Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2011, 22:05   #13
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Lady Marina oparła się o ścianę, spazmatycznie łapiąc powietrze. Serce ciągle nie mogło powrócić do normalnego rytmu, pompując krew w szaleńczym tempie. Kobieta nie rozumiała, co się z nią dzieje – ciało, zwykle jej powolne, nagle przestało jej słuchać.

Przymknęła oczy, skoncentrowała się i zaczęła oddychać głęboko, i powoli Po kilku chwilach oddech wyrównał się – a wraz z nim ciśnienie krwi i pozostałe funkcje organizmu. Po kilku minutach otworzyła oczy, już wydawało się opanowana, spokojna jak zawsze. „Jakie szczęście, że pozwoliłam Gandawice iść zobaczyć się z tym młodzikiem ze stajni… „ pomyślała z ulgą. Jej służąca, garderobiana i powiernica jak nic narobiła by rabanu, każąc ściągać medyków i zapędzając swoja panią do łoża, żeby odpoczęła i doszła do siebie po chwili słabości. A nie było na to ani czasu – zaraz mieli jechać na polowanie – ani tym bardziej potrzeby.

Marina powędrowała wzrokiem do okna, gdzie jeszcze przed chwila siedział kruk. Zaczęła analizować całą sytuację, raz po raz, i kolejny, zastanawiając się, co ją tak przeraziło. Czy wzrok ptaka, który zdawał się przenikać ją na wskroś, czy może raczej chodziło o myśli, które napłynęły jej wtedy do umysłu. Dziwne myśli. Niepokojące. Nawet nie myśli, a… obrazy, odczucia… poszukała słowa.. przeczucia? Obawa przed czymś, co miało nadejść, zdarzyć się. Jej? Diukowi? Ericowi? Nie wiedziała, ale bała się tego, co ma się zdarzyć. I właśnie ten lęk ją przerażał. Bo Marina nie była strachliwa. Wprost przeciwnie. Niektórzy zarzucali jej nawet pewną.. nierozważność, podchodziła do życia i tego, co jej oferowało bez lęku, z wysoko podniesionym czołem, pewna siebie, ufna w swoje możliwości. Silna siłą swoją, księcia, swoich przyjaciół i poddanych.

Podeszła do misy, nalała wody z dzbana, nabrała jej w złączone dłonie, zwilżyła twarz. Wyprostowała się i spojrzała w wypolerowane zwierciadło. Zobaczyła hardo patrząca młodą damę. Ale oczy miała niespokojne a rumieniec barwił jej policzki bardziej, niż należało. Przesunęła mokrymi dłońmi po czole, policzkach, brodzie, dekolcie. Ręce jej drżały. Zezłoszczona, schwyciła szczotkę i zaczęła czesać włosy długimi, nerwowymi ruchami.

- Moja pani – głos dobiegający od drzwi sprawił, że Marina drgnęła – Coś się stało, moja pani?
Gandawika podeszła i wyjęła szczotkę z rąk swojej lady – Tylko pani splącze … - mruknęła niezadowolona. Marina uśmiechnęła się lekko. Obecność Gandawiki wpływała na nią kojąco.




- Zapleciesz mi je. I upniesz. – powiedziała siadając – a potem przygotujesz mi suknię, tą zielona, do jazdy konnej. Jadę na polowanie. A ten… - poszukała w pamięci imienia – Robin ze stajni jak?
Gandawika spłoniła się.
- Ma takie piękne oczy, moja pani… I tak do mnie mówi, tak mówi.. jakbym była jedyna i taka.. no taka, wyjątkowa pani wie?
- Wiem
– Marina uśmiechnęła się – traktuje cię, jakbyś była damą. A jak całuje? – dopytała, ale Gandawika żachnęła się tylko i szybko zmieniła temat.
- Widziałam w stajni księżną. Rozmawiała z sir Garethem Reynarem i jakimś drugim panem. Mówiła, że książę się niepotrzebnie obawia.
- Czego obawia?
- A, nie wiem, moja pani, ale Ro..Robin mówił, że służący księcia widział, że jest załamy. I odwołuje wszystko.
- Załamany? Co odwołuje? Ślub?
- No, jakby z niego życie uszło. Nie, nie ślub, moja pani
– ręce Gandawiki tańczyły, rozdzielając lśniące włosy lady Mariny na cienkie pasma. Splatała je szybko, pewnie, upinając spinkami – miała w tym wprawę, fryzura powinna przetrwać nienaruszona cały dzień – to polowanie, podobno.
- Coś pomieszałaś
– Marina pokręciła głową
- Proszę się nie ruszać, moja pani! – służąca, lekko urażona krytyką, kończyła upinanie włosów już milcząc.

Lady Marina też milczała. Kruk ciągle nie chciał odlecieć z jej myśli, wczepił się pazurami w jej mózg, sprawiając prawie że fizyczny ból. Oczywiście, nie wierzyła w głupie gadanie służącej. Pewnie coś pomieszała, zapatrzona w jędrne pośladki młodego koniuszego. Oczywiście, że pojedzie na polowanie. Lubiła ten nastrój, radosne podniecenie i szczeki psów, dziki pęd przyciskający ją do grzbietu konia, gardłowe pokrzykiwania mężczyzn. Sokoły Garetha podrywające się z jego rękawicy i pikujące w dół. Sama nie polowała, nie potrafiła posługiwać się ani łukiem, ani oszczepem.
Ale lubiła tą atmosferę. I sir Reynara też. I miała nadzieje, ze dane jej będzie spotkać Gwenith. Tęskniła do jej towarzystwa.
A przede wszystkim, serce się jej radowało na myśl o rychłym spotkaniu Erica i Cynewynne.

- Zielona suknia! – przypomniała Gandawice – i dopnij do niej mój sztylet. - Na wypadek spotkania z krukiem – pomyślała.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline