Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2011, 14:36   #54
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Trzymasz się? - uśmiechnęła się do egzorcysty we wstecznym lusterku.
Normalność, ludzkie odruchy. Musiała trzymać się normalności za wszelką cenę.
Shay odniósł nagle wzrok nieco speszony i zaskoczony, po chwili jednak odwzajemnił uśmiech i swobodnym tonem odparł - Jest ok. Dzięki. Chyba... eh, nie spodziewałem się... No wiecie, dla mnie to coś nowego.
- To właśnie miałam na myśli. Palisz? - podała do tyłu paczkę papierosów. - Mnie też ciężko opanować żołądek.
- Czytasz w moich myślach - wyciągnął dłoń i po chwili nieco niezgrabnym ruchem wepchnął sobie do ust papierosa - Nikotyna lekiem na całe zło. - Zaśmiał się. - Często macie takie... sprawy?
- Wstające demony czy bożki to jednak nie chlebek codzienny. – Gary zerknął we wsteczne i wykrzywił się w parodii uśmiechu. – I zawsze trafia akurat na nas. Jak szukasz mocnych wrażeń, trafiłeś do dobrej grupki.
- I właśnie w tej chwili zaczynam marzyć o ciepłej posadce za biurkiem. - Westchnął. - A pieprzyć to - dodał i wypuścił powoli dym - raz się żyje.
Lola parsknęła śmiechem, komentując tym samym dowcip Shaya.
- Gdzie w ogóle robiłeś wcześniej?
- Nie uwierzycie - powiedział - Śpiewałem na weselach, czasem w pubach. Jestem muzykiem. - Znowu się zaśmiał. - Ah, ta Lady Fortuna.
- Serio? - Gary zerknął znowu czy ich czasem w konia nie robi. - Żaden policmajster, najemnik, superhero na dziennym etacie a śpiewak wieczorem?
Zaśmiał się krótko.
- Aa, pewnie przebudzenie talentu miałeś dość gwałtowne, bo przyznasz że ze śpiewania do kotleta to spory przeskok.
- Przeskok jak cholera. Szczerze? Byłem schlany w trupa, gdy zobaczyłem pierwszego ducha i olałem go - przyznał - Talent rzeczywiście nagle wyskoczył z ukrycia. Chyba nikt nie jest na to przygotowany. A jak to było z wami? Kim byliście?
Przestała patrzeć w lusterko, wzrok Latynoski powędrował w dal. Ucichła, zachłannie dopalając papierosa i od razu zaczynając następnego. Nie było o czym opowiadać, bo gdyby zaczęła, mogłaby nigdy nie skończyć. Milczała.
- Eee... Jeśli za bardzo ciągnę za język... Sorry - dodał Shay przerywając ciszę - Bywam ciekawski. W razie czego zwracajcie mi uwagę.
- A u mnie standardowo. - Rzekł Gary zerkając z ukosa na Lolę. - glina, exglina, pijak a dalej już tylko lepiej. Właśnie patrzysz na szczyt ewolucji amerykańskiej linii Triskettów.
Uśmiechnął się do latynoski i uścisnął jej rękę.

Przyglądała się mijanym budynkom. Chyba po raz pierwszy widziała je skąpane w słońcu. Zmarszczyła nos, twarzą łowiąc promienie. Czasami brakowało jej światła. Choć ciemny Londyn doskonale pasował do jej pochmurnego wnętrza, w jej żyłach krążyło płynne słońce. Uśmiechnęła się. To było silniejsze od niej.

*

Stajnia Augiasza - takiego pieszczotliwego określenia zwykli używać Regulatorzy wobec archiwum MRu.
Z dziką przyjemnością zleciła najczarniejszą z krecich robót piegowatej Nancy. Ilekroć na nią patrzyła, wracało wspomnienie widoku jej gołego tyłka znikającego za drzwiami jej własnej sypialni. Tyłek nie umywał się do innego kobiecego tyłka, z którym zwykła ongi obcować i znalazł się w tym właśnie miejscu z powodu, który bynajmniej nie był miły sercu Dolores.

