Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2011, 11:47   #171
Zekhinta
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
Ranwena zobaczyła oczyma wyobraźni sugestywny obraz Andarasa, który rozmaiwa z nią w czery oczy w innym pomieszczeniu. Zrozumiała, że chodzi o prywatną rozmowę o która prosi ją półelf.

Czyżby był magiem? Fakt, że nagle takie obrazu pojawiają się w jej myślach i to uczucie, że było to celowe działanie... Wzdrygnęła się lekko. Na szczęście jednak Morwena kontynuowała rozmowę za nią, Ranwena miała więc czas na ochłonięcie. Prze dłuższą chwilę dochodziła do siebie i starała się rozpatrzyć wszystkie za i przeciw. W końcu jednak podjęła decyzję. Podniosła wzrok na Andarasa, spojrzała mu prosto w oczy i powoli kiwnęła głową na zgodę.

***

-Witaj pani czy domyślasz się dlaczego cie zaprosiłem – zaczął elf, gdy tylko spotkali się już sami.

- Raczej nie ze względu na moją oszałamiającą urodę - odparała z przekąsem, żartobliwie - więc chciałabym jasnego postawienia sytuacji.

- Cóż mógłby to być jeden z powodów- odparł elf uśmiechając się. Ranwena uśmiechnęła się również i skinęła mu głową w geście podziękowania. - Zaczne od sprawy nie politycznej. Zniknęła nam flota jak wspominałem na spotkaniu. Bitwa odbyła się z okrętami w banerach Gondoru. Ale nasz wywiad mówi iż to nie mogły być statki Gondoru.... Mi osobiście jest już wszystko jedno. Jesteś pani królową korsarzy.Wiesz zatem zapewne co się tam stało.. Albo jeszcze istotniejsze gdzie są moi ludzie? Nie przeczę że bardzo by ociepliłoby to naszą relację gdyby powiedzmy się znaleźli.

- Nie wiem, gdzie znajdują się twoi ludzie, bo i skąd miałabym wiedzieć? To nie moi ludzie, nie mi ich pilnować. Ale, jeśli potrzebujesz statków, załogi do nich czy po prostu ekspedycji, to skoro i tak Umbar i Harad mają współpracować na równych zasadach ludzie moi pozostają do twej dyspozycji.

Elf popatrzył na kobietę niedowierzającym wzrokiem. Jak zawsze nitk nic nie wie.... A to że przypłyneła kilka dni po bitwie z całą masą okrętów prosto do Umbaru na pewno nie ma z tym nic wspólnego....- pomyślał elf.
- Co wiesz pani o Morwenie i w ogóle o tym co się dzieje tu w Umbarze? Kim dla ciebie pani jest ta kobieta bo to definiuje całą naszą dalszą rozmowę.

- Morwena jest dla mnie tym, kim zresztą jest i dla reszty z nas, Umbarczyków. Naszą królową. Dlaczego więc byłam z nią na spotkaniu? Cóż, posiadam siłę militarną, która może przydać się jej w przyszłości. Stąd nasz sojusz... chociaż ciężko mówić o sojuszu, skoro pochodzimy z tego samego miejsca i zmierzamy do tego samego miejsca.

-Nadal mogę mówić otwarcie? Dasz mi panie słowo królowej korsarzy że wszystko co tu powiem zostanie między nami? I nie dowie się o tym nikt.

Ranwena zamilkła na dłuższą chwilę, wpatrując się badawczo w Andarasa.
- Stawiasz mnie w trochę trudnej sytuacji. A co, jeśli powiesz coś, co będzie zagrażało wolności moich rodaków, na której najbardziej mi zależy? Po daniu słowa, o które prosisz nie będę mogła zdradzić naszej rozmowy, ale kto wie, czy nie będzie to zdrada moich ludzi?

- Nie dając słowa niczego się nie dowiesz. Powiem jednak coś na wstępie. Osoba której najbardziej zależy na wolnym Umbarze i przyjaznym Haradowi Umbarze jestem co najśmieszniejsze ja. Cała reszta tylko walczy o stołki...

