Wielki wilkołak z wyprostowanej podstawy pochylił się, opierając na wielkich rękach i podsunął się do Ravny, odsłaniając szyję. Dość nieufnie. Teraz dopiero, z bliska Ravna zauważyła, że to co miała za szarą, miejscami białą sierść, wygląda bardziej jak... Siwizna. Dotknęła delikatnie miękkiego futra. Sierść przesypywała się lekko między palcami, inaczej niż u Adama... on zawsze miał futro pełne poskręcanych kołtunów i pamiątek po ostatnich posiłkach i legowiskach. Rozpuściła trochę śniegu w dłoni, rozsupłała woreczek na szyi i zanurzyła w nim mokre palce. Gładząc futro nuciła melodię bez słów i szyła rany. Ponad wszystko - nie mogła się skoncentrować. Umykały jej szczegóły, melodia się rwała... Leczenie zarówno wilka, jak i samej siebie, było tragiczną prowizorką. Wilk, a raczej wilczyca, bo to zdołała dostrzec we wzorcu, mogła się regenerować sama. Ravna zaś będzie musiała odwiedzić ostry dyżur, nakłamać lekarzom, i w najlepszym przypadku grać wieczorem na próbie na silnych prochach. A potem... potem albo magia, albo kontuzja do końca życia, ograniczony ruch, skrzypce rzucone w kąt, śmierć muzyki. Zagryzła wargi i wstała.
- Nie dam rady teraz zrobić nic więcej, przykro mi. Ale powinno się już zagoić. Jesteście silni. Czemu on, tamten, chciał mnie zabić? - obawiała się, że w głosie przebije się przerażenie, ale nie. Tylko smutek i strata. -
Będę musiała go wypuścić, zaraz, niedługo... to nieludzkie tak kogoś więzić - Ravna skrzywiła się płaczliwie.
Wilczyca patrzyła nieruchomymi ślepiami, nagle zgięła się w pół i zaczęła zmieniać. Pomału, wręcz koszmarnie wolno, gięły się kości i trzeszczały mięśnie. Wreszcie uniosła twarz. Poturbowana Rosjanka ubrana dość po ludowemu, włączając tradycyjnie szyty kożuch, o twarzy pomarszczonej acz w hardym wyrazie, długie, siwe włosy związane na warkocz. Wilkołaczka oparła się o drzewo, pot płynął wąską strużką od jej posiwiałej skroni. Łapała oddech po przemianie.
- Nie mam pojęcia, maleńka... - westchnęła. Może to coś w rysach, a może w samej postawie, ale zdawała się podobna do zmarłej Stanisławy.
- O chol... jesteś jej siostrą?
-Natasza Żełudkow, tak... - zdawała się nie do końca kontaktować, może przez ból, a może przez stratę krwi.
- Chodźmy do domu - zreflektowała się Ravna. -
Zostawiłam tam trochę jedzenia. Powinnaś się położyć... -Tak... Nie. Słuchają cię zmory. Czuć od ciebie Żmijem...
Ravna zatrzymała się w pół kroku. To by wyjaśniało atak czarnego. Jednak Natasza się wahała.
- Wiem, co możesz czuć - oznajmiła wolno. -
Przedmiot ze mną związany. Cena, jaką zapłaciłam za przechylenie szali w bitwie. Nic we mnie. -To tylko powód czemu razem cię nie rozszarpaliśmy, malutka - staruszka zaśmiała się rozbawiona. -
Temu przyda się trochę czasu na ochłonięcie. Zostały jeszcze jakieś nalewki po Stanisławie? - Już wiesz? Przykro mi. Była naprawdę miła... - Ravna odkaszlnęła małe kłamstewko. -
Tak naprawdę, to była przerażającą starą wiedźmą. Ale dla mnie była miła. Nie ruszałam jej butelek, trochę się, ekhm, bałam, co tam mogła wlać. -Jak my wszyscy. Jak my wszyscy. W takim razie ty musisz być... Ravna, prawda?
- Ravna Turi. tak. Myślę, że obydwie powinnyśmy się napić.
W chacie Stanisławy zawsze było ciepło, niezależnie od tego, jak dawno temu wygasł ogień. Pachniało ziołami, kawą, trochę potem i trochę skwaśniałym mlekiem. Ravnie podobały się te zapachy, przypominały jej kuchnię jej matki i letnią chatę Sirri nad jeziorem w górach.
Natasza rozsiadła się za stałem, a Ravna balansowała na palcach na krześle, sięgając po butelki ustawione na belce.
- Jarzębiak, z zeszłego roku. Jeżynowe wino, sprzed pięciu lat. I coś nieopisanego, ale wygląda na gęste... chyba jakieś maliny widzę.
- Daj tego bimbru, malutka. .. Prawdę mówiąc jeszcze nie wiem z jakiego tak naprawdę powodu zginęła moja siostrzyczka... Wiesz coś więc?
Ravna obracała w palcach kieliszek.
