Uciekli. Ledwo zdążyli dostać się do szybu wentylacyjnego, by ratować się przed czymś lub kimś. David nie miał pojęcia co tam było, ale ponownie przez jego głowę przewinął się szereg myśli o demonach i szatanie. - I tak zdechniecie! - głos dobiegł od strony wejścia. - Jeszcze się przekonamy ... - wyszeptał O'Neil sam do siebie. Nie miał zielonego pojęcia co się dzieje, ale nie miał zamiaru dać się zastraszyć postaci której nie widać.
Przesuwali się powoli w ciasnym i wilgotnym szybie, nie wiedząc właściwie w którą stronę zmierzają. Pewni byli tylko jednego - trzeba iść w górę, na powierzchnię. Problem polegał na tym, że błądzili już jakiś czas, a drogi do góry nie było. Szli na czuja, przyświecając sobie latarkami.
Nagle Strode usłyszał jakiś głos. Przyspieszył i zaczął czołgać się wj ego stronę, a elegant ruszył tuż za nim. Dźwięk dochodził z pomieszczenia przypominającego celę w szpitalu psychiatrycznym. W środku narzekał jakiś mężczyzna. Żołnierz polecił O'Neil'owi zostanie z tyłu i rozpoczął rozmowę z nieznajomym. To co powiedział nie różniło się wiele od tego co podejrzewał David - wszystko było dziełem szatana. "Piekło?! To by oznaczało, że nie żyję! Jak to jest możliwe?!" - Wskakuj do nas. Mamy zamiar wydostać się wentylacją, w końcu wszystkie szyby muszą prowadzić na powierzchnię. Dasz radę?
- powiedział Strode do człowieka w pomieszczeniu. O'Neil nie polubił tego pomysłu. Nie miał żadnej pewności, że ten na dole to nie jest żaden sługa diabła i nie zaserwuje elegantowi niewyobrażalnej męki i cierpienia przy najbliższej okazji. Z drugiej strony, wydawał się być w tej samej sytuacji co oni i mógł być przydatny. David przysunął się bliżej żołnierza i gotów był mu pomóc lub złapać w nagłej sytuacji. |