Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2011, 11:48   #172
Zekhinta
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
-Oczywiście pani dobrze to ujełaś był. To czas przeszły to raz. Pokazał teraz że gra przede wszystkim dla Umbaru. Dwa do tej pory kim był? Jednym z dziewięciu... Nawet nie Admirałem jak pokazałaś. Gdy zostanie królem będzie dbał przedewszystkim o swoich. Ale dobrze ja się nie upieram przy Dorinie. Wskaż pani lepszego kandydata. Zważ że gdybym ja miał wskazywać ze względu na to kto mi odpowiada wcale nie wskazałbym jego. Al Tufay albo Guines. Oni byliby idealni. Trochę Haradcy trochę Herumora. Okultyści więc żadni z nich Umbardczycy. Wymieniając ich naruszyłbym przysięgę tu elf podiósł zranioną dłoń. Dorina mogę wskazać z czystym sumienim. Ale dobrze ty wskaż kogoś lepszego wtedy bez wachania ustąpię.

- Nie wydaje mi się, żeby był ktoś lepszy bo rzeczywiście ani Al Tufaya ani Guinesa na tronie Umbaru znieść nie mogę. Andarasie - spojrzała elfowi prosto w oczy - to naprawdę trudna decyzja. Jeśli możesz dać mi czas na wypowiedzenie się, będę naprawdę wdzięczna. Bo kandydatów mamy tylko tych, których wymieniliśmy, przy czym na temat każdego z nich mamy dość odmienne opinie. Potrzebuję przynajmniej dnia. Jak to mówią, muszę się z tym przespać - uśmiechnęła się krzywo, zdając sobie sprawę jak to zabrzamiało w kontekście całej rozmowy. - Przy czym wiedz, że naprawdę poważnie zastanowię się nad osobą Doriana. Może nawet spotkam się z nim, porozmawiam. Nie zobowiązująco oczywiście, po prostu może spotkanie go twarzą w twarz zmieni moje zdanie na jego temat. Dlatego też mówię ci wprost, że chcę się z nim zobaczyć, gramy przecież w otwarte karty.

- W porządku wiedz jednak że czas to rzecz której nie mamy. Skoro mówimy otwarcie mój brat opuścił miasto potajemnie. Idzie zebrać armię. Nie jest głupi pewni pośle po mego ojca by zebrać siły niezbędne do zmazania Umbardzkiej hańby. Celowo go tam wysłałem gdyby został tu narobiłby głupot. Kupiłem nam trochę tego deficytowego towaru. Ale nie mamy go wiele. Dwa,trzy dni i muszą nastąpić zmiany. Zważ pani na jedno. Ty masz kilka tysięcy piratów. To siła przed którą każdy czuje respekt. Pokrzywdzeni moi przyjaciele to również duża siła. Byli ludzie zabitych Gondorczyków to spore siły i gdyby poznały prawdę o wydarzeniach. Poparłyby twój przewrót. Jednak z pewnością nie Calimona który ich nienawidzi. Dorina też pewnie nie kochają ale byłby dla nich mniejszym złem. Tak naprawdę w opozycji do naszego porozumienia są tylko dwie rodziny. Ulicę pani przekonasz. A mając przewagę 7:2 myślę że rewanż wygrasz. Nawet siły Bakra jedynie w połowie popierają Morwene. Zatem siedem i pół do półtora człowieka. Tak wyglądają proporcje. Mając tak przytłaczającą przewagę poparcie.... Można ograniczyć rozlew krwi. Ci którzy służą zdrajcom poddadzą się widząc ich słabość. A później wystarczy zapolować i wielu aresztować.... Pomyśl pani porozmawiaj i wróć do mnie. Mam jeszcze jedną sprawę. Odpowiesz mi pani jeszcze szczerze na jedno pytanie?

- A jakie to pytanie? Ciężko w ciemno coś obiecać tym bardziej, że już raz to dziś zrobiłam.

- A czy pożałowałaś pierwszej obietnicy? Czy ta rozmowa nie była dla ciebie korzystna.

- Wywołała wiele zamętu, to pewne... ale i dała kilka możliwości. Dobrze, pytaj więc, odpowiem.

- Prawdy dowiem sie tak czy tak... Ale mój ojciec i brat i tak zadadzą to pytanie. Twoja flota wpłyneła do miasta kilka dni po feralnej bitwie. Padnie wcześniej czy później podejrzenie że to sprawka twoich ludzi. Bo skoro nie Gondorczyków to czyja? Tak mnie właśnie zapytają. Chce wiedzieć co stało się z tamtą flotą. Prawdę pani... Jaka by ona nie była.

