolejny wybuch, chwycił worek, który do tej pory trzymał w ręku i jednym ruchem wyrzucił z niego obcięty orczy łeb, który potoczył się po stole.
Głowa Uruka wywołała zamierzony efekt i ponownie ucięła bezsensowne szczekanie już prawie fioletowego ze złości dowódctwa. Cadarn oparł ręce na stole i pochylił się żeby go lepiej słyszeli.

- Ta zbieranina nigdy nie miała szans. Chcecie zwycięstw? Oto moja propozycja: Dajcie mi ludzi, których sam wybiorę spośród zamkniętych przez was górali. Wy nie będziecie tracić swoich, a ja rozwiąże wasze problemy. - Po tych słowach odwrócił się i spokojnym krokiem udał się w stronę wyjścia odprowadzany kolejna salwą wrzasków starego idioty.

Godzinę później Aldric znalazł Cadarna gdy ten zmywał z siebie brud w pobliskiej rzece, wyglądało na to, że dowódstwo przełknęło zniewagę i wyraziło zgodę na powołanie oddziału o który prosił. Dunlandczyk tylko pokiwał głową i wrócił do swojego zajęcia, co skutecznie zniechęciło Gondorczyka do dalszej rozmowy. Jeszcze tego samego dnia Cadarn obejrzał ludzi, którzy jeśli tylko przysięgną mu wierność, będą wykonywali jego rozkazy. W dużej mierze byli to złamani ludzie, którzy zrobiliby wszystko, żeby wyrwać się z więzienia, ale wśród nich było kilku prawdziwych wojowników i to na nich miał nadzieję zbudować trzon oddziału. Tym jednak mógł się zająć później, najpierw musiał przemyśleć co powie swoim pobratymcom.

Gdy wieczorem wrócił do obozu, nie mógł nie zauważyć zmiany w zachowaniu żołnierzy. Co i rusz ktoś chciał do niego zagadać, ktoś inny pokazywał go palcem, a w ich oczach oprócz strachu zobaczył coś jeszcze...podziw? Ignorował ich tak jak ignoruje się natrętne muchy, którymi byli dla niego ci głupcy. Jednego wyjątkowo spoufałego pijanego szeregowca zdzielił w pysk, kiedy tamten zapraszał swoich kompanów do jego ogniska. Pomogło, na jakiś czas miał spokój. W końcu i tak przeniósł się na obrzeża obozowiska gdzie mógł w reszcie zaznać trochę odpoczynku. Dzień się jednak nie skończył i miał dla niego w zanadżu niespodziankę.

Kolejny przybłęda, który przysiadł się do ogniska nie wyglądał nawet na żołnierza, Cadarn nie zwróciłby na niego uwagi, gdyby ten się nie odezwał:

- Gratuluję. Gratuluję. – zaczął mężczyzna spokojnym i pochlebnym tonem. – Dawnośmy się nie widzieli a dużo zmieniło się od czasu naszego ostatniego spotkania. – powiedział przyjacielskim tonem dorzucając drwa do paleniska.

Cadarn nie mógł uwierzyć we własne szczęście, od tygodni zastanawiał się, jak odnaleźć tego podłego zdrajcę, podczas gdy on sam do niego przyszedł. Bogowie muszą mu sprzyjać pomyślał. Gdy tylko zorientował się z kim przyszło mu dzielić obozowisko, rozejrzał się gorączkowo sprawdzając czy ta zielonooka kurwa, naprawdę przyszła tu sama, jednak blask ognia skutecznie uniemożliwiał przeniknięcie ciemności. Wyszczerzył zęby w drapieżnym uśmiechu i cichym mrożącym krew w żyłach głosem powiedział:

- Szukałem Cię, przyjście tutaj było najgłupszą rzeczą jaką zrobiłeś. - powiedział.

- Człowiek uczy się całe życie i głupim umiera. - odrzekł Dorlak spokojnie. - Szukałes lecz nie znalazłeś. Zostałem znaleziony, bo tak miało być. Takich jak ja się nie znajduje. Jak ci się służy dla Gondoru? - zapytał.

