Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2011, 19:35   #127
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Gdy udamy się na północ ziem, zmienisz zdanie.
Wróżby mówią, że coś wyrywa umarłych z ich grobów i pobojowisk.
Budzi ich ze snu.




Wysokim, cichym jękiem ozwała się naciągana struna.
Wytkany do obcej sobie długości i rozciągnięty pomiędzy kobiecymi palcami czarny włos przeistoczył się w narzędzie do zabijania. Kolejne, potwierdzające tylko przeznaczenie Leiko do bycia żywą bronią w dłoniach drogiej Matki nawet w takiej drobnostce. Jednakże w tym bezkompromisowym oddaniu życiowemu celowi jakim było wypełnianie poleceń i życzeń swej pani, wykraczała ona poza granice typowego wyszkolenia wszystkich sióstr. Dla Matki był to uśmiech losu. Wszak otrzymała „w prezencie” nie tylko następną córkę, ale także jej dar pożerania dusz demonów i wszelkie płynące z tego korzyści. Moc oka była przydatna. Stawiała ich Dom ponad przeciwnikami, dawała przewagę i, co najważniejsze, przywoływała zadowolenie na twarzy kobiety, która wszak wychowała ją od maleńkości. I dlatego Leiko wykorzystywała zdolności płynące z tego.. wynaturzenia, choć każda jedna wchłonięta esencja oni napawała ją wstrętem oraz dziwnym niepokojem.
Za wszystko była jakaś cena. Jak wysoka była za te nieludzkie praktyki?

Ale póki co ostatnia dusza, ta zyskana po śmierci Matki Głodu, miała raz jeszcze przyjść łowczyni z pomocą. Potrzebowała kilku chwil na przygotowanie, na tkanie swych nici niczym pająk. Aż napięte zalśniły w jej dłoniach, niepozorne jak dziecięca zabawa w przeplatankę, aczkolwiek natury w żadnej mierze nie miały tak niewinnej. Z przejmującym trzaskiem smagnęły dziko powietrze ponad tłoczącymi się nieumarłymi, by wraz ze zręcznymi ruchami nadgarstków zarzucić się wśród nich prawie siecią. Delikatny z pozoru włos okazywał się śmiertelnie niebezpiecznym narzędziem. Owijał się delikatnie wokół szyi trupa, by nagle odcinać ją z morderczą siłą nietypową dla tak cieniutkiej niteczki. Wystarczyło jedno szarpnięcie, by głowa upadła na ziemię. A chwilę później, samo ciało.
Struna.. to było dobre porównanie, chociaż mylące na pierwsze brzmienie. Nie była artystą tworzącym muzykę, ale tancerzem wznoszącym się w jej zabójczym nurcie. Nici wymagały od niej ruchu, unoszenia się i opadania w oplataniu nieumarłych partnerów kobiety, aż w końcu i szarpnięć wieńczących każdą figurę.
A może była także marionetkarzem, a każdy z przebudzonych trupów stawał się marionetką we władzy jej smukłych palców. Tak jak za życie lalek odpowiedzialne były dłonie dzierżące krzyżaki i kontrolujące nawet najdrobniejszy ruch, tak Leiko zaledwie wywinięciami nadgarstków posyłała pożywione zwłoki z powrotem w wieczny, przerwany im sen.

We trójkę przetrzebiali nieumarłą masę, nie pozwalając żadnemu z przeciwników zbliżyć się zanadto. Stalowe nici, płonące jūmonji-yari oraz szlachetna katana współgrały ze sobą w utrzymywaniu bezpiecznego okręgu, ostatniej fortecy chroniącej ich przed falą chodzących zwłok. Każde z nich chroniło plecy swoje, ale także pozostałej dwójki.. choć Leiko podejrzewała skrycie, że nawet w takiej sytuacji to właśnie jej bezpieczeństwu poświęcana była największa uwaga ze strony Płomienia. Bądź co bądź nie można było powiedzieć, aby pomiędzy młodzianami utworzyła się więź przyjaźni.
Samurajski honor Yasuro, czy tego chciał czy nie, wymuszał na nim obronę swego żywiołowego rywala, który zaś był prosty i kierowany o wiele mniej honorowymi namiętnościami. Zawsze gorliwie prezentował przed łowczynią swe umiejętności w nadziei na zyskanie… początkowo tylko zachwytu z jej strony, acz w jego myślach prowadzącego już do ponownego smakowania upragnionych pieszczot sam na sam z oczarowaną kobietą. Tak jak wtedy w Nagoi, gdy bohatersko uratował ją przed rzucającym się na nią demonem, a później odgonił od niej to wspomnienie ciepłem swego ciała. A przynajmniej tak to wyglądało w jego wyobrażeniu, ne?