Widać było po twarzy Ranweny, że podjęcie tej decyzji nie jest zbyt łatwe. Walczyła w niej jej własna duma, patriotyzm i... ciekawość.
- Dobrze więc, ale słowo za słowo. Nie przekażę nikomu tego, co tu zostało powiedziane, ale i ty mi coś obiecaj. Będziesz lojalnie trwał w tym, co przed chwilą powiedziałeś - że jesteś osobą, której najbardziej zależy na wolnym Umbarze i przyjaźni między naszymi narodami. Chcę mieć pewność, że będę w tobie widzieć sojusznika a nie wroga.

- Zwłaszcza to ostanie mogę zapewnić. Ty pani tak, lud Umbaru również. Zatem przyrzekam. Na krew moich braci. To mówiąc elf wyjął sztylet i naciął sobie dłoń. Krew powoli spłynęła na ziemię. Dopiero wtedy elf obwiązał ją sobie chustką. Spojrzał na Ranwene nie wiedział jak u nich wygląda przysięga ale wyraźnie na nią czekał.

- W takiej sytuacji sprawa jest jasna. Przyrzekam, że to, co teraz uradzimy, zostanie tylko i wyłącznie między nami - i choć powiedziała to głosem poważnym, dumnie wyprostowana, to znikąd praktycznie wyciągnęła flaszkę rumu. Zębami wyciągneła z niej korek, po męsku praktycznie wypluła go gdzieś w bok, po czym pociągnęła solidny łyk. Otarła wargi wierzcem dłoni i podała butelkę Andarasowi.

Ten nie wiedząc ile należy wypić, tak żeby już zimponować, a jeszcze nie obrazić, postanowił pociągnąć więcej, żeby nie było, ot tak, na wszelki wypadek. Upił pół butelki, trochę się zaczął krztusić ale trwało to tylko chwilę, po czym oddał butelkę Ranwenie.
- Zatem zacznijmy może od początku. Przysłano mnie tu by ułożyć sprawy mego ludu z Umbarem. Na miejscu zaś zostałem radę. Dzięwięciu rodzin. Każdą ze swoimi układami czy wręcz układzikami. Bez wyjątku też chcieli oni władzy. Mieli też układy i przyjaciół. Cześć trzymała z Eldarionem, cześć z moją rodziną, cześć z Herumorem. Po wstępnym wybadaniu sytuacji. Ustaliłem że najlepszym wyjściem będzie postawić na czele Umbaru kogoś, komu z jednej strony mogę ufać, a z drugiej będzie stawiał dobro Umbaru ponad wszystko inne. Odpadali zatem niemal wszyscy kandydaci. Byli zbyt Haradcy,Gondorscy czy zbyt okultystyczni... Odpadał też ten Safayel. On najbardziej bowiem chodzi mu głównie o władzę i zachowanie życia. To, pani, jest brat szefa miejscowych skrytobójców. Mają oni pewien kodeks. Jego brat wraz z nim naruszali go wielokrotnie... Są skazani na śmierć przez główną Gildię zabójców śródziemia. I cała ich obecna walka to gra o życie i władzę. Oczywiście gdyby ich zapytać powiedzieliby że robią to dla Umbaru... I inne tego typu farmazony. Jednak pani płatni zabójcy to jakby powiedzieć dosadnie z kutwy syny. I raczej nie należą do osób którym zależy na dobrze kogokolwiek. Prócz ich własnego. Słyszałaś jaką złożył mi ofertę. Odmówiłem. I teraz pokutuje za to. Morwena to nie królowa, mam na nią inne, bardziej dosadne, określenie. To osoba która jest dumna, została żoną sadystycznego okrutnika i okultysty. Spała dla korzyści i informacji z zapewne z połową umbardzkich kapitanów. Puszczała się i podliła na każdy sposób... Byle tylko odzyskać władzę,szacunek pozycję jaka zapewne w jej oczach należy się komuś z takim rodowodem. Wtedy zapewne przyszedł do niej pani ten morderca. Dał drzwi, szansę... Powiedział zapewne coś w stylu: Pomogę ci zostaniesz królową. Otaczają nas Haradzkie psy, Gondor, okultyści. Trzeba zrobić z tym porządek! A on jej tylko pomógł... Teraz ona myśli że rządzi. Prawda jest jednak taka, że rządzą skrytobójcy. W każdej chwili mogą obrócić sytuację tak że strącą Morwenę z tronu, gdyby tylko zaczęła mieć mocno odmienne zdanie od nich.... To w pewnym stopniu uproszczone wprowadzenie, a teraz konkrety. Słyszałaś pani rozmowę. Zabito, lub aresztowano wielu ludzi którzy mają przyjaciół w Haradzie. Tamci będą zadawać pytania. A ja co im odpowiem, pani? Prawdę? Czyli że wyrżnęli ich zabójcy z pomocą ladacznicy? Idźmy dalej.... Zabito wielu kultystów, ba, sam kazałem jednego zabić. Ja Haradczyk kazałem zabić Haradzkiego okultystę. Wszystko po to żeby nowy rząd Umbaru był w równowadze. Skro znikali Gondorczycy musiała zniknąć i przeciwwaga. A kto miał pozostać bezpieczny? Umbardczycy właśnie... To dowodzi moich intencji. Jednak jak słyszałaś ktoś tu przesadził. Morwena i ten zabójca mogli mieć z nami czysty układ. Jednak bali się nas więc zabili kogo się tylko dało... Haradczycy tego nie odpuszczą. Ba, zadaj sobie pytanie, skoro zginęło więcej okultystów niż pierwotnie planowano, co powie na to Herumor? Przypomnę to najpotężeniejszy czarnoksiężnik świata. Słyszałaś pani legendę o Helmowym Jarze i jego oblężeniu przez Uruk-Hai?

