Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2011, 10:33   #53
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Koszmary powracały, żona Carringtona sprawiła że wszystko co starał się zamieść pod dywan, ożyło na nowo. Paradoksalnie po rozmowie z Lolą wiedział że konfrontacja z przeszłością ich nie minie i uspokoił się trochę. Choć uspokojenie, w wykonaniu egzekutora wyglądało troszkę inaczej. Potrzebował... wyzwania, odwrócenia uwagi. Małego questa na boku. Napadło go jeszcze zanim tłumacz z Litwinką wsiedli do samochodu. Poszedł zapłacić do baru za kawę i popatrzył na Lolę. Tak masakra druidów, tak coś wstało i przylazło na ziemię pożerając dusze, ale dla Gary’ego co innego wisiało też w powietrzu. Zaraz kurwiki mu się zapaliły w oczach, nic nie mógł poradzić działała na niego jak dynamo podpięte do egzekutorskiego motoru.
Podszedł do niej blisko, ocierając się jak kot i przygarniając ją do siebie, kiedy ruszyli do wyjścia.
- Wiesz, myślałem o tym eksperymencie... – szepnął z szelmowskim uśmieszkiem. – Tylko że może zmodyfikujemy co nieco zasady? Dowolne sztuczki, pełen wachlarz i repertuar. I kto pierwszy pęknie. Co ty na to, Regulatorko Ruiz?

Odpowiedziała mu odruchowo - przylgnęła do Gary’ego na moment, wsuwając dłoń do tylnej kieszeni jego spodni. Gdy dotarło do niej, co miał na myśli, zatrzymała się w pół kroku. Uniosła brodę i wbiła harde spojrzenie ciemnych oczu w źrenice Trisketta.
Nie musiała nic mówić, wiedział, że podjęła wyzwanie.
Wsadziła palec za sprzączkę jego paska i przyciągnęła do siebie jeszcze na moment. Blisko, bliziutko. Ich usta niemal się zetknęły, gdy szeptała.
- Czas start!
Wywinęła się z zasięgu jego ramion i wyprzedziła na krótkim odcinku dzielącym ich od auta. Dobrze wiedziała, co jest jej głównym atutem. Czemu Gary nigdy nie potrafił się oprzeć.
Wdrapała się na siedzenie.
- Możesz mi z tym pomóc? Znów się zacięło - wskazała pas bezpieczeństwa, wiedząc, że żeby to zrobić, będzie musiał się nad nią nachylić. Prosto w jej zapach i w dekolt, który zdążyła już pogłębić o co najmniej jeden guzik.

Uuuch to był błąd. Obudził w niej kocicę, nie, panterę która zeżre go razem z butami...
- Przegrana, bo bądźmy szczerzy kotku, nie masz szans – trzymał fason nawet gdy zaczęła kołysać biodrami płynąc przed nim – spełnia wszelkie zachcianki wygrywającego przez cały kolejny dzień.
Posłusznie wbił spojrzenie w latynoski tyłeczek, wiedząc przecież że to jest prosta droga do samozagłady. Otworzył drzwi przed nią i wsiadł do auta. Shay nadszedł zaraz i usadowił się z tyłu.
Zaczęła ostro, ale życzenie spełnił z ochotą. Zapach jej włosów i ciała zaszumiał w głowie, ale Gary z dnia na dzień rzucił picie! Miał kurwa silną wolę? Miał!!
- Cholera coś się musiało zaciąć. Momencik. - Dla siedzącego z tyłu Shaya wyglądało to zupełnie niewinnie. Ot nachyla się bardziej, by lepiej uchwycić wtyk pasów. Tymczasem najpierw gorący oddech omiótł jej szyję, a potem poczuła usta Gary’ego w tym magicznym miejscu, gdzie obojczyk tworzy małe zagłębienie. Ja ci zaraz porozpinam guziczki, pomyślał muskając niespiesznie wargami szyję. W końcu rozległo się głośne ‘klik’. Odsunął się po czym zapalił silnik i ruszyli. Ręka po wrzuceniu piątki, nie wróciła zwyczajowo na gałkę skrzyni biegów. Ześlizgnęła się zupełnie przypadkowo.