Ten głos...przywoływał wszystkie niechciane wspomnienia, Cadarn czuł, że każdy mięsień jego ciała napina się i szykuje do działania, to było coś, czego, nawet gdyby chciał, nie mógł powstrzymać. Chciał jednym susem przeskoczyć ogień i złapać Dorlaka za gardło, zmiażdzyć je zanim tamten będzie w stanie krzynąć po pomoc, jednak coś było nie tak...Zerwał się do ataku, jedną ręką sięgając po nóż, drugą sięgają w stronę krtani jego wroga. Jednak gdy był już w połowie drogi dzielącej go od przeciwinia, jego oczom ukazał się nie Dorlak a jego własny ojciec siedzący po drugiej stronie ogniska. Cadarn zamarł przerażony...czy to był wytwór jego wyobraźni?!? Czy może Dorlak miesza w jego umyśle? Postać po drugiej stronie ognia wyraźnie odetchnęła z ulgą. Cadarn potrząsnął głową jakby odpędzał się od natrętnych myśli i gdy ponownie spojrzał ponad ogniskiem, znów widział tylko człowieka, który sprawił, że zabił swojego ojca. W jednej chwili uśiwadomił sobie jednak coś innego. Ten człowiek był tylko pionkiem, to nie on wydawał rozkazy i podejmował decyzję, został tu przysłany nawet jeśli spodziewano się, że może tego nie przeżyć. Cadarn postanowił posłuchać co ma do powiedzenia...choćby przez chwilę.

- Znowu mówisz zagadkami zdrajco. Wykorzystaj tą krótką chwilę życia, która Ci pozostała i mów co masz do powiedzenia.

- Czy nadal chcesz dobra Dunlandu? Bo mój nowy Pan jest zdania, że został zdradzony. Przez Herumora i przez ciebie chyba też. Nie jest jeszcze za późno. Jeszcze możesz zostać królem. - powiedział jakby wcale nie usłyszał wyraźnej groźby Cardana.

Nie! Znowu to samo! Kolejny raz ta pijawka w skórze człowieka, sączy jad w jego uszy, roztaczając przed nim wizje chwały. Czy naprawdę był skazany na powtarzanie tego w nieskończoność? Gniew zapłonął w Cadarnie niczym pożar. Doskoczył do widmowej postaci, złapał ją za gardło i przycisnął do ziemi. Nie mógł jednak ukryć, co jeszcze bardziej rozbudziło w nim wściekłość, że słowa Dorlaka wywarły na niego zamierzony wpływ...wzbudziły zwątpienie.

- Nie nauczyłeś się, żadnych nowych sztuczek psie?!? - Krzyknął Cadarn, a w głosie dało się usłyszeć nutę niepewności. - Myślisz, że uwierzę w twoje bajeczki po tym kim się przez Ciebie stałem?!? - Raczej zabiję Cię na miejscu niż zaufam Ci raz jeszcze. - Krzyknął bez przekonania, choć zaraz ściszył głos, i rozejrzał się w obawie, że ktoś nieporządany mógłby być świadkiem rozmowy.

W głowie Cadarna kłębiły się setki myśli, z których jedna przebijała się uporczywie na pierwszy plan: “Zabij tą gnidę, o resztę martw się potem!”, jednak nie mógł pozbyć się wątpliwości, jeśli w słowach Dorlaka krył się chociaż cień prawdy, musiał dotrzeć do jej sedna, wtedy dopiero będzie mógł być sędzią i katem, a kiedy do tego dojdzie...poleje się rzeka krwi! Czy to właśnie chciałeś mi powiedzieć ojcze?

- Teraz powiesz mi wszystko co chcę wiedzieć - wyszeptał prawie czule, patrząc w oczy człowiekowi, który wił się w jego uścisku walcząc o oddech. - A jeśli twoje odpowiedzi mnie nie zadowolą, nie odejdziesz stąd żywy...

- Cahdahrhn... - charczał Dorlak. - Jak mhniee zhabhyesz to hywy nie wyjhziesz ze okhregu świathła oghniskha... - wycedził z wychodzącymi na z orbit krwisto-zielonymi oczami a jego blada twarz wyrzkwiła się w bolesnym grymasie.

Kiedy uścisk Dunlandczyka zelżał trochę powiedział odzyskując głos choc nadal ochryple:

- Tak ja ty u Gondoru i ja jestem na próbnym u Czarnego Pana, który potrzebuje sojuszników z nadchodzącej godzinie. Twój lud potrzebuje silnego lecz mądrego wodza. Mądrego jak Thurg i Amroth Urs. Silnego jak Cadarn Urs. Zmyjesz hańbę przelanej krwi plemiennej służbą dla Nowego Władcy Śródziemia. A Dunland rozciągac się będzie jak Issen długa i szeroka. Od Trollshaws po Helms Deep. Od Lond Daer po Wielką Rzekę. I może jeszcze dalej do Dzikich Krajów Rhovnnion! Mój Nowy Pan nie jest głupi by wierzyć w głupotę i lojalność Cardan Ursa na łańcuchu gondorskich psów. Tego pomiotu elfów i ludzi. Obłudnego Eldariona! Godzina Herumora przebrzmiała. Dwóch wspólnych wrogów i ten sam cel. Dokąd pójdziesz panie?