- Zacznijmy więc od tego, że statki, które zawitaly do portu w Umbarze nie są całą moją flotą. Większa część od dawna już pozostaje w naszym porcie macierzystym. Obecni tu Korsarze to, nazwijmy ich moja straż przyboczna, chociaż o dość karykaturalne określenie. Co do samej bitwy morskiej, o której wspomniałeś to nie mogli być moi ludzie. Jesteśmy piratami, napadamy statki ale zawsze pod naszą własną banderą. To nie była moja flota, ja takiego rozkazu nie wydałam. Zresztą, nawet jeśli, już dawno byście o tym wiedzieli. Bo tak jak mówię, wiedzielibyście to w momencie, gdy statku podpłynęły na tyle, aby zobaczyć banderę.

- Pani z doświadczenia wiem że nie raz i nie dwa podwładni mogą wykazać się “inicjatywą” lub być manipulowani. Zmiana bandery zaś jest być może z twojego punktu widzenia niedopuszczalna. Jednak z punktu widzenia rzemiosła wojennego to świetny wybieg. Jeśli możesz zatem zbadaj dla mnie tą sprawę. Chciałbym znać inne spojrzenie na sprawę niż moich podwładnych. Wyślij tam okręty również z zadaniem pomocy mojej rozbitej flocie. Być może trwa tam jeszcze walka podjazowa Gondorczyków i cześci z moich zaginionych ludzi. Ze wstępnych raportów wiem że opóźnienia ma 2000 moich ludzi. Wstępne zatem pesymistyczne doniesienia mówią że z owych 2000 mogła zginąć nawet połowa. Jednak być może z twoją pomocą uda się cześci jeszcze pomóc. Z ciekawości o jakimi siłami dysponujesz pani? Bym wiedział na jaką pomoc w przyszłości mogę liczyć

Ranwena wyglądała na wyrażnie poruszoną.

- Przepraszam, ale muszę o to zapytać... Czy coś sugerujesz? Mówisz, że moi ludzie mogli wykazać się inicjatywą albo zostać zmanipulowani. Nie podoba mi się nawet myśl o czymś takim. Odpowiadając jednak na pytanie o siły... W tej chwili mam w gotowości bojowej około 2 tysięcy ludzi. Mniej więcej drugie tyle w porcie macierzystym.

- Mi również pani. Świat jednak czarno biały nie jest. I mimo że twoje słowo mi wystarczy to moim obowiązkiem wobec mojego narodu, jest zadać każde pytanie.

- Rozumiem i tego nie mam ci za złe. Co do pomocy - jak wcześniej mówiłam, otrzymasz ją. Wydam odpowiednie rozkazy. Wyślę kilka statków do portu macierzystego, uzupełnią zapasy, zabiorą ze sobą jeszcze kilka okrętów i w ciągu dnia, może dwóch gotowi będą do wypłynięcia.

- Nie znam się na tym ale bitwa miałą miejsce 5 dni temu. Jeśli trwają tam jeszcze jakieś pościgi każda godzina jest cenna.

- To może inaczej - jakie dokładnie raporty do ciebie dotarły?

- Cześć naszych ludzi miała dotrzeć drogą morską do Umbaru. Tu połączyć się z resztą i Umbardzkimi siłami. Po czym ruszyć na spotkanie memu ojcu. A potem razem na Gondor. Jednak flota z Gondorskimi banderami zatrzymała ich. To pani była jedynie cześć naszych sił. Trochę okrętów osłonowych i desantowych. To nie byli Gondorczycy bo ich obserwowalismy. Nie twoi ludzie zatem ktoś? Powinnaś wiedzieć pani kto dysponuje takimi siłami. Wiem też że wykonano sabotaż. Wiele okrętów nie wypłyneło nawet w morze. Zatem siły owego kogoś nie są duże. Pewnie z owych spóźnialiskich sporo jeszcze wróci. Ale nawet jeśli straciliśmy tylko kilku ludzi. To chce to wyjaśnić. Na miejscu moich ludzi. Widząc zasadzkę dobiłbym do brzegu. Ewakuował się. Pewnie przepadły okręty osłony... Bitwa miała miejsce w zatoce. Więc jedynie okręty osłonowe po wykonaniu swego zadania mogły się przebić i ujść. Desant z pewnością się ewakuował. Moim zdaniem celem przeciwnika było nie tyle zadanie nam strat. Co zyskanie pewności że nasze siły nie dojdą do Umbaru zbyt szybko. Może zrobił to ktoś kto obawia sie moich intencji. Kto wie może Gondorczycy jednak nauczyli się czarować... Nie wykluczam jak mówiłem niczego. Chce tylko świeżego spojrzenia na sprawę.

Ranwena uważnie słuchała każdego słowa.

