Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2011, 23:24   #19
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Wielki wilkołak z wyprostowanej podstawy pochylił się, opierając na wielkich rękach i podsunął się do Ravny, odsłaniając szyję. Dość nieufnie. Teraz dopiero, z bliska Ravna zauważyła, że to co miała za szarą, miejscami białą sierść, wygląda bardziej jak... Siwizna. Dotknęła delikatnie miękkiego futra. Sierść przesypywała się lekko między palcami, inaczej niż u Adama... on zawsze miał futro pełne poskręcanych kołtunów i pamiątek po ostatnich posiłkach i legowiskach. Rozpuściła trochę śniegu w dłoni, rozsupłała woreczek na szyi i zanurzyła w nim mokre palce. Gładząc futro nuciła melodię bez słów i szyła rany. Ponad wszystko - nie mogła się skoncentrować. Umykały jej szczegóły, melodia się rwała... Leczenie zarówno wilka, jak i samej siebie, było tragiczną prowizorką. Wilk, a raczej wilczyca, bo to zdołała dostrzec we wzorcu, mogła się regenerować sama. Ravna zaś będzie musiała odwiedzić ostry dyżur, nakłamać lekarzom, i w najlepszym przypadku grać wieczorem na próbie na silnych prochach. A potem... potem albo magia, albo kontuzja do końca życia, ograniczony ruch, skrzypce rzucone w kąt, śmierć muzyki. Zagryzła wargi i wstała.

- Nie dam rady teraz zrobić nic więcej, przykro mi. Ale powinno się już zagoić. Jesteście silni. Czemu on, tamten, chciał mnie zabić? - obawiała się, że w głosie przebije się przerażenie, ale nie. Tylko smutek i strata. - Będę musiała go wypuścić, zaraz, niedługo... to nieludzkie tak kogoś więzić - Ravna skrzywiła się płaczliwie.

Wilczyca patrzyła nieruchomymi ślepiami, nagle zgięła się w pół i zaczęła zmieniać. Pomału, wręcz koszmarnie wolno, gięły się kości i trzeszczały mięśnie. Wreszcie uniosła twarz. Poturbowana Rosjanka ubrana dość po ludowemu, włączając tradycyjnie szyty kożuch, o twarzy pomarszczonej acz w hardym wyrazie, długie, siwe włosy związane na warkocz. Wilkołaczka oparła się o drzewo, pot płynął wąską strużką od jej posiwiałej skroni. Łapała oddech po przemianie.
- Nie mam pojęcia, maleńka... - westchnęła. Może to coś w rysach, a może w samej postawie, ale zdawała się podobna do zmarłej Stanisławy.
- O chol... jesteś jej siostrą?
-Natasza Żełudkow, tak...
- zdawała się nie do końca kontaktować, może przez ból, a może przez stratę krwi.
- Chodźmy do domu - zreflektowała się Ravna. - Zostawiłam tam trochę jedzenia. Powinnaś się położyć...
-Tak... Nie. Słuchają cię zmory. Czuć od ciebie Żmijem...

Ravna zatrzymała się w pół kroku. To by wyjaśniało atak czarnego. Jednak Natasza się wahała.

- Wiem, co możesz czuć - oznajmiła wolno. - Przedmiot ze mną związany. Cena, jaką zapłaciłam za przechylenie szali w bitwie. Nic we mnie.
-To tylko powód czemu razem cię nie rozszarpaliśmy, malutka - staruszka zaśmiała się rozbawiona. - Temu przyda się trochę czasu na ochłonięcie. Zostały jeszcze jakieś nalewki po Stanisławie?
- Już wiesz? Przykro mi. Była naprawdę miła... - Ravna odkaszlnęła małe kłamstewko. - Tak naprawdę, to była przerażającą starą wiedźmą. Ale dla mnie była miła. Nie ruszałam jej butelek, trochę się, ekhm, bałam, co tam mogła wlać.
-Jak my wszyscy. Jak my wszyscy. W takim razie ty musisz być... Ravna, prawda?
- Ravna Turi. tak. Myślę, że obydwie powinnyśmy się napić.



W chacie Stanisławy zawsze było ciepło, niezależnie od tego, jak dawno temu wygasł ogień. Pachniało ziołami, kawą, trochę potem i trochę skwaśniałym mlekiem. Ravnie podobały się te zapachy, przypominały jej kuchnię jej matki i letnią chatę Sirri nad jeziorem w górach.

Natasza rozsiadła się za stałem, a Ravna balansowała na palcach na krześle, sięgając po butelki ustawione na belce.
- Jarzębiak, z zeszłego roku. Jeżynowe wino, sprzed pięciu lat. I coś nieopisanego, ale wygląda na gęste... chyba jakieś maliny widzę.
- Daj tego bimbru, malutka. .. Prawdę mówiąc jeszcze nie wiem z jakiego tak naprawdę powodu zginęła moja siostrzyczka... Wiesz coś więc?