- Dla kogo teraz pracujesz? Odpowiadaj! - Cadarn zaakcentował swoje słowa potrząsając znienawidzonym człowiekiem.

- Zanim powiem ci cokolwiek więcej, musisz przyjąć moją propozycję - Wijąca się u stóp postać wypowiedziała tak szybko jak tylko mogła, po czym zamarła w niemym oczekiwaniu.

Myśli kłębiły się w głowie Cadarna, kiedy podejmował decyzję. Z jednej strony zdawał sobie doskonale sprawę, że musi tkwić w choćby ziarno prawdy w tym co mówił Dorlak, a wtedy jeśli będzie wystarczająco ostrożny, może uda mu się wypracować dobry sojusz, szczególnie, że podejrzewał już kim jest ten nowy czarny pan. Z tego co słyszał byłby to dużo lepszy sojusznik, niż jakikolwiek Gondorczyk. Z drugiej strony, mimo wrodzonej niechęci do Gondorczyków i Rohańczyków i mimo, że nigdy by się do tego nie przyznał, nawet przed samym sobą, podobało mu się to w jaki sposób odnoszą się do niego żołnierze.

- Odpowiem Ci jutro psie. O tej samej porze bądź w zagajniku w pobliżu rzeki, a teraz wypierdalaj, zanim zmienię zdanie i wyrwę Ci krtań. - Warknął Cadarn wypuszczając Dorlaka.

Kiedy Dorlak się oddalił Cadarn położył się przy ogniu, nie mógł jednak usnąć...miał sporo do przemyślenia.

Następny dzień nie przyniósł jednoznaczych odpowiedzi. Długo zastanawiał sie, czy po prostu nie zabić zdrajcy, jednak jeśli był nawet cień szansy, żeby dokonać zemsty a jednocześnie odkupić winy...cóż po prostu musiał spróbować. W trakcie dnia udało mu się znaleźć wśród jeńców dwóch niezłych Dunlandzkich tropicieli, których udało mu się przekonać aby złożyli mu przysięgę krwi. Niewiele brakowało, a wybraliby śmierć, jednak gdy opowiedział im o Dorlaku, zgodzili się mu służyć. Mieli śledzić Dorlaka po zakończonej rozmowie, góral miał nadzieję, że choć jedenemu z nich uda się ustalić z kim sie kontaktuje ta brudna świnia.

Cadarn po cichu, starając się nie zwracać na siebie uwagi udał się na miejsce spotkania, wszedł między drzewa zagajnika i dał umówiony sygnał, aby potwierdzić swe przybycie. Po chwili z cieni wynurzyła się postać okutana w czarne szaty.

- Powiedz swojemu Panu, że jestem gotów omówić z nim sojusz, gnido..- powiedział Cadarn bez zbędnych wstępów, po czym splunął pod nogi mrocznej postaci.

- Jedynie słuszna decyzja Cardanie. Postaraj się aby nasz wróg zaufał ci bardziej. Wkrótce na tronie Uruk-hai zasiądzie nowy władca. - powiedział Gorlak.

Dopiero teraz Cadarn zauważył, że prawe ramię szpiega jest jakby nieruchomo-usztywnione do jego boku, czego nie zauważył w nocy.

- Kto wie, może już siedzi. - powiedział porozumiewawczo.- Twoja wiedza o górskich przejsciach będzie nieoceniona i gdy nadejdzie czas poprowadzisz oddziały tam gdzie będzie trzeba.

- Kiedy się z nim spotkam? - Warknął w odpowiedzi jednocześnie łapiąc pokrzywioną postać za szatę i potrząsając nią energicznie.

- Rozmawiam w jego imieniu. - odwarknął jęknąwszy Dolrak. - Aby go spotkać to długa podróż, bo nie jest w okolicy. Nie wiem czy jest na to czas i czy byłby z tego zadowolony. - odpowiedział chcąc wyswobodzić się z uścisku. - Przestań mną targać napalczywcze! Poznasz go kiedy będzie okazja. - dodał, choć widać było, że sam nie jest zbyt pewny kiedy to nastąpi dokładnie.

Cadarn przyciągnął do siebie Dorlaka nie wypuszczając z uchwytu i patrząc mu w oczy powiedział:

- Lepiej, żebyś mówił prawdę...jak cię znajdę?

Popatrzył na Cardana i westchnął.

- Ja znajdę ciebie.
 

Ostatnio edytowane przez Fenris : 21-10-2011 o 10:08.
Fenris jest offline