Bronili się wytrwale przed zostaniem przyduszonymi gnijącymi zwłokami, ale i w tej barykadzie powstała pewna luka. Swoista nieszczelność mogąca przerzucić szalę wygranej na stronę atakujących. Oto bowiem dzięki krótkiemu zerknięciu mającemu pomóc w zorientowaniu się w ich sytuacji, Leiko dostrzegła trupy chwiejnie wstające po atakach Yasuro. Jednak nie było niczego niewprawnego w jego stylu walki. Jedynym i to właśnie głównym błędem było postrzeganie przeciwników jako istoty o zwykłej naturze.
Korzystając ze złudnego momentu wytchnienia przed następnymi trupami mającymi się na nią rzucić, Leiko wykonała niewielki, strategiczny odwrót. W nim to z lekkością oparła się o plecy samuraja, zwracając jego uwagę na filigranową siebie.
-To nie są już żywi ludzie, Yasuro-san – zwróciła mu uwagę nerwowym tonem głosu przebijającym się wśród odgłosów walki. Bushi wprawdzie podróżował już z ich wesołą, łowiecką gromadą dobry szmat czasu, jednakże dotąd nie było okazji go przyuczyć podstaw zabijania takich kreatur. A różnica pomiędzy nimi, a zwyczajnymi śmiertelnikami była zasadnicza.
-Serce i głowa. To ich jedyne słabe punkty. Widzisz? – z tym pytaniem wskazała na dzielnie radzącego sobie Płomyczka. To właśnie pod jego stopami piętrzyły się nadpalone, a przede wszystkim zastygłe zwłoki nie będące zbytnim wyzwaniem dla celnie, choć impulsywnie prowadzonych trójzębów. Mogło wydawać się to zaskakującym, ale kogucik wiedział co robi, wiedział jak uderzać by zabić.
Yasuro był pojętnym uczniem i wkrótce ostrze jego katany szybko odcinało kolejne głowy odsyłając gnijące ciała na wieczny spoczynek. Nie dość szybko jednak jak Kirisu. Młody łowca z typową dla siebie furią i beztroskim traktowaniem własnego bezpieczeństwa atakował szybkimi, szerokimi zamachami, niemalże stając się ognistym tornadem, zabijającym swych wrogów i podpalającym ich ciała. Kobieta czuła ciepło owiewające jej twarz z każdym jego atakiem.