Nie chciała czekać. Piętno afery, w której wzięli udział zeszłego roku nie dawało jej spokoju.
Po wysłaniu Irlandki w cholerę, tj. na sam koniec bezkresnej hali archiwum, sama zajęła się przebijaniem przez dane nieco bliżej.
Choć w pomieszczeniu panował chłód, pracowała w koszulce na ramiączkach.
Nie dawał za wygraną, trzymał się tuż obok. Gdy stanęła na palcach, by ściągnąć z górnej półki tekturowe pudło, stanął tuż za nią. Nachylił się, dmuchając w kark Latynoski. Daję słowo, po jej skórze przemknęło małe wyładowanie elektryczne.
Odwróciła się gwałtownie i ułapiwszy w garść koszulę na jego piersi, ściągnęła na swój poziom.

- Słuchaj no, gnojku! - wycedziła przez zaciśnięte zęby. Musnęła płatek jego ucha językiem, a potem przygryzła lekko. Choć gest był delikatny, zabrzmiało w nim echo lwiego ryku; odległa jeszcze, lecz odczuwalna groźba. - Nie zamierzam tego przegrać.

Dojechali bez wypadku co zakrawało na cud, bo Gary zezował na nią jednocześnie próbując koncentrować się na drodze. Jak na razie trzymał się dzielnie, a strącenie łapy z jej uda, dawało mu remis ze wskazaniem w pierwszej rundzie. Tak przynajmniej w swojej naiwności myślał. Zaparkował w garażu podziemnym MRu i wyszli we trójkę na górę. Zagadali do Alfie’go, który przydzielił im paru ludzi do pomocy. Lola przegnała Nancy z furią która nie słabła od ponad roku. Gary łaził za nią i serio wziął się za przeglądanie materiałów. Stażyści stażystami, ale chciał zerknąć do profilu pracownicy ministerstwa, która padła na miejscu zbrodni. Tyle tylko że jego latino lover nie ułatwiała mu zadania. Zimno jak jasny szlag, bo archiwum w głębokiej piwnicy a ona w koszulce na ramiączkach. Po pięciu minutach jedyne co mógł robić to zastanawiać się czy jej nabrzmiałe jak guziczki sutki już mogą ciąć szkło czy jeszcze potrzebują ze dwie minuty. Ponowił atak, ale kontra była błyskawiczna. Przygryzła płatek ucha i warknęła trzymając bety w garści, a Gary zadrżał. Błyskawice w oczach i zapach perfum przebijający się przez kurzową i zatęchłą atmosferę lamusa, poczuł to wszystko w okolicach rozporka. Szlag nawet rozglądnął się błyskawicznie. Razwiadka wyszła po jego myśli, Nancy daleko, starsza pani przy kontuarze zajęta swoimi sprawami... Położyła rękę na jego policzku i mocniej zacisnęła ząbki na płatku ucha. Szlag, szlag, szlag! Jakby ją pociągnął na ziemię, jakby byli w miarę cicho, to nikt by się nie zorientował wśród tych pieprzonych regałów... Ręce same, bez udziału jego woli spoczęły na jej tyłku i przyciągnęły ją bliżej. Fala adrenaliny równa podnieceniu już huczała po egzekutorskim organizmie. Hamuj chłopie, bo będzie po zawodach!
Wywinął się w końcu z jej uchwytu, zamglone już oczy przejrzały bardziej przytomnie.
- Staraj się, mała. – wychrypiał zaschniętym gardłem, choć poziom pewności siebie w tembrze głosu był żałosny. Wpatrywał się w nią gorejącym wzrokiem i wiedział że jeszcze dwa oddechy i się podda. – Ja... pójdę do Technicznych, może uda się coś wyciągnąć z komputerów.
Kapitulacja na całej linii, choć uratował cnotę w ostatniej chwili
- Spotkamy się w gabinecie za piętnaście minut, dobra?
Neutralny grunt, no i w pokoju będzie Shay. Gary potrzebował czasu by dojść do siebie. Kubła lodowatej wody jak na złość nie było pod ręką...


Tak, robota, która przypadła im w udziale była poważnie parszywa.
Na widok odciętych rąk gwizdnęła przez zęby. Ciężki aparat ze staromodną lampą błyskową znalazł się w jej rękach nie wiadomo kiedy. Solidna dokumentacja dawała nadzieję na to, że znajdą coś, czego nie zauważyli gołym okiem.
- Ciekawe gdzie, do cholery, jest Hartman - burknęła pod nosem, bo kiedy ten jeden raz naprawdę potrzebowali łaka, ten przepadł bez wieści. Nachyliła się do wnętrza wozu, nie przestając fotografować - Zapytacie w MRze?
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me
hija jest offline