Ravna obracała w palcach kieliszek.
- Właśnie się zastanawiam, jak to delikatnie powiedzieć. Ale chyba się nie da.
-Pewne szczegóły dostałam pocztą pantoflową od Roberta ale... - Natasza skrzywiła się, jej twarz była jeszcze bardziej pomarszczona - Nie wierzę mu jak psu.
- To może być ciekawe - Ravna zasznurowała usta. - Porównajmy szczegóły. Według mojej wiedzy, zabił ją odprysk, jakaś część istoty, która zamieszkała w jeziorze. Ta część... opętała jedną z moich. Stanisława się zorientowała. Zdążyła tylko ostrzec, kiedy to coś zaatakowało. Tylko tyle wiem, nie było mnie przy tym.
-Stanisława przybyła pewnej nocy pod jezioro przepatrzeć je. Jak to robiła każdego roku, od kiedy tutaj mieszkała. Rok za rokiem. Wtedy też spotkała dwójkę z was, kroczących pośród cudów. Był tam też właśnie ów duch. Tylko niepokoi mnie co innego. Nigdy jezioro nie atakowało. Nigdy, to było tylko coś w rodzaju bramy, a wierz mi, moja siostra umiała sobie radzić.
- Wyobrażam sobie. Bezradne dziewczynki raczej nie mieszkają same w lesie... Jednak to coś, jest naprawdę cholernie silne. Wielkie. Podzielone i jednocześnie nadal całe. Nie umiem wytłumaczyć. Kiedy po raz pierwszy spojrzałam pod lód, widziałam tam skrawki dusz. I mam wrażenie, hm... że po raz pierwszy zaatakował, kiedy Ten, który Prowadzi postanowił dokonać sądu przez walkę z tą istotą. Wtedy zaczął się młyn. Dlaczego nie ufasz Robertowi... jak psu? - Ravna całą nadszarpnięta siłę woli włożyła w zachowanie powagi i kamiennej twarzy.
-Do tej pory nie mogę pojąć co moja siostra w nim widziała i co widzieli inni. Może i likwidował ongiś wampiry i tym sobie założył na uznanie. Lecz to była tylko i wyłącznie jego prywata, nic chwalebnego. Natomiast wszystko inne co robił. Robert mógłby się równie nazywać Machiavelli czy Dzierżyński.
Ravna oparła twarz na dłoniach. Potem dolała do kieliszków. - Myślę, że czas na małe wyznanie. Nie wiem, co mówiła ci o mnie siostra, ale wiem, że zmora nie czyni mnie szczególną godną zaufania...jednak. Te najważniejsze rzeczy zawsze następują po "jednak".
Natasza oparła dłonie płasko na stole i uniosła brwi.
- Robert zrobił coś z przedmiotem, z którym jestem związana. Nie wiem co, nie wiem jak. Powinnam wiedzieć. Robert jest obecnie nieosiagalny. A ja muszę wiedzieć. On i Stanisława przyjaźnili się. twierdził nawet, że ją kocha, sprawiał wrażenie, że jej ufa. Więc przyszłam tu, żeby przeszukać dom twojej zmarłej siostry. I przepytać duchy, które jej tu towarzyszyły. Może dzięki temu się dowiem. Może dzięki temu ty dowiesz się, dlaczego musiała umrzeć.
-Nawet gdyby coś udało ci się znaleźć, w co wątpię to... Nie. Nie pozwalam. Co moja siostra robiła to jej rzecz. A wierz mi, była skryta i Robert jest skryty.
Mimo ostrych słów wahała się jeszcze, zastanawiała w milczeniu.
- Pewnie, że był. Oni mają taką naturę. Chodź, pokażę ci coś - Ravna złapała butelkę i podeszła do drzwi.
Natasza ruszyła za nią pewnym krokiem. Na nią kompletnie alkohol nie działał, tak się przynajmniej wydawało.
- To ja - szamanka wskazała palcami na ślady paznokci i krew na drewnie. - Zeszłej nocy. Coś złego się dzieje. Ze mną. Jak długo to będzie tylko przedmiot, a nie ja? Ja nie wiem, ile mam czasu. Uwierz mi, szanuję pamięć twojej siostry. Cokolwiek tu znajdziemy, a nie będzie dotyczyło Roberta i jeziora, należy do ciebie jako do jej siostry. Ja tu walczę o siebie, Nataszo.
Wilkołaczka kiwnęła niechętnie głową.

Możliwe, że pięć minut później już żałowała. Ravna przeprosiła na głos Stanisławę i duchy, które jej towarzyszyły, za to, co za chwilę zrobi. Po czym metodycznie, z zacięta twarzą i bez słowa wywróciła chatę do góry nogami. Zajrzała wszędzie, nawet w gazety do spalenia, zapuściła rękę i czarne smoliste wnętrze pieca i długo grzebała w węglach. Opadła przy kuchennym stole tylko po to, by rabnąć szczerego kielona i ze zdwojona werwą przystąpić do przeszukiwania kuchni. Kiedy ręczne poszukiwania nie dały efektów, kontynuowała już z krzesła, patrząc, jak rozchodzi się dźwięk w chacie, szukając pustych przestrzeni za ścianami. Przez długi czas natrafiała tylko na dziury wyżarte przez próchno, dom był naprawdę stary... A jednak jedna się znalazła. Ravna zerwała się z krzesła jak oparzona i skoczyła do piecyka, zaczęła odsuwać suszace się nad nim zioła. W skrytce zaś Stanisława schowała była tojad, obydwie cykuty, trochę pokrzyw i tego typu ingrediencje. Ravna zmełła przekleństwo i zignorowała pytające spojrzenie Nataszy.
 
Asenat jest offline