Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2011, 15:28   #293
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Paskudna bestia czterokopytna jakoś nie chciała zrozumieć, że pora zginąć. Uparta jak muł stała na tych swoich czterech nogach i odpłacała się atakującym pięknym za nadobne. W dodatku, mimo zmiany sytuacji na korzyść przeciwników, nie zamierzała się wycofać. Może i dobrze, bowiem zawsze istniało niebezpieczeństwo, że pobiegnie po pomoc. W takiej sytuacje lepiej już było, że trwała na stanowisku aż do nieuchronnego końca. A że ten zbliżał się coraz bardziej, to było widać aż za dobrze. Mimo wszystko warto było ten koniec nieco przyspieszyć.
Czar zaklęty w pierścieniu zadziałał i Baredowi pozostało tylko zmienić oręż na rapiery.
Mag zużył większość zaklęć. A przynajmniej te które mogły być użyteczne przeciw potworowi.Kolejny sztylet pognał w kierunku Zelekhuta. Sam mag sięgnął po kuszę i po bełt. I wycofując się ładował broń, by móc jej użyć jak naprędzej.
Bared użył swojego zaklętego pierścienia i zniknął wszystkim z oczu sięgając jednocześnie po swoje rapiery. Jednak wywołał tym gromki śmiech Zelekhuta, który nagle spojrzał prosto na niego! Czyżby zaklęcie niewidzialności nie działało na centaura?
W międzyczasie Cogito cofnął się, prawie wpadając na niewidzialnego już łotrzyka. Po chwili oddał też strzał z kuszy, który niestety odbił się od Zelekhuta, nie czyniąc mu żadnej krzywdy. Jego sztylet natomiast miał więcej szczęścia - wbił się w nieuchronnego tak głęboko, jak tylko się dało.
Arneo i Cristin okazali się jeszcze skuteczniejsi - kapłanka widocznie uznała, że koniec bitwy jest już bardzo blisko i przestała używać leczniczej magii. Zamiast tego, na wespół z niziołkiem, wyrządziła nieuchronnemu spore szkody w jego grubej powłoce przy pomocy broni.
To musiało poważnie rozwścieczyć nieuchronnego. Nie ciążyła już na nim klątwa i bezlitośnie wykorzystał związaną z tym “swobodę” działania. Dwoma potężnymi machnięciami posłał Cristin na podłogę. Powiększona kapłanka upadła niemalże na Bareda, a dokładniej tuż przed nim, dzięki czemu łotrzyk mógł dostrzec że kobieta wciąż żyje - świadczył o tym nierówny oddech unoszący jej obfite piersi.
W takiej sytuacji raczej nie należało już czekać. Dwie osoby leżały na podłodze i nawet gdyby się okazało, że parzystokopytny go widzi, to Bared i tak nie miał wielkiego wyboru - trzeba było jak najszybciej zaatakować i wykończyć. Gdyby oczywiście się udało.
Bared zrobił kilka kroków do przodu (obchodząc barierę ostrzy otaczającą Cogito) i zaatakował czworonoga.
Cogito strzelił z kuszy ponownie. I w kierunku Zelekhuta poleciał sztylet z otaczającej go chmury. Szalony mag zużył większość użytecznych w tej sytuacji zaklęć, więc mógł jedynie strzelać z kuszy i odciągać w ten sposób uwagę wroga.
Niewidzialny Bared natarł na jedynego już przeciwnika. I szybko się okazało, że czworonóg jednak nie jest podatny na takie proste iluzje - przed bolesnym ciosem kolczastego łańcucha uchroniła łotrzyka jego wrodzona zwinność a i mimo to poczuł niewielkie ukłucie elektryczności na skórze.
Mimo iż nie został ranny, Bared miał wielką ochotę się zemścić - dźgnął więc już ciężko rannego Zelekhuta oboma rapierami. Efekt był widowiskowy. Od samych ostrzy na powłoce nieuchronnego powstało wiele pęknięć, a już istniejące rozszerzyły się znacznie. Wtedy też obie bronie buchnęły swoimi zaklętymi mocami - jedna ogniem, druga zaś mrozem. Nieuchronny nie wydawał z siebie żadnego jęku, czy krzyku. Próbował jedynie rozpaczliwie wyszarpnąć z siebie magiczne bronie - w ten sposób odpadła jedna z jego rąk z łańcuchem. Po chwili druga... aż w końcu całe ciało Zelekhuta się rozpadło ukazując jednocześnie źródło błękitnego światła. Miecz...


Cel ich podróży.

Jakoś dziwnie łatwe zdało się w tym momencie Baredowi osiągnięcie tego celu. Schował broń i nie wierząc zbytnio własnym oczom podszedł do leżącego na ziemi oręża i obejrzał go. Miecz świecił zimnym, błękitnym blaskiem... który zniknął w chwili, gdy Bared wziął miecz do ręki.
Zepsuł się, pomyślał Bared, czy tylko się ‘utaił’? Odpowiedź na to pytanie musiała nieco poczekać. Dwie osoby potrzebowały, na to przynajmniej wyglądało, jego pomocy. Sięgnął po różdżkę leczenia. Po chwili obie kobiety otworzyły oczy.
Mag nie przejął się pojawieniem oręża. Nie zwrócił uwagi Baredowi, że go zagarnął. Za to przeszedł do sprawy ważniejszej w jego mniemaniu,
- Cofamy się do tyłu, trzeba znaleźć miejsce na spoczynek i regenerację sił - rzekł do drużyny i zaczął zawracać, w kierunku spenetrowanych już komnat. Zatem, teoretycznie bezpiecznych. Arneo zaś ruszył za swym panem.
Mając miecz w swym posiadaniu Bared nie zamierzał kontynuować zwiedzania podziemi i skierował się tam, dokąd podążył Cogito i jego chowaniec.
 
Kerm jest offline