- Sabotaż? To rzeczywiście interesujące. Masz rację, ktokolwiek to zrobił, chciał wyraźnie osłabić waszą flotę. Dobrze więc. Wyślę od razu tyle okrętów, ile jest gotowych do drogi i następne na tyle szybko, na ile będzie to możliwe.

- Dziękuje. W imieniu mego ludu. Naturalnie jeśli będziesz miala pani prośby lub problemy zgłoś się do mnie. Mam spore możliwości zarówno jako Haradzki książe i następca, jak i jako jak już pewnie zauważyłaś ktoś kto dysponuje mocą. Potrafię leczyć pani niemal wszystko. Nie każdego i nie zawsze się uda. Ale ślepota czy paraliż nawet leżą w moim zasięgu. Potraktuj to pani jako dobrą karte. Z której jako moja sojuszniczka będziesz mogła skorzystać

Pokiwała głową wyraźnie poruszona informacją o mocy, którą posiadał Andaras.

- Jeśli to wszystko, myślę, że możemy się pożegnać. Udam się od razu do moich ludzi wydam rozkazy... a juto odezwę się w sprawie władzy w Umbarze. Jak mówiłam, muszę nad tych chwilę pomyśleć.

- Ostatnia droba rzecz. Nie leżąca do końca ani w moich a pani w twoich obowiązkach. Chciałbym pani przysłać ci kogoś kto skoordynowałby ożywiony handel. Między twoimi korsarzami, a moim klanem. Nie szeroko między Umbarem a Haradem taki bowiem jest oczywisty. Jednak sądzę że skoro nasz sojusz stał się tak ścisły, niech odniosą z niego korzyści i nasi ludzie.

- Co miało by być obiektem tego handlu? Proszę wybaczyć, ale my, korsarze, już od wielu lat nauczyliśmy się żyć samodzielnie. Zresztą... co możemy zaoferować wam? Jeśli już czymś handlujemy to tylko naszymi usługami, jeśli rzeczywiscie pojawiłaby się potrzeba lub korzystna oferta.

- Co do naszej oferty. Dostać możecie wszystko. Rzeczy mniej lub bardziej egzotyczne. Każdy towar jaki będzie potrzebny. Nawet taki który jest mniej lub bardziej popularny czy legalny. To zależy tylko od życzeń twoich ludzi. Co chcemy w zamian? To czym będziecie dysponować w handlowym nadmiarze. Wszak niedługo będziecie siać postarach u Gondorskich wybrzeży. To oznacza łupy różnego typu. Na takiej linii widziałbym możliwości handlu. Z ciekawostki kupie również jeńców. Każdego Gondorczyka jaki wpadnie wam w ręce. Będą wam zbędni więc lepiej zamienić ich na pewną choć w tym wypadku skromną monetę niż wyrzucić za burtę. Po co mi oni? Będą stanowić naszą karę siła robocza. Chodzi mi oto Ranweno żebyśmy zaczeli odnosić wspólne wymierne korzyści. Nie ma potrzeby bym ja bądź ty dawała zarobić komuś niepewnemu. A takie powiązanie scementuje nasz sojusz.


- Jeńcy... to może być kłopotliwe. My nie bierzemy jeńców. Od czasu do czasu któryś z krosarzy weźmie sobie jakąś brankę, jeśli akurat napadniemy na statek, gdzie znajdują się kobiety.

-Kłopotliwość kończy się tam gdzie zaczyna choćby skromny zysk.

- Dobrze, chociaż tu nic nie obiecuje. Ciężko nauczyć starego psa nowych sztuczek. Jednak na tyle, na ile będzie to możliwe, będę pilnować swoich ludzi, aby nie zabijali napadanych.

-Niech będzie że płacimy rumem. To im ułatwi zadnie -elf zaśmiał sie.

Ranwena wybuchła szczerym śmiechem.

- Cóż, przekaże swoim ludziom tą jakże ciekawą ofertę. Dobrze wiec. Wyślij mi swojego człowieka ja natomiast również wydeleguje kogoś od siebie, żeby spawy takie załatwiał.

- Zatem czekam na pani wizytę ponowną.

***

Jakiś czas później Ranwena siedziała w kajucie swojego statku, rozmyślając o wszystkim, co się dziś wydarzyło. Wpatrywała się w mapy, poprzybijane do ścian kajuty. Rozległo się pukanie, po czym drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wszedł starszy wiekiem mężczyzna. Gdy kobieta nie zareagowała na jego przybycie odezwał się:

- Czy coś się stało?

- Nie.

- Wyraźnie jednak coś cię martwi.

Na to jednak Ranwena nie odpowiedziała. Wpatrywała się nadal w mapy, po czym wstała energicznie z fotela i podeszła do mężczyzny.

- Zbierz ludzi. Mam dla was nowe rozkazy.
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Zekhinta : 23-10-2011 o 23:02.
Zekhinta jest offline