Krąg się zaciskał coraz bardziej, tyle że trupów ubywało. Wkrótce nie było już dość miejsca na użycie stalowej nici, ale... też i liczba nieumarłych drastycznie się zmniejszyła. Wcześniej prawie z każdej strony zalewali trójkę swoją dziesiątkową ilością, teraz przerzedzeni atakowali równie zaciekle i bez strachu. Zgon "towarzyszy broni", nie robił na reszcie potworów żadnego wrażenia. Ostrze katany i jūmonji-yari pokryły się posoką świeżych trupów. A ciała młodych yojimbo rosił pot.
Kirisu odrzucił na ziemię jeden ze swym trójzębów, zaciskając dłonie na drugim. Nie miał bowiem dość miejsca by użyć ich obu, bez ryzyka zranienia Leiko lub Yasuro. Choć zapewne zranieniem młodego bushi by się nie zmartwił. Sama łowczyni zaś cofnęła się kilka kroków, moszcząc się w bezpiecznym gniazdku pomiędzy swymi dwoma obrońcami. Wiele poszarpanych trucheł padło na ziemię dzięki jej osobliwej broni. Wystarczająco wiele, aby nie sposób było umniejszać jej zdolności, ale mimo to potulnie usunęła się w cień młodzianów. Nie miała w swoim interesie wyskakiwać przed szereg i niepotrzebnego narażania się, więc ustąpiła im miejsca do dalszej walki z ostatnimi niedobitkami.
Długi włos miękko oplatający dłonie kobiety, tak przeciwnie do ostrych ran zadawanych nieumarłym, ze zwiewnością opadł ku jej stopom. Spełnił swoją rolę w utrzymywaniu dystansu, acz na bliższą odległość mógł być zbyt niebezpieczną zabawką, nawet dla Leiko. Dlatego zamaszyście rozłożyła przed sobą wachlarz, jak tarczę mającą ją bronić przed ewentualnymi ciosami. Bo i nie udało się jej uniknąć całkowicie zagrożenia. Kilka razy zafurkotał w powietrzu ten bibelocik o dworskim charakterze. Kilka razy kończące go żelazne ostrza, przecięły ciała ożywionych zwłok kończąc ich nienaturalną egzystencję.

Aż w końcu..
Czy to był samotny trójząb sięgający głęboko w przegniłe trzewia, aż ku paskudnie pękającemu pod jego ciosem sercu?
Czy też katana o śmiercionośnym ostrzu, która prowadzona wprawną ręką samuraja rozcięła mięśnie utrzymujące głowę?
A może nadobny wachlarz, zdobny w roślinne motywy, rozszarpał swymi zębami skórę szyi potwierdzając istnienie ciągle krążącej krwi w martwym ciele?

Ale to nie było ważne, nie było. Ostatni z przywołanych do powtórnego życia mężczyzn upadł głucho na ziemię.
Martwy, nieżywy. Raz jeszcze.

Z trzaskiem zdającym się nienaturalnie głośno przecinać ciężką ciszę nad pobojowiskiem, Leiko złożyła swój wachlarz i zaczepiła go o pas obi. Pośpiesznie zagarnęła dłonią fałdy jednego z rękawów, nie tyle przesłaniając swoje oczy przed widokiem rozczłonkowanych i pozbawionych głów trucheł, co jego barierą oddzielając swój zmysł węchu od smrodu rozkładu. Może nawet pobladła w trakcie przesuwania spojrzeniem po dopiero co dokonanej przez nich rzezi, aczkolwiek porcelana jej skóry oraz warstwa upiększających specyfików skutecznie to zakrywały.
-Okropność – syknęła przez tłumiący jej głos materiał. Wykonała kilka kroczków wzdłuż granicy otaczających ich trójkę trucheł, przytrzymując przy tym ostrożnie kraniec swego kimona, aby nie zapaskudziło się nieopacznie. Powróciła do przerwanego przyglądania się ciałom, poszukiwania wśród tej paskudnej masy znaków szczególnych, czegoś charakterystycznego mogącego pomóc w zidentyfikowaniu ich pochodzenia.
- Okropność - powtórzyła, ale i tym razem nie było w tym słowie przerażenia, jedynie niesmak - Ale Ginamoto-san wspominał o tym, ne? O ożywionych zwłokach.. Mimo to nie spodziewałam się czegoś takiego, aż takiej ilości. I.. – urwała przypominając sobie o jednym fragmencie tego zdarzenia i pośpiesznie spojrzała w stronę, gdzie wcześniej widzieli dwie nieznane postacie. Po których nie było już śladu.
-One są zbyt świeże... jak na ofiary ostatniej wojny.- stwierdził Kirisu. I miał rację. Ci tutaj nie byli samurajami. Nie byli wojownikami ni za życia. Nie byli i po śmierci, mając za przewagę jedynie swą znaczną przewagę liczebną.
-Co tu się dzieje?- pytanie Yasuro niemalże zawisło w powietrzu. Co tu się działo ? Kim był tajemniczy czarownik? Kolejnym sekretem tych ziem?
Spojrzenie łowczyni wędrujące po ciałach trupów nie wyłapywało zbyt wielu szczegółów. Ciała należały wyłącznie do mężczyzn, o dobrze zbudowanych sylwetkach. Zapewne głównie robotników lub wieśniaków. Kimona były brudne i marnej jakości. Nie mieli przy sobie żadnych osobistych rzeczy. Byli irytująco... anonimowi.
-Coś.. coś… - zagubiła swe myśli, jak przytłoczona straszliwym znaleziskiem, aż w końcu z westchnieniem stwierdziła oczywiste, zasłyszane tak niedawno -Coś złego. W wioskach krążyło wiele plotek o ziemiach Sasaki, o ich przekleństwie.. najwyraźniej jest w nich więcej prawdy niż myślałam. Ale może to szukany przez nas ślad.. albo przerażający zbieg okoliczności.