- Właśnie się zastanawiam, jak to delikatnie powiedzieć. Ale chyba się nie da. -Pewne szczegóły dostałam pocztą pantoflową od Roberta ale... - Natasza skrzywiła się, jej twarz była jeszcze bardziej pomarszczona -
Nie wierzę mu jak psu. - To może być ciekawe - Ravna zasznurowała usta. -
Porównajmy szczegóły. Według mojej wiedzy, zabił ją odprysk, jakaś część istoty, która zamieszkała w jeziorze. Ta część... opętała jedną z moich. Stanisława się zorientowała. Zdążyła tylko ostrzec, kiedy to coś zaatakowało. Tylko tyle wiem, nie było mnie przy tym. -Stanisława przybyła pewnej nocy pod jezioro przepatrzeć je. Jak to robiła każdego roku, od kiedy tutaj mieszkała. Rok za rokiem. Wtedy też spotkała dwójkę z was, kroczących pośród cudów. Był tam też właśnie ów duch. Tylko niepokoi mnie co innego. Nigdy jezioro nie atakowało. Nigdy, to było tylko coś w rodzaju bramy, a wierz mi, moja siostra umiała sobie radzić.
-
Wyobrażam sobie. Bezradne dziewczynki raczej nie mieszkają same w lesie... Jednak to coś, jest naprawdę cholernie silne. Wielkie. Podzielone i jednocześnie nadal całe. Nie umiem wytłumaczyć. Kiedy po raz pierwszy spojrzałam pod lód, widziałam tam skrawki dusz. I mam wrażenie, hm... że po raz pierwszy zaatakował, kiedy Ten, który Prowadzi postanowił dokonać sądu przez walkę z tą istotą. Wtedy zaczął się młyn. Dlaczego nie ufasz Robertowi... jak psu? - Ravna całą nadszarpnięta siłę woli włożyła w zachowanie powagi i kamiennej twarzy.
-Do tej pory nie mogę pojąć co moja siostra w nim widziała i co widzieli inni. Może i likwidował ongiś wampiry i tym sobie założył na uznanie. Lecz to była tylko i wyłącznie jego prywata, nic chwalebnego. Natomiast wszystko inne co robił. Robert mógłby się równie nazywać Machiavelli czy Dzierżyński.
Ravna oparła twarz na dłoniach. Potem dolała do kieliszków. -
Myślę, że czas na małe wyznanie. Nie wiem, co mówiła ci o mnie siostra, ale wiem, że zmora nie czyni mnie szczególną godną zaufania...jednak. Te najważniejsze rzeczy zawsze następują po "jednak".
Natasza oparła dłonie płasko na stole i uniosła brwi.
- Robert zrobił coś z przedmiotem, z którym jestem związana. Nie wiem co, nie wiem jak. Powinnam wiedzieć. Robert jest obecnie nieosiagalny. A ja muszę wiedzieć. On i Stanisława przyjaźnili się. twierdził nawet, że ją kocha, sprawiał wrażenie, że jej ufa. Więc przyszłam tu, żeby przeszukać dom twojej zmarłej siostry. I przepytać duchy, które jej tu towarzyszyły. Może dzięki temu się dowiem. Może dzięki temu ty dowiesz się, dlaczego musiała umrzeć. -Nawet gdyby coś udało ci się znaleźć, w co wątpię to... Nie. Nie pozwalam. Co moja siostra robiła to jej rzecz. A wierz mi, była skryta i Robert jest skryty.
Mimo ostrych słów wahała się jeszcze, zastanawiała w milczeniu.
- Pewnie, że był. Oni mają taką naturę. Chodź, pokażę ci coś - Ravna złapała butelkę i podeszła do drzwi.
Natasza ruszyła za nią pewnym krokiem. Na nią kompletnie alkohol nie działał, tak się przynajmniej wydawało.
- To ja - szamanka wskazała palcami na ślady paznokci i krew na drewnie. -
Zeszłej nocy. Coś złego się dzieje. Ze mną. Jak długo to będzie tylko przedmiot, a nie ja? Ja nie wiem, ile mam czasu. Uwierz mi, szanuję pamięć twojej siostry. Cokolwiek tu znajdziemy, a nie będzie dotyczyło Roberta i jeziora, należy do ciebie jako do jej siostry. Ja tu walczę o siebie, Nataszo.
Wilkołaczka kiwnęła niechętnie głową.
Możliwe, że pięć minut później już żałowała. Ravna przeprosiła na głos Stanisławę i duchy, które jej towarzyszyły, za to, co za chwilę zrobi. Po czym metodycznie, z zacięta twarzą i bez słowa wywróciła chatę do góry nogami. Zajrzała wszędzie, nawet w gazety do spalenia, zapuściła rękę i czarne smoliste wnętrze pieca i długo grzebała w węglach. Opadła przy kuchennym stole tylko po to, by rabnąć szczerego kielona i ze zdwojona werwą przystąpić do przeszukiwania kuchni. Kiedy ręczne poszukiwania nie dały efektów, kontynuowała już z krzesła, patrząc, jak rozchodzi się dźwięk w chacie, szukając pustych przestrzeni za ścianami. Przez długi czas natrafiała tylko na dziury wyżarte przez próchno, dom był naprawdę stary... A jednak jedna się znalazła. Ravna zerwała się z krzesła jak oparzona i skoczyła do piecyka, zaczęła odsuwać suszace się nad nim zioła. W skrytce zaś Stanisława schowała była tojad, obydwie cykuty, trochę pokrzyw i tego typu ingrediencje. Ravna zmełła przekleństwo i zignorowała pytające spojrzenie Nataszy.