| Xaraf nie czuł rozwalonego ramienia, ale sanitariusz upierał się że jest mu potrzebna pomoc magiczna. Najchętniej się sam poskładał. Zalał to denaturatem, pozaklejał plastrami, obwiązał bandażem i kontynuował zadanie. Niestety, procedury.
Po ostatnich wydarzeniach w szpitalu i po tym, że spędził w nim nad wyraz dużo czasu, nie miał z niego zbyt wielu fajnych wspomnień. A nawet jeśli, to większość przespał. Ale nie to sprawiło, że w karetce jechał ze spuszczoną głową cicho nucąc jakąś piosenkę. Nie był zbyt muzykalny, mimo wszystko to go uspokajało. I odrywało jego myśli, od tego że jakby nie było, przed sekundą zastrzelił Łowcę. Co prawda zaatakował łak pierwszy, ale zawsze był Łowcą. I to zasłużonym, z tego co wiedział Firebridge. I zamiast myśleć o rozchlapanym mózgu partnera, wolał myśleć o tym, jakie było kolejne słowo w piosence Youth of Britain, „Beer Beer Beer”. Z góry wiedział, że jak się wyda ten fakt, wielu Łowców, zwłaszcza tych zmiennokształtnych nie będzie mu podawało ręki w robocie. Do tego wysadzenie Ambasady Umarłych. Jeżeli wywalą go z Łowców, na pewno przyjmą go z otwartymi rękami w jednej z tych organizacji która tępi ożywczyków.
Na szczęście on to i tak pieprzył. Dzień się jeszcze nie kończył.
Pod szpitalem, znaleźli się szybko. Karetka jechała na sygnale, inne samochody zjeżdżały z drogi, a oni mknęli zakorkowanymi ulicami Londynu, jak z umierającym, kiedy Xaraf coraz bardziej wczuwał się w piosenkę i wracał mu humor. Kiedy karetka znalazła się przed holem, ktoś nawet czekał na niego z wózkiem inwalidzkim. On tylko spojrzał na praktykanta wzrokiem typu „czy ty aby sobie ze mnie nie żartujesz?”, aby wózek szybko znikł wraz z młodzikiem.
Później, już widać było bardziej zasłużony lekarz w białym kitlu zaprowadził Egzekutora na salę magiczną, gdzie czekała na niego Siostrzyczka, a raczej Brat. Wysoki, gruby i nieładnym tikiem nerwowym, który wykrzywiał mu co jakiś czas usta w komiczną minę.
Xaraf nie napawał się zbyt długo na ten zaniedbany wybryk natury. Usiadł na fotelu i pozwolił działać medykowi. Nie trwało to długo, ani krótko. Połączenie magii i nici chirurgicznych, ładnie połączył rozerwaną skórę. - Niestety, raczej bez blizny się nie obędzie – zakomunikował Braciszek. - Przywykłem – odpowiedział tylko Xaraf, zrzucając do śmietnika poszarpaną bluzę i rozdarty koszulek.
Oczom lekarza, ukazały się przeróżne blizny i znamienia, po przeróżnych starciach, jakie do tej pory stoczył pod banderą Ministerstwa Regulacji. - Ładna kolekcja – pochwalił ją Andy, bo takie imię widniało na identyfikatorze przy kitlu – Proszę, ubranie zastępcze
Xaraf przyjął nowy koszulek i bluzę. Oba z wielkimi logami MR’u i jeszcze większym napisem „MINISTERSTWO REGULACJI LONDYN”. Tak, teraz z pewnością uda mu się wtopić na rewirze w tłum i wybadać jakieś ciekawe informacje. Na szczęście kamizelka, ucierpiała najmniej i nie musiał jej wywalać. Zarzucił ją na wierzch, pozbierał swoje zabawki i wyszedł, po drodze wykonując kilka rozgrzewających ruchów dla świeżo pozszywanej ręki. Tak jak przewidział, nie pomyślano o przysłaniu mu środka transportu. Musiał skierować się na najbliższy postój taksówek, gdzie udało mu się w ostatniej chwili wsiąść na drugiego. Na szczęście pasażerka, z pewnością imigrantka nie miała nic przeciwko. Tylko czarnoskóry taksiarz co nieco burczał pod nosem, ale w końce ustąpił widząc odznaczenia MR’u i mały arsenał. Dialog próbowała nawiązać tylko druga pasażerka, ale Xaraf odpowiadał na jej pytania zwięźle i krótko. Widząc tą niechęć do rozmowy, szybko ucichła.
Kiedy taksa zawiozła go pod MR, a Xaraf zapłacił mu za kurs, Irola było widać w jednym z okien biurowca, w którym mieściło się Ministerstwo. Troszkę się obawiał że dostanie wymówienie, ale szybko skoncentrował się na czymś z goła odmiennym. Blond funkcjonariuszce, iście kobiecym chodem kierującej się srebrnego Forda. I może by nawet na nią nie spojrzał, gdyby nie lateksowy ubiór, idealnie podkreślający to co kobieta ma najpiękniejsze. Odprowadził ją wzrokiem do samochodu, wraz z Irolem stojącym przy oknie w swoim pokoju i innymi, około czterdziestoma Łowcami znajdującymi się w okolicy wraz ze śliniącym się w taksówce murzynem.
Kiedy pokaz się zakończył, a Ford odjechał, Xaraf ruszył do budynku, teatralnie machając do wlepiającego w niego ślepia Irlandczyka. Wieść o tym, czego dokonał Xaraf szybko się musiała rozejść. Kilku loup-garou zawarczało gdy przechodził, kilku konserwatystów przed nim zasalutowało i krzyknęło „Niezła robota!”.
On sam nie miał najmniejszego zamiaru się tłumaczyć i opowiadać ze szczegółami jak było, więc mijał tą całą menażerie humorów, kierując się prosto do pokoju rudzielca. Zapukał i wszedł, nie czekając za pozwoleniem, tak jak miał to w zwyczaju. Irol już siedział za biurkiem. - Chciałeś mnie widzieć, no to jestem. Mam nadzieję że teraz nie dasz mi jakiegoś „zgryźliwego” odmieńca – powiedział, nie zwracając nawet uwagi na siedzącego w rogu zastępcę Hartmana.
__________________ Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być. |