Łowczyni raz jeszcze powiodła wzrokiem po ogromie grobów i martwych ciał. Zbieg okoliczności.. oczywiście, można to było sobie tak tłumaczyć. A także zesłanym na klan wielkim nieszczęściem wołającym o wyrazy współczucia dla daimyo. Można było, ale Leiko wiedziała już wystarczająco dużo, by nie dać się omamić takiej iluzji. Hachisuka sami to na siebie ściągnęli, z własnej nieprzymuszonej woli i bez pomocy kaprysów Losu. Sprowadzali na te ziemie oddanych sobie heiminów, by potem przemieniać ich w te pozbawione rozumu poczwary. Zapewne i tamten grajek był kolejnym z ludzi powiązanych z tajemniczymi mnichami i całą intrygą. Iye, nie było w tym niczego do współczucia.

Młody bushi dość szybko zdołał opanować emocje. Acz nie do końca. Jego zaciśnięte w pięści dłonie świadczyły o tym, że w duszy samuraja toczy się wewnętrzna walka. Także i Kirisu był wstrząśnięty widokami, choć nie w takim stopniu co Yasuro. W końcu dla niego to były obce ziemie. Niemniej to miejsce tak odmienne od Ukrytego Zakątka, miejsce w którym ciężko było znaleźć cokolwiek pięknego, wprawiało łowcę w ponury nastrój.
-Powinniśmy poszukać miejsca na nocleg.- rzekł Yasuro, głosem spokojnym, ale była to fasada. Młody samuraj był w szoku.
-Ah.. Hai, Yasuro-san – odparła Leiko wyrywając się z ponurego zamyślenia. Trwając w nim nie zauważyła pewnego bardzo ważnego i niepokojącego faktu. Słońce było już zaledwie łuną ponad horyzontem, rzucającą krwisto czerwone światło na cmentarzysko i wyolbrzymiające jego upiorność.




-Powinniśmy iść dalej. Nie możemy tutaj zostać
– skinęła głową i odstąpiła od leżących najbliżej niej zwłok. Potem palcami lekko uczepiła się rękawa odzienia Kirisu, tak bez dwuznaczności i bez wymownych spojrzeń czy uśmiechów. Bądź co bądź w ciemnościach, a już szczególnie tych zapadających nad takim nieprzyjemnym krajobrazem, ogień był najbliższym przyjacielem wędrowców. Zaś Leiko przecież miała osobistego Płomyczka niewątpliwie gotowego odstraszać wszelkie ożywione koszmary, nawet pomimo zachwiania jego typowej, młodzieńczej beztroski. Ale czyż mogła się dziwić reakcji jego bądź swego drugiego yojimbo? Nikt ich nie przygotował na takie spotkanie, a to zderzenie z przeraźliwą rzeczywistość musiało być tym boleśniejsze, że nastąpiło po jakże przyjemnych chwilach spędzonych w Ukrytym Zakątku. A teraz ona, to źródło pragnień i fascynacji, zaprowadziła ich wprost, zdawałoby się, w paszczę demona.

Dodatkowo widmowy krajobraz stopniowo zaczynała otulać ciemność.
Zbliżała się noc.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem