Wątek: Cena Życia III
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2011, 16:22   #27
Libertine
 
Libertine's Avatar
 
Reputacja: 1 Libertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodze
- Zostawili jeden z samochodów, ten którym przyjechałeś. I niewiele więcej, nie wiem gdzie pojechali. Dlaczego im czegoś nie powiedziałeś? Mógłbyś jechać z nimi!

Milczał. Bo niby co im miał powiedzieć? Że zamordował kochankę, potem cholernym szczęściem zabił polującego na niego gościa z organizacji, której jego oprawcy nienawidzili, a potem został złapany przez bandę ćpunów. Czasami po prostu lepiej jest milczeć. Zresztą, fakt, że ubrał tą kurtkę spowodowany był wieczornym chłodkiem. Wtedy te krzywe, zawszone ryje z nożami w łapach na pewno by się nad nim zlitowały. Ba! Przygarnęliby go za najzabawniejszą historie świata. Musi znaleźć sobie jakąś nową skórę z naszywką Harley’a Davidsona. Jak następnym razem trafi na motocyklistów to się z nimi kurwa zakumpluje.

Usiadł koło niej na łóżku. Uśmiechnął się z dobrego serca i położył swoją dłoń na jej dłoni w geście pocieszenia. Dziewczyna lekko się poruszyła, ale wciąż onieśmielona i bezwładna pozwoliła Robertowi na delikatne wyciągnięcie broni ze swojej ręki. Trzymając rewolwer przybliżył go do swojej twarzy przyglądając się rdzy pokrywającej rączkę. W pokoju panowała kompletna cisza, a jego powolne, miarowe ruchy sprawiły, że czas prawie stanął w miejscu. Dziewczyna znowu dostała lekkich drgawek, a następnie zachlipała przerywając beztroską ciszę. Robert nie zważając na jęki otworzył metalowy bęben. Na sześć komór zapełnione były jedynie trzy. Sprawnie zakręcił bębenkiem, robiąc przy tym grymas zadowolenia. Wycelował z kompletnym spokojem w dziewczynę, która jakby straszliwie obawiała się tego momentu. Zakryła oczy dłońmi i rozbeczała się na dobre.

-Bach

Po raz kolejny na jego ustach namalował się dobroduszny uśmiech. Nakierował lufę na swoją skroń i znowu czując zimna stal uśmiechnął się jeszcze szerzej.

-Bach

Uniósł lufę do góry, jakby od odrzutu i zaśmiał się cicho. Nacelował jeszcze na drzwi i zrobił trzy raz bach na różne cele. Dziewczyna dopiero teraz zorientowała się, że Robert wcale nie wystrzelił żadnego pocisku. Podniosła głowę z kolan i z trudem powstrzymując łkanie wydusiła z siebie.

-Dlaczego?

Robert promieniował uśmiechem. Czuł się jak nowo narodzony. Zdał sobie sprawę, że ten cały piekielny świat co jest na zewnątrz, wszystkie te problemy z tym związane mógł wyrzucić z tego pokoju. Sprawić, że teraz, choć przez jedną chwilę będzie mógł się odprężyć i niczym Indianin cieszyć mijającą chwilą. Znowu miał o co walczyć. Całe życie walczył o kogoś o żonę, o dzieci, o kochankę, a ta ciągła pogoń sprawiała, że w tamtym świecie kompletnie zatracił siebie. Zatracił swoje ja, jego marzenia poszły gdzieś w kąt, ale teraz… mimo iż jest w piekle wciąż ma szanse, ma nadzieje. Skoro jego oprawcy mieli nadzieje, skoro się nie poddawali, a na dodatek tyle wiedzieli to znaczy, że musi być jeszcze wyjście. Uśmiechnął się i klepnął lekko dziewczynę w udo.

- No mała, czas wstawać i skopać światu tyłek.

Rozejrzał się po pokoju próbując zebrać swoje rzeczy. Pierw sięgnął do kurtki Umbrelli, miał gdzieś tam jeszcze paczkę papierosów.

-Masz ogień?

Spojrzał przez ramie z fajką w ustach. Dziewczyna w pośpiechu zrzucała z siebie sweter, żeby ubrać jakaś koszulkę. Spod zsuwającej się bawełny dostrzegł jedwabistą skórę. A gdy sweter uniósł się jeszcze wyżej dostrzegł całkiem kształtne, średniej wielkości piersi, które apetycznie pobudziły jego zmysły. Kiedy zrzuciła z siebie górną część odzienia zauważyła, że się patrzy. Zakryła się rękoma.

Robert stwierdził, że i tak nie ma nic do stracenia, a nie wiadomo czy dożyje jutra. Kolejnym powodem, mimo, że szala była dawno przeważona był fakt, że nie ma dla kogo być już wierny. Zanucił sobie piosenkę.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=T3ldsF65cLM[/MEDIA]

Robert’s got a quick hand.
He’ll look around the room,
He won’t tell you his plan.
He’s got a rolled cigarette,
Hanging out his mouth
He’s a cowboy kid.

Podszedł ją od tyłu obejmując ją rękoma. Była słaba, cholernie potrzebowała wsparcia. Nie wahając się zanurzył się w jej włosach szepcząc do ucha.

- Nadal masz siniaki, nie będzie Cię bolało?

Nie odpowiedziała. Nie był pewien czy się bała czy tak bardzo potrzebowała kogoś, komu chociaż przez chwilę będzie na niej zależeć. Pocałował ją w szyje, potem w usta. Była strasznie zimna, teraz dopiero dostrzegł, że płakała przez zamknięte oczy. Wciąż ją obejmując niewielkim użyciem siły położył ją na łóżku. Nie broniła, nie mówiła nie, godziła się na wymianę. Sprzedała się za cenę, która nawet nie była ustalona. Niżej nie można upaść, nie można było być w gorzej sytuacji niż ta biedna desperatka. On też się godził, godził się na zło tego świata, nie chciał się już buntować, nie zamierzał płakać. Teraz będzie próbował przetrwać, a zasady tej gry są dużo trudniejsze niż się spodziewał. Rozpiął jej delikatnie stanik, nie chciał macać, nie chciał być zły, dlatego zrobił to z największą delikatnością. Oboje tego chcieli, on ulgi od świata, chwili zapomnienia, ona relacji, w końcu mężczyźni zawsze najszybciej zawierają relacje z kobiecym ciałem. Ostrożnie rozpiął pasek i zaczął zsuwać jej spodnie.

- To byli źli ludzie.

Rzekł obserwując pojawiające się na udach siniaki. Dziewczyna wciąż przygryzała wargi od psychicznego bólu, więc tylko skinęła głową. Odrzucił spodnie i już miał chwycić za jej bieliznę, ale dziewczyna pokazała mu dłonią, żeby przerwał.

- Ja to zrobię, połóż się, tak będzie zdecydowanie mniej bolało.

Robert się zdziwił, dziewczyna zaczynała brać życie w swoje ręce szybciej niż się spodziewał. Zgodził się, nie czerpał przyjemność z krzywdzenia kogoś. Kiedyś wydawało mu się, że go to kręci, dziki seks, gwałt, kajdanki, bicze, ból. Jednak dzisiaj sam był tego częścią i nie było ani trochę pociągające.

Kochali się jak dwójka kompletnie pogubionych ludzi. Kochali się w świecie, w którym iskierka nadziei była tak mikroskopijnych rozmiarów, że mało kto w ogóle ją dostrzegł. On sam dopiero co otworzył oczy, a teraz byli uczestnikami aktu idącemu w parze z nadzieją. Dosłownie i metaforycznie, w końcu robili to bez żadnego zabezpieczenia, bez nawet pomyślenia o tym. Było spokojnie, było nawet zabawnie, było bardzo klimatycznie, choć ciężko to było nazwać ten klimat romantycznym. Ona wtulona, przestraszona, a on wciąż nie wiedział czy ją obejmować, pocieszać. Gdyby jakiś fizyk oceniał ten stosunek od strony tarcia, to byłoby one minimalne, ale napięcie budujące się pomiędzy jego uczestnikami sprawiło, że ten akt przyprawiłby tego samego fizyka o ciarki na plecach, o dreszcz moralności. Mieszało się dobro ze złem, mieszały się dwa światy kompletnie innych ludzi. Zaufała mu i starała się nabrać przekonania, że dobrze zrobiła. On nie chciał dawać nic. Wiedział, że jeśli cokolwiek zdobędzie to ten świat natychmiast mu to odbierze, że będzie musiał walczyć. Nie chciał, nie miał sił, znał swoje możliwości, a jednak po kilku szeptach obiecał, że ją ze sobą zabierze. To jej wystarczyło.

Kiedy skończyli dziewczynie nieco poprawił się humor, przestała beczeć i leżała wtulona w jego ramie.

- Nawet nie wiesz jak mam na imię.

Uśmiechnął się zapalając papierosa, bowiem okazało się, że miała ogień.

- Desperatka?

Zaśmiał się, ona też, a jej palce powędrowały po jego torsie. Chyba rzeczywiście pokładała w nim nadzieje. Ma szczęście, że nie wie jak skończyła jego ostatnia kochanka – pomyślał biorąc porządnego bucha. Teraz jakby cały ten ciężar co spoczywał na jego barkach minął. Przynajmniej tymczasowo. Poleżeli jeszcze rozkoszując się dymem tytoniowym, potem opłukali się w wiadrze wody, wrzucili na siebie ciuchy. W międzyczasie Robert poszedł sprawdzić czy silnik działa i przy okazji zakrył czerwone plamy kocem. Po niedługim czasie byli gotowi do drogi, pytanie co dalej. Ale Robert wiedział kogo śledzić…

- Wiesz gdzie pojechali prawda?

To była ta nadzieja, którą w niej pokładał. Ale wiedział, był pewien, że wie.

- Podsłuchałam, że chodziło im o jakieś lotnisko, ale nie mam pojęcia gdzie to.

Robert odpalił GPS’a w samochodzie i przeklnął widząc dwie możliwości. Nie miał bladego pojęcia, które sprawdzić pierwsze. To w Twips było bliżej, ale to w Mellow Valley wyglądało na znacznie większe. Zdecydował, że rzuci monetą, a następnie wraz ze swoją nową towarzyszką pojadą tam szukać osób, które wydawały się mieć jakiś sposób na przetrwanie.
 

Ostatnio edytowane przez Libertine : 21-10-2011 o 20:20.
Libertine jest offline