- Tak, jest to historia, którą zna każde dziecko.

- Umbar jeśli sprawa nie zostanie wyjaśniona i załagodzona będzie nowym Helmowym Jarem. Herumor tego nie popuści. Oczywiście nie od razu pani, najpierw wygra z waszą pomocą wojnę. A dopiero potem was zabije. A statkami nie uciekniecie wszyscy... Jedyną metoda uniknięcia tego, jest przerwanie tego szaleństwa. Jak słyszałaś, Morwena myśli, że została dyktatorem. A jest marionetką. Wiesz już mniej więcej tyle co ja... Jakieś pytania?

- Jedno, najważniejsze. Przynajmniej na początek. Skoro nie chcesz Morweny na czele Umbaru, skoro uważasz, że trzeba wyeliminować Safayela, bo tak powiedziałeś w poprzedniej rozmowie... to kto, twoim zdaniem, na zostać władcą Umbaru?

- Jest mi to obojętne. Byleby był to ktoś kto dotrzymuje słowa i umów. Chce bratnich relacji z Haradem. Tylko tyle. Dla mnie możesz pani sama kogoś wskazać. Ba nawet sama sięgnąć po tron.

- To ostatnie jest nierealne. Jestem piratem, nie królową. Chciałabym jednak zebrać w jedno i potwierdzić informacje... Rozumiem, że chcesz eliminacji Safayela, jego brata i każdego, kto mógłby po nich działać?

- Kierownictwa miejscowych skrytbójców. I tych o których mówisz pani... Morwena jest mi obojętna. Ale musisz ją pani okiełznać. Albo spokornieje, w co wątpię, i zacznie jej zależeć na tym na czym nam.... Albo jak to mówią piraci: “za burtę”- uśmiechnął się

Kobieta milczała przez chwilę.

- Cóż, wiele wymagasz od człowieka, który zna się na żegludze, nie na politycznych intrygach. Mam też kolejne pytanie - czy istnieje sposób, aby uniknąć sytuacji... Helmowego Jaru? Załagodzić uczucia klanów haradzkich które, jak mówiłeś, mogą być mało przychylne po otrzymaniu informacji o tym, co działo się w Umbarze? Widzisz, uważam, że żadne z naszych państw nie potrzebuje wojny i tej wojny wolałabym uniknąć.

- I tu się zgadzamy. Również tego nie chce. Pamiętaj też że to polityka najpierw pani was wykorzystają w wojnie dopiero potem zabiją. Wracając do pytania. Tak równowaga musi zostać zachowana... Rodziny które ucierpiały muszą zachować swoje wpływy. Oni muszą widzieć pani szczere intencje. Oraz pokazową karę dla tych którzy są winni. Haradczycy są równie dumni jak Umbardczycy...Jednocześnie są tym jako wojownicy na lądzie czym Umbardczycy na morzu. Nie można im napluć w twarz, poprawić z buta i kazać się uśmiechać. Jedyne pokojowe rozwiązanie to usunąć zabójców i Morwenę. Oczyścić Umbar i zacząć relację z czysta kartką. Kto ma zasiąść na tonie w jej miejsce?

