Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2011, 09:58   #37
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Powinno być ŁUP! i trup. A tu nic. A dokładniej to Erich wypalił z rusznicy, aż w uszach zadzwoniło, ale mutanty poszły w las i zniknęły tak szybko, jak znika rzucane barmanowi srebro. Abo Erich źle rusznicę wyrychtował, albo też mutanty szczęście miały... Bogom dziękować za to należało, że konie nie poszły w ich ślady. Zapewne, jak gadali niektórzy, do huku wystrzałów zwyczajne były. A potem zabrać się dały. Widać jednak ciężką pracę wolały i opiekę ludzi, niż bieganie po dzikim lesie i narażanie swego życia dla jakiejś tam swobody. A może to Erich, jako woźnica, podejść do nich odpowiednio umiał. Każdy fach swe sztuczki ma, o czym Konrad mimo młodego wieku dobrze wiedział.

Jak powiadają, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Mniej więcej. Najpierw człek przeklina, że durna, zarozumiała szlachcianka w powozie się rozpycha, innych na dach wysyłając, a za chwilkę bogom dziękuje za jej obecność, bo inaczej może i w więzach do Altdorfu by podążyli. W końcu nawet widok mutantów nie musiał świadczyć o tym, że to nie pasażerowie i obsługa jednego dyliżansu napadli na drugi dyliżans. Strażnicy dróg wad mieli wiele, przy czym o zbyt prędkich decyzjach, których naprawić się później nie dało, też opowieści krążyły.
Nie wśród strażników, oczywiście. Ci o błędach swoich czy kompanów raczej milczeli. Za to podzielili się, mimochodem, niewesołą wieścią...
- Na zadek Morra - mruknął Konrad, gdy wizja ich udziału w wyprawie księcia rozpłynęła się niczym poranna mgła. Związany z tym zarobek takoż. Pech ich chyba prześladował jakiś.

No może nie do końca. Prezent od panny Isoldy, chociaż wartością nie dorównywał straconym ewentualnym przyszłym zarobkom, to stanowił miły dowód na to, iż czasami warto kierować się sercem i naturalnymi odruchami. A kpiny Philipa nie zrobiły żadnego wrażenia na obdarowanym, który schował irchowy woreczek, starannie zabezpieczając go przed ewentualnymi złodziejami, od których w Altdorfie roiło się. Co każdy wiedział.

Tym razem jednak nie ze złodziejami los go zetknął w wielkim mieście. Co prawda w pierwszej chwili nie bardzo wiedział, czy się cieszyć... Wolał, by jak najmniej wieści o nim docierało do jego kochanych bliskich. A nuż kochany braciszek wpadłby na jakiś ciekawy pomysł. Ale stało się.
- Joseph... - Konrad poczuł, jak mu kości trzeszczą w serdecznym uścisku, jaki mu zafundował przyszywany wuj. - Co za spotkanie.
- Moi kompani - wskazał na swych towarzyszy, gdy Joseph zamilkł na chwilkę. - Mieliśmy małą przygodę po drodze. Wartą opowiedzenia przy kufelku czy dwóch.
- No to chodźcie, chodźcie - powtórzył Quartjin.
 
Kerm jest offline