Szlag. Poczuła to bardzo wyraźnie. Zawsze umiała bezbłędnie określić punkt zwrotny, za którym rozsądek przestawał mieć cokolwiek do powiedzenia. Gdy Gary pocałował jej obojczyk, stanęła na krawędzi.
Założyła nogę na nogę, strącając dłoń mężczyzny z opiętego spodniami uda.
Z wymiętoszonej paczki wysupłała papierosa, odpaliła go i zmysłowo, głęboko zaciągnęła się dymem. Byle ochłonąć. Obecność Shaya w aucie zdecydowanie pomagała.

- Trzymasz się? - uśmiechnęła się do egzorcysty we wstecznym lusterku. Czekaj Gary, nie tym, to innym sposobem.

***

Przyjechali na miejsce, wiedzeni gliniarskim meldunkiem o samochodzie. Pogadali chwilę ze stójkowym, a Shay wziął się za otwarcie auta jakimś sprytnym sposobem. Drzwi się otwarły, alarm zawył.
Gary poobserwował otoczenie, może to wywabi panią Carrington, ale zaraz zerknął do środka, nie przejmując się wyciem syreny.

W środku było to, co luksusowe auto powinno mieć. Skórzane siedzenia, piękny zapach, full błysk, politura, szmery bajery. No i amulet z króliczą łapką i czterolistną kończyną. I coś jeszcze. Dłonie. Zaciśnięte na kierownicy, męskie, równo odcięte dłonie. No tego ostatniego elementu to raczej taki samochód nie powinien mieć.
Rzucał się jednak w oczy fakt, że nigdzie nie widać krwi a i dłonie są jakieś takie, stare, wysuszone. Jakby … zmumifikowane.
Na tylnym siedzeniu leżała torba turystyczna. Mała, damska. Koloru dojrzałej brzoskwini. z szafranowymi wstawkami

Gary na widok odciętych rąk, wrzucił szósty bieg egzekutorski. Świat zwolnił kiedy wyrwał colta z kabury i omiótł lufą wnętrze samochodu. Błysk, sekunda i Gary uspokoił się trochę.
- Trzeba będzie wezwać naszych z Komory. - cofnął się poza pojazd i spojrzał na Shaya i Lolę - Niech zbadają te łapy.
Przyjrzał się dokładnie dłoniom zaciśniętym na kierownicy. Potem otworzył tylne drzwi i obejrzał dokładnie pomarańczową torbę. Gdy upewnił się że nie ma w niej niespodzianki, otworzył ją i zerknął do środka.

Było tam jakieś płócienne zawiniątko białej barwy. Jakby zrolowany ręcznik czy coś podobnego.
Gary zawahał się na chwilę, ale w końcu wyjął ołówek z kieszeni i delikatnie odwinął zawiniątko, chcąc zajrzeć do środka. Nie chciał nanieść własnych śladów, by nie spaprać roboty kryminalistykom.
To była ….szata. Długa. luźna tunika, a w jej środku …. sztylet, zrobiony z kości i drewna. Albo z rogu i drewna.

Wziął przez chusteczkę sztylet i oglądnął go dokładnie. Rogowa rękojeść zdobiona prostymi wzorkami i brązowe chyba ostrze. Na niewprawne oko Trisketta, nóż wyglądał na stary, rytualny. Taki w sam raz do podrzynania gardeł ofiarom... Poszukał jakiś krwawych śladów, ale ostrze było czyste. Wyciągnął też tunikę i przetrząsnął dokładnie resztę zawartości torby.
W torbie była jeszcze mała kosmetyczka oraz grzebień i kilka kobiecych drobiazgów. Nic zwracającego uwagę. Na tunice dostrzegł ten sam znak, co w siedzibie sekty.



Kurwa mać! Dopiero teraz go to uderzyło. Łapy na kierownicy wyglądały jakby ktoś je obciął sto lat temu... Podobnie jak rany tej pieprzonej Litwinki! A oni ją puścili... Mieli adres i nazwisko, trzeba będzie zawinąć ją jeszcze raz jak już kryminalistycy przebadają odcięte dłonie.

- Wow - rzucił Shay zaglądając do środka - Za dużo wrażeń jak na jeden dzień - dodał po czym cofnął się - Może powinniśmy posłać po komisarza Rexa? Albo przynajmniej loup garou, może coś wywęszą?

Gary kiwnął głową.
- I wezwać technicznych, niech przejadą ślady. My w tym czasie moglibyśmy przepytać gapiów, ktoś przecież musiał widzieć kto wyszedł z auta.
 
Harard jest offline