- W takiej sytuacji na tronie musiałaby usiąść osoba dość... nazwijmy ja na razie ‘neutralna’. To zbyt szerokie pojęcie ale chodzi mi o kogoś, kto będzie kompetentny, będzie spełniał wymogi, o których powiedziałeś wcześniej, będzie mu zależało na tym, na czym zależy reszcie Umbaru i, co najważniejsze chyba, będzie osobą, wolną od tego całego politycznego gówna, od tych intryg, ktoś, kto nie zdążył sobie nagrabić w tym wszystkim bo i nie miał takich intencji. I przyznam, że odkąd padła propozycja odsunięcia Morweny od tronu i umieszczenia kogoś na jej miejscu... jak na razie przychodzi mi do głowy tylko jedna osoba, bo, jak mówiłam wcześniej, ja królową nie będę. Co myślisz o Calimonie?

- Miałem z nim do czynienia. Obiecał mi aresztowanie obu Gondorskich rodzin. Bez nadmiernego rozlewu krwi. Następnego ranka głowy obu dostojników zostały oddzielone od ich szyi. A dowody spreparowane że niby to okultystyczny rytuał. Pomalowane na czarno itd.... Oczywiście nikt od nas nie byłby aż tak głupi. A aresztowano Al Tafaya, Calimon zaś poparł Morwęne. Słowa wyjaśnienia i nie dostałem do dziś. Tyle warte jest jego słowo. Elf splunął na ziemię. Słucham dalej.

- Cóż, nie wiele jest innych możliwości tak naprawdę. Bo kto więcej został?

- Kilku. Zrozum jedno kandydat o którym mówisz nie istnieje. Są mniej lub bardziej upaprani.... Osobiście wskazał bym Dorina. Ale i on ma pewne “wady”. Pierwsza jest taka choć w obecnym świetle to nie do końca wada... Że jest przyjacielem Haradu. A jednocześnie korzenie jego rodziny nie są Haradczkie. To Umbardzki, umbarczyk. Do tego Admirał, wilk morski zrozumiecie się zatem doskonale. A i lud prędzej pójdzie za kimś takim niż za dziwką czystej krwi. Zważ pani że Umbardczykami nigdy nie rządziła kobieta. I gdy nastroje tylko ostygną będą chcieli prawdziwego króla.

- Niestety, ja muszę odrzucić kandydaturę Doriana. Przyjaciel Haradu... to dobrze i źle jednocześnie. Dobrze, bo jak już ustaliliśmy narody nasze powinny żyć w przyjaźni. Źle, bo władca Umbaru powinien być neutralny. Być przyjacielem przede wszystkim Umbaru. Co wiecej, Dorian nie jest Admirałem, jeszcze. Admirałem był Dirhael, Dorianowi jedynie marzyło się jego stanowisko.

- Szczegóły morskie to nie moja specjalność. Dorin ma wiedzę by nim być. Natomiast pani nie mylny pojęć. Królem Umbaru musi być ktoś kto chce być albo jest przyjacielem Haradu. Nie powiedziałem że ma woleć nas niż własny naród. I jestem pewien że Dorin będąc Umbardczykiem tak właśnie sprawę widzi. Umbar stawia na miejscu pierwszym na drugim naszą przyjaźń. Czy nie stanął u boku Morweny? Stanął wszak bo na pierwszym miejscu stawia rodaków. A dowody jakie przeszły przez miasto wskazywały naszą winę. On nie wiedząc o tym myśląc że zdradziliśmy bratnie relacje odwrócił się do nas plecami. Co nie musi mi się podobać ale stawia go w dobrym świetle w twoich oczach. Znam każdego kandydata pani. Jak mówiłem nie ma idealnego. Skoro wykluczasz siebie musi być to Dorin.

- Bez urazy, ale Dorin jest wam wygodny, bo zawsze był lojalny Muthannowi.
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein
Zekhinta jest offline